Spokój ducha

"Spokój ducha" to stwierdzenie banalne, ale jednak mogące też znaczyć wiele. Przez ostatnie przeszło półtora miesiąca SRAKA zebrała prawie 550 subskrypcji na twitterze, a wyświetlenia wzrosły o solidny mnożnik. Zakładam przeto, że wielu z obecnych czytelników nie pamięta już mojego pierwszego niedzielnego artykułu, który nadał ton wszystkim moim kolejnym tekstom pisanym w niedzielę - chodzi o felieton "Niedziela jako dzień święty", w którym jako tako wyłożyłem moją filozofię na temat znaczenia niedzieli w raczej codziennym życiu człowieka.
Przyznam, że przed napisaniem tego tekstu byłem trochę jak Joules z Pulp Fiction, który naprawdę starał się być dobrym pasterzem, lecz było to dla niego niezwykle trudne. Jednak koncepcja specjalnej roli niedzieli tkwiła we mnie i gdy napisałem ów tekst, odkryłem że mogę wracać tu co niedzielę i pisać kolejne teksty kulturalne - trochę z obowiązku - i tym samym regularnie wznawiać kontakt z niedzielnym sacrum. I przyznam, że to działa. Moje niedziele się uszlachetniły i odnotowałem wzrost spokoju ducha.

Gdy o tym myślę, założyć jestem skory nawet, że tym pierwszym niedzielnym tekstem zacząłem cały nurt publicystki religijnej na owym portalu. Z biegiem dni jednak oczywiście bywało różnie i następowały małe odstępstwa od materiału pierwotnego - niedawno (bo właściwie wczoraj) w redakcji przyznałem, że mój tekst niedzielny o sektach (Religie Open Source) trochę jednak pojechał po bandzie. Na to kolega redakcyjny Rublow stwierdził że tekst ten i tak jest dobry jako tekst "kościelny". Może rzeczywiście jest, bo w istocie przestrzega przed zagrożeniem jakie wynika z uprawiania sola scriptura (co dowodzi tego jak potężna jest Biblia), ale jednak złamałem tam pewną zasadę nakreśloną w moim wspomnianym pierwszym tekście niedzielnym.

Chodzi właśnie o ten rzeczony spokój ducha. Wypoczynek bowiem nie polega tylko na tym że się leży lub siedzi i nie podejmuje istotniejszych prac - wypoczynek to również zagadnienie psychologiczne. Należy umieć się wewnętrznie wyciszyć, otrzepać ze złych myśli i przesadnie nie denerwować. Wiąże się to oczywiście z unikaniem pewnych aktywności, które wprost prowadzą do podburzania, albo niosą jego ryzyko. Zastanowić się nawet warto czy naprawdę opłaca Ci się w niedzielę na przykład odpalać jakąś grę przy której co 10 minut rzucasz mięsem i się ekscytujesz - nawet jeśli w swoim całokształcie jest to przeżycie bardziej pozytywne, to czy wolisz lgnąć do takich zajęć i dać sobie przetrzepać mózg kilku silnym impulsom niż skorzystać z okazji i uporządkować się emocjonalnie?

Spokój ducha osiągany właśnie również przez unikanie makabrycznych historii i rozemocjonowania jest istotny. Uważam niedzielę za dzień w którym powinno się ten spokój ducha odzyskiwać, dlatego myślę że nawet taki "użyteczny tekst" (jak ten o sektach) może być niedobry, jeśli zaburza porządek niedzieli i spokój ducha. Szkalować heretyków i bronić kościoła w jakiś śmieszny, niekonwencjonalny a może i rubaszny sposób mogę przez pozostałe dni tygodnia (właściwie nie jest to moją rolą choć mógłbym), ale niedziela powinna pozostać jednak właśnie dniem wypoczynku także od złych myśli.
Nie chodzi tu oczywiście o to aby być absolutnie sztywnym - cieszyć się życiem być radosnym można, ale tak jak myjemy ręce przed posiłkiem, tak też powinniśmy się umieć oczyścić po całym tygodniu szarego życia w świecie pełnym rzeczy złych.

Osobiście wręcz jestem zwolennikiem koncepcji, ażeby nie tylko elementów wywrotowych unikać, ale również aktywnie zabiegać o uporządkowanie się. Niektórzy ludzie zachwalają medytację i prawdopodobnie jest to jeden ze środków do osiągnięcia tego, o czym piszę. Sam cierpię na pewną przypadłość która z medytacji raczej mnie wyklucza (byłoby to niezwykle trudne), ale z czasem wypracowałem swój własny zestaw bodźców które mi pomagają i jednym z nich jest muzyka.

Ludzie którzy widzą jak zachwalam muzykę na twitterze zapewne mogą mnie brać za jakiegoś lekkoducha o duszy delikatnej, ale ja myślę, że wcale tak nie jest. Muzyka potrafi być bardzo silnym i skutecznym bodźcem. Jest to przecież formacja dźwięków, czyli tego, co odbiera jeden z naszych podstawowych zmysłów. Na podstawie dźwięków możemy rozeznać wiele rzeczy - znamy przecież krzyk przerażający i świadczący o bólu, jak i krzyk wręcz ponętny. Ranne zwierzę wydaje inne dźwięki, niż zwierzę gotowe do walki - istnieje cały system logiki dźwięku który naturalnie rozumiemy.
Ludzie od tysięcy lat mieli swoje melodie "wojenne" i "mistyczne". Filmy oraz spektakle nagminnie wykorzystują muzykę do budowania i wzmacniania nastroju sceny (często to właśnie muzyka nadaje scenie kontekst). Wreszcie, muzyka wykorzystywana jest w medycynie (dział muzykoterapii), np. w celu wybudzania ze śpiączki lub aby pobudzić mózg osoby z demencją, przywracając pewne stare wspomnienia związane z jakimś utworem.

Dźwięk jest zatem bardzo istotny, lecz nie chodzi tu o sam dźwięk - to tylko przykład tego, jak doraźne i skomplikowane potrafią być narzędzia, którymi możemy się posługiwać aby wprawiać się w stan odpowiedni. W ogóle mam wrażenie, że koncepcja kontroli swoich emocji gdzieś zamarła w społeczeństwie. W starszych dziełach kultury oraz wypowiedziach starszych osób jeszcze zdarzało mi się kiedyś zaobserwować ten motyw świadomej samokontroli - na przykład ktoś się zdenerwował i już od razu wiedział co powinien zrobić, aby ochłonąć. Wyjście ze stanu podenerwowania było ważniejsze od teatralnych dokazywań. Ochłonięcie oczywiście było potrzebne do zadbania o zdrowie i osiągnięcia zdolności prawidłowej reakcji na stan zastany, ale o tym już nikt nie mówi - to jest jakby oczywiste, a raczej kiedyś było.

Dziś - mam wrażenie - świadomość społeczna ukształtowana została przez mechanizmy natychmiastowej gratyfikacji w filmach, grach i nawet zwyczajnym oprogramowaniu użytkowym. Nawet niektóre strony internetowe wprowadziły jakiś system "poziomów" i "rang", które z początku zdobywa się bardzo łatwo, ażeby dać człowiekowi odrobinę tego poczucia satysfakcji i uzależnić go od siebie - o grach MMO tu nawet nie będę się rozwodził. Zauważę tylko że ja osobiście jako zwykły "pracownik biurowy" nabyłem Windowsa 10, na którym system mi wprost preinstalował jeden taki tytuł MMO. Ludzie nie myślą za siebie - to oczywiste - ale dziś żyjemy w dobie bardzo złych autorytetów i to zaczyna odbijać się na naszej jakości życia. Tym bardziej uważam, że dzień na odpoczynek od bodźców wokół i wyciszenie się jest bardzo potrzebny.

I jest to właściwie konkluzja tego tekstu; warto - a czasem nawet trzeba - dostroić swój odbiornik na ciszę i wewnętrzną dostojność. Idealną ku temu okazję stwarza wynikająca z naszego rytu kulturowego wolna niedziela. Niby już o tym właśnie wcześniej pisałem, ale postanowiłem do tego zagadnienia wrócić i je przypomnieć - traktuję to jako istotny symbol, bowiem na powtarzaniu właśnie polega utrwalanie pewnych spraw i o cykliczne powtórzenia oparte są właśnie rytuały; zarówno te religijne jak i te prywatne, na naszą miarę.
W niedzielę polecam Wam zatem odnaleźć samych siebie i dodać sobie prawdziwej godności - nie przeklinać, nie dręczyć i nie zaczepiać nikogo, w ogóle nie emanować negatywną energią. Wyłączyć głupoty i uczynić niedzielę rzeczywiście błogosławioną. Zrobić to może tylko dusza spokojna.

Mig

Komentarze