Nie umierajcie za Brauna

 Istnieją na świecie dobro i zło. Zwykle człowiek posiada naturalną umiejętność odróżniania ich od siebie - jest to tak jakby jeden ze zmysłów. Ale też nie każdy go posiada, istnieją ludzie którzy są w pewnym stopniu upośledzeni pod tym względem; nie znają wstydu, czy poczucia dumy, nie rozumieją czym jest honor i przyzwoitość. Być może u niektórych ludzi przejawia się to jako choroba psychiczna nabyta na drodze molestowania, lecz myślę że niektórzy ludzie rodzą się predysponowani do tego upośledzenia analogicznie do takich przypadków jak Charles Whitman - morderca-strzelec z Teksasu, za którego agresję najprawdopodobniej odpowiadał guz mózgu - czy Charles Bronson - słynny brytyjski bandyta znany z nadmiernej agresji, na podstawie którego biografii nakręcono nawet film (pt. Bronson). Analizując tego typu postaci nie trudno nam sobie wyobrazić że niektórzy ludzie rodzą się z predyspozycją do agresji, zatem nie widzę powodu dla którego nie mielibyśmy dostrzegać i wrodzonych predyspozycji do innych cech ujemnych, które pozbawiają umiejętności rozpoznawania dobra i zła, czy pojmowania cnót. Bez względu na przyczynę, źli ludzie są wśród nas. Jako społeczeństwo wszyscy rozumiemy koncepcję bezinteresownej dobroci ale z jakiegoś powodu mało kto potrafi pojąć koncepcję bezinteresownego okrucieństwa, które również ma miejsce na tym świecie. Otaczają nas ludzie, którzy po prostu chcą nas skrzywdzić. Mogą to kamuflować w najróżniejsze sposoby i ubierać w to najbardziej wyszukane tłumaczenia ale ich celem pozostaje krzywdzenie i niszczenie na drodze do łechtania swojego ego.

Jest to na tyle duży problem, że przez wieki nasza cywilizacja nagromadziła sporo dzieł kultury, które starają się wytłumaczyć że zło w ogóle istnieje, pokazać jak działa, jakie są jego konsekwencje (szczególnie te długofalowe) i że lepiej wybrać dobro, które powinno ostatecznie zatriumfować. Jednym z takich uznanych dzieł jest np. "Władca Pierścieni", który w pierwszej kolejności stara się być dobrą baśnią, lecz między wierszami skutecznie piętnuje złe cechy i zachowania oraz chwali te dobre, przyporządkowując je odpowiednim postaciom - do których de facto takie zachowania pasują. Jedną z moich ulubionych książek w tym temacie natomiast jest "Opowieść Wigilijna" Charlesa Dickensa, która mierzy się ze złem pod postacią chciwości, kultu cyferek i "odduchowienia", czy jak kto woli - tępej laickości. Z rodzimych dzieł natomiast mógłbym tu wskazać zdecydowanie "Quo Vadis" opowiadające o starciu kultury chrześcijańskiej i łacińskiej, "Krzyżacy" obrazujący mechanizmy zawistnego i podstępnego knucia (czyli naturze niemieckiej), czy też w jakimś stopniu "Potop", przedstawiający drogę oświecenia i odkupienia Andrzeja Kmicica. No i oczywiście chyba wspominać nie muszę o Piśmie Świętym, które obok kronik rozpisało najlepszy w historii świata kompas moralny, będący kamieniem węgielnym największej znanej dotychczas cywilizacji we wszechświecie.
Naturalnie, wiele osób powie "'Władca Pierścieni' to tylko bajka", "'Potop' to fikcja", "Biblii nie należy traktować dosłownie" itd. Osoby te muszą zrozumieć, że wszystkie te dzieła odnoszą się do naszego świata rzeczywistego. I tak jak w matematyce, pod symbolem czy jakąś fantastyczną postacią typu demony i duchy, lub zjawiskami typu opętanie, zwykle kryje się jakaś konkretna wartość - odniesienie do czegoś, z czym obcujemy na tym świecie. To są po prostu nienaukowe (ale nieraz o wiele bardziej trafne) nazwy i definicje dla pewnych rzeczy, które i tak nas dotyczą. Zatem nauka etyki oraz moralności na drodze czytania przytoczonych dzieł zachodzi właśnie na poziomie odkrywania sensu i głębi symbolu, czy alegorii - podobnie jak we "Fraszkach" Kochanowskiego, "Bajkach" Krasickiego, czy w starych ludowych porzekadłach, które nie są aż tak wymagające jak wymienione wcześniej dzieła, bo są krótkie (i które niemniej wam polecam).

Jeżeli czytelnik zna tytuły przeze mnie przytoczone, to pewnie zna uniwersalny, kreślony przez nie "kanon dobra" i wie o czym tu się rozwodzę; istnieją mądre, roztropne zachowania które budują inspirujący dom na skale, oraz zachowania pejoratywne i niedojrzałe, które wzbudzają pogardę i budują na piasku. Istnieje też szara strefa pomiędzy, lecz tu nie będę o niej traktował. To co politycznie uosabiamy z "kanonem dobra", to jest przede wszystkim konserwatyzm, tradycja, prawicowa sfera wartości. Cnoty, honor, hierarchia i zło które im zagraża. Człowiek prawicowy dzięki konserwatyzmowi otrzymuje od swoich rodziców wartości oraz mądrości zachowane przez przodków i dzięki temu nie jest skazany na popełnianie błędów poprzednich pokoleń tkwiąc w błędnym kole - staje się swego rodzaju superczłowiekiem, uzbrojonym we wczesnym wieku w wiedzę i nawyki których nie przekazuje się w genach, dzięki czemu może stworzyć coś wielkiego - większego niż on sam. Cały konserwatyzm opiera się o partycypację w rzeczach większych od siebie - nasze dzieci i dokonania mają nas przeżyć. Tak właśnie buduje się cywilizację która rośnie. I to oczywiście brzmi wspaniale, ale to nie jest proste. Wokół jest mnóstwo zagrożeń w postaci złych ludzi, chorób, żywiołów, nieszczęść itd. Należy się zabezpieczyć przed tym wszystkim, więc trzeba dbać o te proste detale, które dziadkowie wpajają dzieciom; jedz owoce, ubieraj czapkę na chłód, nie ufaj obcym, etc. I im człowiek staje się dojrzalszy, tym więcej odkrywa takich zasad. Są starsi ludzie, którzy za dyskwalifikujące uznają przeklinanie. I ma to sens, bo jest to oznaka złego wychowania i Bóg wie ilu jeszcze innych braków, których lepiej nie odkrywać w praniu.

Lewica (i liberalizm) natomiast jest tego przeciwieństwem. Liczy się tam konsumpcja, ego, indywidualizm, życie doczesne i natychmiastowa gratyfikacja. Liczy się bezpieczeństwo, ale ważniejsza od niego jest przyjemność - pamiętamy np. postulaty lewicy z czasów pandemii covid-19 aby tworzyć rejestry ludzi niezaszczepionych, w celu izolacji ich i zatrzymania rozprzestrzeniania się pandemii. Jednocześnie absolutnie przeciwnym jest lewica wobec utworzeniu analogicznego rejestru osób chorych na HIV (wirusa wywołującego o wiele bardziej śmiertelną chorobę), ponieważ wirus ten rozprzestrzenia się głównie przez akty seksualne, głównie wśród gejów - statystycznie najbardziej rozwiązłej grupy społecznej na Ziemi. Ergo bezpieczeństwo musi tu ustępować żądzy seksualnej. I jeśli już jesteśmy w temacie rozwiązłości i zboczeń, to oczywiście normalizować pragnie to lewica, w najbardziej obrzydliwe sposoby znane ludzkości, włącznie z profanacjami różnej maści. To lewica walczy z tradycją i fetuje tzw. "nowoczesność" i [[obecny wiek]]. To lewica mówi że historia i lektury są nudne i pragnie zastępować je doczesną, komercyjnie pompowaną, stworzoną z przyczynek komercyjnych popkulturą (oczywiście w przerwach od kreowania swojej własnej, powykrzywianej historii by przejąć jakieś postacie czy nurty historyczne na potrzeby głupich dyskursów politycznych). Istnieją nurty z grubsza uznawane za lewicowe które wymykają się tym przytykom, ale niech czytelnik - nawet taki czytający ten tekst za 4000 lat - nie łudzi się, że są one dziś jakieś znaczne, czy w głównym nurcie polityki. Fenomen degeneracji jest dziś tak napompowany, że duże korporacje uprawiają w jego kierunku głębokie pokłony usiłując dobić się do potencjalnie ogromnej puli konsumenckiej.
Mając za sobą ten wstęp, mogę wreszcie przejść do tematu umówionej polemiki z redaktorem Twarogiem, czyli zachowania tarnowskiego żyda oraz posła na Sejm RP, Grzegorza Brauna, w Sejmie; 12 Grudnia Braun powziął sejmową gaśnicę proszkową, którą wykorzystał do zgaszenia świec na dużej "menorze", wystawionej obok sejmowej choinki w ramach obchodów żydowskiego święta Chanuki. Zrobił to przy tłumach dziennikarzy, parlamentarzystów i osób wizytujących, dzięki czemu dysponujemy z tuzinem nagrań z owego wydarzenia. Jedno z tych nagrań przedstawia "całość" zdarzenia, zaczynając nagranie od momentu gdy Braun podnosi i odpina gaśnicę, po czym kamerzysta biernie podąża za bohaterem nagrania, co sugeruje, że Braun mógł sobie życzyć osobistego udokumentowania tego wyczynu (nie wiem kto nagrywał to wideo). Oczywiście sam czas wykonania tego wybryku nie był przypadkowy i dawał całkowitą gwarancję na tzw. viral nawet bez osobistego pazia z kamerą. Nagrania z Braunem dosłownie obiegły świat i pokazywano je zarówno za Atlantykiem, na Dalekim Wschodzie oraz w Islamabadzie. Zrobił się duży skandal. Jak to w takich sytuacjach, do komentowania włączyło się wiele osób i usiłowało nagiąć tę sprawę do swoich dziwnych przemyśleń. Jak to w takich sytuacjach, Żydzi zaczęli mówić o antysemityźmie i po raz kolejny oczerniać Polaków na arenie międzynarodowej. Braun osobiście usiłował sprzedawać jakąś narrację o satanistycznych rytuałach, ale nie dopuszczono go do głosu na mównicy sejmowej, wykluczono go z obrad i zapowiedziano konsekwencje.

Tak jak napisałem, wiele głów się nad tym zdarzeniem pochyliło i usiłowało ubrać je w najróżniejsze szaty, przez co wiąże się ono z wieloma wątkami. Jednym z nich jest np. los klubu poselskiego Konfederacji, ponieważ od performensu Brauna stanowczo odciął się jego koalicjant partyjny - Sławomir Mentzen. W dodatku słabo z sytuacją poradził sobie wicemarszałek z ramienia Konfederacji - Krzysztof Bosak, a wiecznie krwiożercza Lewica usiłuje wykorzystać wybryk Brauna jako pretekst do tego by Konfederację wicemarszałka pozbawić. O tym wypowiadać się nie będę.

Kolejnym z wątków dość istotnych jest fakt rujnowania przez Brauna dobrego imienia Polski na świecie. Legendarne już "polskie obozy koncentracyjne" to bardzo boląca sprawa i część spisku pewnych gremiów aby obciążyć Polskę niemieckimi zbrodniami - nie wnikam czy to w celach izolacji na arenie międzynarodowej czy wyłudzania odszkodowań. Kilka lat temu Konfederacja wchodziła do polityki z silnymi antysemickimi tonami (np. słynne "nie chcemy żydów" w tzw. "piątce Konfederacji") i jednym z punktów zaczepnych jej kampanii było straszenie tzw. ustawą 447, czyli rezolucją amerykańskiego senatu(?), która miała otwierać Żydom drogę do kolejnych roszczeń w związku z II WŚ. Wtedy każdy artykuł szkalujący Polskę który wyszedł spod żydowskich palców był traktowany jako dowód w sprawie i przyczajanie się do stworzenia atmosfery politycznej w której łatwiej będzie rabować polski majątek. Jednym z przodowników "tonów antysemickich" Konfederacji był i pozostaje Grzegorz Braun, więc powinien on pamiętać tamte wydarzenia i zdawać sobie sprawę z tego jak rzekomo groźny był to temat. W tamtym czasie polski rząd usiłował ratować wizerunek Polski poprzez miękką propagandę typu wykupowanie artykułów w dużych gazetach i propagowanie historii o polskich bohaterach oraz obrońcach Żydów. O. Tadeusz Rydzyk zbudował również kaplicę poświęconą Polakom którzy zostali pomordowani za pomoc Żydom. Oczywistym jest, że wybryk Brauna wszystkie te przedsięwzięcia propagandowo odsunął na bok i Żydzi znów mają używanie, ale ponad to co w tej sprawie napisałem, również o tym wypowiadać się nie będę.

To co dla mnie ważne jest w tej sprawie to fakt, że z jakiegoś powodu wybryk Brauna stał się przedmiotem sporów prawica-lewica, tzn. udało się wpisać zachowanie Grzegorza Brauna w poczet prawicy i zadeklarowane ułomki prawicowe wzięły go w swoją obronę. Jest to o tyle kłopotliwe i po prostu błędne, że Grzegorz Braun już właściwie niewiele z prawicą ma wspólnego. Braun wypłynął na prawicy jako dokumentalista, który kręcił programy obnażające jad komunistów w kontekście polskim, czy łajdactwa Lecha Wałęsy jako tajnego współpracownika peerelowskiej bezpieki. Dopiero później Braun stał się wielkim ekstremistą katolickim co batożyłby gejów; dopiero w 2017 roku zmienił tematykę swojej twórczości i nakręcił (ostatnie swe dzieło dotychczas - pomijając wygłupy typu gaszenie świeczek w Sejmie gaśnicą) dokument-paszkwil o Marcinie Lutrze i luteranach w ogóle. Generalnie rzecz biorąc już od kilku lat Braun ostentacyjnie wyraża niechęć do gejów, używa różnego rodzaju haseł kojarzonych z prawicą odnosząc się do wiary, i mówi "Szczęść Boże" ("taki grzeczny był, 'szczęść Boże' mówił") - i to by było na tyle, jeśli chodzi o prawicowy vibe. W 2010 i 2011 roku wypuścił dwa filmy uderzające w Wojciecha Jaruzelskiego, w 2020 roku poszedł na wywiad z Moniką Jaruzelską w tej jego słynnej zagrabionej willi. Wiadomo że Braun używa takie hasła-klucze jak "żyd", "kondominium", "służby" i "kolonizacja" ale oceniając go po czynach - nie słowach - nie widzę tam już nic co odróżniałoby go np. od Wojciecha Olszańskiego, czy Zbigniewa Stonogi (o czym więcej za chwilę).
Jak to jest więc możliwe, że Braun uznawany jest za prawicowca? Jest to dość często spotykany (choć chyba mało opisany) mechanizm, który można zredukować do sentencji "wróg mojego wroga jest moim przyjacielem". Jeżeli ktoś atakuje lewicę i jej popleczników, to znaczy dla wielu, że musi być prawicowy. Wtedy naiwniaki prawicowe biorą się za obronę tego człowieka siłą politycznej polaryzacji i tak oto wykuwa się nowy autorytet na prawicy za którego będą umierać (aż do czasu kiedy ją zdyskredytuje i zwyzywa). Kiedyś przejechali się na tym prawi kochani fetując Piotra Wielguckiego (pseudonim Matka Kurka), ponieważ tropił machinacje finansowe Jerzego Owsiaka - dopiero potem odkryli że to wulgarny cham, nie do końca mu z nimi po drodze, a sam jego pseudonim to drwina z o. Rydzyka. Podobnie zarząd TVP drugiego rządu PiS (od 2015) przejechał się na Barbarze Pieli, której plastusiowe animacje szydzące z Donalda Tuska swego czasu transmitowali w telewizji. Dzisiaj pani Piela trzyma z antyszczepami ale wyleciała wcześniej przez mniejsze odstępy od "linii programowej". W tym samym czasie w TVP brylował Wojciech Cejrowski jako komentator życia politycznego i również z czasem pożegnał się z "TVPiS" na rzecz Konfederacji, żeby później też na nią fuknąć (niemniej, uważam że Cejrowski jest konserwatystą i prawicowcem, w przeciwieństwie do wspomnianej wcześniej dwójki). Swego czasu za prawicowca uchodził również Mariusz "Max" Kolonko, który krytykował rządy Donalda Tuska i Ewy Kopacz, co włączało go z automatu do frontu "zjednoczonej prawicy" (zanim to była nazwa koalicji rządzącej). Dziś Mariusz "Max" Kolonko jest kolonkistą - tymczasowym prezydentem Stanów Zjednoczonych Polski, który wydaje wyroki na polskich polityków ze swojej komórki na miotły, ale żaden z tych wyroków nie został wykonany (do dziś nie jest jasne czy prezydent Kolonko obok władzy ustawodawczej i sądowniczej dzierży również władzę wykonawczą, czy to ktoś inny ma te wyroki wykonywać).

Są też bardziej jaskrawe przypadki, jak wspomniani już Wojciech Olszański (vel Aleksander Jabłonowski, vel Jaszczur), czy Zbigniew Stonoga, którzy ze względu na różnego rodzaju detale, swego czasu również uchodzili za prawicę. Tym postaciom jest o wiele bliżej do Grzegorza Brauna nie tylko ze względu na "undergroundowy" profil, ale również ze względu na antylewicowe/antyfajnopolackie wybiegi, które zwykle mają jakiś kabotyński, wulgarny charakter i robione są pod rozgłos. Olszański naturalnie nie jest prawicowcem ani konserwatystą - w swoich wulgarnych, wywrotowych transmisjach regularnie przedstawia w dobrym świetle PRL i obecną Rosję, realizuje (pro)rosyjski nurt panslawizmu oraz myślenia w ogóle, a Kościół Katolicki to dla niego żydostwo. Zbigniew Stonoga natomiast zdaje sie nie mieć żadnych poglądów; jego gromada to polityczny plankton na posyłki, typu prowokatorzy Zbigniew Hadacz, Arkadiusz Szczurek i reszta środowisk okołoKODowskich, ale zyskał rozgłos dzięki organizowaniu zbiórek, wyciekowi dokumentów śledztwa ws. tzw. afery taśmowej rządu PO, oraz dzięki lansowaniu się na pieniądzach.

Lansowanie się na pieniądzach to w ogóle osobna dyscyplina tzw. grifterów, także tych politycznych. Za prawicowca np. powszechnie uchodzi Elon Musk. Wystarczy że Musk powie choćby że jest "absolutystą wolności słowa", albo że 44 miliardy dolarów za które kupił twittera (grubo przepłacił) to nie były pieniądze za platformę, tylko "cena wolności słowa" i już tłum fanów oraz ułomków poczyna bić mu pokłony, kreując go na zbawcę prawicy przed zamordystyczną lewicą. W rzeczywistości Musk został zmuszony do kupienia twittera bo przegrał sprawę w sądzie, za jego administracji poziom cenzury na twitterze wzrósł (przy jednoczesnym rozbestwieniu się botów), a on sam naginał swój własny regulamin i usiłował kneblować dostępne publicznie informacje w ramach incydentu z witryną "elonjet". On nawet nie jest żadnym wolnościowcem, czy prawicowcem - po prostu nie lubi lewicy a poza tym nadaje swoim dzieciom jakieś dziwaczne, lucyferyczne imiona i ciągle okłamuje ludzi. Podobnie zresztą było z Andrew Tate'em - nonszalancki internetowy napinacz i alfons stał się guru szeroko pojętej prawicy ponieważ tak się złożyło że konstelacja jego patologicznych przymiotów złożyła się ostrym końcem w kierunku lewicy. Wracając na polskie podwórko mamy też oczywiście frakcję liberałów rodem z homoseksualnej ameryki pod patronatem żydów niemieckiego pochodzenia: Janusza Mikke oraz Sławomira Mentzena, którzy co prawda nie są tak bogaci jak Tate czy Musk ale Mentzen lubi się wizerunkowo kleić do Muska i oczywiście wszystkich ich czterech łączy racjonalizowanie sobie chciwości (BYLE NIE CZŁONKÓW RZĄDU!) na wszystkie możliwe sposoby, włącznie z uciekaniem się do cytatów z Pisma Świętego. Proste hasełka, głupie rozwiązania, unikanie poważnych odpowiedzi na trudne pytania i niekończący się potok wygłupów w celu stworzenia atmosfery w której zapominasz o tym co jest w życiu najważniejsze. Dokładnie tak samo działają kasyna, żeby wyciągać od ludzi pieniądze.

Mógłbym wymieniać kolejne przypadki - i jestem pewien że sam redaktor Twaróg mógłby dopisać do tej listy lepiej mu znane nazwiska z amerykańskiej sceny "alt rightowej" - ale myślę że opisałem to zjawisko dostatecznie czytelnie. Istnieje cała klasyfikacja ludzi którzy ocierają się o prawicę z takich czy innych względów i są omyłkowo brani za ludzi prawicy ale w istocie nimi nie są i nie mają wiele wspólnego z klasyfikacją którą opisałem we wcześniejszych akapitach. Jednym z tych ludzi jest Grzegorz Braun. Wiem że jest to dla niektórych osób bardzo trudna do przyjęcia informacja, ale to jest prawda. Grzegorz Braun reprezentuje to, czym gardzi normalny człowiek u lewicy. Kiedy normalny człowiek widzi że ktoś "w ramach protestu" rozbiera się do naga i krzyczy na środku ulicy albo przykleja sobie rękę do asfaltu albo dewastuje kapliczkę albo w ogóle wychodzi na ulicę żeby wykrzykiwać tłumnie wulgaryzmy, to można się domyśleć, jaką będzie mieć opinię na temat tego, co zobaczył (negatywną). To właśnie tego typu wybryki sprawiają, że lewica jest obrzydliwa. Cel uświęcający obelżywe środki, Franciszek Sterczewski biegnący z pizzą pod pas graniczny na Podlasiu, wybryki Katarzyny Augustynek, działalność takich ludzi jak Marta Lempart.
Marta Lempart jest tu w mojej opinii niemal idealnym analogiem, dla Grzegorza Brauna. Ma przeciwną płeć i związane z nią seksistowskie poglądy. Regularnie dokonywała wybryków typu rzucanie gróźb, czy wulgarne okrzyki. Symboliczny był moment z Listopada 2021 roku, kiedy Lempart oblała czerwoną farbą wejście do siedziby PiS w Warszawie i gdy siliła się na wielkie przemówienie, została zrugana przez zwykłą panią sprzątaczkę, która - oczywiście - miała to teraz wszystko posprzątać. To był bardzo czytelny sygnał, że Lempart wcale nie jest po stronie kobiet. Podobnież Grzegorz Braun groził ministrowi zdrowia że "będzie wisiał", na jednej z komisji twardo mówił "prawo i skurwysyństwo", oraz wdał się w szarpaninę ze zwykłym, normalnym ochroniarzem w resorcie zdrowia ewidentnie zbulwersowanym jego zwyczajnym chamstwem, podczas próby wtargnięcia na jakieś posiedzenie (oczywiście z kamerą, trzeba to było nagrać dla ułomków). Być może niektórzy zastanawiają się teraz o której konkretnie przepychance z ochroniarzami resortu zdrowia piszę, bo było ich kilka. Oczywiście Braun i Lempart mieli więcej odpałów. Braun np. pojawił się jakiś czas temu na przemówieniu pewnego "historyka" na spotkaniu pewnej proniemieckiej fundacji i zezłomował mu mikrofon w trakcie wystąpienia. Ten wybryk akurat wyjątkowo pochwalam, ponieważ ów "historyk" znany był z propagowania antypolskiej propagandy i doraźna, natychmiastowa reakcja na sianie antypolskiego jadu jest wskazana. W imię Ojczyzny można nawet zabijać Jej wrogów, ale to nie może się opierać o jakiś tani kabotynizm, małostkowe samosądy i skandalizm.

Przykładem skandalicznego, kabotyńskiego samosądu było właśnie gaszenie chanukowych świeczek gaśnicą, do którego już wracamy. Braun jest posłem nie od dziś. I nie pierwszy raz był w Sejmie, kiedy palono na korytarzu świeczki chanukowe. Zrozumieć należy, że wybryk z 12 Grudnia nie wynikał z żadnej presji chwili i nie był żadnym odruchem serca. Najprawdopodobniej był wykalkulowanym ruchem. Mając swobodę do kalkulowania i planowania swoich posunięć, ostatnią rzeczą jaką się powinno robić w walce z przeciwnikiem jest atakowanie jego obrządków religijnych i miejsc kultu. Przecież to jest właśnie to, co czyni lewicę tak obrzydliwą. Nawet w starożytnej Grecji istniał sakncjonowany religijnie pokój olimpijski, którego łamanie było jednym z największych grzechów. W dodatku Braun mógł te świece po prostu zdmuchnąć ale specjalnie zdecydował się na jak najbardziej widowiskową metodę gaszenia. Samo to w sobie wiele mówi o intencjach. Abstrahując od polityki - jeśli widzę że facet bierze gaśnicę i rujnuje czyjś obrządek religijny, mam go za takiego samego degenerata, jak faceta który się przykleił do asfaltu. To jest ocenianie po czynach. A co do czynów, oczywiście zaraz po wybryku założona została zbiórka na obronę Brauna - nie pierwsza, ponieważ to jest już jego typowe modus operandi, żeby po wybryku otworzyć zbiórkę rękoma swoich akolitów i wyciągnąć więcej pieniędzy, niż w tym czasie otrzymałby z diet poselskich (w dodatku otwiera to drogę do niejawnego finansowania przez dowolne podmioty typu lobby, czy zagraniczne służby, jeśli ktoś wierzy w agenturalność Brauna - wątek którego nie będę tu rozwijał ale warty przytoczenia). Zbiórki oczywiście nie założył on sam, tylko jakaś pani z fundacji FIAT IUSITIA która jeszcze nie została prawidłowo zarejestrowana (tak w ogóle miała powstać miesiąc temu), naturalnie powiązana z tzw. "szurią", czyli typowym elektoratem braunistycznym. Nadwyżka z kwoty celowej 50 000zł miała iść właśnie na ową fundację. Niech jej kapitał startowy wyłoży głupi ułomek, który obejrzał wybryk z gaśnicą w sejmie.

Cały ten aspekt fiskalny po prostu śmierdzi szemranymi machinacjami finansowymi i nie jest to jedyna szemrana rzecz w życu Grzegorza Brauna. W dodatku należy pamiętać, że Braun ma 56 lat. Rozumiem młode osoby którym może imponować takie zachowanie, ponieważ są po prostu jeszcze niedojrzałe, albo racjonalizują sobie to w jakiś dziwny sposób i nie pojmują takich wartości jak powaga parlamentu, czy nie przychodzi im do głowy żeby rozliczać Brauna z jego zachowania w kontekście jego wieku podeszłego mężczyzny. Rozumiem że w młodszym wieku można faktycznie uważać że w tym jest przyszłość i robić najróżniejsze głupoty. Sam robiłem wiele rzeczy przez które mogłem skończyć na wózku inwalidzkim albo w więzieniu zanim nie zmądrzałem. Natomiast żeby omawiany dziś wybryk uznawać za akceptowalny, będąc dziadkiem niecałą dekadę od emerytury to trzeba być po prostu silnie skrzywionym osobnikiem - trzeba mieć niedobory i być źle wychowanym. Nigdy nie chciałbym zostać 56-letnim chłopem który musi wykonywać takie wybryki żeby zarobić na życie. Przecież to jest świadectwo życia zmarnowanego - na czym? Na pewno nie na "robieniu swojego" i kultywowaniu normalnych tradycji. Braun pochodzi z bogatej, żydowskiej, urzędniczej rodziny. Jego krewny to Juliusz Braun, związany od lat z telewizją publiczną, co niewątpliwie pomogło w emisjach programów Grzegorza Brauna w TVP - to jest człowiek ustawiony z tytułu swojego pochodzenia i tak naprawdę nie musiał dużo robić żeby zostać kimś ważnym, czy wpływowym. Mógł uzbroić prawicę w bogatą kolekcję dobrych filmów dokumentalnych które klarują kto Polski nienawidzi. Zamiast tego, przez kilka lat wycierał dno polityczne, żeby teraz pajacować w Sejmie. To jest przypadek chorego, zdegenerowanego człowieka który nic istotnego nie zbudował przez 50 lat swojego życia i nie wiem jak ktokolwiek mógłby chcieć go lansować na prawicę, bo o prawicę to on się otarł wyłącznie z przypadku, podczas swojej chaotycznej wędrówki przez życie będącą wędrówką zbuntowanego banana.

Oczywiście rozumiem, że mimo to wszystko, co niektórzy dalej pozostają pod wpływem pokusy ażeby łączyć to z kontekstami politycznymi. Ej bo uda się ugrać tu dwa punkty dla Gryffindoru, patrz jak dowaliliśmy lewakom. W ostatecznym rozrachunku to są nic nie znaczące kalkulacje. Można zadawać sobie pytanie czy ważniejsze jest celebrowanie kontekstu politycznego wybryku, czy poziom wybryku. W cywilizowanym świecie istnieją granice wybryku które sprawiają że kontekst polityczny przestaje być ważny. Bo moralność i podstawy społeczne są ważniejsze od polityki. Polityka pojawia się dopiero później, jest gdzieś wyżej na społecznej piramidzie Masłowa, natomiast jej jakość i balans zależą od fundamentów, które wynikają z tego czy ludzie kultywują dobro, czy zło. Kultywacja cnót jest ważniejsza. Tzw. "realiści" do dziś nie mogą przeboleć ani zrozumieć, że poczet polskich bohaterów wieszanych na ścianie to ludzie którzy walczyli w "z góry skazanych na porażkę" powstaniach, lub zostali pomordowani. Dla nich to nie do pomyślenia żeby umrzeć z łaski swojej lub z poczucia obowiązku, bo najwidoczniej tak naprawdę nie wierzą w życie wieczne. Podobnie liberalni chciwcy nie potrafią pojąć że życie to więcej niż wykresy i liczby, więc poszukują panaceum w rozwiązaniach gospodarczych. W tej samej kategorii są ludzie, którzy ze względu na epidemię informacyjną i polityczną mają wgrane postrzeganie wszystkiego przez politykę i wierzą w rozwiązywanie problemów ustawami, czy dominacją jakiegoś etykietowego stronnictwa w organach władzy. Można by rzec, że ci ludzie wierzą, że jak ich rząd wygra, to wejdzie ci Polakom do domu i zrobi im dzieci. To są wszystko banialuki i gubienie się w bezproduktywnych potyczkach w których nic nie można zyskać a stracić można m.in. czas (ale są tak zorganizowane, że się tego nie czuje). Zgubność permanentnych wojenek politycznych najlepiej obrazuje problem demograficzny państw pierwszego świata; ludzie zamiast zajmować się tym co ważne, marnują swój czas i zdrowie na jałowe i bezsensowne przepychanki, racjonalizując sobie partycypację w nich niczym człowiek z problemem hazardowym, a zapewnienia podstaw oczekują od rządu i swojej ulubionej ideologii (kiedy już dojdzie do władzy!). W efekcie tej obsesji naród po prostu wymiera i wszystkie te instytucje, symbole i tytuły o które walczą członkowie tego społeczeństwa stają się coraz mniej ważne, bo uznawane są przez populację bezpłodnych, bezproduktywnych, chorych psychicznie słabeuszy.
W dodatku, racjonalizowanie zachowań Brauna i zestawianie ich z organizowaniem nagonki na kościoły która miała miejsce jakiś czas temu (co komentatorzy chętnie czynią) tworzy szereg problemów ze spójnością tego, w co ma wierzyć i o co ma walczyć człowiek prawy i sprawiedliwy. Ponieważ jeżeli ktoś sugeruje że Brauna należy nie karać ze względu na jakieś dawne ataki na kościoły i kapliczki, to w istocie zgadza się na rujnowanie miejsc kultu dla niego ważnych ale pod warunkiem, że będzie można zakłócać obrządki religijne innych wyznań. Jest to strategia o tyle kłopotliwa, że kościołów w Polsce jest mnóstwo, a synagog czy świeczników chanukowych postawionych w Sejmie o wiele mniej. W dodaku, nie uważam żeby zgaszenie żydom kilku świeczek (czemu akurat im?) było sprawiedliwym zadośćuczynieniem za dewastowanie stu czy dwustuletnich kapliczek w różnych częściach Polski. Ja tych kapliczek nigdy nie zapomnę i traktując poważnie ich stratę nie będę się silił na sugestie, że rozwalanie jednej czy dziesięciu chanuk reguluje tu jakieś sprawy. W ogóle na poziomie drążenia konsekwencji nie powinno się łączyć ataków na kościoły z omawianym wybrykiem z gaśnicą. Ataki na kościoły to nie powinien być jakiś instrumentalnie przechowywany w szufladzie dług do spłacenia i to w tak żałosny sposób. Czas na reakcję w sprawie kościołów był w czasie, gdy dochodziło do ataków na nie. Wszak wtedy ludzie się zbierali i pilnowali kościołów, choćby tak demonstracyjnie. Kilka osób ujęto i skazano. Wtedy też był czas na wyciąganie analogicznych konsekwencji politycznych. Być może nikt z dziś komentujących tych konsekwencji nie chciał wyciągać, ponieważ sam nie wierzył, że gra jest warta świeczki, więc sam nic z tym nie zrobił i dziś zostaje mu jedynie przyrównywanie sytuacji.

Mając to wszystko na uwadze;
Czy popieram Chanukę w polskim Sejmie? Nie. Polska to kraj katolicki i nie widzę powodu dla którego Żydzi mieliby mieć w Sejmie specjalne obchody świąteczne - tym bardziej zważywszy na fakt, że Żydzi nawet nie mają swojej jasno określonej reprezentacji w Sejmie (jak np. mniejszość niemiecka). Równie dobrze mogliby sobie swoje świeczki palić pod Sejmem, albo pod budynkiem Sądu Najwyższego (pewnie to robili!). Jeżeli chcą w dobrych intencjach, jak dobrzy sąsiedzi, świętować coś z polskimi parlamentarzystami, mogą przecież zaprosić ich na jakiś bankiet do siebie, gdzie będzie i Menora i Choinka zamiast wciskać się aż do polskiego Sejmu. Co więc należy z tymi obchodami zrobić? Jeśli ktoś poważnie, samodzielnie, niezależnie od niedawnego incydentu (najlepiej jeszcze przed nim) doszedł do wniosku że należy wparować tam z gaśnicą i nagrać filmik jak się gasi chanukowe świeczki to i tak nie ma sensu z nim dyskutować, bo nikt normalny nie potrafiłby logicznie wyjaśnić jak to miałoby zatrzymać obchodzenie Chanuki w Sejmie. Żeby zaprzestać, możnaby po prostu (mając ku temu stosowną władzę) zaprzestać - nawet bez podawania przyczyny i przemilczeć sprawę albo wyjąć temat zastępczy. Można też sprokurować konflikt ze środowiskami żydowskimi - ale nie taki w ramach którego robi się z Żydów faktyczne ofiary ataku na obrządek religijny, tylko taki który włącza do przepychanki środowiska żydowskie w Polsce i daje pretekst do zdystansowania się od nich i ukarania ich w jakiś sposób. Obecna masakra w Palestynie jest wręcz idealnym kandydatem do tego typu przepychanek, no ale Żyd Braun wolał strzelić gola na konto Żydów (no i oczywiście swoje - bankowe). Absolutnie żaden argument mówiący o rzekomych politycznych profitach tego wybryku mnie nie przekonuje w zestawieniu z ciężarem obelżywości tego zachowania; ani że to miał być właśnie rzekomy gest solidarności z Palestyną (przypominam że Braun tłumaczył to walką z satanizmem), ani że miało to rzekomo nagłośnić sprawę obchodów Chanuki w Sejmie - bo niby co to zmieni? Polacy się oburzą i zagłosują na partię która obieca wyrzucenie żydów z Sejmu? Czy wpływ na polskie ustawodawstwo powinno się udzielać partiom które mają tak mało do zaoferowania że są w stanie uczynić z tego jeden ze swoich sztandarowych punktów programowych za które się ją pamięta przy urnie? Bo kreowanie popytu na takie punkty programowe wpuści do Sejmu tylko więcej kabotynów grających na prostych emocjach.

Wyobraźcie sobie, że wszyscy w Sejmie są Braunami. Może nawet wybatożyli sobie wszystkich gejów, wreszcie nastaje czas na konkrety. Okazuje się że jeden jest bardziej za służbami, a drugi za mafiami a trzeci za lożami. Jeden chce mennicy, drugi strzelnicy, a trzeci kaplicy. I teraz wszyscy robią hucpy i dewastują wszystkie dziedziny życia publicznego oraz wszystkie zakamarki Sejmu, w wielkim konkursie na pozyskiwanie posłuchu jedyną drogą jaką znają, czyli robieniem wybryków. To oczywiste że by się nie dogadali, bo to jest konfliktowy typ osoby, który nie zważa na dialog w dobrych intencjach i nie szanuje konwencji zachowawczych. Świadomie swoimi wybrykami Braun naraził się swoim własnym koalicjantom z którymi współdzieli klub poselski (zagrożony redukcją do koła przez ostatnią akcję). Z takim typem człowieka nic sie nie da zrobić. I im wyżej zostanie on wylansowany przez ułomków mylących go z prawicą, tym w gorszej sytuacji zjandzie się prawica, bo będzie musiała polegać coraz bardziej na dysfunkcjonalnym osobniku na którym nie można polegać. Gwarantuję wszystkim ludziom którzy dziś go bronią i stawiają sobie za punkt honoru obronę jego wybryku na złość lewakom czy Żydom, że rozpieszczony taką troską Braun zrobi kiedyś coś, co zniesmaczy ich samych - zrujnuje coś, co jest dla nich ważne.

Wiem też że niektórym imponuje to że lewica regularnie korzysta z takich dysfunkcjonalnych osobników (podobnych Braunowi), ale to dlatego, że tradycją lewicową jest tych ludzi po prostu zamordować kiedy przestaną być przydatni, a te wszystkie Katarzyny Augustynek i Marty Lempart mają plecy w postaci tzw. wolnych sądów, które je notorycznie uniewinniają za notoryczne przewinienia i jeszcze zasądzają im odszkodowania. Jest to tak diaboliczny proceder że dziwi mnie, że ktoś chciałby w tym uczestniczyć czy przejąć taką schedę. Wymienionego wcześniej "Władcę Pierścieni" napisał J.R.R. Tolkien. Przypisuje mu się pewną sentencję, która idzie mniej więcej tak: "Zło nie jest w stanie stworzyć niczego nowego. Może jedynie zniekształcić i zniszczyć to, co zostało wymyślone lub stworzone przez siły dobra". System w ramach którego działa lewica jest właśnie zniekształconym procederem udającym sprawnie działające państwo obywatelskie, w które uczy się nas wierzyć. Odpowiedzią nie jest przejęcie tego procederu - bo to nie naprawia żadnego problemu i nie różni się niczym od panoszenia się lewicy. Odpowiedzią jest zdobycie przewagi poprzez robienie tego, czego lewica nie umie - czyli budowanie, tworzenie czegoś dobrego. Jest to trudne o tyle, że lewica - jak rasowe zło i choroba - broni się przed dobrem, usiłując infekować ludzi zepsuciem i sprowadzać ich wszystkich do najmniejszego wspólnego mianownika, gdzie nikt nic dobrego nie potrafi stworzyć. I w ten sposób triumfuje. Bo wiele przeczy w społeczeństwie nie jest popytowych, a podażowych. Wielu ludzi nie wie jak dobrze może być, dopóki tego nie zobaczy. Ale jednocześnie człowiek przecież (jak we wstępie) posiada umiejętność odróżniania dobra od zła - nawet utrzymywany w ekosystemie śmieciowej rozrywki i śmieciowej moralności, gdy zobaczy prawdziwą wolność, prawdziwe dobro i prawdziwe piękno, w końcu je rozpozna. I to w obronie tych wielkich, inspirujących wartości będzie w stanie robić rzeczy większe od siebie i dokonywać prawdziwych zmian. A nie w imię "posiadnia przewagi" w sporze o gaszenie świeczek Żydom.
Jest to wszystko o tyle ważne, że w wyniku niedawnych wyborów parlamentarnych Polska znalazła się na zakręcie, w bardzo niebezpiecznej i niepewnej sytuacji. Faza wolnego toczenia wojenek politycznych kosztem przyszłości Narodu dobiega końca w wyniku zbliżającego się wyczerpania zapasów demograficznych i kulturowych. Coraz silniej narasta potrzeba zdefiniowania na prawicy wspólnego celu który spaja i pod którym można się z dumą podpisać, oraz metod obrony tego celu przed prowokatorami i lewarami. Może trochę bardziej byłoby mi do śmiechu w związku z wybrykiem Brauna gdyby nie ten kontekst. Ale i tak nie uznałbym go za przedstawiciela prawicy, bo bez względu na to jaką wymówkę ma dla was dziś przygotowaną, w ostatecznym rozrachunku czynów jest po prostu obrzydliwym, niedojrzałym cwaniakiem któremu cnoty są obce. Nie macie obowiązku go bronić, nie marnujcie czasu na niego i jego kuglarstwo prowadzone w celach zarobkowych. Sprawa Brauna nie jest sprawą prawicy, to pojedynek dżumy z cholerą i jeżeli Braun zostanie ścięty przez nowy, faszyzujący rząd, to sprawę równie dobrze będzie można opisać nagłówkiem "56-letni patostreamer wpadł pod autobus kręcąc film na tik toka" - raczej śmieszna anegdota.
~Mikołaj Igliński

Komentarze