ZAPISKI DOCENTA - #3 NAJNĘDZNIEJSZA FARSA ŚWIATA

 

[Niniejsza wypowiedź miała charakter krótkiego wykładu, który został udzielony na hermetycznym uniwersytecie jeżdżącym, na którym Jego Magnificencja - docent Reltih Floda - wykłada zajęcia z "Logiki i Zdrowego Rozsądku". Została ona spisana i za zgodą wykładowcy upubliczniona dla pożytku doczesnego mas czytających elitarny portal S.R.A.K.K.A.]

Kochani, dawno, dawno temu, kiedy jeszcze kobiety nie miały penisów, a mężczyźni szukali kochających żon, które spłodzą im potomstwo (zamiast uprawiać jakieś sodomickie rytuały na tzw. gejowni, czy też siłowni), nasze pokolenie zdawało w 4 klasie podstawówki testy na kartę rowerową. Podówczas przed samym egzaminem rzekła nam facetka, wydająca licencje na ten jednośladowiec: "Zapamiętajcie sobie jedną rzecz - w rowerze motorem napędowym jest siła, z którą naciskacie pedały. W skrócie dla wyjątkowych idiotów (tak, można było kiedyś nazywać idiotów idiotami) - w rowerze motorem napędowym są pedały". Przypomniałem sobiE te historię ostatnio i począłem nad nią rozmyślać. W toku mojej kontemplacji nad wielkim misterium pedałów doszedłem do zaskakującej być może dla państwa konkluzji o charakterze uniwersalistycznym, a mianowicie: "W rowerze motorem napędowym są pedały, a w demokracji spierdolenie umysłowe". Tak, z pewnością jest to twierdzenie kontrowersyjne, jednak czy aby na pewno? Czy nie warto zagłębić się w meandry okultyzmu demokratycznego, którego obrządki są często jeszcze bardziej pojebane niż filmiki testovirona? Moim zdaniem warto, jednakże zanim to musimy pewną rzecz usystematyzować. Jako, że jesteśmy ludźmi kultury na potrzeby niniejszego wykładu zastosujemy pewien skrót, który sprawi, że nie będziemy zmuszeni do notorycznego używania tak wulgarnych, acz trafiających w sedno słów, jak "spierdolenie umysłowe". Tym skrótem będzie Su, czyli siła o wektorze i zwrocie przeciwnym wobec LOGIKI i ZDROWEGO ROZSĄDKU. Jako ciekawostkę na koniec tego wstępu powiem państwu, że gdybym miał podstawowe wykształcenie matematyczne i umiał rysować wykresy to mógłbym państwu jeszcze wyprowadzić wzór na owe Su. Niestety Bozia poskąpiła mi umiejętności matematycznych, ale zamiast tego potrafię przynajmniej od czasu do czasu napisać autystyczny tekst na elitarny portal S.R.A.K.K.A., a to zdolność doprawdy rzadko w społeczeństwie spotykana.

Równie rzadko spotyka się tak wybitnie skonstruowaną, a jednocześnie tak nędzną farsę, jak współczesna demokracja. Dlaczego wybitnie skonstruowaną? Bo ludzie wierzą, że wszystko zależy od nich, że to oni rządzą poprzez pośredników, poprzez wybory i referenda. Są niezależni, są suwerenem. W skrócie, że to wszystko jest na serio i to prawda. Tylko jakby to rzec - to nieprawda. Być może kiedyś gdzieś faktycznie lud sprawował jakieś rządy, chociaż i tego nie jestem do końca pewien. Możemy nawet uznać, że były to Ateny i że demokracja ateńska była tą prawdziwą demokracją. Jednakowoż to chyba jeszcze gorzej dla sprawy, bo najdonioślejszym osiągnięciem demokracji ateńskiej jest podanie cykuty dla Sokratesa i zaprowadzenia pretotalitarnego modelu funkcjonowania państwa i to w Starożytności. W przełożeniu na nasze: kurwy z Aten zajebały swojego najwybitniejszego obywatela, uprzednio konstruując system, w którym jak nie popierasz demokracji to cię można zajebać. Genialne! A to wszystko w imię postępu i coś tam coś tam - już nie pamiętam co miałem powiedzieć. No ale dobra my nie o starożytnych Atenach tylko świecie nam współczesnym, a w świecie nam współczesnym lud nie rządzi nigdzie. Można by więc zapytać kto za tym wszystkim stoi? Kto rzeczywiście trzyma władzę w rękach? Na to pytanie kiedyś próbował odpowiedzieć pewien polityk, wykładowca i poseł prawdopodobnie żydowskiego pochodzenia - Grzegorz Braun. Twierdził on, że za fasadą demokracji rządzą mafie, służby i loże. Jest to jakaś odpowiedź, jednakowoż wydaje nam się ona wybitnie nieprecyzyjna i nie do końca prawdziwa. Jak już to powyżej napisaliśmy współczesna demokracja jest nędzną, acz dobrze skonstruowaną farsą noszącą znamiona okultyzmu. Oznacza to, że widz bądź aktor biorący w niej udział nie ma na nią wpływu, a jednakowoż jej dobra konstrukcja sprawia, że po obu stronach teatralnych desek (przepraszam naprawdę lepszej metafory nie mogłem na poczekaniu wymyśleć) ludzie się w nią wczuwają. Porównywalne jest to z immersją w grach komputerowych, kiedy po pół godzinie grania zaczynasz wściekać się na komputer, że twój celownik poszedł o 3 piksele w prawo i Maciuś09pl zaciukał cię z pompy w Fortnie. Jednak to wszystko jest pozór. Sztuka została napisana przez kogoś stojącego za sceną, a zachowania publiczności są sztucznie wywoływane przez wcześniej zaplanowane zagrania aktora. No dobra, dobra, ale gdzie tu ten satanistyczny charakter, o którym tyle razy wspominałem? Ten satanistyczny charakter to idea debaty publicznej, czyli w naszej alegorii treść sztuki, ale o tym powiemy nieco więcej zaraz.

Dlaczego zaraz? Bo uprzednio musimy wrócić do siły napędzającej demokrację, czyli Su. Su ma to do siebie, że jest integralną częścią procesów demokratycznych, a swój początek bierze z grzechu pierworodnego (jeśli jesteś ateistą wymyśl tu sobie nazwę na jakąś wrodzoną wadę ludzką, która sprawia, że człowiekowi zdarza się postępować źle, chociaż doprawdy nie wiem po co). Grzech pierworodny w filozofii politycznej konserwatyzmu jest takim jakby mega chujowym stand-uperem, którego głównym zadaniem jest cię ogłupić i zprymityzować. Masz nie myśleć racjonalnie, ale oddawać się popędom i śmiać się z bezbeckich żartów o tym, że ktoś tam uprawiał gejowski nierząd z Jarosławem Kaczyńskim. W każdym razie Su doskonale komponuje się z tzw. debatą publiczną, która jak to powyżej napomknęliśmy ma znamiona satanistycznego obrzędu okultystycznego, gdyż poddaje pod dywagację i głosowanie sprawy o charakterze moralnym czy też sakralnym, tym samym mieszając sferę sacrum i profanum. W ten sposób dewaluuje ona wartości, które sprawiają że JESZCZE m.in. nie kopulujemy ze zwłokami naszej babci czy z ledwo zipiącym już dziadkiem. Ta obrzydliwa idea debaty publicznej ma co gorsza taki wymiar, że jest swoistym perpetuum mobile, a ta maszyna sama z siebie się nie zatrzyma. Najpierw zapytamy czy moralna jest prostytucja, potem czy ludzie są równi zwierzętom, czy mamy prawo jeść mięso, czy jest coś złego w stosunkach międzygatunkowych, czy nekrofilia i pedofilia jest znowuż taka zła? Dzieje się i będzie się tak działo, ponieważ jeżeli nie ma świętości to wolno wszystko. A w demokracji nie ma rzeczy świętych, są tylko umowy, kontrakty, konstytucje, kiedyś spisane, a co za tym idzie nie nieodwieczne (pisał o tym Józef Majster, pisał o tym Ludwik Bonald). Wszystko jest chwilową narracją, która za 100 lat będzie traktowana, jak głupi przesąd. Nie ma prawdy. Tak, demokracja wymusza odrzucenie prawdy. Czysty postmodernizm, jego esencja. Dziś pospieramy się o to czy aborcja jest moralna, a jutro o to czy w ogóle rozmnażanie jest moralne. I o ile jutro możemy się umówić na to, że aborcja nie jest moralna to za 5 lat umówimy się, że jednak jest. Rozumiecie? Diabelski system debaty publicznej. Co więcej wielu ludziom wydaje się, że to oni sami kreują debatę publiczną. Tylko, że nie, bo to wszystko pozostaje farsą. Decydentem pozostaje reżyser, (którego nie widzimy, gdyż jest w ukryciu) czyli kapłan onego demokratycznego rytu.

Demokratycznego rytu, który dziwnym trafem sprawił, że 100 lat temu Kaczyński zostałby w II RP potraktowany jako typowy rewolucjonista, chcący zniszczyć stary, dobry, konserwatywny porządek a za 100 lat sprawi, że kaczyzm będzie traktowany jako coś równie złego, jak nazizm, a kaczystów będzie pięciu na świecie w tym czterech jedną nogą na tamtym. Oczywiście można udawać, że demokracja nie jest problemem, że problemem jest ideologia gender czy tam inny marksizm kutlurowy, tylko że po pierwsze takie coś nie istnieje, a po drugie nawet gdyby istniało to by wynikało z okultystycznych obrzędów demokratycznych. Nawet, jeśli PiS aktualnie wygrywa wybory i referenda to nie ma to znaczenia długoterminowego, a jedynie krótkoterminowe - legislacyjne. Zauważcie, że koniec końców jeżeli ktoś zdominuje sferę kulturalną (a to robi aktualnie lewica poprzez ciągłą kontestację porządku, wynikającą z paradygmatów i obrzędów demokratycznych) to w końcu kiedyś, bynajmniej nie prawem kaduka, te wybory i referenda zacznie wygrywać. Świetnie ujął to kiedyś ksiądz z mojej parafii, który rzekł: Nie chodzi o to aby prawnie intronizować Chrystusa na Króla Polski, ale żeby Chrystus był królem w naszych sercach. Jest to szczególnie istotne dzisiaj, kiedy demokratycznie wybrane władze mają znikome wpływy w porównaniu do ogromnych korporacji i medialnych molochów. Na koniec tak ze szczególną dedykacją dla prawdziwych fanboyów Korwina (czy tacy jeszcze istnieją w przyrodzie?) wasz guru myli się, kiedy powtarza jakieś kocopoły pokroju "demokracja to tyrania większości". Demokracja jest wyjątkowo oligarchicznym systemem, w którym "małe grupki interesów dyktują większości co ma robić".

#PRZESŁANIEpanaDOCENTA

Patryk Jaki niegdyś powiedział, że Jan Jakub Rousseau (ten od publicznego obnażania się i zapisywania w pamiętnikach opisów własnych przeżyć w czasie masturbacji, a dodatkowo czciciel demokracji - taki prototyp Koroluka) rzekł kiedyś takie słowa: "Nie podążajcie ślepo za Europą, gdyż tam na końcu kryje się wyłącznie pieniądz". Ja wam mówię NIE PODĄŻAJCIE W OGÓLE ZA DEMOKRATYCZNĄ EUROPĄ, BO TAM NA KOŃCU KRYJE SIĘ CYWILIZACJA, KTÓRA 100 KROTNIE BARDZIEJ URĄGA GODNOŚCI CZŁOWIEKA NIŻ XI WIECZNE PLEMIĘ UGA-BUGA Z ŚRODKOWEJ AFRYKI.

Komentarze