Śladowe Ilości Odgłosów Małp 05 - Prawda o demografii

W ramach tej sławionej błogo serii nie mogłem nie poruszyć wątku demograficznego. Seria ta ma bawić oraz uczyć (a także uczyć oraz bawić), zatem warto powiedzieć, skąd bierze się problem demograficzny w Polsce i Europie. Jest to problem o tyle poważny, że narosła wokoło niego gruba sieć doktrynerstwa. Prym wiedzie przede wszystkim nurt żłobkowo-przedszkolny, a obok mamy teorie redpillowe, teorie aborcyjne i podejrzewam wiele innych prób wyjaśnienia tego, dlaczego dzieci obecnie się nie rodzą w dostatecznej ilości, aby przynajmniej pokolenia, które odejdą mogły zostać zastąpione nowymi szeregami nowych Polaków.

Normalnie staram się nie cytować literatury socjo-politycznej, bowiem uważam 90 procent tego tematu za suche doktrynerstwo. Większość prac marksistowskich, nacjonalistycznych, czy liberalnych (w różnych mutacjach tego nowotworu) jest w gruncie rzeczy parareligijnym doktrynerstwem. Większość tych ideologii to tak naprawdę świeckie wyznania religijne, dziwnie przemutowane i w znacznej mierze pozbawione elementu metafizycznego.

To nie jest jednak tak, że jestem jakimś palącym makulaturę w bębnie z pralki neandertalczykiem niezdolnym do czytania. Czytać wbrew pozorom potrafię, pisać z resztą też (nieskromnie powiem, że nie najgorzej). W tym wySRywie posłużę się pracą znanego teoretyka cywilizacji Oswalda Spenglera, który bardzo trafnie zdiagnozował problem z demografią.

Szkoły Myślenia o Demografii

Normalnie jak chcecie porozmawiać o demografii i problemach z nią to dostaniecie kilka szkół myśli. Najpopularniejszą obecnie wśród analityków wszelkiej maści szkołą jest szkoła żłóbkowo-przedszkolna. Mniej więcej chodzi w niej o to, że stawianie żłobków oraz podobnych instytucji państwowych (lub prywatnych jak ktoś woli) ma w jakiś sposób generować dzieci. Jest to dość awangardowe podejście do tematu, acz bardzo powszechnie spotykane.

Szkoła żłobkowo-przedszkolna wiąże się ściśle z problemem materialnym. Wiele osób twierdzi, że ludzie dzisiaj są tak biedni i ubodzy, że nie stać ich na posiadanie dzieci. Potomstwo, pociechy stały się luksusem, na który pozwolić mogą sobie jedynie najbogatsi. Zwykli prostaczkowie mają nie mieć możliwości spłodzić, wydać na świat i wychować młodego człowieka. Przekracza to ich możliwości i sposobem na to, by ludzie ponownie mogli się rozmnażać ma być dalsza rozbudowa systemu instytucji socjalnych, w tym rozmaitych świadczeń - finansowych i nie tylko.

Innym sposobem myślenia jest tzw. szkoła aborcyjna. Szkoła aborcyjna stawia tezę, wedle której kobiety (a szczególnie Polki) nie rodzą dzieci, gdyż nie mogą ich zabijać. Ta nieco odwrotna formuła zależności między uśmiercaniem dzieci, a ich rodzeniem się jest jedną z bardziej awangardowych i z całą pewnością porusza neuronami wielu posiadaczy średniego IQ 90 w kraju.

Podejść do tematu jest zapewne więcej, natomiast jesteście w tym momencie w stanie dojść do realizacji, że większość podejść dotyczy kwestii, na pierwszy rzut oka wydających się nagłymi potrzebami każdego rodzica. Rzeczami, które są w stanie pojawić się w głowie młodego człowieka zapytanego o ten problem na zajęciach jakiegoś gównoprzedmiotu w szkole/na uczelni. Komuś niewtajemniczonemu w arkana myśli wydawałoby się to dość logiczne podejście, no właśnie - wydawałoby się.

Problem Demografii

Niemiecki filozof kultury i historii Oswald Spengler podjął się kwestii demografii w drugiej części swojego najważniejszego dzieła - "Zmierzch Zachodu". Spengler, dla kontekstu korzystał z zupełnie innego spojrzenia na cywilizację i historię, niż jesteśmy przyzwyczajeni o niej myśleć. Ludzie sądzą niekiedy, że historia człowieka jest historią progresu i rozwoju zarówno technologicznego jak i w innych dziedzinach życia. Myślenie to towarzyszy w szczególności rozumowaniu liberalnemu i lewicowemu.

Spengler uważał natomiast, że historia jest cykliczna. Z cywilizacjami jest trochę jak z życiem ludzkim, ale i trochę jak z koniunkturą gospodarczą. Człowiek się rodzi, rośnie i rozwija się, dobija do szczytu możliwości, po czym starzeje się i umiera. Gospodarka, nieco inaczej ale podobnie ma swoje cykle, wzrostu ekonomicznego, dobrobytu, spadku i kryzysu. W ekonomii był taki człowiek Schumpeter, który w ogóle powiązał koniunkturę gospodarczą z rozwojem technologii, w szczególności od pojawiania się nowych źródeł energii. Istotny jest więc pewien cykl życia.

Cywilizacja u Spenglera ma swoje życie i swój czas (tak jak każde pokolenie) i jednym z objawów wejścia we wczesną zimę/późną jesień danej cywilizacji jest właśnie załamanie się demografii, które jest z jednej strony objawem choroby, ale w perspektywie dalszej także i przyczyną cywilizacyjnego i społecznego gnicia. Biologiczna struktura narodu/społeczeństwa jest kluczowym, a często pomijanym elementem funkcjonowania organizacji społecznej znanej jako państwo, a szerzej też cywilizacja.

Nie chodzi przecież tylko o to, że ZUS nie będzie w stanie funkcjonować, urzędnicy nie dostaną wypłaty, a Wy za 40 lat będziecie mieli emeryturę w wysokości 1500 zł - system emerytalny można teoretycznie rozmontować i wrócić do wyrzucania starych ludzi z domów, wedle zasady "kto nie pracuje, ten nie je". Nie chodzi o to, że przeciębiorcy nie będą mieli kogo tyrać za minimalną - to są w większości szczwane lisy, bez większych skrupułów. Jeśli będzie trzeba to zatrudnią zasilane frankensteinowymi instalacjami truchła z cmentarza i podpiszą z nimi umowę o dzieło.

Problem jest zasadniczo taki, że brak ludzi wchodzących w miejsce starszych i umierających powoduje, że wyludnianie się dotyka kolejnych części kraju. Problemy wskazane wyżej są na pewno istotne dla struktury instytucjonalnej, ale problem demograficzny dotyka przede wszystkim zasadniczych podstaw życia jako takiego - ludzi i ziemi. Wyludniają się wsie i miasta. Domy, w których do niedawna żyli ludzie pustoszeją. Ta sytuacja stwarza idealną okazję do starożytnego, a ostatnio zapomnianego procederu podbicia czyjejś ziemi przez obce plemiona.

Problem Człowieka Cywilizowanego

Spengler w drugim wolumenie "Zmierzchu Zachodu" zauważa, że główną przyczyną załamania się demografii kraju i narodu jest problem nazwany "bezpłodnością cywilizowanego człowieka". Spengler twierdzi, że im wyższy poziom "ucywilizowania" tym mniejsza płodność i to efektywnie prowadzi do demograficznego upadku danego ośrodka kultury i cywilizacji.

Człowiek cywilizowany jest stworzeniem zupełnie innym, niż człowiek prosty, przedstawiony przez Spenglera jako "chłop", albo "prostak". To człowiek, który wg. Spenglera przechodzi metafizyczną i moralną przemianę, która powoduje, że jako rodzaj nie zgłasza już woli życia.

"I wtedy, gdy Bycie jest wystarczająco wykorzenione, a Bycie Świadomym odpowiednio umocnione, pojawia się w historii fenomen, który bardzo długo szykował się w ukryciu i występuje, aby zakończyć dramat - bezpłodność człowieka cywilizowanego. Nie jest to kwestia, którą można ująć jako problem czystej Przyczynowości (jak nowoczesna nauka rzecz jasna próbowała to uczynić); należy to rozumieć jako esencjonalny, metafizyczny zwrot ku śmierci. Ostatni człowiek miasta-świata nie chce więcej żyć - może zwracać się ku życiu jako indywiduum, ale jako rodzaj, jako agregat nie, jako że rzeczą charakterystyczną jego kolektywnego funkcjonowania jest wyzbycie się strachu przed śmiercią."

Człowiek cywilizowany, człowiek inteligentny traci jakiekolwiek instynkty i przyczyny, które powodowałyby nim do posiadania dzieci. Spengler podkreśla, że koniec każdej wielkiej, historycznej cywilizacji, która nie została podbita i krwawo wyrżnięta przez inne plemię z reguły w końcowych fazach istnienia doświadczyła spadku demograficznego. Spadek ten wg. Spenglera dotknął Rzymu, Grecji i innych starożytnych cywilizacji w etapie obumierania, po tym gdy osiągnęły już swoje wyżyny. Z reguły w takich sytuacjach pojawiały się też sytuacje, w których obce, bardziej płodne i być może mniej rozwinięte ludy wykorzystywały ten stan, de facto dokonując podboju gnijących ośrodków ludzkości.

"Dzieci nie przestały się rodzić dlatego, że przestało być to możliwe, ale dlatego, że w gruncie rzeczy inteligencja w szczycie możliwości nie jest w stanie znaleźć powodu dla ich istnienia. Niech czytelnik utożsami się z duchem prostaka, który to siedział na swojej ziemi od najdawniejszych lat, lub się w niej zagnieździł. Jest w niej ukorzeniony jako potomek swoich przodków i przodek swoich potomków. Jego dom, jego własność znaczy, nie tymczasową koneksję człowieka z rzeczą, na określony czas, lecz trwającą więź wiecznej ziemi i wiecznej krwi. Z tego mistycznego założenia osiedlenia, z którego kolejne etapy cyklu - prokreacja, narodziny i śmierć - wywodzą metafizyczny element cudu, zawarty w symbolizmie zwyczaju i religii, bliskim ludziom ziemi. Dla 'ostatniego człowieka' wszystko to jest utraconą przeszłością."

Spengler zwraca uwagę na rolę inteligencji w upadku demografii. Człowiek inteligentny będzie z reguły mniej płodny, niż człowiek prostszy, z mniejszymi predyspozycjami w tym zakresie.

"To co człowiek intelektu, najistotniej i charakterystycznie nazywa 'naturalnym odruchem', czy 'siłą życiową' jest mu znane przyczynowo, umieszczając się pośród innych potrzeb, które jego osąd jest w stanie określić. Gdy zwyczajowe myślenie wysoce rozwiniętych ludzi zaczyna 'posiadanie dzieci' rozpatrywać pod kątem wad i zalet, wielki zwrot ma już miejsce. Jako że Natura nie zna ani wad, ani zalet. Gdziekolwiek, gdzie życie rządzi jako wewnętrzna, organiczna logika, 'to', popęd, który wraz ze swoimi przyczynowymi połączeniami jest niezależny od przebudzonego bytu, a w zasadzie nieobserwowalny."

Spengler zaznacza też, że ten fenomen nie jest wcale czymś sztucznym, czy nowym.

"Porzucenie rozrodczości prymitywnych ludów jest naturalnym zjawiskiem, o którym nawet się nie myśli, a tym bardziej się go nie ocenia. Gdy w ogóle trzeba przedstawiać argumenty za kwestią życia, samo życie staje się możliwe do kwestionowania. W tym momencie następuje spadek liczby urodzeń. W świecie Klasycznym zjawisko to krytykował Polibiusz nazywając je zagładą Grecji i nawet w jego czasach było ono obecne w wielkich miastach; równolegle w Rzymie stało się dość powszechne. Na początku wyjaśniano je problemami ekonomicznymi swoich czasów, ale niedługo później przestawało być w ogóle możliwe do wyjaśnienia."

Spengler (czego nie można pominąć) zwraca również uwagę na problem kobiecy. Zjawisko, na które w swoich czasach Spengler być może nie miał nazwy, a które dzisiaj możemy nazwać mianem ideologii feminizmu.

"W tym momencie, zarówno w buddyjskich Indiach, jak i w Babilonie, w Rzymie i w naszych własnych miastach mężczyzna wybierający sobie kobietę przestaje szukać matki swoich dzieci, jak to czynią prostacy i ludzie prymitywni, lecz "towarzysza życia", pojawia się problem mentalności. Pojawia się małżeństwo ibsenowskie, "wyższa duchowa koneksja", w której obie strony są "wolne" - wolne jako intelekty, wolne od naturalnej potrzeby krwi do kontynuowania. Staje się możliwe stwierdzenie Shawa "jeśli kobieta nie wyzbędzie się swojej kobiecości, jej zobowiązania wobec swojego męża, dzieci, prawa, społeczeństwa i kogokolwiek innego poza nią samą, nie jest w stanie się w pełni wyemancypować". Kobiety prosta, prymitywna to przede wszystkim matka. Wszystko to co ją formuje od czasów dzieciństwa zawiera się w tym słowie. Dzisiaj pojawia się kobieta ibsenowska, towarzyszka, heroina megapolitańskiej literatury od Północnych dramatów, aż po Paryskie nowele. Zamiast dzieci ma konflikty duszy, małżeństwo staje się narzędziem "wzajemnego zrozumienia". Jest to identyczna sytuacja w obliczu Amerykańskiej damy, nie mogącej pominąć żadnej mody, Paryżanki zmartwionej, że jej kochanek ją opuści, jak i ibsenowskiej heroiny, która "należy do siebie samej" - wszystkie one należą do samych siebie i wszystkie one są bezowocne."

Spengler podkreśla także to, jak cywilizowane społeczeństwa patrzą na rodzicielstwo.

"Ojciec wielu dzieci jest dla wielkiego miasta przedmiotem żartu (...)"

Gdy dochodzi do załamania się struktury demograficznej bywa, że w celu uzupełnienia instytucjonalnych luk i braków w ludziach sprowadza się obce plemiona, jak to miało miejsce z barbarzyńcami z Germanii w Rzymie, czy jak to ma miejsce teraz z przybyszami z Afryki, czy Azji. Wpływ tego napływu jest zróżnicowany, ale w rzeczywistości osłabia cywilizację, próbując wypadłe zęby zastępować obcymi. Proces degeneracji jest wielkowiekowy i nie zamyka się w jednym, czy dwóch pokoleniach.

"To wówczas staje się konkluzją historii miasta; rozwój od prymitywnego centrum handlu to miasta-kultury i na końcu do miasta-świata; poświęca wpierw krew i duszę swoich twórców na potrzeby swojej majestatycznej ewolucji, a później ostatni kwiat tego rozwoju duszy poświęca Cywilizacji - i wówczas, zgubione zmierza ku swojemu ostatecznemu unicestwieniu".

Natura Rzeczy Samej

Spengler jest ciekawym autorem, natomiast wielu osobom nie spodoba się zapewne to, że jest to twórca piszący rzeczy, które uważa, nie cytując 100 stronic źródeł w stosunku do tez, które prezentuje. Ja osobiście jestem zwolennikiem takiego działania, bo kluczowy koniec końców jest proces myślowy, ale wielu "specjalistom" nie spodoba się takie prezentowanie tez dotyczących w zasadzie całości cywilizacji.

Warto tutaj zaznaczyć wątek, podkreślony przez Spenglera - kwestia inteligencji. Większość osób myśląc o dzietności stara się wiązać tę kwestię ze stanem posiadania. Jest to pozornie rozsądny sposób rozumowania, bowiem dziecko trzeba nakarmić i ubrać, ale tylko pozornie. Jak twierdzi prof. Ed Dutton kluczowym czynnikiem dla dzietności, ale i całości cywilizacji jako takiej jest inteligencja.

Powszechnie do pomiaru inteligencji wykorzystuje się Iloraz Inteligencji (IQ), mierzony na podstawie testów rozwiązywanych przez ludzi, na bazie których ocenia się zdolność do rozwiązywania problemów. Jak podkreśla Dutton IQ jest miernikiem użytecznym, ale nie pozbawionym wad. Część elementów IQ to elementy środowiskowe, a część genetyczne. Wzrost IQ w ostatnich dziesiątkach dekad nazywa się Efektem Flynna i argumentuje się to takimi czynnikami, jak powszechna edukacja, popularyzacja nauki, czy warunki bytowe w postaci lepszego wyżywienia szerokich mas społecznych.

W ostatnich latach w opinii wielu badaczy rozpoczął się odwrócony efekt Flynna. Spadek IQ, który m.in w ocenie Duttona ma charakter genetyczny, spowodowany pewnym fenomenem związanym z demografią. Mianowicie okazuje się, że im wyższy poziom inteligencji, tym niższe tendencje do posiadania dzieci w średnich warunkach bytowych, co powoduje, że rozmnażają  się w dużej mierze najwyższe klasy społeczne oraz najniższe, nie baczące na swoją sytuację materialną.

Inteligencja jest jednym z kluczowych czynników dla rozwoju cywilizacji. Do tworzenia i kontroli instytucji społecznych (ekonomicznych, czy politycznych) potrzebni są ludzie o odpowiednich predyspozycjach. Do tworzenia i obsługi technologii nie inaczej, a w gruncie rzeczy potrzebne są jeszcze wyższe zdolności, niż w wielu przypadkach wśród ludzi obsługujących instytucje.

Można w ten sposób wywnioskować, że malejąca dzietność wiąże się z szeroko rozumianym rozwojem cywilizacyjnym. Na chłopski rozum im ludzie mają lepsze warunki materialne, tym na więcej dzieci powinni móc sobie pozwolić i chcieć sobie pozwolić. Co się jednak okazuje dzieje się wręcz przeciwnie - im wyższy poziom ucywilizowania tym niższe, w dłuższej perspektywie są chęci do posiadania dzieci przez społeczeństwo, co dzieje się m.in w związku ze wzrostem poziomu inteligencji.

Wzrost ten brał się m.in z bardzo brutalnej przyczyny - społecznej eugeniki, wynikającej z poziomu medycyny. Śmiertelność wśród dzieci z naciskiem na niższe warstwy społeczne była jeszcze 100 lat temu znacznie wyższa, niż obecnie. To powodowało, że najbiedniejsi (i najczęściej ci z najniższym IQ) genetycznie wypadali z puli, na rzecz tych postawionych wyżej. Wzrost inteligencji i co za tym idzie poziomu medycyny doprowadził do tego, że wprowadzono liczne rozwiązania zmniejszające ryzyko poronień i śmiertelności dzieci i efektywnie niższe warstwy społeczne były w stanie znacznie się rozmnażać, co z czasem zaczęto także wspierać państwowym wsparciem rozmaitymi programami socjalnymi.

To spowodowało, że przy wzroście populacji, nastąpił także wzrost średniego IQ, w związku z czym następował rozwój gospodarczy i ekonomiczny, tworzący coraz lepsze warunki bytowe. Wówczas zaczęło się spełniać założenie Spenglera i wraz ze wzrostem poziomu życia oraz powszechnej inteligencji ludziom coraz trudniej było znajdować powód, dla którego ci stosunkowo inteligentni ludzie mogliby chcieć mieć dzieci, nie mówiąc już o takich rzeczach, jak posiadanie dzieci we wcześniejszych etapach życia. 

Produktem tego zjawiska jest m.in nasza nowoczesna kultura, w której posiadanie dużej liczby dzieci jest symbolem niskiego statusu społecznego, a często wręcz żartu, czy nienawistnych ataków. Widzieliśmy to wtedy, gdy wprowadzano "500 plus". Matka z wieloma "bąbelkami" w przestrzeni publicznej jest powszechnie wyśmiewana. Niezbyt majętny ojciec czworga, czy pięciorga dzieci jest zapewne okrutnym alkoholikiem, którego płodność bierze się z namiętnego naruszania wyemancypowania swojej żony. Dzieci w miejscach takich jak komunikacja publiczna, czy kina są traktowane jak małe demony, uderzające w czyjś tymczasowy komfort. Samo dziecko dodatkowo nie może być powodem do dumy, zamiast tego tymże powodem powinno być stanowisko CIA IRS UEFA Super Special Managera w warszawskiej korporacji, albo tytuł magistra w kierunku bezużyteczności stosowanej.

W Polsce ta zmiana z "prostaczka", czy człowieka prostego w człowieka nowoczesnego jest szczególnie widoczna. PRL właśnie przez to, że nie ucywilizował Polski zachodnim kapitałem, długie lata utrzymywał mentalność dotychczasowej populacji kraju, często wywodzącej się z czasów przedwojennych. Przypomnijmy, że zależnie od Waszego wieku i pochodzenia rodziny, jest bardzo prawdopodobne, że Wasz dziadek, pradziadek czy pra-pradziadek był niezbyt skomplikowanym chłopem, żyjącym w jakiejś niezelektryfikowanej wiosce, bądź nie bardziej wyrafinowanym robotnikiem fabryki w swoim mieście. Tacy ludzie nigdy nie rozpatrywali posiadania dzieci kategoriami korzyści i strat. Nie analizowali tego, czy będą w stanie utrzymać czwórkę pociech. Życie polegało na tym, że mężczyzna brał sobie kobietę i z tego w swoim czasie brały się dzieci. Była to bardzo prosta receptura.

Człowiek nowoczesny tworzy sobie nową kulturę, która usprawiedliwia ten styl życia, który nazwalibyśmy hedonistycznym. Dziś żyjemy w czasach, w których młodzi, płodni ludzie poddają się zabiegom zapobiegającym posiadaniu dzieci (choćby wazektomia, ostatnio dość popularyzowana). Istnieją ruchy społeczne wspierające bezpłodne dewiacje seksualne (o których często wspomina się w kontekście wojny kulturowej), które zaczynają się na sodomii, a kończą na zabiegach kastracji podejmowanych na coraz młodszych ludziach. Ruchy feministyczne starają się coraz silniej odciągnąć kobietę od swojej funkcji matki. Kobieta wg. feministki nie może być matką, matka jest symbolem zniewolenia, a w patologicznym obrazie świata prezentowanym przez to środowisko traktowanie posiadania dzieci jako normalnej konsekwencji życia jest równoznaczne z założeniem kobiecie kajdanek i przypięciem do kuli w piwnicy. Do tego rozszerza się problem autyzmu i spierdolenia u młodych mężczyzn, którzy uzupełnienia swoich braków szukają w internetowych subkulturach. Wszystko to podlewa liberalne stwierdzenie "niech każdy robi co chce, dopóki 'nikogo nie krzywdzi'". Przykro mi, ale społeczeństwo z taką kulturą nie będzie płodne.

Dzisiaj, gdy kultura jest w stanie zaawansowanego gnicia, a czynnik ludzki jest poddany intensywnej degeneracji trudno jest szukać skutecznych metod ratowania demografii. Z miejsca trzeba zaznaczyć, że rozbudowywanie socjalu i stawianie pustych żłobków nie zwiększy poziomu dzietności w kraju. Problem jest moralny i kulturowy, metafizyczny i duchowy, a widoczny nawet wśród ludzi rozmawiających o tej kwestii. Problem dzietności jest obecnie rozpatrywany przez ludzi o skrajnie nowoczesnej mentalności, dla których jedynym zmartwieniem w zaistniałej sytuacji jest to, czy będzie z czego płacić emerytury za 50 lat, albo czy PKB nie przestanie rosnąć na śmiesznym wykresiku.

Jest zasadne pytanie - Co dalej? Istnieje w tym zakresie kilka teorii. Ed Dutton twierdzi zgodnie z cyklizmem Spenglera, że spadek IQ wraz z masową imigracją spowoduje destabilizację i jakąś formę upadku cywilizacji. Inni ludzie, tacy jak neoreakcjonista Nick Land twierdził natomiast, że ogromną rolę może odegrać technologia. Sztuczna Inteligencja i nowoczesna technologia miałaby "wyzwolić" człowieka z ograniczeń własnej inteligencji i zrewolucjonizować ludzkość jako taką.

Być może znajdujemy się po prostu w naturalnym miejscu historii i w zasadzie nie ma politycznego, czy jakiegokolwiek innego rozwiązania zaistniałej kwestii. Naturalnie popieram i będę popierał inicjatywy wspierające dzietność, ale sądzę, że będą to raczej płonne wysiłki. Mechanizm demograficzny zdaje się być wbudowanym w ludzkość elementem ("to nie błąd, to dodatek") przez naturę, lub przez Coś Wyższego, który na myśl przywołuje pewną biblijną opowieść o budowie wieży, której bardzo podobna sytuacja miała miejsce. Być może właśnie dlatego Królestwa Ludzkie nie mogą być wieczne.

prof. Adam Twaróg

Komentarze