Śladowe Ilości odgłosów Małp 02 - PRL, a gnijący zachód



Niedawno Przemysław Czarnek - dosłowny Hitler polskiej edukacji powiedział bardzo ciekawe rzeczy, w związku z sytuacją w polskiej edukacji. Przytoczmy te kontrowersyjne (!), dość frapujące słowa:

"- Dziś w Polsce jesteśmy w dużo lepszej sytuacji niż kraje Europy Zachodniej. Dziś w Polsce przytłaczająca większość rodziców zachowuje się prawidłowo – mówił minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek podczas kongresu „Kościół-Edukacja-Wychowanie” zorganizowanego przez ruch „Europa Christi” . – Szczęściem w nieszczęściu, że u nas była komuna i nie było czasu zajmować się tym, czym zajmował się zachód do 1968 roku. U nas nie było czasu na rewolucje obyczajową i kulturalną, bo u nas był czas na walkę z komuną. Paradoksalnie okres komuny powstrzymał wejście u nas tych wszystkich paradoksalnych zjawisk cywilizacyjnych, które na zachodzie są od lat"

Powyższy cytat wywołał znaczne kontrowersje, m.in dzięki metodom dystrybucji prasowej i wrzuceniu nie do końca oddającego wypowiedzi Pana Ministra fragmentu w tytuł artykułu Rzeczpospolitej. Wypowiedź Czarnka wywołała kontrowersje, bo nie wiem czy wiecie, ale już od jakiegoś czasu trwa w sferach opozycyjnych plebiscyt swego rodzaju na najtrafniejsze przyrównanie PiSu do PZPR i tak oto są rozdawane rozmaite tytuły. Tytułem Gomułki 3 RP obdarzany jest niejednokrotnie Jarosław Kaczafi, co jest obraźliwe, ale dla Gomułki. Szanujmy się.

Drugi tytuł, często rozdawany jest w rozłamie pomiędzy dwoma politykami. Jest to tytuł Moczara 3 RP. Jest dyskusja, na ile Moczarem jest prowadzący swoją grę polityczną lider Suwerennej Polski Zbigniew Ziobro, czy może jest to obecny minister edukacji, dosłowny faszysta naziska potwór z lochy ness Przemysław Czarnek. Czarnek jako minister słynie z tego, że co jakiś czas pojawia się z jakąś "kontrowersyjną" wypowiedzią, gdzie mówi rozmaite, średnio w gruncie rzeczy kontrowersyjne rzeczy.

Minister Edukacji poruszył mimo to dość istotny temat. Temat, w ramach którego jako jeden z nielicznych publicystów politycznych (nawet tych z kategorii śmietnikowej, w której sobie wygodnie przebywam) swego czasu się dość odważnie wypowiedziałem. Wielu może mnie uznać za prawicowego komunistę, fetyszystę PRLu, ale to nie jest do końca tak. Mimo to tematyka Polski Ludowej i jej wpływu na sytuację ideową 3 RP jest zdecydowanie niedoceniona. Warto więc się jej przyjrzeć, z nieco mniejszą dozą ironii i cynizmu.

Struktura władzy w PRL

Na początku musimy określić, z czego w gruncie rzeczy składała się struktura władzy Polski Ludowej, co zarządzało społeczeństwem i państwem w tym okresie historii naszego kraju. Możemy z dużą dozą pewności stwierdzić, że były to dwa główne ośrodki, pierwszym było państwo komunistyczne, drugim zaś był Kościół Katolicki.

Państwo komunistyczne, jako instytucja władzy nie była wbrew pozorom tworem jednolitym. Istniały tam rozmaite frakcje, które w różny sposób chciały realizować politykę partii komunistycznej. Najlepiej obrazuje to podział wg. przezwisk, jakie nadali sobie nawzajem reprezentanci frakcji Natolinu i Puławian - "Chamy" oraz "Żydzi".

"Żydzi" byli w dużej mierze sprowadzonymi z Moskwy aparatczykami, nie mającymi wcześniej dużo wspólnego z Polską, w dużej mierze często o pochodzeniu żydowskim, którym nadawano nowe tożsamości, a którzy w czasach stalinizmu byli twardymi zwolennikami kompletnej sowietyzacji. Potem ulegli nagłej liberalizacji, tak jak to obrazuje rodziny Michników. Stefan Michnik stalinowski zbrodniarz, który uciekł z kraju i zdechł (bo nie umarł) w Norwegii, gdzie wielu antypolskich przestępców znajduje azyl. Adam Michnik - jego rodzina, liberalny zwolennik reform, w ichniejszych czasach idący pod ramię z ludźmi pokroju Antoniego Macierewicza, a dzisiaj główny aktor jednego z ważniejszych ośrodków tzw. "demokratycznej opozycji" w 3 RP. 

"Chamy" z Natolina i bliźniaczych stronnictw to byli grubo ciosani komuniści, kwadratowe ryje, z reguły o faktycznym pochodzeniu chłopsko-robotniczym. Byli zwolennikami polityki twardej ręki, a w swój komunizm wplatali silny, polski nacjonalizm, no i jak wskazuje przezwisko ich oponentów, nie byli zwolennikami ludzi o pochodzeniu żydowskim. Reprezentowali ich tacy działacze jak Edward Ochab, a potem pod ich hasła podpiął się choćby Mieczysław Moczar.

Te dwa nurty, aż do destabilizacji politycznej w latach 80 były ze sobą w stałym konflikcie, a i przecież czasy Solidarności w pewien sposób reprezentowały ten polityczny konflikt czasu głębokiego PRLu, gdzie autorytarne "chamy" przy pomocy zbrojnej ręki milicji walczyły z idącymi z niezadowolonymi ze stanu bytowania robotnikami "żydami", żądającymi razem liberalizacji systemu.

Kościół Katolicki to nieco inna historia. Polska historia jest w gruncie rzeczy oparta o instytucję Kościoła, od chrztu Polski w roku 996 aż do dzisiaj. 1 000 lat historii to bądź co bądź sporo. Instytucja ta stanowiła autorytet w czasach piastowskich, w czasach jagiellonów, potem w czasie I Rzeczypospolitej, w czasie rozbiorów, już jako instytucja stojąca w wielu aspektach na straży polskiej tożsamości (tym bardziej, że dwaj zaborcy - Prusy i Rosja katolickimi reżimami nie były) i w czasie komuny, co wielokrotnie podkreślano miał swój udział w walce politycznej. Miał ten udział tym bardziej, że dla społeczeństwa był istotną instytucją autorytetu.

Dynamika władzy Polski Ludowej

Skoro określiliśmy dwóch najważniejszych graczy, to pozostaje pytanie, jaka relacja była między Kościołem, a aparatem władzy politycznej w Polsce Ludowej. Nie trzeba być historykiem, by powiedzieć że była to relacja wroga.

Była to relacja wroga z kilku powodów, pierwszym jest de facto konflikt religijny. Ideologie polityczne XX wieku spełniały w wielu aspektach rolę religii państwowych, to jest bardzo koncepcja Carla Schmitta, u którego teologia ściśle wiąże się z polityką. W systemach bloku wschodniego miał być nią komunizm i w takiej Polsce rywalizował on z religią społeczeństwa, którą to znowu był rzymski katolicyzm.

Państwo komunistyczne poza tym jednak, że reprezentowało religię marksistowską było też tworem organizacyjnym, a organizacjami, szczególnie państwowymi rządzą się swoje prawa. Wewnątrz organizacji państwowych zawsze pojawiają się podziały. Każda organizacja jest zakładana z jakiegoś powodu i im dalej w las tym bardziej różnią się opinie co do tego jak traktować oryginalne założenia danej organizacji.

Idzie za tym to, że w PRLu funkcjonowały różne frakcje, które powodowały że państwo komunistyczne wielu założeń "społecznego progresu" w wymiarze marksistowskim nie spełniało. Można by rzec, komunizm był chujowy we wprowadzaniu komunizmu, ale co trzeba powiedzieć - Polska na tle innych krajów bloku wschodniego, czy samego ZSRR była dość liberalna w wielu aspektach. To dalej był reżim z krwią wielu Polaków na rękach, ale tej krwi lało się mimo wszystko mniej, niż w innych niedoszłych republikach sowieckich.

Moskwa miała wiele za złe mniej i bardziej polskim zarządcom kraju Ododrodonadbużańskiego, choćby to, że w Polsce nie doszło do kolektywizacji rolnictwa. Duża w tym zasługa ludzi takich jak Władysław Gomułka, który poza tym, że był dosłownym autystą czytającym po nocach raporty i sprawozdania z fabryk nakrętek zdawał się przejawiać pewne objawy patriotyzmu polskiego. Dość powiedzieć, że uważał on za swoje największe osiągnięcie, nie zaprowadzenie jakiegoś socjalizmu, czy socjalistycznego... czegoś "tak jak Wujek Lenin powiedział", ale układ polityczny z RFN, co wiązało się z politycznym umocnieniem na przyszłość zachodniej granicy na Odrze. Było to niewątpliwie w "żywotnym interesie", nie tylko ówczesnego państwa, ale i narodu polskiego.

Nie należy w związku z tym sądzić, że ludzie tacy jak Gomułka, nasz ulubieniec Moczar, czy potem Jaruzelski byli w jakimś stopniu ludźmi godnymi pomnika, czy ulicy, bo dalej działali oni pod auspicjami kierownictwa z Moskwy, a czynnikami motywującymi ich działania była niejednokrotnie chęć uzyskania politycznej korzyści. Nie to, że inni politycy tak nie działają, większość tak de facto w ten sposób funkcjonuje. Jeśli popatrzymy na partyzanckie ruchawki Moczara to dojść można byłoby do wniosku, że byliśmy wówczas blisko utworzenia zbazowanego, nacjonalistycznego reżimu, o którym z podziwem pisaliby ludzie na jakimś 4chanie, ale to przecież nie jest do końca prawda. Nawet jeśli "partyzanci" poruszali się po rejonach w owym czasie zakazanych, czasem wchodząc w retorykę nawet antyradziecką, to dalej było środowisko, które nie odniosło sukcesu politycznego i została z nich w sumie ciekawa historia, a nie jakieś polityczne dziedzictwo do wykorzystania.

To co krajowym komunistom pokroju Gomułki się jednak udało to stworzenie de facto socjalizmu polskiego. PRL realizował w wielu aspektach założenia, można powiedzieć, że historycznie endeckie. Dość powiedzieć, że w wyniku przesiedleń i typowo sowieckich działań na ludności o subtelności machania cepem Polska z "pogrobowca I RP" - obfitującej w konflikty etniczne Polski międzywojennej przekształciła się tak naprawdę w etnostan. Państwo w granicach historycznie piastowskich, w dużej mierze bliskich oryginalnej państwowości polskiej ze wczesnego średniowiecza, w którym grubo ponad 90 procent społeczeństwa stanowili uświadomieni narodowościowo Polacy (to uświadomienie, swoją drogą było w wielu aspektach zasługą II RP).

W obliczu tego aparat państwowy, skoro nie zniszczył doszczętnie metodami bolszewickimi tożsamości polskiej na początku trwania komuny w Polsce, musiał się "dostosowywać do panujących warunków". To spowodowało, że rząd PRLowski był w stałym konflikcie z Kościołem, ale nigdy nie zadał uderzenia na tyle śmiertelnego, by Kościół zgładzić. Atakował Kościół, ale nie w sposób totalny, lecz punktowy, dając Kościołowi czas na odpowiedź, co objawiało się w wielu aspektach zbliżaniem się narodu do instytucji katolickich, w których widziano bastion oporu przeciwko opresyjnej władzy.

Ratunek, czy odsunięcie wyroku?

Obecnie Polska jest krajem o różnych twarzach. Rosnący w siłę europejski tygrys dla fanatyków wskaźników ekonomicznych i PKB, dla innych państwo stopniowo przyjmujące najbardziej zepsute i gnijące idee zachodnie z podupadającą demografią i niszczejącymi strukturami społecznymi. Wielu ludzie próbuje domniemywać, jak by Polska wyglądała bez 45 lat komunizmu. Wielu, którzy próbują stawiać tezy nie rozumie, że w scenariuszu alternatywnym cała masa rzeczy wyglądałaby inaczej i równie dobrze możemy zabawić się we wróżby, płacąc za nie cygance, niż układać jak jakiś Zychowicz alternatywne scenariusze historyczne.

To jest zwyczajnie za dużo czynników, politycznych, kwestia terytorialna powojennej Polski, tych scenariuszy alternatywnych nie jest jeden, dwa, albo pięć, tylko pięćdziesiąt, albo pięćset. Skupiając się na tym co się faktycznie stało trzeba powiedzieć, że PRL wobec gnijącego zachodu był pewnego rodzaju szansą. Podstawowa kwestia jest taka, że musiałaby istnieć jakaś polityczna przeciwwaga dla amerykańskiej dominacji, bo to właśnie z Ameryki wyszła Rewolucja Praw Obywatelskich i jej dalsze konsekwencje, które dzisiaj widzimy w takich ruchach społecznych, jak LGBT,

To co można powiedzieć z dużą dozą pewności to fakt, że w PRL w jakimś zakresie blokował kulturowe prądy zachodnie, nie całościowo, ale w pewnym stopniu jak najbardziej. Układ władzy w Polsce Ludowej sprawił, że Kościół miał polityczny cel w społeczeństwie, spełniał jakąś funkcję i dla czegoś działał.

Polska Ludowa była przede wszystkim tworem politycznym walczącym z liberalizmem. Stronnictwa liberalne pojawiały się, ale nie miały one wystarczająco przebicia, by realizować władzę. Liberalizm jest przez niektórych nazywany "ideologią cywilizacyjnego samobójstwa". Ideologią znacznie groźniejszą dla tradycyjnych struktur społecznych, niż klasyczny, bojowy marksizm który przez swoją bezpośrednią wrogość jest dobrym, mobilizującym do walki przeciwnikiem.

Liberalizm jest natomiast cichym samobójstwem. Oferuje kompletne kłamstwa, sygnowane ideami wolności słowa, wyznania, opierając się na mitologii neutralności instytucji chcąc od narodu i społeczeństwa niedrogiej zapłaty za te wszystkie złudzenia w postaci duszy. Tym przed czym układ polityczny Polski Ludowej bronił się zaciekle był właśnie zachodni liberalizm, który po drugiej stronie żelaznej kurtyny kwitł bardzo intensywnie. Gdy w roku 1989 wrota się otworzyły, a układ bloku wschodniego upadł pod własnym ciężarem i w ramach rywalizacji z zachodem do Polski z jednej strony wszedł Kapitał, który podniósł rozmaite wskaźniki ekonomiczne, w ramach gospodarki neoliberalnej, a z drugiej strony cały wpływ kulturowy, niesiony nie tylko przez polityków, czy jakieś NGOsy, ale i właśnie przez ten dający prospekty gospodarcze kapitał.

Konkluzje są takie, że niezależność od zachodu i wpływy moskiewskie w istocie stały w oporze do chorób, które już w czasie Zimnej Wojny zaczynały drążyć społeczeństwa zachodnie. Ronald Reagan i Margaret Thatcher mogły być dla wielu Polaków symbolami upragnionego Zachodu w walce ze znienawidzoną komuną, ale dla Zachodu są jednymi z wielu twarzy samobójstwa ich własnej cywilizacji. Niech to właśnie będzie konkluzją tego artykułu.

Adam Twaróg

Komentarze