Mister Metokur - koniec części historii starego internetu
Jeśli ktoś śledzi popłuczyny po amerykańskim altrajcie/dyssydentnej prawicy/środowisku IBS to wie, że wczoraj ostatni stream na platformie YouTube odbył twórca znany jako Mister Metokur. Ostatni Fajny Dzieciak w Internecie jest zmuszony odpuścić sobie dalszą e-działalność przez wzgląd na chorobę - nowotwór i jakaś bliżej niezidentyfikowana choroba autoimmunologiczna, dzięki której popularny Jim miał stracić władzę w nogach, widzenie w jednym oku, oraz przez pewien czas słuch.
YouTuberzy przychodzą i odchodzą. Generalnie od czasu, gdy "tworzenie kontentu" stało się popularne, a co za tym idzie opłacalne narodziła się cała profesja ludzi klepiących filmiki, artykuły i inne amatorskie gówno, niejako nawet wypierając co bardziej "profesjonalne" postaci i działania ze "starych mediów". Internet w tym sensie stał się krainą niesamowitości, w której szeroki rozgłos zyskać mógł każdy, z reguły nie inwestując milionów w próby dokonania tego, ale np. robiąc coś głupiego. Dlatego też jeśli ktoś miał kamerką/mikrofon, jakiś program do sklejenia audio z wideo i minimalne pojęcie o tym co się chce uzyskać to mógł taki właśnie "kontent" tworzyć, wrzucać i w ramach pojawiających się możliwości na nim zarabiać.
Mister Metokur jako twórca pojawił się jeszcze w czasach Internetu łupanego, w latach 2006-2009, gdy prowadził kanały takie jak GamesGoodMeBad, czy Jim81Jim. Kanały się zmieniały, jedne były zamykane, a inne otwierane, natomiast to co było niezmienne to podejście. Internetowi twórcy w ramach "rozwoju" bardzo często zyskują potężne ego, tracą dystans do swojego położenia, którym najczęściej jest to, że robią po prostu filmiki na jakimś portalu, albo piszą jakieś rzeczy. Ludzie ci zaczynają uważać sami siebie za bóstwa, autorytety i bardzo często lubią się ot choćby oburzać na "internetowych trolli" - anonimowych, paskudnych internetowych trolli piszących brzydkie rzeczy w internecie.
Znacie ten motyw, bo bardzo często zdarza się, że jakiś jutuber wejdzie w dosyć ostrą konfrontację z ludźmi w komentarzach, odpowiedziach na twitterze i bardzo często ludzie ci oburzają się na "fejk konta"(co jest kurwa potężnie głupie, bo większość tych kont jest prawdziwa, to znaczy są na tych jebanych portalach i można z nimi wchodzić w interakcję) i gdy tylko ktoś napisze coś brzydkiego, skrytykuje ich, czy obrazi dostają absolutnego udaru, absolutnego udaru mózgu.
Mister Metokur był jednym z tych twórców, którzy prezentowali inne podejście - podejście takiego właśnie staroszkolnego trolla internetowego, który potrafi tworzyć rzeczy dostarczające rozrywkę, potrafi wchodzić w śmieszne interakcje, ale na koniec dnia wie, że to tylko Internet. Od brzydkiego komentarza nikomu nie zgnije wątroba, każdy w miarę racjonalny człowiek to wie, ale z jakiegoś powodu ludzie w Internecie tego nie wiedzą i to właśnie między innymi powoduje to, że generalnie w internecie ludzie potrafią wchodzić w stany kompletnego szaleństwa.
To właśnie był główny przedmiot mającej miejsce grubo ponad dekadę działalności Metokura. Oczywiście Ostatni Fajny Dzieciak Internetu poruszał tematy socjo-polityczne, społeczne, gdzie oferował swoje tejki, ale głównym punktem było właśnie to, w jak maniakalne stany Internet potrafi wprowadzić różne jednostki i ile społecznego brudu potrafi ujawnić.
Filmiki takie jak przygoda Jonathana Rossa - pedofila, który na livestreamach opowiadał o oglądaniu dzieci w wannie, historia nieśmiertelnego Terrego A. Daviesa, serie takie jak Deviants - o seksualnych degeneratach z portalu Deviantart, różne odmiany autyzmu z udziałem Sonica Jeża, dzięki której dowiedziałem się, że kiedyś istniała społeczność dorosłych mężczyzn piszących fanfiki i historie na temat bohatera gry komputerowej z Sega Genesis.
Sama nazwa kanału - Mister Metokur wzięła się z opisywanej kiedyś przeze mnie organizacji trollerskiej Metokur.org, której to nazwa natomiast wzięła się z tego, że pewien człowiek nie potrafił poprawnie wymówić "mediocre" - przeciętny. Mowa więc o ponad dekadzie trollingu, podejmowania się różnych tematów i przede wszystkim tego staroszkolnego podejścia, obcego w erze mediów społecznościowych, instagramów i kompletnego sieciowego neurotyzmu, który obecnie rządzi siecią.
Pisanie o "Końcu Ery" nie jest wcale niezasadne, bo o ile rzecz jasna Metokur nie wróci, pokonując swoją chorobę i znowu nie będzie raczył swoich widzów wydobywanymi z odmętów sieci odchyłami i szaleństwami, to trzeba powiedzieć, że era pewnego podejścia do sieci się zamyka. Ze starego internetu zostało niewiele, ze starej etyki sieciowej, gdzie mimo wszystko starano się szanować prywatność informacji osobistych, nie podpisywać wszystkiego imieniem i nazwiskiem, mieć ten dystans.
I to jest tak na dobrą sprawę przekaz całego wydarzenia. Warto twórczość Mister Metokura obejrzeć, jeśli zna się angielski i warto wyciągnąć tę lekcję, że internet jest barwny, interesujący i bardzo często kompletnie choroszczański, ale to dalej i mimo wszystko tylko internet.
Adam Twaróg
Komentarze
Prześlij komentarz