Odwrócony Degrelle, czyli o albumie "Gloria Dei"
Flirt katolickiej prawicy z ruchami, które jawnie nawiązywały do neopogaństwa i widziały niszczącą Europę rewolucję raczej dwa tysiące niż dwieście lat temu, jest fenomenem, któremu można by poświęcić całą serię tekstów. Jednym z bliższych naszemu podwórku przykładem jest choćby to, w jakich kręgach dotąd popularna jest twórczość zespołu Honor. To zjawisko do dziś może zmuszać do intelektualnego fermentu i wydawać ciekawe owoce. Jednym z takich fruktów, i to, w mojej opinii bardzo smacznym, jest debiutancki album zespołu Kool Koomple, "Gloria Dei".
Już sama nazwa obrana przez muzyków sugeruje dwie rzeczy. KK, podobnie jak w adresie naszej strony, to zapewne nawiązanie do Kościoła Katolickiego. Nietypowa dla żadnego języka ortografia z kolei wskazuje na próbę przełamania pewnych schematów. Co też zdaje się myślą przewodnią nowo nagranej płyty. Utwory są bowiem parodiami muzyki "radykalnie prawicowej", ale przerobione teksty niosą treść wyłącznie apologetyczną i ewangelizacyjną.
Sami artyści stwierdzili, że grają "RAC, ale poprawiony", choć antykomunistyczny rock został w "Gloria Dei" zawężony prawie wyłącznie do muzyki Mariusza Szczerskiego. Tworzy to ciekawy dysonans z katolickim przesłaniem albumu. Każdy bowiem, kto kojarzy ciut więcej Honoru niż "Narodowy socjalizm", zna antykatolickie i neopogańskie ciągoty zespołu, zwłaszcza w ich późniejszej twórczości.
Określenie "parodia", (którego używają sami twórcy na swoim kanale YT) gryzie się jednak z poważną tematyką poruszoną w tekstach. Album nabiera humorystycznego wydźwięku dopiero w zestawieniu z oryginalnymi wykonaniami, na przykład w "Protestanckiej modzie", gdzie heretycy zostają przyrównani do narkomanów, wymienionych w pierwotnym tekście Prawego Skrzydła. Jestem w stanie sobie wyobrazić, że osoba, która zetknęłaby się w przyszłości z "Gloria Dei", a dopiero potem z utworami Honoru, mogłaby pomyśleć, że to parodie są oryginałami, a oryginały parodiami. Niezależnie, czy pierwotne teksty były otwarcie antychrześcijańskie ("Ostatni Drakkar"), antysejsmickie ("Ż******a batalia"), czy o tematyce patriotycznej ("Krew i honor") lub społecznej ("Narkomańska moda"), "Gloria Dei" jest wyczyszczona ze wszystkich treści, powiedzmy, problematycznych. Co więcej, usunięto też ostre określenia względem zdefiniowanych w tekstach przeciwników, za których poza "Protestancką modą" jednoznacznie robi szatan. Mamy dwa nawiązania do św. Jana Pawła II: w "Katouniwersalizmie" (gdzie pojawia się zamiast wujka Adolfa) i w "Śpiewie" (gdzie w tle słychać jego* przemówienie do irlandzkiej młodzieży).
Można się zastanawiać, skąd wzięło się takie połączenie. Pierwszym powodem, już przeze mnie wspomnianym, zdaje się ciążenie niewielkich grup katolickiej młodzieży do tzw. krawędziowości, która wcale nie musi iść w parze z ich prawdziwymi przekonaniami. Z drugiej strony, stara scena RAC ma wiele uniwersalnych zalet, jak prosty, jasny przekaz tekstów-manifestów, pewnego rodzaju autentyczność wynikająca z braku dostępu do mainstreamu, antysemityzm oraz oczywiście energia i witalność wypływająca z prostej, często agresywnej, ale chwytającej za serce warstwy muzycznej.
W tej ostatniej kwestii, choć to słowa laika, zespół naprawdę pokazał się od dobrej strony. Nie jest to na pewno zrobiona na rympał parodia, której jedynym celem byłoby nakręcenie niszowej popularności na samym li tylko pomyśle. Gitary, perkusja i wokal tworzą bardzo spójną całość, dodatkowo w bardzo dobrej jakości (porównując do starych, oryginalnych nagrań Honoru). Udostępniane w ciągu ostatnich 3 lat(!) wersje demo utworów pozwalają rzucić nieco światła na muzyczną ewolucję płyty. Pod koniec produkcji postawiono na pewne ujednolicenie stylu, materiał opierał się bowiem na utworach z różnych okresów twórczości Honoru i na jednym utworze Prawego Skrzydła, "Narkomańskiej modzie". Tutaj najlepiej widać koncepcję ujednolicenia materiału, postawiono na gęstą ścianę perkusji i gitar z wyraźnym, ostrym przesterem, a głos Franka Kołaczuka zrobił się krzykliwy, zachrypnięty i przywodzący na myśl jakąś obskurną punkową biedagrupę, która szcza do dziurawego bębna perkusyjnego, bo nie wyszła z garażu przez ostatnie trzy lata. Słowem, świetna robota.
Gdyby ktoś mnie pytał, zespół znalazł się blisko optimum w połączeniu dobrych stron RAC-u i katolickiego, prostego przekazu. Ten rodzaj muzyki wnosi powiew świeżości na katolicką, "młodą" polską scenę, wyróżniając się za równo na tle słodko-rzewnych, oazowych grup typu "Niemagotu" a z drugiej strony prymitywizmu spod znaku "Dissu na szatana". Zdaje się, że zespół nie powiedział ostatniego słowa, sprawia też wrażenie otwartości na pomysły fanów, więc pozostaje czekać na następne piosenki (czy będą to parodie, czy własne kompozycje). Przynajmniej ja czekam z niecierpliwością.
*W sensie przemówienie JPII, nie Hitlera. Nic nie wiem o tym, aby Fuehrer przemawiał kiedyś do irlandzkiej młodzieży, jeśli ktoś ma nagranie, to proszę o podesłanie.
Komentarze
Prześlij komentarz