Polscy liberałowie: Na krawędzi szaleństwa
Dawno nie było o libkach. Ale tym razem napiszę Wam o nieco innych libkach, bo z reguły w kontekście bicia liberałów dostaje się korwinistom, konlibkom, czy libertarianom. Wiemy jednakże, że główny nurt myśli liberalnej w Polsce stanowi odnoga Obywatelska, jej reprezentanci, eurofile, amerykanofile i inne magiczne zwierzątka.
Wojna ma rzecz jasna miejsce na Ukrainie no i pozostaje pytanie co czynić, aby tę sytuację wykorzystać na swoją korzyść, ale nie dla liberałów, którzy stanowią w naszym kraju zasadniczą siłę opozycyjną i od czasu utracenia władzy wiją się niczym węże, aby tę władzę odzyskać. Można byłoby się spodziewać, że światli, euroentuzjaści będą makiawelicznie, precyzyjnie uderzać w populistyczny rząd PiSu, aby obalić poparcie społeczne Kaczyzmu. Można było się spodziewać, że będą w sposób inteligentny, zachodni wprowadzać ten wyższy poziom do polityki, tym bardziej, że ludzie Platformy i rodzinnych środowisk z niejednej miski zupę jedli. Jak jest naprawdę?
Okazuje się, że jest zupełnie inaczej. Okazuje się, że nasze libki są w swoim działaniu wprost neandertalejscy i nie mówię o prostocie w pozytywnym kontekście. Można korzystać z prostych metod i wygrywać, ale to nie jest charakter działania opozycji w Polsce. Opozycja w Polsce działa jak taki małpolud sprzed wielu tysięcy lat, który widząc klamkę od drzwi próbuje je otworzyć rzucając w zamek gównem.
Powodów takiego działania można się doszukiwać w dwóch zasadniczych źródłach. Z jednej strony może to być fakt, że jest to zamknięte środowisko wzajemnej adoracji, które ma swoje korytko i chce z niego czerpać profity. To jest raczej pewne, ale mamy jeszcze drugą kwestię, istniejącą oddzielnie, bądź współdzielnie ze źródłem pierwszym - ingerencję zewnętrzną. Reprezentację zewnętrznych interesów, z naciskiem na Brukselę, Berlin, czy też Waszyngton.
Tak też w trakcie wojny liberałowie nie mogli przepuścić okazji, aby dopieprzyć temu jebanemu PiSowi. Nawet w sytuacji zagrożenia ludzie z wiadomego środowiska uprawiali wszelkiej maści fikołki, aby dalej prowadzić swój teatr dla ułomków i cieszyć wszystkich jaśnie oświeconych opozycjonistów swoimi gorącymi tejkami nt. sytuacji na Ukrainie i zamieszaniu w niej PiSu.
Klasycznym punktem dyskusji szybko stał się zarzut prorosyjskości, który w naszym kraju lata chyba częściej i gęściej, niż rakiety nad ukraińskim niebem. Tak też prorosyjska była Lewica, ale był też PiS, prorosyjski był Donald Tusk i cała Platforma, Konfede(rosja, bo wiecie o co cho), ale także i ci bezpartyjni też byli agentami FSB. Paranoja trwała i zdaje się, że doprowadziła libków na krawędź kompletnego szaleństwa, odlotu na orbitę i błędu 404 mającego miejsce pod kopułami opozycyjnych czerepów.
Gdy padła z ust Prezesa Kaczafiego odważna propozycja "międzynarodowej misji pokojowej" wiele osób rzuciło się w wir konkluzji. Jedni sądzili, że jest to droga do III Wojny Światowej, inni że zasadniczo słuszna koncepcja, polegająca na rozmawianiu z kacapami językiem, który znają lepiej od swojego ojczystego - języka przemocy. Liberałom za to na tę propozycję kompletnie przegrzało obwody. Doszło do nagłego zwarcia i osrania spodni i tak też na sygnał rosyjskiego ministra Ławrowa doszło do wykreowania kolejnej genialnej strategii i narracji medialnej, mianowicie:
KACZAFI Z PUTINEREM CHCĄ ROZEBRAĆ UKRAINĘ!!!
Ławrow jako antypolski, moskiewski pies, którym w istocie jest stwierdził, że propozycja Kaczyńskiego o wprowadzeniu na Ukrainę "misji pokojowej" to ruch mający na celu wprowadzenie kontroli nad zachodnią Ukrainą. No i nie zgadniecie, opozycja tę narrację kupiła. Doszło do zapaści umysłowo-intelektualnej, po której trudno jest się pozbierać.
Jest to o tyle śmieszne, że tego rodzaju sugestia, którą kacap może traktować jako zarzut dla nas nie powinna w ogóle być zarzutem. Jasne, że oficjalnie powinno się twierdzić, że my chcemy eee no dobroci na świecie i pokoju, ale czemu niby rozszerzanie polskiej strefy wpływu miałoby być traktowane jako coś złego? Ja sobie życzę, abyśmy mieli narzędzia do rozszerzenia wpływu i kontroli choćby nad terenem okołolwowskim, co pewnie jest bajką grubą nicią szytą, ale gdyby taka była intencja Kaczafiego i dałoby radę ją zrealizować, to Prezes powinien za to dostać pochwałę, nie opierdol.
Natomiast libki tego nie rozumieją. Libki już niewiele w ogóle rozumieją, a z każdym dniem dalej się zapuszczają w czeluściach szaleństwa i obawiam się, że niebawem trudno będzie dokonać ich skutecznej ewakuacji. Ja tymczasem oddalam się czytać timeline Tomasza Wiejskiego. Pozdrawiam.
Anon
Komentarze
Prześlij komentarz