Czy ludzie są jak myszy i jak skończy się świat

Gliwice, 4 lutego 2022 r.

W popkulturze pojawia się wiele wizji końca świata. Film "Pojutrze" reżyserii Rolanda Emmericha przedstawia apokalipsę jako wynik efektu cieplarnianego prowadzącego do nowej epoki lodowcowej. Dmitry Glukhovsky w swojej trylogii "Metro" koniec rasy ludzkiej (przynajmniej w Moskwie i przynajmniej umownie) następuje w wyniku wojny atomowej pomiędzy mocarstwami. Ludzkość wraca do życia w jednej wielkiej lepiance, w której jedni radzą sobie lepiej, a inni gorzej. Ewolucyjny figiel połączony z oddziaływaniem pierwiastków chemicznych sprawia, że władzę na powierzchni przejmują stwory, o którym nie śniło się nawet redaktorowi Rublowowi. Prześmiewczy film "Truposze nie umierają" z kolei to wizja, w której ludzi zastępują zombiaki. Czyli samo życie.


W piątkowej Wyborczej można spotkać się z artykułem dotyczącym demografii na świecie. Tytuł "Chiny się kurczą" (autorstwa Piotra Cieślińskiego i Tomasza Ulanowskiego) opowiada opisowo o tym, że przewrotny los sprawił, iż Chińska Republika Ludowa z problemu stymulacji procesu urodzeń za pomocą surowo przestrzeganej polityki jednego dziecka, obecnie przechodzi do zmagań z brakiem urodzeń. Chinki nie chcą rodzić dzieci pomimo tego, iż kary w postaci grzywny, utraty pracy lub przymusowych aborcji odeszły już dawno do lamusa.


Redaktorzy Gazety Wyborczej donoszą, że zgodnie z prognozami ludzkość osiągnie demograficzny szczyt w 2064 r., kiedy będzie nas blisko 10 miliardów. Później populacja będzie już wyłącznie spadać. Co z perspektywy laika wydaje się być oczywistym, trend nie dotyczy Afryki, w której ludzkości będzie wciąż przyrastać. W 2100 r. według perspektyw obrazowanych przez redaktorów, Indie będą najludniejszym państwem z 1,4 mld ludzi, druga będzie Nigeria - 791 mln ludzi (więcej niż obecnie cała Unia Europejska!), a trzecie Chiny. Gazeta porusza również losy Polski, która u progu XXII wieku ma mieć zaledwie 15 mln obywateli. Pozwolę sobie również przytoczyć dosłowny cytat z artykułu "Trend jest doskonale widoczny - im bardziej zurbanizowany i technologicznie rozwinięty kraj, tym mniejsze rodziny. Wyższy standard życia nieodłącznie wiąże się z mniejszą liczbą dzieci".


W latach 1968-1972 John Calhoun przeprowadził eksperyment na myszach (wszystko za wikipedią). Eksperyment miał miejsce oczywiście w warunkach laboratoryjnych. Cztery mysie pary zostały umieszczone w idealnym środowisku do życia. Myszy otrzymały wszelkie niezbędne do rozwoju zasoby, począwszy od żywności, skończywszy na materiałach budulcowych. Oczywiście myszom nie zagrażały żadne inne formy życia. Jedynym haczykiem była kwestia związana z ekspansją terytorialną, a mianowicie, mysia klatka była kwadratem o bokach długości 2,7 m i wysokości 1,4 m.


Sam eksperyment trwał 1588 dni. Naukowcy rozróżnili cztery fazy mysiej cywilizacji.


● "Okres przystosowywania się – trwał do 104 dnia, kiedy to urodziły się pierwsze myszy nowego pokolenia. Jest to najkrótsza faza eksperymentu. W tym okresie myszy dokonały podziału terytorium i zaczęły budować pierwsze gniazda.

● Okres gwałtownego rozwoju – trwał od dnia 105 do dnia 314. Liczebność myszy dubluje się co 55 dni. Osobniki dominujące, których pozycja społeczna jest wyższa, posiadają liczniejsze potomstwo niż słabsze osobniki. Zauważyć można, że myszy chętniej niż w pierwszej fazie przebywają w towarzystwie innych, obcych myszy.

● Okres stagnacji – trwał od dnia 315 do dnia 559. Na początku tej fazy żyło 620 osobników. Populacja dubluje swoją liczebność co 145 dni. U samców następuje stopniowy zanik umiejętności obrony własnego terytorium, natomiast u samic powszechniejsze stają się zachowania agresywne i następuje zanik instynktu macierzyńskiego – potomstwo jest odrzucane przez matki. W fazie tej populacja myszy osiągnęła szczytową liczebność wynoszącą 2200 osobników. Stale zamieszkanych była tylko jedna piąta boksów przeznaczonych dla myszy.

● Okres wymierania – trwał od dnia 560, w którym wskaźnik przyrostu naturalnego stał się ujemny, do dnia 1588, w którym zdechła ostatnia mysz, kończąc tym samym eksperyment. Samice coraz rzadziej zachodziły w ciążę, a w końcowej fazie eksperymentu populacja całkowicie utraciła zdolność reprodukcji. Dnia 600 nastąpiło ostatnie żywe urodzenie. W dniu 920 doszło do ostatniej kopulacji. Była to najdłuższa faza eksperymentu. Wśród myszy nastąpił całkowity zanik zachowań społecznych takich jak obrona własnego terytorium i potomstwa. Ich czynności sprowadzały się do zaspokajania potrzeb naturalnych i czyszczenia futra."


Eksperyment powtarzano wielokrotnie na różnych rodzajach ssaków. Za każdym razem wynik był ten sam.


W 1992 r. Francis Fukuyama ogłosił koniec historii. Triumf liberalnej demokracji wcześniej nad faszyzmem, później nad komunizmem miał być zakończeniem ludzkich starań o optymalny model sprawowania rządów. Fukuyama sam z tego twierdzenia się później wycofał, jednakże nie można nie zgodzić się, iż pokonanie komunizmu zapoczątkowało problem polegający na tym, iż brak alternatywy dla liberalnej demokracji (czy też w ogóle demokracji jako takiej) zaczął chyba jeszcze bardziej wyraźnie obnażać ogromne jej wady, zwłaszcza biorąc pod uwagę, iż system kontroli obywatelskiej w państwach rozwiniętych trudno nazwać demokratycznym, a wolność osobista jednostki z perspektywy możliwości służb specjalnych wydaje się jedną z większych fikcji jakie można sobie wyobrazić. Są oczywiście tacy, którzy proponują alternatywę w postaci np. powrotu do komunizmu (Zizek), anarcho-syndykalizmu (Chomsky) czy monarchii (Korwin?), ale trudno osoby te traktować poważnie.


Na zachodzie koniec historii cały czas postępuje, w tym sensie, że uważam, iż gdyby przenieść eksperyment Calhouna na zachodnią Europę czy Stany Zjednoczone, to bylibyśmy - wydaje się autorowi - w fazie stagnacji lub na początku okresu wymierania.


Kluczowym (znów, wydają mi się) pytanie o to czy przenoszenie eksperymentu Calhouna na ludzkość jest dopuszczalne. Otóż pierwszym argumentem może być tutaj stwierdzenie, iż ludzkości nie można porównać do myszy, królików czy innych ssaków właśnie ze względu na to jak bardzo wyprzedzamy tego rodzaju zwierzęta pod kątem inteligencji czy świadomości. Stworzyliśmy przecież cywilizację, która jest zdolna do tworzenia bytów abstrakcyjnych, która potrafi ingerować w kod DNA oraz która potrafi za pomocą transplantologii zdecydowanie wydłużać życie jednostki. Czy rzeczywiście możemy być porównywani do głupiego zwierzęcia, które daje się nabrać na pułapkę na myszy?


Pesymistycznie uważam, że argument ten napotyka się na problem natury biologicznej. W swojej znakomitej trylogii na temat ludzkości Juwal Noach Harari (swoją drogą, niezłe combo, globalista, ateista, Żyd i homoseksualista - przyp. aut.) określa nas mianem organicznych algorytmów, którego wyższość nad zwierzętami polega wyłącznie na tym, iż potrafimy tworzyć sieci współpracy globalnej. Homo Sapiens pod względem biologicznym różni się w zakresie pomijalnym od innych ssaków, a mechanizmy biochemicznych reakcji zachodzących w mózgu tego gatunku są analogiczne względem mechanizmów zachodzących w mózgach innych gatunków.


Wtóruje mu także Jordan Peterson w swojej książce “12 życiowych zasad. Antidotum na chaos”, który w pierwszym rozdziale dostrzega analogię pomiędzy ludzkością a homarem, jeśli chodzi o biologiczny sposób parowania się przez osobniki męskie i żeńskie. Wskazuje on również, iż homary, które na przykład w bitwie o samicę zostaną pokonane, będą zmuszone emigrować celem poszukiwania innej społeczności lub innej samicy. Swoją drogą, moim zdaniem jednoznacznie świadczy to, iż Red Pill i jego apostołowie mają rację.

Rządy biologii i biochemii w mózgach Homo Sapiens są zatem nie do obalenia. Człowiek nie jest wyjątkiem w zakresie reguł jego postępowania przy zapewnionym stałym dopływie zasobów potrzebnych do spokojnego życia.

Drugim argumentem jest to, że misja podboju kosmosu może sprawić, iż nasza ekspansja nie będzie już ograniczona wyłącznie do planety Ziemia.

Z tym argumentem również się nie zgadzam pod tym względem, iż jeśli rozumieć wspominany na początku koniec świata jako koniec występowania Homo Sapiens na planecie Ziemia, to dalej - przyjmując cytowany z Wyborczej trend - argument związany z podbojem kosmosu nic w tym zakresie nie zmienia. Trud i znój, który będzie wkładany w rozwój kosmicznych ziemskich kolonii bynajmniej nie spowoduje, iż zasoby ludzkie zostaną wyczerpane, a dobrobyt automatycznie się zakończy. Nawiasem mówiąc, na tym polega kolonializm - na eksploatacji kolonii, terra incognita, przez państwo-matkę.

Rekapitulując, uważam że koniec świata może wyglądać zupełnie inaczej, aniżeli w przypadkach opisywanych we wstępie. Koniec świata może bowiem wynikać z naturalnych procesów biologicznych zakodowanych głęboko mózgach ludzkich przez procesy ewolucyjne miliony lat temu (daleko przed tym jak pojawił się na świecie homo sapiens). Dostatność finalnie prowadzi nas do etapu wymierania, w którym gdzieś w punkcie X historii (w przypadku myszy jest to dzień 920) dojdzie do ostatniej kopulacji, a ludzie nie będą zainteresowani obroną terytorium czy też potomstwa, gdyż ważniejsze będzie zaspokojenie własnych potrzeb fizjologicznych.

Już dziś u ludzkich samic "powszechniejsze staje się zachowanie agresywne i następuje zanik instynktu macierzyńskiego, a potomstwo jest odrzucane przez matki” (czyż nie?). Już dziś - wydaje mi się - można zaobserwować pewne schematy wynikające z eksperymentu Calhouna i to nie tylko w świecie zachodnim, lecz także w Afryce. Czyż nie to właśnie sugerują po części także autorzy artykułu?

Dlatego też tam gdzie Noizz.pl, Onety, Wyborcze czy inne portale rodzaju p0lki.pl proponują nam, mężczyznom, wazektomię, podporządkowanie się kobietom, prace domowe, brak sześciopaka czy walkę z tzw. "toksyczną męskością", której przejawem jest m.in. skłonność do agresji, tam widzę przejaw wpływu polityki antyludzkiej, retoryki antynatalnej i nienawiści do gatunku Homo Sapiens. Natomiast to sprawa na osobną historię.

Kończąc ten przydługi wywód, czy nie właśnie taki koniec zwiastuje nam Bóg w Księdze Rodzaju? Czyż ostatnia ludzka para nie obróci się w proch w wyniku tego, iż odrzuci cierpienie macierzyństwa i ojcostwa kosztem dostatniego życia do końca własnych dni? Tam gdzie kobieta rezygnuje z brzemienności, a mężczyzna z imperatywu ponoszenia trudu doskonalenia, tam kończy się Homo Sapiens.

"16 Do niewiasty powiedział: «Obarczę cię niezmiernie wielkim trudem twej brzemienności, w bólu będziesz rodziła dzieci, ku twemu mężowi będziesz kierowała swe pragnienia, on zaś będzie panował nad tobą».

17 Do mężczyzny zaś [Bóg] rzekł: «Ponieważ posłuchałeś swej żony i zjadłeś z drzewa, co do którego dałem ci rozkaz w słowach: Nie będziesz z niego jeść -

przeklęta niech będzie ziemia z twego powodu:

w trudzie będziesz zdobywał od niej pożywienie dla siebie

po wszystkie dni twego życia.

18 Cierń i oset będzie ci ona rodziła,

a przecież pokarmem twym są płody roli.

19 W pocie więc oblicza twego

będziesz musiał zdobywać pożywienie,

póki nie wrócisz do ziemi,

z której zostałeś wzięty;

bo prochem jesteś

i w proch się obrócisz!»"



Wasz Bebok
 
 

Komentarze