„Powrót z gwiazd” – co jest wieczne?

Lem to był inteligentny człowiek. Z inteligencją jest ten problem, że jej przejawy bywają bardzo nieżyczliwe i niekomfortowe. Wynagrodzeniem są jednak przedstawiane ostatecznie odpowiedzi. I tym właśnie emanuje „Powrót z gwiazd” – na wielu płaszczyznach.

Hal Bregg powraca po 10 latach eksploracji kosmosu na Ziemię. W skutek paradoksu czasowego Einsteina na Ziemi mija jednak lat 127. Zderzenie astronauty z nową rzeczywistością jest początkowo jak narkotyk. We wszystkim, co widzi, próbuje odszukać namiastkę tego, co zostawił przed laty.
Kwestie technologiczne schodzą w tej powieści na drugi plan. Dominują filozoficzne rozterki nad kondycją społeczeństwa i celem życia człowieka. Nie brakuje jednak prób predykcji przyszłości. Książka została wydana w 1960 roku, zatem imponującym może być chociażby opisany przez Lema smartfon czy też elektroniczny czytnik książek. Produkcja światowa jest również zautomatyzowana przy udziale robotów, a podróże po Ziemi są szybsze i wygodniejsze niż kiedykolwiek. Nie to jednak jest motywem przewodnim. Na pierwszy plan wysuwa się kwestia socjologiczna – uwarunkowanie społeczeństwa przy pomocy zabiegu zwanego betryzacją. To narzędzie oczyszcza ludzką psychikę z agresji – sprawia, że człowiek nie jest w ogóle w stanie myśleć kategoriami siłowymi. Społeczeństwo przyszłości jest społeczeństwem egalitarnym i pokojowym. Brak w nim wyzwań i niebezpieczeństw. Dominuje prosty hedonizm, choć ludzie są do pewnego stopnia przywiązani do znanych nam wzorców i norm takich jak chociażby małżeństwo. Zabawnie się to dosyć czyta po 60 latach, ponieważ można jasno spostrzec, że nawet Lem nie wyobrażał sobie coraz bardziej normalizujących się wynaturzeń sodomickich. A może po prostu nie chciał tego promować. W każdym razie istotnym jest, że człowiek czytając tę powieść nie odczuwa aż tak antyutopijnych znamion, bo pomimo całego absurdu betryzacji, zachowane w książce role społeczne i archetypy postaci nie pozwalają się panicznie niepokoić, gdyż znamy kontrast dawany nam przez dzisiejszą akcelerację bezbożnej głupoty.


Jednak zdecydowanie Ziemia przyszłości jest u Lema antyutopią. Nasz bohater nie potrafi się w tym świecie odnaleźć. Widząc kolejne nieznajome wynalazki stara się odnajdywać kontakt z przeszłością. Kupuje stary samochód, nosi stare ubrania. Ale próbuje też zrozumieć teraźniejszość. Sięga po literaturę fachową – historia, matematyka, fizyka. Czuje, że poznając rozumowo zastany świat będzie mógł się do niego zaadaptować. Środowisko twierdzi jednak inaczej. Hal ma siwe włosy – nikt już nie ma siwych włosów, ludzie patrzą na starość z obrzydzeniem. Hal ma ponad 2 metry wzrostu – jest wyższy od każdego co najmniej o głowę. Te zewnętrzne znaki tylko potęgują niepokój i wyobcowanie Hala. Nie jest on pożądany w społeczeństwie równych i nigdy nie będzie.

Alienacja głównego bohatera trwa przez całą książkę. Co więcej – nie jest on osamotniony wyłącznie wśród ludzi przyszłości. Trudno mu odnaleźć porozumienie nawet z członkami załogi statku „Prometeusz”, którym wyruszył na misję badawczą.

Pierwszym utożsamieniem się Hala z nowym światem jest miłość. Poznaje on dziewczynę o imieniu Eri, w której zakochuje się od pierwszego wejrzenia. Motyw ten jest realizowany dość naiwnie, niezręcznie i pretensjonalnie. Lecz pomijając warsztat, a skupiając się na idei można dostrzec, że to bardzo bystre. Naruszona została powłoka społeczeństwa, jego porządek i natura zbiorowa, lecz jednostkowa miłość kobiety i mężczyzny przetrwała. Nawet betryzowana Eri w godzinie próby przełamuję barierę farmakologiczną i dokonuje aktu niezwykle ludzkiego, bo bezinteresownego. Lem stara się przekazać, że człowiek zdolny jest wymknąć się wszelkiej kontroli materialnych rozwiązań.
W skali makro widzimy jednak społeczne spętanie. Oddanie się całkowitemu bezpieczeństwu odbiera ludziom polot i wolność. Bóg stworzył Drzewo poznania dobra i zły, by człowiek mógł swoją wolność realizować. Projekt betryzacji jest próbą wyrwania tego Drzewa z korzeniami i odebrania możliwości błądzenia.


Książka nie daje nam ustami bohaterów oczywistych odpowiedzi na przedstawione dylematy. Hal pomimo rozumowego przyswajania rzeczywistości reaguje na nią bardzo emocjonalnie. Wynika to z wojny trwającej w jego duszy. Z jednej strony absurd nowej Ziemi, z drugiej strony trauma po wydarzeniach w Kosmosie. Niewiele wiadomo tak naprawdę o szczegółach wyprawy „Prometeusza” aż do ostatnich rozdziałów książki. Czytelnik obcuje przez to z rzeczywistością, której nie zna oraz z bohaterem, o którym nic nie wie. Dopiero odkrycie wydarzeń, które nadały kształt sylwetce psychologicznej Hala Bregga pozwala docenić jakość rozterek obecnych w książce.
W misji międzygwiezdnej zginęli przyjaciele Hala. Zginęli w kontekście Hala o tyle tragicznie, że w każdej śmierci nasz bohater upatruje zaniedbanie, którego dało się uniknąć. Jest człowiekiem wrażliwym, zatem często szuka winy w sobie. Nie docierają do niego racjonalne argumenty mówiące o tym, że zachował się możliwe najlepiej. Są przecież w życiu sytuacje, gdy dokonać trzeba wyboru nie będąc w stanie przewidzieć następstw.
Warto też zauważyć, że Hal postrzega życie ocalałego członka załogi za rzecz gorszą, niż śmierć w kosmosie. Ludzie, którzy z gwiazd nie wrócili umarli bowiem żyjąc nadzieją, ekscytacją i wolą sięgania po nieznane. Bregg wraca natomiast na Ziemię i widzi, że nikogo już nie interesuje odpowiedź na pytanie zadane na Ziemi przed startem statku „Prometeusz”. Nie gorzki jest sam fakt, że misja nie przyniosła żadnych wielkich odkryć. Gorzkie jest raczej to, że nikogo nie obchodzi niepowodzenie tej misji. Boli najbardziej obojętność świata, który zatracił pazur. Boli, że brak tej bliskiej człowiekowi chęci natychmiastowego rewanżu.
Sytuacja taka naturalnie budzi w człowieku filozoficzne rozważania o sensie istnienia. Dopóki jest obecny stały fundament i społeczna (choćby podświadoma) zgoda co do celu, w którego kierunku należy zmierzać, dopóty człowiek często unika rozważań, które doprowadzać go mogą do mrocznych głębin własnej świadomości. O tyle jest paradoksu na tym świecie, że „celem”, który człowieka najbardziej uspokaja i syci jest tajemnica. Bo każdy dobrze widzi i czuje, że otacza go niedoskonałość. Stąd to naturalne dążenie do nieznanego, które skrywa w sobie obietnicę pełni. Dlatego tak ludzkie i prawdziwe jest oburzenie na społeczeństwo, które porzuca ryzyko i zadowala się relatywnym bezpieczeństwem.

Lem starał się holistycznie objąć całą ludzkość i zaserwować czytelnikom przepowiednię. Jak sam po latach zauważył – prognozy nie są zbyt trafne. Natomiast „Powrót z gwiazd” można z pewnością doceniać w wymiarze bardziej osobistym. Hal Bregg staje bowiem ostatecznie przed dylematem o charakterze tak bardzo nam bliskim. W ostatnich rozdziałach książki dowiadujemy się, że w planach jest już kolejna misja badawcza, a udział w niej brać będą towarzysze Hala z „Prometeusza”. Hal staje przed wyborem: raz jeszcze poczuć, że żyje badając kolejne gwiazdy czy może wybrać miłość u boku swojej żony Eri. Jego przyjaciele wybierają kosmos, ponieważ jest to dla nich wygodna ucieczka przed światem, do którego nie pasują. Hal decyduje się zostać na Ziemi, jednak z uwagi na jego bogatą metafizycznie naturę trudno powiedzieć, czy tak naprawdę cokolwiek wybrał. Stoją przed nim dwie nieznane, które na duszę oddziałują z jednakową intrygą. Na Ziemi jest jednak jeszcze obietnica złożona drugiemu człowiekowi i może to przeważa.
Ostatnie strony powieści to zderzenie z orzeźwiającą nostalgią. Hal Bregg sam dziwiąc się sobie wyrusza nocą z ośrodka badawczego w głąb naturalnego krajobrazu. Przemierzając kolejne pagórki, niesiony kierunkowym wiatrem, dociera do doliny, która jest doliną jego młodości. Zżywając się w chwili estetycznego uniesienia z całym pięknem natury, Hal zdaje sobie sprawę, że cały jego dotychczasowy pobyt na Ziemi, to próba pogodzenia się z tym, z czym pogodzić się nie może. Dopiero utęsknione spotkanie z czymś osobistym i skrytym na dnie serca pozwala spojrzeć trzeźwo. Dopiero gdy Hal raz jeszcze zjednoczył się z nieśmiertelnymi prawami wszechświata, które są niezależne od społecznego postępu, mógł rzeczywiście w zgodzie z własnym sumieniem stwierdzić, że jego powrót z gwiazd się dokonał.

I tego tak naprawdę możemy w tej książce upatrywać: że jest pewna elementarność na świecie, do której zawsze można wrócić i której żadne modyfikacje wbrew porządkowi naturalnemu nie zniszczą. Wielki to dar, że możemy już za życia przeżywać wieczność, która jest obecna we wszelkim stworzeniu. Tylko bunt, który neguje nas samych jest siłą intensyfikującą niepokój.

Nie jest to książka konsekwentnie dobra. Szczególnie nieumiejętność budowania dialogiem relacji między bohaterami potrafi razić. Zdaje się być w tych rozmowach dużo zbędności i dennego pustosłowia.  Jednak ostatecznie wędrówka najistotniejszej duszy powieści domyka się zgrabnie, a czytelnik nie tylko zaczyna głębiej rozumieć wątpliwości przedstawione na poprzednich kartach, ale również czuje znaczenie tego wyjątkowego zjednoczenia człowieka z domem.

Rublow

 


Komentarze