Afera Ordo Iuris - chłodną głowę zachowajcie

Nie będę udawał, że jestem jakoś szczególnie zaskoczony. Mowa oczywiście o skandalu obyczajowym w Ordo Iuris. Nie będę wam też przybliżał, co tam się wydarzyło, a co się nie wydarzyło, bo już główny ściek to mieli intensywnie. Natomiast warto zwrócić uwagę na to komu i czemu służą takie sensacje oraz jak są wykorzystywane.


Nie ma oczywiście sensu żadne wybielanie i usprawiedliwianie czynów osób zaangażowanych w seksualną aferę. Człowiek grzeszny, biedny i pokrzywdzony, wciąż upadający – to jest w obliczu osób pełniących funkcje publiczne retoryka przegranych. Gdy jeszcze każda strona próbuje zrzucać z siebie ciężar winy, to jest to tym bardziej komiczne. Nie jest to oczywiście na rękę szeroko rozumianym konserwatystom, którzy utożsamiają się z wartościami głoszonymi przez - jak się okazało – obłudników. Nie ma natomiast znów uzasadnienia do emocjonalnego zatracenia „wiary”. Jeżeli wybryki jakiejś quasi-arystokracji z dostojnych instytutów rzutują na nasze przywiązanie do szlachetnych postaw, przekonań i wierzeń to świadczy to wyłącznie o naszej woli – jej sile lub braku siły. To tak w odniesieniu osobistym. Nie będąc jednak naiwnym należy przyznać, że inaczej się sprawy mają w skali makro. Społecznie jest to zdecydowanie krzywda, bo jak sami widzimy, łatwo się hasłem hipokryzji kształtuje opinię publiczną. Nic tak człowieka nie zraża jak ta jawna sprzeczność.

Uczciwość wymaga natomiast spoglądania na sprawę szerzej. A patrząc szczerzej należy prostą hipokryzję zakwalifikować jako narzędzie powierzchowne. Zjawisko hipokryzji może istnieć wyłącznie dlatego, że istnieje społeczne przekonanie o tym, co jest dobre, a co jest złe. Bywa to oczywiście mniej lub bardziej wyraźne. Mniej lub bardziej kontrowersyjne. W warunkach demokratycznych – mniej lub bardziej dyskutowane. Pewne prawdy przetrwały w swoim dosadnym tonie jednak do dziś i nie podlegają (póki co) większym wahaniom. Stąd poniekąd cieszyć powinno, że owa afera wywołuje wśród sporej większości zbulwersowanie. Potwierdza to, że zdrada jest domyślnie postrzegana jako coś negatywnego.

Zwrócić należy jednak uwagę na punkt skupienia w zależności od środowisk.
Człowiek, któremu bliskie są chrześcijańskie wartości powinien w pierwszej kolejności potępiać zdradę, bo jest ona moralnie zła, wyrządza krzywdę, narusza świętość. Dopiero w dalszej kolejności oburzać powinno to, kto się tej zdrady dopuścił. Tym sposobem unika się błędów w rozumowaniu, które mogłyby sugerować, że komuś mniej lub bardziej nie wypada zdradzać. Jest to szczególnie konieczne w obliczu oczywistego zła.
Są też osoby, których moralność nie jest ściśle definiowana przez Boże przykazania. Ich postrzeganie moralność to wypadkowa procesów kulturowych, wychowania, edukacji. Brak natomiast jasno określonej wiary, która dawałaby również rozumowy grunt do określania dobra. Te lekkie przywiązania, niepodparte żadnym solidnym sacrum, są narażone na emocjonalne zrywy.
I tak teraz właśnie w obliczu omawianej afery mamy tabun ludzi, którym nie po drodze z katolickim porządkiem rzeczy, ale którzy napędzani są świadectwami fałszywości. Ten właśnie często relatywizm czy moralne umiarkowanie pozwala na zachwiane stanem człowieka. A człowiek zachwiany będzie przeżywał emocjonalnie i z dumą każdy przejaw hipokryzji w obozie wroga – zupełnie bez refleksji nad tym czy ostatecznie ta właśnie hipokryzja jest tutaj najistotniejsza i najbardziej szkodliwa.

Mamy więc lewaków i libków, którzy ujrzeli groby pobielane. W żaden sposób by ich natomiast widok tych biblijnych grobów nie oburzał, gdyby nie fakt, że ukształtował ich w mniejszym lub większym stopniu ten katolicki wzorzec, który jako jedyny wskazał pełnię słuszności i dobra. Nie można bowiem dyskutować nad tym, jakie postawy się powinno lub nie powinno przyjmować, jeżeli nie ma zgody co do wspólnego ideału. Dzięki Bogu zachował się w naszym kraju dominujący ideał wierności małżeńskiej, ale przecież tak być nie musi. Warto pamiętać o tym, że libkom i lewakom bliskie są postulaty promujące rozwiązłość. Umiłowanie dla rewolucji seksualnej, zrównywanie prostytucji z normalną pracą, wynoszenie bezwarunkowej wolności na piedestał. To, że dzisiaj mogą się oni wydawać oburzeni skandalem w Ordo Iuris nie znaczy, że są zrażeni stricte niedochowywaniem wierności. A nawet jeśli dzisiaj są, to nie znaczy, że „wartości”, którymi oni próbują budować nową rzeczywistości sprawią, że takie cnoty jak wierność pozostanę w społeczeństwie zachowane.


Nie można zatem tych liberalnych farmazonów traktować naiwnie jako antidotum na skorumpowane moralnie konserwatywne elity. A wiadomo, że w przypływie emocji łatwo ulec obietnicom przeciwległego bieguna ideologicznego. Zachowany w liberalnych demagogach jest pierwiastek przyzwoitości dlatego, że nasza kultura budowana na katolickich wartościach była przez setki lat pielęgnowana, a nauki Chrystusa przekazywane z pokolenia na pokolenie.
 
Nie chodzi tu teraz o prześciganie się w tym, kto ma na swoim koncie więcej skandali obyczajowych. Ten bilans przecież nigdy nie będzie wiarygodny. Należy sobie natomiast codziennie odpowiadać na pytanie gdzie znajduje się depozyt prawdy. I z tego źródła czerpać. Niezależnie od afer, krzyków i hipokryzji.

Rublow
 
 

Komentarze