W obronie fundamentalnego prawa do decydowania o własnym ciele. Opowiadanie oniryczne
To nie do wiary, że w XXI wieku Polki i Polacy wciąż nie mogą swobodnie korzystać z prawa do decydowania o własnym ciele. Taka była moja reakcja, kiedy dowiedziałem się o tym, co stało się w Katowicach.
A co stało się w Katowicach? Otóż w Katowicach pewien mężczyzna podniósł rękę pod kątem 45 stopni i wyprostował palce. Uznał, że skoro ręka jest częścią jego ciała, to może ją sobie podnosić pod takim kątem, jakim chce. I że skoro palce też są jego, to może je prostować do woli, tak długo, jak nie wkłada ich nikomu w oko.
Tymczasem nie. Kiedy dostrzegł to „wiceszef MSWiA”, Maciej Wąsik, zareagował błyskawicznie. „Prostowanie rąk pod tak nikczemnym kątem to przestępstwo” – rzekł – „rękę należy zaaresztować”.

No cóż – pomyślałem –Polska, jak się okazuje, to ciemnogród i zaścianek. Lewacy, jak się okazuje, zawsze mieli rację. Prawo do decydowania o własnym ciele, manifestowane podniesieniem ręki, nie jest u nas szanowane. Ale może przynajmniej na cywilizowanym Zachodzie jest z tym lepiej.
Serfując w Internecie w poszukiwaniu informacji potwierdzających moje przypuszczenia o wyższości Zachodu nad zacofaną Polską, znalazłem szokujący artykuł. Dowiedziałem się z niego, że w Wielkiej Brytanii (rządzonej podobno przez jakichś torysów, nie wiem co to za jedni) już wkrótce nie wolno będzie gwizdać ani sprośnych komentarzy na głos wypowiadać! A przynajmniej wtedy, gdy w pobliżu przebywa tzw. kobieta. Policja bowiem takie gwizdanie i sprośne komentarze uzna za groźne „przestępstwo z mizoginicznej nienawiści”. Jak to? – pomyślałem – czy usta nie są częścią ludzkiego ciała? Czy gwizdanie i mówienie nie są zatem fundamentalnymi prawami człowieka? „Moje usta, moja sprawa” – tak czy nie? Polska ciemnogród, Zachód ciemnogród. Byłem zdruzgotany…


Wyszedłem się przewietrzyć, aby oczyścić umysł z negatywnych emocji. Przechadzając się po mieście natrafiłem przypadkiem na jednej z ulic na niewielką grupę manifestantów, wykrzykujących miłe dla mojego ucha hasło „Moje ciało! Moja sprawa!”.
Zatrzymałem się, aby uniesionym do góry kciukiem wyrazić dla nich gorące poparcie. „Dzięki!” – usłyszałem w odpowiedzi. Podszedłem bliżej i zwróciłem się do nich tymi słowy:
- Cieszę się, że widzę ludzi walczących w słusznej sprawie. Podobnie jak wy, uważam że prawo do decydowania o własnym ciele jest fundamentalnym prawem człowieka. I dlatego jeśli mam ochotę hajlować, to będę hajlował! I jeśli będę chciał se gwizdać i cmokać za kobietami na ulicy, to będę gwizdał i cmokał! A jeśli będę miał ochotę chodzić po mieście nago albo zwalić se konia w autobusie na oczach współpasażerów, to tak właśnie zrobię, bo mój penis należy jedynie do mnie! A jeśli będę miał ochotę zapodawać sobie najdziksze dragi, pić alko w miejscu publicznym albo sypiać z własną siostrą, to nikt, powtarzam, nikt…
- Zamknij się, czubie! – usłyszałem nagle. Spojrzałem na twarze manifestantów. Na niektórych z nich widać było zdziwienie, na innych rosnącą irytację. Nikt się nie uśmiechał. Czy powiedziałem coś niestosownego?
- My tu walczymy o prawo do aborcji, a nie o jakieś, kurwa, dziwne postulaty, więc lepiej się zamknij – rzekła groźnie młoda dziewczyna z fioletowymi włosami i tęczową flagą w ręce, patrząc na mnie z pogardą.
- Hajlować mu się zachciało… To pewnie jakiś faszystowski śmieć od Kaczyńskiego albo Bosaka! Niech wypierdala! – krzyknął ktoś inny.
- Właśnie! Wypierdalaj, katofaszystowski zjebie! Wypierdalaj! Pewnie jakiś katolik gwałcony w dzieciństwie przez księdza pedofila! Jebać go!
- Ludzi z takimi poglądami to powinni w więzieniu zamykać albo w zoo pokazywać!
Wziąłem, czym prędzej, nogi za pas, bo sytuacja wymykała się spod kontroli. Wprawdzie wśród manifestantów dominowali cherlawi pinglarze i młode kobiety, ale jednak nec Hercules contra plures, jak mawiał mój nauczyciel łaciny podwórkowej, sympatyczny pan Zdzisiek spod monopolowego. Na szczęście nikt nie puścił się za mną w pogoń, więc po chwili mogłem już zwolnić kroku. Za jakiś czas, z oddali, usłyszałem skandowane ponownie hasło „Moje ciało! Moja sprawa!”.
„Czy na tym świecie ktokolwiek, poza mną, rzeczywiście wierzy, że ciało człowieka należy do niego samego? Czy to tylko taki propagandowy pic na wodę?”. Pytania te kołatały mi się po głowie. Po dzisiejszym dniu znałem już na nie odpowiedź, ale wciąż nie potrafiłem jej chyba zaakceptować. Nastał wieczór. Miasto spowiła mgła gęsta niczym dymy nad Birkenau.
Komentarze
Prześlij komentarz