Audiowojaż #14
12 Sierpnia 2021, godzina 02:27:
Ułożyłem sobie playlistę z wszystkich utworów, które dotychczas zrobiłem i słuchałem jej przez pół dnia. Trudno opisać mi uczucie, które temu towarzyszyło. Wreszcie przed północą postanowiłem się zabrać za swoją powinność i ułożyć utwór ostatni dla tej płyty - Srebrny wiek.
Totalnie nie miałem na ten numer pomysłu i trochę naiwnie zakładałem, że szybko odnajdę się w sytuacji, którą z czerwca wspominam najcieplej - sytuacji w której podstawowe dźwięki już zostały dobrane, a rytm ustawiony i zostałem tylko ja, odcięty od świata, sam na sam z instrumentem prowadzącym, który może mnie ponieść gdziekolwiek. Szybko jednak okazało się, że trochę podrdzewiałem - wyleciało mi z głowy gdzie były te dźwięki, których akurat bym mógł potrzebować. Zapiski w notatniku trochę pomogły. Pogrzebałem też w poprzednich projektach żeby podpatrzeć skąd wziąłem to zajebiste brzmienie, które odbija się dalej echem po mojej głowie.
Usiadłem i ulepiłem coś, co będzie stanowić podstawę. Jestem właśnie o krok od tej sytuacji, w której chciałem się znaleźć. Niestety padam na pysk, a przede mną jeszcze jeden ważny detal - instrument prowadzący. Pragnę ażeby był to instrument ewidentnie synthowy i o wysokim brzmieniu. Sam pożądany klimat utworu obecnie pragnę uczynić mieszanym; na początku jakiś pad/sweep troszeczkę nawiązujący do utworów z początku płyty, ale jednocześnie (tak jak owe pady z początku) rysujący jakąś przestrzeń, coś szerszego. Nie jest to jednak taka świeża przestrzeń, jest ona bardziej szara.
Rytm z początku trochę powolny, złoty wiek już się skończył. Wraz z pojawieniem się leadu pragnę jednak podkręcić tempo, albowiem Srebrny Wiek Rzeczypospolitej to czas wojen, a wojna to akcja, tempo. Specjalnie na tę okazję odłożyłem sobie gdzieś w notatniku adres dźwięku który miał brzmieć jak rytmiczny stukot końskich kopyt, lecz obecnie gdy go słucham w ogóle mi to tego nie przypomina.
Takie są plany obecnie. Obecnie również padam na pysk, więc tu kończę, a jutro (czyli kiedy wstanę za jakieś 10 godzin) zamierzam odbyć cały obszerny rytuał mentalnej separacji od świata zewnętrznego zwieńczony dobraniem właściwego leadu i odprawieniem ostatniej magii na tej płycie.
13 Sierpnia 2021, 02:39:
A więc powróciłem znów w okolicach północy po całym dniu znoju i dziwnych obowiązków. Do poniedziałku muszę się trzymać zegarka ze względu na pewne osobiste obowiązki i przez to przysiadłem na 'zaledwie' dwie godziny, lecz były to owocne dwie godziny. Znalazłem instrument prowadzący - a przynajmniej jego chwilowy substytut - i faktycznie dałem się ponieść nutom. Bardzo przyjemne to było i uzyskałem 'coś', choć nie do końca planowałem drogę w takim kierunku. Obecnie melodia ta brzmi trochę melancholijnie, nostalgicznie, troszeczkę epicko ale nie w tym kierunku. Nie ma to większego znaczenia, bowiem mimo wszystko jest to muzyka dla moich uszu a zatem mam już wstęp i rozwinięcie. Teraz czas na - zgodnie z ustaleniami - przyspieszenie rytmu i dowalanie czegoś skoczniejszego.
To znaczy jutro. Teraz czas na kolację, paciorek i spanie, ale zdecydowanie jestem podjarany postępami i pragnę jutro przeznaczyć więcej czasu na tę robotę. Choć tempo jest niezłe (w porównaniu z tym co momentami przechodziłem), muszę je trochę zwiększyć. W tym tygodniu chcę definitywnie skończyć ostatni utwór tej płyty, a do środy chcę skończyć mastering. Mogę nie zdążyć.
15 Sierpnia 2021, 03:20:
W nocy z piątku na sobotę usiadłem na kilka godzin do pracy, lecz nie wydarzyło się nic ciekawego - ot dodałem kolejny instrument prowadzący i wysilając resztki swojego skupienia (którego ostatnio miewam deficyt) rozplanowałem ewolucję melodii tak, aby umożliwić podkręcenie tempa. Przyszło mi to zadziwiająco łatwo, natomiast nie wiem czy jest to dobre - nie jestem w stanie tego ocenić choćby ze względu na fakt, że jestem już po tylu odrzuconych wariacjach (z których każda mi w jakimś stopniu pasowała) że nie wiem czy czynię dobrze czy nie - w mojej wędrówce brak jest jakichkolwiek punktów orientacyjnych, które zdradzałyby mi czy podążam we właściwym kierunku.
Jeżeli przebrnęliście przez poprzednie 13 odcinków tej (obiektywnie ujmując) grafomanii i jesteście zainwestowani w jakiś sposób w ten wojaż i nie rozumiecie dlaczego na początku szło mi tak dobrze a obecnie siedzę już trzeci dzień z powodzeniem nad muzyką i dalej nie mam gotowego kawałka to śpieszę z wyjaśnieniem, podając trzy czynniki;
Pierwszy to taki, że wtedy - szczególnie na początku - żyłem tym projektem i (prawie) nic innego mi głowy nie zawracało, a sam proces produkcji wszak zacząłem po kilku dniach przesiąkania dziwnymi dźwiękami.
Drugi polega na tym, że wtedy przeznaczałem 10 godzin dziennie na pracę, obecnie to zwykle 3 godziny dziennie.
Trzeci natomiast jest chyba najciekawszy i o nim nie wypada mi nie wspomnieć; to jest po prostu dłuższy utwór (i w ogóle zabieram się za niego już z większym doświadczeniem, zwracając uwagę na masę detali). Dziś w nocy mogę powiedzieć że skończyłem wstęp, natomiast utwór ma już 3 i pół minuty. Znaczy to, że całość może mieć nawet do 12 minut (wątpię, ale to niewykluczone) i stanowić coś w rodzaju małego koncertu na koniec płyty.
Nad tym właśnie się zastanawiałem; czy wieńczący utwór winien się czymś wyróżniać? Technicznie to tylko połowa płyty, strona A, część pierwsza. Jednak coraz bliżej mi do myśli, że będzie to coś większego, mini opera wieńcząca okres pierwotnej potęgi Pierwszej Rzeczypospolitej - ma to odwzorowanie w instrumentach, bowiem pierwszy utwór poświęcony Polanom zbudowałem na bębnach - tu bębny również się pojawiają. Jak pisałem wcześniej, pojawia się również pad rysujący poczucie przestrzeni, jak w kilku pierwszych utworach. Mam tu okazję zamieścić w końcowym kawałku wiele zabiegów, które pojawiały się wcześniej i złączyć je w całość.
To oczywiście trochę potrwa. Nie spodziewałem się że ta praca mi się wydłuży, ale myślę że akurat w tym przypadku gra jest warta świeczki. Zresztą na myśl o takim zwieńczeniu projektu aż chce mi się przeznaczyć na niego więcej czasu. Być może kluczowym dniem będzie niedziela - w poniedziałek jestem umówiony na spotkanie, które może mnie wyłączyć z obiegu na resztę dnia, także chcę zrobić jak najwięcej kiedy zachowana jest ciągłość mojego skupienia na projekcie - takie detale są ważne.
31 Sierpnia 2021, godzina 02:57.
Od ostatniego wpisu coś się zepsuło. Usiłowałem siadać do muzyki i czyniłem postępy, lecz stale czułem wewnętrzną walkę co do tego czy to w ogóle jest dobre. Kilkukrotnie decydowałem że rozpocznę cały ten utwór od nowa, ale zawsze jednak zostawałem przy wersji nad którą siedzę od początku. W międzyczasie miałem wreszcie ten zabieg usunięcia zęba który mi wyrwano razem z jajami - przeżyłem jednak. Choć pierwszej nocy było ciężko i nie mogąc zasnąć ani robić nic bardziej wymagającego planowałem zasiąść do muzyki. Odpaliłem wtedy sobie całą dotychczas ukończoną płytę i słuchałem. Była to całkiem w pytę noc, podczas której naprawdę chciałem tę płytę ukończyć. Od tamtej pory cały czas starałem się znaleźć trochę czasu, lecz nie osiągałem rezultatów, którymi w ogóle mógłbym się pochwalić.
Wreszcie mija kolejny miesiąc i utwór dalej nie jest ukończony. Stale go dopieszczam i planuję przeskok z wolniejszego na szybsze tempo. Grzebiąc w instrumentach i tak sobie po prostu brzdąkając do ustanowionego już podkładu tworzę dziesiątki nowych melodii odchodzących w najróżniejszych kierunkach, których nigdy nie zapiszę i które tracą się na zawsze - są dobre, ale to nie to. Szukam esencji tego, co chcę przedstawić. Szukam czegoś, co pomoże mi zwiększyć dynamikę utworu. Chyba wiem mniej więcej co muszę zrobić. Zobaczę jak się wyśpię. Naumyślnie spędziłem resztkę tego dnia siłując się z tym kawałkiem (od godziny padam na pysk) - liczę na to, że gdy jutro zasiądę do pracy wcześniej, będzie we mnie jeszcze rozbrzmiewać echo tych obecnych starań i podejść, będę po prostu rozgrzany.
Wiem, że mogę to zrobić. Muszę tylko wykazać się determinacją i znaleźć ten odpowiedni wewnętrzny rytm.
1 Września 2021, godzina 03:14:
Ten dzień nie poszedł zgodnie z planem. Do soboty będę miał na głowie natłok obowiązków, ale czuję w sobie moc jakiej dawno nie miałem i nie chcę odpuszczać wobec muzyki. Dziś zabrałem się za nią znów za późno, lecz coś ważnego odkryłem - znalazłem odpowiednie przejście z wolniejszego na szybsze tempo. Mam już rytm i mam świetny pad który będzie nabijał melodię. Zatrzymałem się dokładnie przed tym momentem, kiedy znów można się zanurzyć w melodii i dać się jej poprowadzić gdzieś dalej, do wielkości. I tę ostateczną bitwę mam zamiar stoczyć jutro. Utwór ma już około 5 minut, ale dopiero teraz wchodzi główna część. Wprowadzenie do niej brzmi dla mnie bardzo obiecująco. Jest to faktycznie ten srebrny wiek, który zwiastuje krach, ale jeszcze nim nie jest. Wciąż, jest to muzyka bardziej epicka niż melancholijna.
Usiłowałem dodać rytm przypominający stukot pędzących kopyt - słabo wyszło, więc go ściszyłem, lecz jeśli znajdę lepsze brzmienie to go podgłośnię. Dodałem też śmieszny mały tamburyn do perkusji, trochę w nawiązaniu do ścieżki dźwiękowej z Ogniem i Mieczem i trochę faktycznie dla nutki tego wschodniego klimatu. Znów jestem wyczerpany, ale chcę sunąć dalej. Posiedzę jeszcze do czwartej, dopieszczę małe detale, a gdy się wyśpię, siądę od razu z powrotem do pracy. Ta deklaracja może mnie zaboleć jutro, ale napiszę to: Czas na ostateczne starcie. No a oczywiście potem na mastering, ale obecnie Czas na ostateczne starcie
http303
30
31 Grudnia 2021, godzina 11:28:
Nie było żadnego ostatecznego starcia. Coś mi wypadło i jakoś tak wyszło że nie wróciłem do pracy. Wczoraj wybrałem się na dwór nagrywać dźwięki uzupełniające do utworu poświęconego Kazimierzowi Wielkiemu - wyszedłem z siekierą na pola i zacząłem walić w drzewa i kamienie. Było ekstra. Dzisiaj wmiksowałem te dźwięki do utworu i troszeczkę go wykończyłem. Nie jest epicki. Nie ma być. Ma być luźnym utworem odpowiadającym spokojnym czasom.
Teraz idę spać. Jutro wracam do pracy nad ostatnim utworem. Wyznaczam sobie za cel wydać płytę w pierwszym tygodniu nowego roku. Czy wyjdzie - tego nie wiem, ale warto próbować.
Mig
Komentarze
Prześlij komentarz