Zakaz kompromisów
Demony kompromisu, ugody i tolerancji zawładnęły świadomością społeczeństwa. Jest niestety tak, że wobec oczywistego zła przyjmuje się postawę otwartości. Brakuje silnego i stanowczego potępienia błędu. A to dlatego, że mało kto w ogóle w błąd wierzy. A raczej pojęcie błędu żyje jedynie w sferze materialnej i odnosi się do strat widzialnych i namacalnych. Te straty nie wymagają refleksji, a ich wpływ jest natychmiastowy i rozumiany bez żadnych tłumaczeń. Jednak taki uszczerbek nie jest niczym, co człowieka definiuje. Nie jest niczym, co dla człowieka wyjątkowe; co urąga jego godności i narusza nieśmiertelną duszę. Prawdziwym zagrożeniem są straty natury duchowej. A te wdzierają się w życie człowieka przez szereg wahań, które sprowokowane zostały liberalną dogmatyką. Człowiek musi odpowiadać światu: „tak, tak; nie, nie” – w przeciwnym razie zawsze ulegnie błędowi. 
Znów żywe są dyskusje jakie stanowisko powinien zająć prawicowiec wobec aborcji i LGBT. Znów również żywy jest tu błąd wątpliwości i fałszywej wyrozumiałości. Słyszymy, że w przypadku aborcji sytuacje są niejednoznaczne, trudne, bywają bez wyjścia. Słyszymy, że LGBT to ludzie i w imię wolności nie powinno im się zakazywać marszów. Jakiej wolności chcemy? Bo jeżeli ma to być wolność do błądzenia i grzesznego życia, to konsekwentnie powinniśmy likwidować struktury państwowe, bowiem państwo samo w sobie istnieje, ponieważ człowiek nie jest doskonały. Człowiek potrzebuje ograniczeń, jasnych zakazów i nakazów. Wybór zła zawsze będzie możliwy, ale nigdy nie może być akceptowalny. 
Całkowity zakaz aborcji i całkowity zakaz promocji LGBT. To jedyna prawidłowa narracja. Dlaczego więc tak oburza współczesnego człowieka? Przywykliśmy do standardów liberalnej demokracji, która za świętość przyjmuje opinię; która relatywizm jednostek stawia ponad dobrem wspólnym. W takich warunkach atomizacji ulega prawda, której orędowniczką jest najświętszy Kościół katolicki. Funkcjonuje wiele tez, które wzajemnie się wykluczają. Liberalnym plastrem jest poszukiwanie syntez, które mają zadowolić wiele stron. Plaster ten jednak nasiąka krwią, a rana nie chce się goić. Tak będzie zawsze w owych warunkach. Bóg bowiem, źródło wszelkiego dobra, nie jest w unii z czymś równoważnym sobie. Tylko z Niego wszystko wynika i tylko On może być odpowiedzą. 
Człowiek uległ bezbożnej interpretacji, która każe działać w sposób niezmierzający do doskonałości. Wmawia nam się, że skoro tyle jest cierpienia i nieprawości, to człowiek potrzebuje natychmiastowej rekompensaty w postaci ślepej przyjemności. Jakże jednak przyjemność ma zwalczyć ból, kiedy przyjemność nie odpowiada na pytanie skąd ból się wziął? Naiwnym jest doszukiwać się sensu w tym, co nie podaje przyczyny wszystkiego innego. Pojedyncze aspekty naszego życia nie mogą stanowić centrum egzystencji. Wygoda nie może być ostatecznym dążeniem. A wygodą jest niestety wszystko to, co ówczesny świat priorytetyzuje. Wygodnie jest zrzucić z siebie wszelką odpowiedzialność za życia nienarodzonego dziecka. Wygodnie jest ulegać pokusom nieuporządkowania w sferze seksualnej. 
Ścisłym obowiązkiem katolika jest głoszenie Chrystusa ukrzyżowanego. A Chrystus ten nie żył i nie umarł wygodnie. Zniósł wszystko to, co człowiek próbuje naiwnie zanegować. Jezus Chrystus nie szukał uzasadnień dla ludzkich grzechów, ale je potępiał, stale jednak miłując grzesznika.
 Nie może być więc tak, że katolika cechuje wybiórczość, która zadowolić ma pragnienia grzesznika. Katolika cechować ma spójność. Spójność, która jedna go z Bogiem. A w tej jedności nie boi on się naśladować Pana. Katolik nie boi się powiedzieć, że coś jest złe. Nie zasłania się stwierdzeniami, że sytuacja jest przykra i ciężka. Nie utrzymuje, że nakazy i zakazy ograniczające fałszywą „wolność” potęgują tylko cierpienie.
Przyczyną zatracenia się katolika w demagogii liberalnej jest utrata wiary i pusty zachwyt nad światem. Zaufaliśmy światu i powoli łudzimy się, że człowiek może sam rozwiązać wszelkie problemy. Zapominamy w ten sposób o nieśmiertelnej Opatrzności. Nie pamiętamy, że wiarą jest uznanie, iż wszystkiego nigdy nie pojmiemy. A najpiękniejszym wyrazem wiary zachowanie przykazań, które zostały nam objawione. Choćby próbowano nas przekonywać, że ich przestrzeganie jest szkodliwe. Choćby życie nimi sprawiało ból. Katolik pamięta, że Królestwo Boże nie jest z tego świata. Nie oczekuje on nagród na Ziemi. Stąd wiara nie potrzebuje żadnych kompromisów – te zarezerwowane są dla osiągania chwilowych korzyści doczesnych, tak przecież obcych człowiekowi, któremu objawiona została wieczność.
Wrogowie Kościoła panicznie boją się śmierci. W ich płytkich paradygmatach nie ma żadnej nadziei. Jest tylko kurczowe chwytanie się hedonizmu, który stara się zgłuszyć kołatanie niespokojnego serca. Dlatego takim jadem plują na człowieka dźwigającego krzyż. Bo ten człowiek zrozumiał śmierć i wszczepiony w Chrystusa odrzuca perspektywę ziemskiej utopii.
 Tylko racjonalne dogmaty wiary katolickiej pozwalają pokornie postrzegać rzeczywistość. Jednak nie można ich separować od siebie. Dogmat o niepokalanym poczęciu nie ma większego sensu jeżeli odrzucimy dogmat o grzechu pierworodnym. Dlatego katolik musi żyć pełnią Prawdy, musi żyć Jezusem Chrystusem. Nie możemy sobie pozwolić na to, aby odrywać dobro od Boga i przypisywać je świeckości. To droga do zaniku, do utraty substancji i sensu. Należy jasno głosić, że za każdą słusznością stoi Bóg. Bóg miłościwy, sprawiedliwy, konkretny. Bóg, który nie każe się domyślać, lecz jednocześnie pozwala zgłębiać Tajemnicę. 
Nie ma miejsca na retorykę półśrodków. Głosimy całą Prawdę i pragniemy całej Prawdy. Obecna w każdej sferze życia ma być historia Oblubienicy Chrystusa, która przetrwała pomimo chłodnych, naturalistycznych reguł. Bo tylko ta historia emanuje miłością szczerą. Tylko ta jedna Ewangelia niesie zwycięstwo nad śmiercią. 
Rublow

Komentarze
Prześlij komentarz