Matkojebcy z wykopu

 Mój dziadek kiedyś miał fermę zamachów. Chodziły po wolnym wybiegu, miały dobrze karmione i dawały dużo mleka. Dziadek naprawdę kochał te zwierzęta, więc postanowił pewnego dnia dać im muzykę, żeby mogły sobie słuchać, może potańczyć czy co tam one robią przy muzyce. I tak po tygodniu zamachy dziadka zaczęły się dziobać, a w niespełna miesiąc opracowały koncepcję narodowego socjalizmu i z pokojowej trzody zamieniły się w totalitarną enklawę która gazowała gęsi w parniku. Wtedy dziadek zrozumiał, że musiał zainterweniować.

Istnieje bowiem taki poziom alarmującego zachowania, który wzywa wszystkie cnotliwe rozumy do reakcji, i nie inaczej rzecz się ma z serwisem wykop peel, który najwidoczniej stał się czymś w rodzaju wylęgarni patologii (>sugerowanie że się nią 'stał'). Wyobraźcie sobie bowiem że żyjąc swoim prostym, bogobojnym życiem wolnym od postindustrialnej zgnilizny trafiłem na jakąś literaturę matkojebczną pochodzącą właśnie z tego oto portalu. I gdyby to był zwykły shitposting, jakoś bym to jeszcze olał, ale gromadny akcept w postaci ponad 460 serduszek od pseudointelektualnej ciżby świadczy o tym, że ktoś tam serio tak myśli. Sam autor prawdopodobnie swoje argumenty uznaje za celne, niezależnie od tego jakimi intencjami tłumaczy sobie swój wybieg.

O czym mowa? O tym wiekopomnym dziele jakiegoś ironicznego degenerata;

Pierwszą tezą jest założenie, że kazirodztwo nie łączy się z defektami płodów, a przynajmniej nie inherentnie, ponieważ syna, czy bezpłodnej już babci nie można zapłodnić. Problem jednak w tym, że nikt (oprócz ideologicznych sojuszników koroluka xD) nie twierdzi, że mężczyznę można zapłodnić.
Kazirodztwo w sensie ogólnym obejmuje również te konfiguracje, z których jak najbardziej może narodzić się dziecko i o to domyślnie chodzi ludziom, którzy piszą o upośledzonych dzieciach - nie trzeba być przesadnie inteligentnym, żeby to rozumieć.

Co do krzyżówek homoseksualnych, czy osoby młodszej z osobą emerytowaną, mówimy tu już o parafiliach, czyli zboczeniach - preferencjach odbiegających od normy, które są marginesem w społeczeństwie. Nic więc dziwnego, że większość ludzi nawet takich konfiguracji nie ujmuje w swojej ocenie, ponieważ bez względu na to jak płonącym fagotem będzie koroluk czy inni jego koledzy, będą dalej rozkrzykaną mniejszością - będą tym obleśnym incelem który wkurwia się na ciebie i unosi intelektualnie bo nie umiesz wymienić wszystkich planet ze star łorsów, albo nie ogarniasz jakiegoś niszowego lore dla wykolejeńców bez życia. Jeszcze brakuje mi tu tęczowej komisji która wytłumaczy że z samego srania syna matce na klatę jeszcze nikt się nie urodził, bo nie wolno zapominać o pettingowych związkach koprofilskich.

Niemniej, jeśli ujmować te mniejszości, to mamy tu do czynienia z dwoma różnymi kategoriami kazirodztwa - przy czym wiadomo już, że gdyby taki podział wprowadzić i jedną kategorię zalegalizować, to wkrótce i doszłoby do "emancypacji" drugiej kategorii, ponieważ tak po prostu działa roszczeniowa, hedonistyczna część społeczeństwa której się regularnie nie pałuje. Przyzwolenie społeczne na promowanie takiego motywu byłoby przede wszystkim użyteczne dla zboczeńców którzy traktują to jak fantazję seksualną i konsumują taką pornografię, a nie dla tych promilowych przypadków, które mimo zakazów i tak pozostają w związkach kazirodczych i nigdzie tego nie wynoszą i nie mają parcia na wychodzenie z tym do ludzi.

I tak powoli przechodzimy do drugiego zagadnienia, czyli do drążenia konsekwencji przyzwolenia na płodne związki kazirodcze. Autor uspokaja, że istnieją choroby genetyczne niezwiązane z kazirodztwem które mają większą szanse wystąpienia (do 75%), niż np. arkelinizm, który ma grozić zaledwie 25% dzieci. To fascynujące spostrzeżenie, faktycznie czuję się bezpieczniej wiedząc że od śmierci mojego dziecka w męczarniach dzieli je jeden rzut tetrahedronem. Ponadto, w argumencie tym kryją się dwie obrzydliwe praktyki manipulacyjne;
Pierwsza polega na zestawieniu ekstremalnego przypadku z podstawowym ryzykiem, czyli próba wmówienia że skoro może Ci nie wyjść zdrowe dziecko z obcą osobą, to równie dobrze powinieneś się godzić na udowadnianą właściwie od setek lat (badał to już Darwin) jako wadliwą i stosunkowo wysoce ryzykowną metodę reprodukcji która w najlepszym przypadku zawęża pulę genową. Żeby w ogóle zagrozić swojemu dziecku - nawet w 75% - chorobą nabytą w sposób mendlowski, trzeba trafić na osobę ze  stosownym genem, a wybierając wśród puli milionów obcych szansa jest o wiele mniejsza, niż spłodzenie chorego dziecka z osobą blisko spokrewnioną.
Druga natomiast polega na zastosowaniu wybiórczych danych. Kazirodztwo nie jest zagrożone wyłącznie kilkoma sztandarowymi chorobami. Lista komplikacji jest długa i obejmuje deformacje płodu, przedwczesny poród (co wiąże się z szeregiem innych komplikacji), upośledzenia zmysłów, bezpłodność, obniżoną odporność, czy inne choroby genetyczne. Płodzenie dzieci z bliskim krewnym jest tak samo sadystyczne i nieodpowiedzialne co picie lub palenie w trakcie ciąży. Pomijam w ogóle dywagacje na temat tego że jeśli matka jest za stara a córka zbyt młoda, to z dzieckiem i tak mogą być problemy, nawet jeśli nie odziedziczy żadnych wadliwych alleli.

Na szczęście nasz tęczowy przyjaciel znalazł genialny plan na zapobieżenie takim przypadkom - a mianowicie chodzi o aborcję. I tu dochodzimy do istoty tych kazirodczych dywagacji użytnika wycopu, czyli takiej wręcz korwinistycznej, tępej demagogii która upraszcza wszystko do modelu łatwo przyswajalnego dla młodzieży z wykształceniem średnim niepełnym, jednocześnie zadając totalny gwałt sensowi, logice, a przede wszystkim doświadczeniu.

Model jest taki, że matka z synem czy ojciec z córką mogą się ten tego, a jeśli będzie wpadka to się po prostu usunie i wszyscy będą żyli długo i szczęśliwie (oprócz dziecka hehe) i wszelkie konsekwencje takiej relacji domkną się między tymi dwoma całkowicie autonomicznymi, odpowiedzialnymi i świadomymi podmiotami.

Wystarczy wyjść z domu i obejrzeć jak żyją przeciętni ludzie, żeby zrozumieć że to nigdy nie wypali. Nawet zwykłe związki spotykają się z milionem czynników które je rujnują i zamieniają w patologiczne mezaliansy - dołożenie kazirodztwa tu nie pomoże, a wręcz sytuację pogorszy. Jakiś margines może nawet chętnie skorzysta z przywileju rypania się między sobą w rodzinie, ale konsekwencje takiej relacji ogarnie już we własnym zakresie i będzie to zwykle wyglądało inaczej niż wyobraził sobie legislator, który układał te przepisy z chujem w łapie i jakimś kazirodczym pornosem na monitorze, myśląc że będzie jak na tym pornosie.

Nie będzie jak na pornosie - dużo związków kazirodczych, czy nawet po prostu przesadnie silnych więzi między rodzicem a dzieckiem to związki patologiczne, rodem z "Teksańskiej masakry piłą łańcuchową", gdzie rodzic jest osobnikiem skrzywionym, niezdolnym do normalnej socjalizacji, który często instrumentalnie wykorzystuje swoje dziecko i nim manipuluje - i tu wcale nie mówimy o pedofilii. W ogóle żeby doszło do wzajemnego pociągu między członkami rodziny musi stać się coś złego, musi zajść jakiś patologiczny układ w domu, albo musi dojść do jakiegoś molestowania psychicznego lub fizycznego, jak np. bywa z homoseksualizmem. Ergo związek kazirodczy to oznaka słabości i upadku, to czerwona flaga pod którą kryje się zwykle o wiele więcej cech ujemnych. I to się tyczy także kazirodczych związków homoseksualnych.

Żeby dać kochanej koniobijcerii przykład jak może (często) wyglądać związek kazirodczy, warto tu przytoczyć jaskrawy przykład Christiana Westona Chandlera - znanego autysty i prawiczka żyjącego z zasiłków i prześladowanego przez internetowe trolle od prawie 20 lat, który po latach degeneracji i pogłębiającej się desperacji zaczął wykorzystywać seksualnie swoją matkę z demencją (do czego prawdopodobnie namówiły go internetowe trole, które często nim manipulowały)


Chris oczywiście jest też osobą lgbt i próbował swoich sił w prostytucji

W dodatku, naturalnie członkowie rodziny po prostu nie czują do siebie pociągu - instytucja rodziny istnieje od tysięcy lat i kazirodztwo przez te tysiące lat było kulturowo odrzucane - nie na samej mocy jakiegoś edyktu, tylko dlatego, że zdrowy człowiek po prostu czuje, że coś jest z tym nie tak. Prasa wycierająca sobie gębę nauką i faktami chętnie sili się na racjonalizacje że mężczyźni lubią kobiety z cycem i biodrami bo czują instynktownie że taka kobieta to lepsza partnerka do rodzenia dzieci - ale obrzydzenie do seksu z własną babcią czy do osób które to robią to już jak rozumiem nielogiczna tępota i zabobon. Nie wiem czy wiecie kochane spermiarze, ale dla Edypa ojcobójstwo i poślubienie matki to były wyznaczniki jego upadku, przez który on sam postanowił się pokarać i wygnać - tak widziano kazirodztwo już tysiące lat temu.
Są nawet zboczeńcy którzy nałogowo walą do tych stepujących mamusiek i sióstr z pornhuba ale swojej matki czy siostry by nie tknęli, bo po prostu czują w sercu, że to obrzydliwe. Ich zdrowe instynkty, niewygaszone pod natłokiem pornolów, kierują ich w stronę moralności, dowodząc jednocześnie że kazirodztwo to zwykła parafilia i nas bohater swoje fantazje może po prostu pospełniać z dziwką. Człowiek potrzebuje bliskości nie tylko opartej na seksie i taką bliskość zapewnia mu naturalnie rodzina. Oczywiście zawodowy degenerat i konsument co mierzy wszystko swoim chujem tego nigdy nie rozumie, ale nie zmienia to faktów.

Na koniec jeszcze warto wspomnieć o dylematach innego rodzaju - wg korwinistycznego modelu oczekujemy, że w razie wpadki tacy ludzie dokonają aborcji. A co jeśli nie będą chcieli, albo będą myśleli że ją zrobią, ale w obliczu rodzicielstwa zmiękną? Co wtedy - przymusowa aborcja takich dzieci, krzywdzenie psychiczne rodziców w imię czego - wolności do jebania własnej matki? To jest wartość godna zabijania ludzkiego życia? Ruchanko? Ludzie bywają różni. Istnieją konsekwencje psychologiczne, które dotykają niektóre matki po aborcji lub poronieniu. Tego wszystkiego i masy innych dylematów korwinistyczny model koroluka nie przwiduje. Jego model zakłada, że wszyscy będą tak samo zdegenerowani jak on. W zasadzie szyje on plan pod swoje słabości - model uszyty przez spermiarza dla spermiarza. I najbardziej tragiczne w tym wszystkim jest to, że on najprawdopodobniej uważa że dał popis swojej inteligencji - negując to, może jedynie uciekać na pozycję pt. "tylko udawałem że jestem zjebany ;))", czyli po prostu pozycję człowieka faktycznie zjebanego który zjebane rzeczy robi, ale racjonalizuje to sobie jako rzeczy błyskotliwe.

Po to człowiek ma sprawności ażeby mógł je wykorzystywać do rozwoju a nie usprawiedliwiania sprowadzających go na dno upodleń. Jeżeli jakaś sperma z wykopu jest taka chętna do arbitrażu etycznego to może niech pochyli się nad problemami które stwarza tęczowa rewolucja, gdzie np. w ramach afirmacji genderyzmu transy miażdżą swoje kobiece rywalki w sportach, albo - jak niedawno dane mi było się dowiedzieć - lesbijskie aktorki porno przymusza się do rypania z transzolami. Są to problemy ścieku, który rozlał tu i ówdzie tłum epikurejskich wykolejeńców - do rozwiązywania tych problemów raczej mu jednak nie spieszno, bo zajęty jest sięganiem po kolejne swobody, których uwolnienie jeszcze nie obryzgało gównem kolejnego sektora życia, zmuszając tym te żerujące czerwie do przeniesienia się gdzie indziej, walczyć o kolejne egzotyczne wykolejenia które wydają im się ciekawe bo jeszcze nie okazały się namacalną porażką.

Wobec takich ludzi oczywiście należy reagować i to stanowczo - jak dziadek wobec zamachów. 

Mig

Komentarze