Ojczyzna w wymiarze osobistym

Dręczą człowieka często pytania. Dlaczego tu? Dlaczego teraz? Można udzielić takiej egzystencjalnej odpowiedzi, że to bez znaczenia, że liczy się to, co my z tym zrobimy; że my powinniśmy nadać temu sens. Pewnie trochę w tym racji, pewnie to często nawet zdrowe i użyteczne. Pewnie oddala od człowieka wiele niewygodnych trosk. Ale czy to prawda? Czy osadzenie naszego istnienia w konkretnym czasie i miejscu to sprawa nieistotna, przypadkowa? Myślę, że absolutnie nie. Ale jednocześnie myślę, że nie sposób zrozumieć to bez Boga. W zasadzie wszystkie rozmyślania, które podejmujemy w oderwaniu od absolutu, to tylko jakiś rodzaj zabawy z własnym umysłem. Tylko Bóg daje światło poznania, które pozwala ujrzeć rzeczywistość taką, jaka jest. Bez Boga być może mamy pewien widok, ale nie mamy sensu.

Bez Boga nie ma przeciwwskazań, by sprowadzać nas do poziomu zwierząt. Bo cóż zmienia, że jesteśmy w jakiś sposób samoświadomi? Jakie jest w ogóle potwierdzenie tego, że nasza świadomość nie jest iluzją? Nic nie zmienia, że rozróżniamy, stawiamy pytania, nazywamy. Bez objawienia prawdy na nic się to zda. Bez wiary jest to wyłącznie kiczowaty miraż. Nie ma celowości. Kończymy taką samą śmiercią. Kiedy natomiast człowiek zaakceptuje, że został stworzony na obraz i podobieństwo, wtedy dopiero żyje pewnym sensem i jest to sens wykraczająca poza jego naturę.
Przyjmując takie realia do siebie, zauważając dalej swoją wyjątkowość, możemy dosyć intuicyjnie spostrzec, że i zamierzonym będzie dany nam czas i dane nam okoliczności. Można to również wywnioskować z faktu, że dzieło Odkupienia to plan Boży. Plan naturalnie jest formą uszeregowanych kroków, które realizują się w czasie. Po Odkupieniu życie trwa, a ludzie pielęgnują ofiarę chrystusową – są więc wciąż uczestnikami wyższego zamysłu. Zdając sobie z tego sprawę można uznać, że nasze narodziny są wypadkową woli człowieka i Boga. Natomiast Wola Boża, dalece doskonalsza od woli człowieka, nie rządzi się przypadkiem. Jest miłością, która nadaje życiu porządek.

Człowiek może przyjąć do serca katolicką doktrynę lub błądzić po omacku. A błądząc nie zrozumiemy często tego, co się w nas instynktownie odzywa. Nie zrozumiemy, dlaczego targa nami pewna wzniosłość na myśl o ojczyźnie. Gdy w końcu trwać będziemy w takim niezrozumieniu, pojawi się bunt duszy nienasyconej prawdą, która odnajdzie chwilowe ukojenie w wygodach obcych przyjemności. Po tym złudnym wytchnieniu jednak, już tylko trawiąca duszę pustka.

Ojczyzna jest pewnym kontinuum ducha. To też odpowiedź na głuche pytania ludzkiej wrażliwości. Bo jest w nas pierwiastek przeszłości, którą przeżyła wspólna krew. Ojczyzna to ocean, z którym przez setki lat oswajał się okręt człowieczego żywota. Cóż jednak najbardziej wspólnego dla kolejnych desek pokładu? Czy radosne promienie słońca takiego samego na całym świecie wyróżniają w jakiś sposób nasze trwanie? Nie. To nieprzyjemna, niekomfortowa, drażniąca i śmiertelna woda wdzierająca się w szczeliny jest tym, co nadaje okrętowi osobliwość. To woda niepowtarzalna, często mniej lub bardziej drapieżna.

 

Człowiek jednak nabywa odporności na cierpienie. Poznaje czekające go trudy widząc swoich przodków. W ten sposób może przygotować się do godnego znoszenia przyszłości. I tylko w takiej postawie odnajdzie spełnienie. Bo jest do niej predestynowany. Ta postawa jest pragnieniem Jezusa Chrystusa, by podążać za nim niosąc swój krzyż. By nie uciekać od tego, co jest sprawiedliwą domeną znanego nam świata. Musimy wiedzieć, że to zaledwie „zła noc w kiepskiej karczmie”. Ale nie wolno nam tej karczmy opuszczać. Bo tylko w niej wyśnić możemy kontrastujące ze wszelkimi niewygodami palmy. Te same palmy o których pisał Herbert w wierszu „Odpowiedź”. Fakt, że możemy je sobie wyobrazić jest potwierdzeniem tego, że postępujemy właściwie.

Herbert również wskazuje, że człowiek jest spadkobiercą wielu ojczyzn. Że korzysta z cywilizacyjnego dorobku; że jest przez ten dorobek ukształtowany. To oczywiście prawda, ale dom, którego strzeże

„jest tutaj gdzie cię wdepczą w grunt
lub szpadlem który bardzo dzwoni
tęsknocie zrobią spory dół. „

I to jest kochani całe sedno. Realizować szlachetność człowiek może jedynie w miejscu, które stawia przed nim wymagania; które kreuje obowiązek. Bo tylko przez ten obowiązek, okupiony „białymi łzami”, może się wyzwolić.  Jedynie uczestnicząc w heroicznej walce, która nie gwarantuje wygód, można sprzeciwiać się niewoli. Tak przecież niezgodnej z ludzką naturą. Ojczyzna jest właśnie tam, gdzie człowiek oczekuje „nocy w głębokim śniegu”. Tylko koszmar tropiących nieustannie wilków, które polują na naszą wolność, daje nam pewność, że wolność w ogóle istnieje. A uczestniczyć w niej możemy jedynie wtedy, gdy odrzucimy ucieczkę „na tamten upragniony brzeg”.

Rublow 

 

Komentarze