Beatyfikacyjne Quo Vadis

Do beatyfikacji kard. Stefana Wyszyńskiego się po prostu nie przygotowałem i nie będę Państwu o niej dużo pisał, ale jak każda taka sytuacja, jest to dogodny moment do refleksji i spojrzenia w przyszłość - tu konkretnie w temacie kościoła na świecie i szczególnie w Polsce.

Na wstępie należy odrzucić to mylne przeświadczenie, że kościół pod presją dziejową odejdzie do lamusa, albo że musi się zmienić. W jakimś sensie musi, ale nie w takim, w jakim wszyscy myślą. Z jakiegoś powodu ogromna ilość ludzi z szeroko pojętego obozu konserw tkwi w jakiejś bańce, która uniemożliwia wręcz normalne wnioskowanie. Niektórych to w ogóle opętało i zpipiprawiczyło prosto do piekła zwanego Klubem Jagiellońskim. Inni znowu usiłują szarpać się w miejscach zupełnie nieadekwatnych, czy w sposób zupełnie niegodziwy. Prawie wszyscy - jak zwierzęta niemal - reagują jedynie na zmiany i szkody już wyrządzane, natomiast sami nie są w stanie zaplanować choćby jednego konsekwentnego kroku w przód.

Jeżeli uważacie że zależy wam naprawdę na wartościach chrześcijańskich i chrześcijańskim porządku oraz zachowaniu tradycji, jeżeli martwi was perspektywa ich upadku, to najpierw zadajcie sobie pytanie czy zależy wam na nich na tyle, żeby chcieć je zachować.
Kilka lat temu, po pewnej majówce, wyjrzałem rano przez okno i zobaczyłem że na chodniku leży przemoczona papierowa polska flaga. Z jednej strony to jest tylko papier, a papier leżący na ziemi to śmieć - z drugiej jednak jest to symbol narodowy, który gdzieś się zbłąkał i spędził deszczową noc na chłodnym betonie. Dlatego ostatecznie - dla swojego spokoju ducha - wyszedłem na dwór, zebrałem tę flagę, wysuszyłem ją i mam ją gdzieś do dzisiaj, wklejoną do zeszytu. Nie kosztowało mnie to zbyt wiele, ale był to faktyczny akt troski o ważne mi wartości. I tu analogicznie powinniście się zastanowić - czy jesteście zdolni do podobnych gestów, czy po prostu chcecie konsumować zastany ład póki on jest, zamiast siać i zbierać plon dla siebie i przyszłych pokoleń.

Co jednak należy robić? Przede wszystkim jest nam potrzebny ostatni sojusz konserw i kościoła przeciwko zepsuciu. I sojusz ten musi być momentami bezpardonowy, musi nęcić swoją charyzmą i silą, a nie w żałosny sposób usiłować przypodobać się żyjącej w grzechu gawiedzi. Usiłując dostroić się dla uznania ludzi żyjących w sposób niegodny zabiegamy o miejsce w niegodnym świecie. Ci ludzie których nawrócić należy i do których należy przemówić przecież sami się krzywdzą i z czasem wielki rachunek ich błędów będzie z nich wytrząsany przez życie - skończą jako bezdzietne kociary, incele uzależnione od pornosów, toksyczni ateiści i prześladowcy wiary, bestie przesuwające granicę moralności coraz dalej w otchłań, czy neopogańscy guślarze otępieni narkotykami i zgubną filozofią. Ci ludzie obdzierani są z aparatu do prawidłowego postrzegania rzeczywistości i rozpoznawania dobra, zatem nie jest metodą ich zbawienia służalczość wobec ich poczucia dobra.

Tym ludziom wmówić przecież można wszystko - i to jest właśnie problem, że oni pozostawieni w swojej cyfrowej piaskownicy, stale bombardowani informacjami pochodzącymi od miliona różnych środowisk, formują najdziksze kulty i ten pogański nieład, który udało się zwalczyć wraz z nadejściem średniowiecza.

Zwykle jest tak, że człowiek dorastając w otoczeniu pewnego dobra, nie docenia go należycie. Dopiero w obliczu pewnych braków i ważnych chwil w życiu zaczynamy dostrzegać prawdziwą wagę takich podstaw jak woda pitna, prąd elektryczny, czy zwykła ludzka przyzwoitość która sprawia że odzyskamy swój portfel który nam wypadł, a pani w sklepie nie oszuka nas przy wydawaniu reszty. I podobnie jest z funkcją oraz wagą kościoła, o których chyba nasze pokolenie kompletnie zapomniało;

Rola kościoła jest dwuznaczna - bo obok tej sfery duchowej i dążenia do zbawienia istnieje też ten komponent ingerencji w życie doczesne, które przynosi obiektywne benefity bez względu na to, czy jesteśmy osobą wierzącą, czy też nie.
Kościół, przeto, pomógł uformować zalążki Państwa Polskiego pod wodzą Mieszka I i zjednoczyć je w jednej, skodyfikowanej wierze. To dzięki chrystianizacji na ziemiach które dotąd nie miały swoich kronikarzy rozpoczęło się piśmiennictwo. Polska zyskała status księstwa i królestwa. Stan duchowny rozprzestrzeniony po wsiach i miastach potrafił ludzi nauczać moralności i tak im ją organizować, żeby żyli godnie, nie cudzołożyli, nie spółkowali ze zwierzętami, nie kradli i nie rozwalali sobie głów o głupoty. To kościół tworzył pierwsze ośrodki nauki, gdzie uzdolniony człowiek np. w klasztorze, oddzielony od pospólstwa, mógł się oddawać zgłębianiu nauk abstrakcyjnych. To była tytaniczna praca - nie za darmo, ale pierwsi władcy Polski zabiegali o nią, ponieważ wiedzieli jak była cenna. I zależało im na tym, by mieć swój własny stan duchowny, zamiast podlegać metropolitom niemieckim.

W czasie rozbicia dzielnicowego duchowieństwo polskie opowiadało się za zjednoczeniem ziem, choćby ze względów pragmatycznych. Przez kolejne wieki mnisi i księża kontynuowali swoją misję. To nie był zachód, gdzie angielski król założył sobie swój własny kościół bo nie dostał rozwodu, albo gdzie Niemcy szarpali się przez wieki o status cesarstwa i powiernika zachodniego Rzymu, a później się obrazili i zrobili sobie swój własny odłam chrześcijaństwa. Pleban zawsze był istotny w polskiej, wyodrębniającej się przez wieki kulturze. Dziś w ateistycznych kółeczkach krąży taka propaganda że to biskupi zdradzili Polskę i doprowadzili do jej rozbiorów - i to prawda, że wśród targowiczan znajdowali się ludzie ze święceniami. Natomiast propaganda ta zawsze pomija fakt, że zarówno wśród inicjatorów jak i sygnatariuszy aktu Konstytucji 3 Maja, oraz w Konfederacji Barskiej byli również duchowni. Sama treść Konstytucji 3 Maja odwołuje się do Boga i spotkała się nawet z uznaniem papieża, choć był to taki pierwszy dokument w Europie, a sama konstytucja postrzegana tu była jak wywrotowy, libertyński postulat.

W trakcie zaborów naturalnie papież ugadał się z mocarstwami, lecz stan duchowny wciąż pozostawał blisko ludzi aby wreszcie, w odrodzonej Polsce, kościół zaprezentował nam takich ludzi jak Karol Wojtyła, Maksymilian Kolbe czy właśnie Stefan Wyszyński, którzy pokazali nam kościół patriotyczny, potrafiący bronić tradycji ale jednocześnie bliski ideom narodowym, odnajdujący się w XX wieku. To kościół walczył z komunizmem, także przecież tu w Polsce, gdzie Jan Paweł II samą swoją obecnością zainicjował przemiany które doprowadziły do upadku komunizmu.

Mamy zatem piękną historię kościoła spójnego z wartościami narodowymi. Mamy też jeszcze kilka mądrych głów które tej linii są wierne i potrafią - tak jak ci wymienieni wybitni Polacy - wykazać się swoim rozumem, responsywnością na zastane czasy i ewangelizować zgodnie z nimi, lecz pozostając wiernym tradycji. Jasnym dziś się wydaje, że aby zachować tradycję należy zachować kościół, a żeby zachować kościół należy zachować tradycję. Nie należy zmieniać przekazu i nie należy zmieniać twarzy kościoła czy ideologii narodowej - należy zmienić metody tego przekazu. Jeżeli ci ludzie którzy błądzą i grzeszą mogą kupić wszystko, to mogą i kupić dobro, tylko trzeba do nich z nim wyjść. Kościół nigdy nie zagospodarował prawidłowo internetu. Prawica zresztą to samo. Walka ideologiczna o kontrolę w internecie tak naprawdę obecnie się dopiero zaczyna.

Oczywiście chodzą po tik tokach jacyś księża i ocieplają wizerunek, docierają z Biblią, natomiast często to są takie proste żarty (to ważne drobne gesty, ale nie decydujące). Tadeusz Rydzyk na misji budowania imperium medialnego trochę skupił się na konsolidacji swoich przymiotów, zamiast na ich wzroście. Myślę, że te cechy należy jakoś połączyć w jedno dobro - stworzyć bazę bogatą w treści edukacyjne, w świeżą kulturę chrześcijańską w dobrym smaku (nie tylko artykuły, ale też twórczość własna, memy, muzyka, gry, własna estetyka) i jednocześnie wychodzić z tym do ludzi, na media społecznościowe. Oszukiwać algorytmy i przebijać się do baniek gdzie hoduje się dzieci na ofiary dla pedofila z internetu. To musi zostać zrealizowane - z przekazem nie ma żadnego problemu i nie wolno z nim ustępować. Należy pokazać ludziom co tracą wybierając liberalny populizm. I co mogą mieć, jeżeli wybiorą RiGCz.

I jest to zadanie przede wszystkim dla duchownych - oni są warstwą wystarczająco liczną, oni mają czas i środki, oni mają wykształcenie retoryczne. I jest to oczywiście też zadanie dla parafian, w szczególności młodszych, którzy powinni być tą awangardą uderzającą w internecie. I nie piszę tu o autystycznych dyskusjach z wojującymi ateistami, tylko z pokazywaniem tego, co uczy szacunku do kościoła i do tradycji. To musi dominować, a po drugiej stronie wtedy zostanie tylko płacz i zgrzytanie zębami.

I nie myślcie, że przegracie z góry nierówną walkę z jakimś molochem. Naprawdę tak niewiele trzeba, żeby naładować człowieka mocą i wiarą w zwycięstwo, żeby odwrócić kompletnie cały klimat równowagi sił. To jest już dziś naprawdę banałem i to aż śmieszne że to wyraża się w aż tak prostych słowach, ale naprawdę, nie lękajcie się. W gorszej sytuacji był naród, któremu ojciec kościoła przekazał te słowa. I z tej sytuacji ów naród wyszedł.

Mig

Komentarze