Przystanek
Człowiek ma kochani tendencje do refleksji, ale często są to refleksje w celu przywołania minionej radości. Brakuje takiego spojrzenia wstecz, które dawałoby wgląd w przyszłość. A mamy możliwość, by to czynić. Wierzę głęboko, że jeżeli tylko wyobrażenie sobie pewnych konstrukcji jest możliwe, to istnieje jednocześnie ich realizacja gdzieś w czasie lub poza czasem. Ale to oczywiście nie wszystko. W wierze zawiera się przede wszystkim to, czego nie wiemy. Spoglądając zatem w przeszłość i z pozycji przeszłości wypatrując przyszłości stawiamy się wobec tego w obliczu niewiadomej. I myślę, że takie zestawienie, równoległe porządkowanie scenariuszy pozwala hartować ducha. Z takiej pozycji rozwija się umysł poszukujący, który nie zadowala się szczęściem utraconym, próbując je daremnie przywrócić. Dokonując wewnętrznej manipulacji czasem zaspokajamy w pewien sposób duchowe pragnienie spotkania z Bogiem, które jest z nami zawsze i zna nas najlepiej. Szukamy niejako jego obecności i nastawiamy się na jego wieczne towarzystwo.
Dzień urodzin ułatwia przyjmowanie takiej perspektywy, bo szybko znajdujemy poprzednie punkty zaczepne. Wracamy do nich i myślimy, co myśleliśmy. Myślimy kim mieliśmy być, a kim jesteśmy. Nigdy to nie jest ta sama osoba. I dzięki Bogu. Byłbym naprawdę zrozpaczony, gdybym realizował swoje własne wizje. Muszę żyć proroctwem większym, niż swoje własne. Nie przeszkadza to jednak pisać autorskich scenariuszy. Bo to właśnie one dają kontrast. Są konieczne. Potrzebujemy działać, jak i również potrzebujemy pozwolić działać innym. A przede wszystkim pozwolić działać Bogu.
Martwi mnie trochę, że nie czuję w sobie do końca zmiany. Ale chyba martwi mnie to tylko powierzchownie. Mianowicie. Mam wrażenie, jakbym nie stawał się kimś innym, lepszym, gorszym. Nie. Jestem tym samym człowiekiem wzbogaconym o nowe wybory. Czuję, jakbym odblokował kolejne warstwy rozwoju, do których teraz mam dostęp. Ode mnie wciąż zależy czy będę korzystał. Niczego natomiast nie porzucam. Wciąż mogę zaczerpnąć goryczy ze studni grzechu. To nigdy docześnie nie przepadnie. W pewnym sensie człowiek jest jak Bóg, nigdy się nie zmienia. Poszerza zaledwie swój wachlarz.
Wspomniałem, że martwi to powierzchownie. Bo patrzymy na zmiany powierzchownie. Cóż się tak naprawdę zmienia, skoro wszystko już jest? Co najwyżej się ujawniamy lub ukrywamy. Tylko tym jesteśmy. I przestaje martwić, gdy wpisuje się to w łaskę i przebaczenie. Mając taką optykę możemy być pewni, że nigdy nie jest dla człowieka za późno. Ale właśnie – nie jest za późno docześnie. Tu bowiem scena jest żywa, czasowa. Tu gramy i decydujemy. Tu wyciągamy kart na stół; tu również karty skrywamy. Czas jest nam potrzebny byśmy mogli zabrać stanowisko względem samotności. Wraz z końcem czasu dopiero wszystko się utrwala.
Stąd ta kruchość towarzysząca przemijaniu. Teraz już nawet rzeczy błahe, drobne, frazesy – wszystko to zyskuje sens. Człowiek już może nie jest tak ekspresywny, klarowany oraz prostolinijny, ale właśnie w prostocie zaczyna dostrzegać to, czym przestał być. I to go raduje. Naturalnie obiera pozycję dojrzalszą. To ta sama dynamika, która łączy ojca z synem. Czas sprawia, że w nas umiera projekcja sensu i sami wybieramy się na seans. Tym jest kochani dorosłe życie. Seansem wszystkiego, co już przeżyliśmy z największą szczerością. Musimy jednak pamiętać, by w tym wszystkim nie tęsknić za dawnym człowiekiem, ale za miłościwym Bogiem, który tamtego człowieka obdarzył czystością. Nostalgia nigdy nie dotyczy efektu końcowego, nigdy nie dotyczy dzieła. Nostalgia szuka Stwórcy. Nie należy się więc zatrzymywać na zwierciadle, bo to zaledwie (i aż 😊) piękno. A my kierujemy się ku miłości. Tej miłości, która dała nam wszystko.
Rublow
Komentarze
Prześlij komentarz