Niedzielna relacja z Afganistanu

Jest w ciepło, a czasami zimno. Piasek sypie się do butów, których tuptanie słychać z oddali, gdy amerykańsko-syjonistyczny okupant ucieka przed potęgą Talibanu. Jedynie kurz unosi się w powietrzu, który poniesiony wiatrem tworzy burzę piaskową.

Ludzie pustyni strzelają do innych ludzi pustni "ratatatata" i miasto pada.

Wtedy na scenie pojawia się on - cień nocy, którego ślady znikają na powierzchni Ziemi. Kroczy za nim prawda, mądrość i cnota, a ucieka gniew, nieczystość i grzech.

Kto nigdy nie był człowiekiem za młodu, ten na starość będzie miał muchy w zupie.

Gdzieś w dalekiej Polsce, w Krakowie praca kamer natęża się, gdy pewien serwis publicystyczny kręci kolejny materiał na temat sytuacji w Afganistanie. Rozpatrywane są liczne możliwości, a redaktorzy szykują subtelne, acz wysublimowane żarciki, którymi ubarwią szarzyznę merytorycznego bełkotu.

Wtem pojawia się zasadnicze pytanie.

Tam, gdzie mądrość nie dosięga, gdzie stronice ksiąg nie są otwierane.

Gdzie leży rozlany atrament.

"Tak zasadniczo, co nas interesuje ta pustynia górska, na środku niczego?"

W tym słusznym momencie zapewnić Was chcemy,

że pomimo błagań

uchodźców nie przyjmiemy.


Relacjonował:

Reaktor Anon

Komentarze