Musze zabic filozofow
Przejdę od razu do rzeczy bo makaron mi stygnie. Kiedy chodziłem do technikum, miałem a nawet czytałem (sic!) taką książkę do filozofii - jakiś chujodręcznik z prlu dla liceum, jak wam powiem że w brązowej okładce to kumaci zrozumieją. I choć był to redagowany przez plugawców pobieżny zbiór większych nazwisk w tej dziedzinie z fragmentami ich prac, nieźle służyła mi ta książka jako punkt zaczepny do wejścia w świat le intelektualismus. Jeżeli chciałem poznać czyjeś prace bliżej, to po prostu sięgałem do innych źródeł.
W ten sposób zaliczyłem zgrubne podstawy, poznałem le główne nurty. Niektóre rzeczy które przeczytałem były świetne i mówiłem sobie "tak, to jest prawda, postawiłbym ci piwo, Comte. Tak, świetnie Mill!", a za innym razem gwizdałem czytając i przerywałem kolejne akapity krzykami "Wypierdalaj Bruno! Jebać cię Kant!" oraz plułem na książkę ażeby zaraz rzucić nią o ścianę. Po jakimś czasie miałem w głowie listę filozofów z którymi bym czilował i wspólnie nakurwiał się na pięści z grupą filozofów z którymi się nie zgadzam.
To były piękne, proste czasy i uwierzcie że ani razu do głowy mi nie przyszło, ażeby potraktować cokolwiek co tam czytałem poważnie. Niektóre rzeczy mi imponowały, np. bardzo spodobał mi się styl literacki niczego w zaratustrze i nauczyło mnie to co nieco o obrazowaniu swoich myśli, ale ani razu nawet nie przeszło mi przez myśl że nagle doznałem jakiegoś wielkiego oświecenia "O TAK MUJ PANIE TAK NALEŻY ŻYĆ TERAZ TAK BĘDĘ ŻYŁ DZIĘKUJĘ ZA STRAWĘ DLA MOJEJ DUSZY". A od kiedy do mojej meliny podłączyli internet i widzę jak zachowują się inni ludzie nieskrępowani kontekstem przebywania w towarzystwie, to dostrzegam że niektóre osoby na serio tak się zachowują xD
Czaicie, normalnie po tej planecie grasują podludzie którzy obierają sobie na sztandary jakiś tekścik który przeczytali Bóg wie gdzie i są gotowi oddać za ten tekścik wiele włącznie ze swoim czasem, zdrowiem a czasem nawet życiem. Ludzie absolutnie pokraczni, gorliwie dostosowujący się do tego co im napisał jakiś śmieszny martwy pan co jest martwy już od dawna i nawet nie można go zapytać o co mu dokładnie chodziło w tym zdaniu albo czy w ogóle dalej się pod tym podpisuje. Jeśli chcecie coś zawierzać starszym tekstom to polecam wam Biblię, a cała reszta to jest po prostu akwizytorstwo ideologiczne - książki wielu "filozofów" to jest odpowiednik spamu który dostajesz na email, tylko po prostu ten spam jest spóźniony zwykle o jakieś kilkaset lat.
Oczywiście ja sam na początku tej Pierdolonej Gazety™ Wykładałem tu Państwu zasady Zrywizmu przy których obstaję i które powracają tu echem niejednokrotnie, choć nienazywane po imieniu. Również samemu zdarza mi się operować na słowach zarezerwowanych tylko dla śWiAta fiLoz0fiI, ponieważ faktycznie te narzędzia pozwalają czasem zobrazować jakąś myśl czytelną dla postindustrialnych interlokutorów. Ja osobiście jednak pamiętam o dwóch rzeczach, o których Państwo pamiętać również musicie;
Po pierwsze, całe to pierdolele filozoficzne to nie jest faktyczne życie - to jest erzac, fugazi, bańka spekulacyjna, wątek poboczny, side quest dla ludzi o niskim int. Można przeżyć całe życie waląc kamieniem w głowę dinozaura i nie wiedzieć nic o tym co ci wszyscy geje z książek mają do powiedzenia. Można nawet żyć w sposób który oni opisują i nic o nich nie wiedzieć, mieć ich po prostu w dupie i robić swoje, nie marnując czasu na idiotyzmy i teoretyzowanie. Naprawdę szkoda życia na służenie martwym pismakom i pseudointelektualistom.
Kogo to rzeczywiście obchodzi co jakiś typek sobie napisał o Bogu czy prawie moralnym? Powiedzcie mi ile ma aktualnie mieczy i władzy to będę się mógł zastanowić czy ma rację w sprawach tak naprawadę nierozstrzygniętych od zarania ludzkości. A jak nie ma to niech się zajmie uczciwą pracą zamiast żerować na bezbronnych intelektualnie ułomkach. Filozofia powinna poruszać neurony i pozwalać zrozumieć świat, służyć jako pomoc w zrozumieniu innych punktów widzenia i postrzegania rzeczywistości. To jest sport dla ludzi którzy lubią myśleć, tymczasem "filozofię" wciska się ludziom jak nową religię i ułomki walczą o nią jak o to czy Han Solo wystrzelił pierwszy z qtasa. Wiele tekstów "filozoficznych" to nic innego jak blogaski lajfstajlowe które mówią ci jak masz żyć, co musisz zrobić, kogo musisz zabić - to są instrukcje przeznaczone wyłącznie dla debili, bo tylko debile wezmą je sobie do serca.
Drugą ważną rzeczą jest to, że ideologia powinna służyć człowiekowi, a nie odwrotnie. Żyjąc na modłę jakiejś absolutnej fantastyki Marksa czy Smitha stajesz się zwykłym pachołkiem który walczy o najbardziej niegodne walki abstrakcyjne wartości. Nie każdy jest dyspozytorem własnych torów i dlatego ludzie mają swoich mentorów i autorytety - ale to powinni być ludzie żywi, z twojego otoczenia, responsywni na to co odwalasz i najlepiej jakby w ogóle zależało im na twoim samorozwoju a nie wykorzystywali cię jak mięso armatnie.
Żeby móc w ogóle wartościować cokolwiek i odpowiedzialnie określić siebie jako człowieka wyznającego jakieś wartości, trzeba być dostatecznie dojrzałym emocjonalnie i ta dojrzałość powinna wynikać z nas a nie z książki o ruchaniu psa jeśli wyraził zgodę. Jeżeli ktoś już jest na tyle dojrzały żeby się pod czymś podpisać to pewnie wie już co osobiście uważa za słuszne i prawdziwe - w takim wypadku człowiek ma już własny lajfstajl, nie potrzebuje małej czerwonej książeczki do ustawiania mu światopoglądu. W takiej sytuacji można co najwyżej stwierdzić że zgadzamy się z jakimś tekstem filozoficznym, który - jak się okazuje - pokrywa się w dużej mierze z naszymi przekonaniami i doświadczeniami.
Ale nawet w takiej sytuacji gdy bezkrytycznie przyjmujesz cały żargon tej filozofii i zaczynasz machać nazwiskiem jej autora i jego pojęciami, to stajesz się pachołkiem i odrywasz się od samodzielnego rozumowania na rzecz bezmyślnego szastania frazesami które zwalniają cię z myślenia, bo już ktoś pomyślał za ciebie co masz mówić i jak masz to argumentować. Stajesz się obciążony aksjomatami, których pewnie nigdy byś na siebie nie wziął, gdybyś nie trafił na bełkot jakiegoś zioma który napisał coś co ci się spodobało.
Oczywiście wygodnie jest się odnosić do słów które są szerzej rozumiane, ale to niesie za sobą swoją cenę i nią jest zmniejszenie potencjału, standaryzacja twoich możliwości intelektualnych w przeciwieństwie do pozostawiania ich w wolnej formie z potencjałem do wybitności albo podrzędności. Żeby być czymś więcej niż idiotą powtarzającym słówka trzeba myśleć swoją głową i być wolnym od indoktrynacji, albo przynajmniej na nią odpornym, umieć zachować do niej dystans. Tak po prostu działa życie, że jeśli chce się być kimś, to nie można być byle jakim - trzeba mieć swoją markę, swój charakter.
Największe firmy, grupy przestępcze i imperia były wynoszone na piedestał i osiągały swoją wielkość dzięki wielkim ludziom którzy stali za ich sterami - często po ich śmierci te formacje podupadały i rozpadały się. Działo się tak, bo były to byty często silnie związane z doświadczeniem i wiedzą swoich liderów, były przedłużeniem ich możliwości i bez nich gniły jak ciało bez duszy. Wybitność tych ludzi rzadko przekazywana jest dalej i często wygasa razem z nimi. Podobnie jest z "inteligencją", "mądrością" - musisz je sobie wypracować sam, zbudować imperium własnego umysłu, musisz sam zabiegać o swoją mądrość i ją zbudować, ponieważ po nikim jej nie odziedziczysz a już z pewnością nie po starych zjebach z książek. Choćby nie wiem jak łebski był facet którego czytasz, jego wybitność odeszła razem z nim, nie spłynie na ciebie, ty możesz jedynie sobie poczytać to co napisał na klopie, mieć kontakt z produktem jego wielkości a nie samą wielkością. Swoją wielkość w sobie musisz odnaleźć sam. I nie potrzebujesz do tego pewnie żadnych książek, bo wielkość jest często ilorazem umiejętności odnalezienia się w rzeczywistości a nie w autystycznej grafomanii więc im więcej czasu spędzisz żyjąc tym więcej się dowiesz.
Oto tych dwóch rzeczach pamiętać wam należy i w zasadzie to tyle, trzymajcie się misiaki jebać filozofów i jak ktoś będzie się na nich nieironicznie powoływał w dyskusji z wami w przyszłości to rzućcie w niego stolcem jak koczkodan ostatni żeby pokazać swój sprzeciw wobec jego bezpłodnej kultury niewolnictwa intelektualnego
Mig
Komentarze
Prześlij komentarz