Fałszywe dualizmy – wstęp
Zamierzam tutaj otworzyć pierwszą (i oby ostatnią) serię artykułów, macie w tytule o czym. Chciałem to nazwać „Fałszywe dychotomie”, bo zarąbiście brzmią jako słowo, ale w sumie dychotomie oznaczają coś innego*.
Zacznę od pewnej historii, która wywarła olbrzymi wpływ na moje życie. Otóż, gdy byłem jeszcze małym chłopcem, do naszego miasteczka przyjechał słynny iluzjonista, aby w miejskim domu kultury przedstawić swoje magiczne sztuczki. Miałem to rzekome szczęście być jednym z widzów i patrzeć na króliki, głowy wypadające z kapeluszy, szarfy wyciągane z tyłków i inne takie. No typowo.
Ale wszyscy czekali na punkt kulminacyjny, na gwóźdź programu, który sztukmistrz wbije w nasze rozgrzane czaszki. I w końcu nadszedł ten moment, maestro poprosił o ochotnika z sali, a jego asystentka wwiozła wielkie pudło na środek sceny. Nikt nie pamięta, kto się dokładnie zgłosił, ale już wkrótce śmiałek zapakował się do pudła, a urocza asystentka zamknęła wieko. Wtedy mistrz chwycił za piłę, a na widowni podniósł się szum. Jednak wyłącznie zademonstrował potężne narzędzie, po czym ostentacyjnie odłożył je na miejsce. Po tym pomachał różdżką nad pudłem i odsunął się. Asystentka otworzyła pudło.
Chlusnęła krew, obryzgując prezesa spółdzielni mieszkaniowej, który kompletnie bez związku z wyborami samorządowymi sfinansował i zorganizował całe przedstawienie. Dwie połowy ciała ochotnika runęły w konwulsjach na scenę, rozrzucając parujące flaki po deskach. Widownia szalała. Mieli dość wysokie oczekiwania, ale to przerosło wszystko, czego się spodziewali. Klaskano i wiwatowano, śmiechom i dokazywaniom nie było końca. Jedyną nieukontentowaną osobą była pani woźna, która nie kryjąc niezadowolenia z dodatkowej roboty wyszła na papierosa.
Ktoś zaczął wołać o bis, ale czas się skończył i na scenę zaczęła już wchodzić lokalna grupa taneczna. Do uchodzącego w stronę czarnego vana iluzjonisty dopadł sapiąc krępy dziennikarzyna lokalnego pisma
-Proszę nam zdradzić swój sekret, mistrzu! – wydusił krztusząc się lewym płucem.
Artysta żachnął się, ale zaraz ubrał twarz w ciepły uśmiech, jakby się rozmarzył i odparł
-To proste. Zwyczajnie zastosowałem fałszywy dualizm człowieka od pasa w górę i człowieka od pasa w dół.
Ale nikt z tłumu tego nie usłyszał. Zakłócenie pochodziło od bluzgnięcia tancerki ślizgającej się na jelicie cienkim ochotnika.
A morał z tej historii jest prosty: fałszywe dualizmy są bardzo niebezpieczne i należy ich zwyczajnie unikać. No i rzućcie palenie. I tutaj już bym mógł skończyć, ale muszę wyjaśnić parę rzeczy.
a)Tu nie chodzi o to, że nic nie jest czarno-białe, prawda leży pośrodku i inne podobne bzdury.
Fałszywy dualizm więc to nie taki, w którym nie ma nic pomiędzy dwiema wartościami. To jest taki podział, który pomiędzy dwoma skrajami obejmuje za mało zjawisk/postaw, wykrzywiając obraz całokształtu. No weźmy taki dualizm lato/zima [spojler]. Możemy sobie założyć, że jesień jest czymś bardziej letnim niż zima, a wiosna czymś bardziej zimowym niż lato albo na odwrót. Tylko w ten sposób umyka Ci zapach kwiatów w maju albo złoto-czerwone lasy późnego września. Zostajesz z samą temperaturą. A nikt nie lubi mieć temperatury.
b)Piszę ten wstęp, mając jakieś tam dwa pomysły na elementy serii, także jakbyście mieli jakieś pomysły, to standardowa procedura: dziura w kiblu w złotych tarasach otwiera się o zwykłych godzinach, tylko weźcie się wyrażajcie ściśle i poprawnie po polsku. Nie chcemy znowu takich sytuacji, że urażacie naszego portiera, a potem ktoś wraca z Warszawy z odgryzioną dupą albo z muszlą zamiast szczęki. Jeżeli ktoś będzie mu zawracać gitarę o podział lewica-prawica i inne mądrości to liczcie się z tym, że mu zasunie na tej gitarze takie arpeggio, że chłopa będziecie zeskrobywać jak homosia z kamienia w Afganistanie.
No i się zdenerwowałem. Niemniej pozdrawiam cieplutko.
*o ile dobrze rozumiem, to dychotomię masz, jak nie masz nic pośredniego, a dualizm jest po prostu masz dwa bieguny, i poprzez stosunek do nich definiujesz różne rzeczy
Komentarze
Prześlij komentarz