Degowinizacja rządu

Naprawdę rzadko ostatnimi czasy angażuję się w te szopki z telewizora ale tej okazji przegapić nie mogłem, ponieważ wypierdolenie Gowina ze stołka jest epizodem szerszej historii o której każdy z nas słyszał i która nieodzownie przeplata się z naszym życiem. W istocie, wyrzucenie Gowina to koniec pewnej epoki która już nie wróci, lecz zostanie na zawsze w sercach pisowców.

Jak mogą się Państwo domyśleć, jestem białym, dorosłym hetero mężczyzną więc nie mam zbytnio dużo czasu na śledzenie wszystkich detali intryg Gnoma z Żoliborza - tym bardziej że połowa rzeczy które o nim się pisze to zwykła nieprawda, a druga połowa to nieprawda niezwykła. Jedyne w miarę wiarygodne przesłanki o tym człowieku pochodzą z wywiadów z nim, przy czym przyznam że choć były spoko, nie porywały mnie, ponieważ w jakimś stopniu sprawiały że Kaczyński stawał się zwykłym człowiekiem a nie tajemniczym, potężnym mędrcem i władcą Polski - ludzie chcą w coś wierzyć, nie zabijajcie ich marzeń, dziennikarze!

Zmierzam do tego, że oceniam całą tą sytuację rządową z pozycji laika i to laika mniejszego stopnia niż autysta który codziennie spędza 4 godziny na czytanie wiadomości. Mimo to, pragnę opowiedzieć Wam historię Zjednoczonej Prawicy tak jak ją widzę, ponieważ wiem że ją zrozumiecie - wszak przecież jesteśmy w Polsce nie od dziś.

Wszystko zaczęło się w okolicach 2013 lub 2014 roku - Ziobro, Kaczyński i Gowin przygotowali się na kampanię polityczną i wybory w 2015 roku, kiedy to jako Zjednoczona Prawica mieli pozamiatać walący się rząd Ewy Kopacz, a Kaczyński osobiście miał zaliczyć najlepszy powrót w historii polskiej polityki - z lidera upadłego emerytalnego ruchu który modlił się pod Pałacem prezydenckim i któremu szczano do zniczy, miał przeobrazić się w swojaki odpowiednik Gandalfa Białego i przejąć z powrotem stery. Ostatecznie PiS zgarnął całą pulę: Prezydenta, Sejm i Senat.

Tak zaczęła się (w piskach i płaczliwych krzykach zdetronizowanych liberałów, wijących się jak robactwo spod świeżo uniesionego kamienia) historia trzech braci związanych więzami krwi, trzech muszkieterów i wojowników o Polskę wolną od Okrągłego Stołu. Przez kolejne 5 lat działo się wiele i dochodziło do sporów i zgrzytów, lecz mimo wszystko zawsze istniała jakaś aura wspólnej drużyny - nawet jeśli jednego dnia ktoś zszedł z podwórka wyzywając swoich towarzyszy od kurew to nazajutrz i tak dzwonili mu na domofon a on wracał i znowu grali w gałę jak gdyby nigdy nic. Przedkładanie spójności rządu nad osobiste zatargi i granie w jednej drużynie byle nie pozwolić lewarom wrócić do władzy żeby spedalić i zeuropeizować cały naród to była wartość sama w sobie tej ekipy.

A ekipa ta była idealnie zbalansowana. Po prawej stronie był mocno prawicowy nadgorliwiec i zamordysta Zbigniew Ziobro który nie certolił się z sędziami i jeśli jakaś absolutna kreatura dostała za niski wyrok to był w stanie się o to awanturować. Z lewej strony był aksamitny i kompromisowy Jarosław Gowin, który zawsze sprawiał wrażenie zwolennika dialogu i jednostki absolutnie nieekstremalnej, kompatybilnej z dowolnym rządem w Polsce. Po środku natomiast znajdowało się jądro atomowe w postaci Jarosława Kaczyńskiego, który nigdy nie porzucił idei Porozumienia Centrum. To trio bawiło i uczyło i choć nie zgadzało się co do detali, było w stanie konsekwentnie podążać w jednym, określonym kierunku. Do czasu.

Z czasem Goveen zaczął coraz częściej wyłamywać się ze wspólnej drogi. Czy to z jego winy, czy Kaczyński podsadzał płomienie pod jego odbytem - tego nie wiem, ale wiem że gdy trafiały do mnie wiadomości o tym że Gowin znowu coś tam marudzi i hamuje dożynanie watahy kumpli Sikorskiego to tracił w moich oczach.

Absolutny peak wydarzył się w maju 2020 roku, kiedy Kaczyński usiłował na kolanie ulepić przyspieszone wybory a Gowin najpierw groził zerwaniem a nazajutrz przyjebał sztamę z ekipą i tak oto zatoczył pętlę zbierając jedynie gromy zarówno od zwolenników jak i przeciwników PiSu. Z pewnością przeszedł długą drogę z człowieka który w 2017 roku "głosował ale się nie cieszył" do coraz śmielej oponującej gadającej głowy aż w końcu zamienił się w piąte koło u wozu które prowadziło odrębną politykę od własnego obozu. Miarka ostatecznie się przebrała kiedy w jego partii pojawili się buntownicy i pisowcy prowadzili z nimi rozmowy - wtedy może mało kto brał słowa Jarosława deGowin na poważnie (zważywszy na jego historię fochów), ale wtedy faktycznie nastąpił rozłam który od tamtej pory jedynie się pogłębiał. I tak ZP zaczęła się trząść, a część projektów które miały w sobie ducha tego PiSu z 2015 roku (te duże, wyniosłe, rewolucyjnie przeobrażające stan prawny tak by sklepać opozycji dziąsło) była hamowana przez koalicjantów.

Fanatyczne zapotrzebowanie Gowina na odcinanie się od fanatyzmu sprawiło że nie był w stanie iść równym krokiem z dawnymi towarzyszami żeby nie zostać nazwanym faszystą czy innym homofobem. Za tą pierdołowatość i bycie kobietą w tym związku Gowina znielubiłem. Ziobro może być mocno jebnięty na punkcie kilku spraw, ale z nim da się rozmawiać, a jego język łatwo rozszyfrować. Natomiast Gowin lider partii Porozumienie który dąży do porozumień ostatecznie mieni się jako człowiek z którym porozumieć się nie da - bo kiedy Ziobro fantazjuje na temat zgrubnego efektu który można osiągnąć na dziesięć różnych sposobów, Gowin fantazjuje na temat porozumienia, w związku z czym trzeba się skupić na tym żeby się z nim dogadać tak jak on by wolał, kiedy wszystko wokół idzie się jebać. Mam to za diagnozę słuszną, zważywszy na to że Gowin skupia się właśnie na detalach politycznych, które rzadko kiedy w ogóle przebijają się do mediów - wizerunek ma totalnie zszargany po wspólnej jeździe z piłsudczykami III RP, ponieważ jest za bardzo skupiony na larpowaniu jako rzymski mąż stanu żeby być w stanie nabijać punkty polityczne jak reszta.

Wszystko to skumulowało się w jasny werdykt, który zapadł już miesiące temu - Gowin musi odejść i choć miał w śród wyborców ZP jakichś zwolenników, to wszyscy wiedzieli że długo już tam nie będzie przebywał. I tak dochodzimy do #PILNE, kiedy to na potężnym zjeździe Gowin został oficjalnie odwołany z funkcji wicepremiera. Zważywszy na wszystko co opisałem powyżej wszyscy odebrali to wymiernie i dziś Gowin jest oficjalnie nikim, a sejmowa rodzina Corleone straciła swojego Fredo.

Co będzie dalej z obecnym rządem - w sumie to nie wiem, nie pytajcie mnie. Liczę na to że będą usiłowali nabić sobie punkty repolonizacją, której Jarosław G (nie będę wymawiał tego nazwiska bo mi się z gównem kojarzy) już nie będzie hamował jako część obozu rządzącego. Z pewnością nie chciałbym ażeby PiS upadł właśnie przez to że pozbył się bezkręgowca ze swojego pokładu - to Gowinowi należało się wydalenie, a nie PiSowi należy się upadek za odcięcie Gowina. Jeśli losy jednak tak się potoczą to będziemy wiedzieli, że żyjemy w złej rzeczywistości.

Co do Gowina - jestem pewien że przeżyje. Wyglądajcie na Wschód, gdzie wkrótce załopocą sztandary jego nowego projektu z Pawłem Kukizem xD

To mówiłem ja, Mig - wódz złodziei

Mig

Komentarze