Audiowojaż #13

 Ok może jestem zapitym menelem i publicznym onanistą ale dokończę tę pieprzoną płytę. Naprawdę niewiele mi zostało. Półtora utworu. Byłem ostatnio u lekarza. Powiedział że zostało mi jakieś 10 miesięcy życia. No, chyba że zdecyduję się na usunięcie tej ósemki która się źle wyżyna. Obawiam się że mogę nie przeżyć tej operacji - wyrwą mi zęba razem z jajami i się wykrwawię. Muszę więc skończyć wszystko przed zabiegiem. Jest 6 Lipca 2021 roku.

Klimat nie jest przyjazny; na niebie upały, w lodówce pustka, nasi sportowcy przegrywają w każdej konkurencji, Tusk wrócił do Polski a materiały budowlane podrożały. Ja nie wiem jak mam pracować w takich warunkach.

Temat Polacy w Moskwie. Akt trzeci scena piąta.

Mam bardzo mocne wejście, właściwie pierwsze dwie minuty gotowe. Nie wiem ile track będzie miał, zwykle ma nie więcej niż 5 minut więc zakładamy że prawie połowa skończona. Nawrzucałem tam basu i teraz szukam jakiegoś leadu którym można by wypstrykać jakąś fajną sekwencję, a który będzie w ogóle słychać. Z pomocą przyjdzie wspomniane już wcześniej repozytorium Rosjanina które prawie rozpierdoliło mi głośniki.

...

Jest północ, przesiedziałem nad tym ponad 7 godzin. Udało się uniknąć kilku pułapek dzięki nabytemu wcześniej doświadczeniu, ale samej muzyki doszła lekko ponad minuta. Ciężko mi manewrować po tym, co już dodałem do utworu - prawie każdy głębszy bas charczy niemiłosiernie bo kanał audio jest przepełniony. Powiedzmy sobie szczerze że jest to dość gruby track. Wiem już jednak co chcę zrobić, dokończę to i zostanę najlepszym terenerem pokemon

7 Lipca:
To śmieszne, ale zapomniałem co chciałem zrobić. Usiadłem do muzyki z karte blansze w głowie i może nawet wyszło mi to na dobre. Podzieliłem się z towarzystwem redakcyjnym (i resztą świata) pierwszymi dwoma minutami tracku. Jest okej, ale pojawiły się obiekcje w stosunku do instrumentu który wjeżdża ok. 1:30. Ten instrument zostaje, okej. I co gorsza jeśli komuś się on nie podobał, to po drugiej minucie się zesra, bo wszystko wskazuje na to, że ten pseudohoover (bardziej saw) stanie się moim motywem przewodnim w drugiej części utworu.

Kryje się za tym pewna logika i żeby ją zrozumieć, należy zapoznać się w kanwą wydarzeń; otóż przez cały Czerwiec jako tako wypracowałem sobie podejście, które jest w stanie dostarczyć faktycznie utwór muzyczny. Unikam pułapek i ułud które sprawiają że kotłuję się w jednym miejscu bez celu - raczej teraz więcej czasu zabiera mi próbowanie różnych wariantów i poszukiwanie coraz to lepszych. Wciąż potrafię na czuja złożyć coś bardzo dobrego, ale również zdarza mi się coraz częściej podchodzić do utworów krytycznie, dekonstrułować je i zastanawiać się nad tym jakie ruchy w ogóle można wykonać z tego miejsca, w którym się znalazłem.

Tak też stoję na pewnym rozdrożu. Jest już druga minuta utworu i czas żeby weszło jakieś tempo, pojawiło się to słynne upuszczenie basu. Tzn. nie musi i tu też zastanawiałem się czy nie stworzyć utworu od początku do końca powolnego, ale utrzymanego w klimatach mrocznych. Stwierdziłem jednak, że może lepiej będzie podkręcić tempo. Usiłowałem zrobić to wznoszącym się nowym arpem, ale pasował mi tylko taki bardzo gruby, a kanał audio jest już wystarczająco zapchany i pojawia się trzeszczenie. W związku z tym ciężar bitu schodzi właśnie na ten hoover/saw i to właśnie nim prawdopodobnie będę musiał wgniatać w fotel. Istnieje szansa że kiedyś i tak zrobię alternatywną wersję która nie podkręca tempa po drugiej minucie, ale tu już klamka zapadła - nie ma co gonić własnego ogona. Cofnę się tylko jeśli nie będzie się dało tego w ogóle zrobić i trzeba będzie obrać inne podejście.

9 Lipca 2021 roku:
Jest za pięć minut druga trzydzieści. Mniej więcej właśnie teraz, po kilku godzinach dzisiejszej pracy umarła ta część mojego ego, która podświadomie blokowała produkcję tego utworu. Kombinowałem jak mogłem z tą pieprzoną piłą i myślę że ostatecznie jestem nie tyle zadowolony, co usatysfakcjonowany z faktu że progresja tego pieprzonego instrumentu jest całkiem cacy. Wjeżdżamy na najwyższe obroty, okupacja Kremla wchodzi na najwyższe biegi, oblężenie trwa, a poziom szaleństwa i desperacji w polskiej drużynie rozszerza się ekwipotencjalnie. Kojarzycie końcówkę The End od The Doors? Prawdopodobnie czegoś takiego nie odwalę, ale chciałbym się do tego jakoś na poziomie wymowy zbliżyć. Na końcu jest rozpierdol totalny, takie są fakty moi drodzy.

Reflektując nad pewnymi sprawami chciałbym zauważyć, że muzyka po prostu wędruje swoimi drogami. Jeden utwór może rozwinąć się na miliony różnych sposobów, wbrew towarzyszącemu mi poczuciu że można określić jakieś ramy i procedury jak może wyglądać progresja na kolejnych etapach, w konkretnych sytuacjach - ilość możliwości jest naprawdę przeogromna i summa summarum sprowadza się to do gustu twórcy.

I tu nachodzi mnie pewna myśl że może ktoś kiedyś odsłucha tych utworów, puści sobie tych Polaków w Moskwie i kompletnie przecwelony drugą częścią utworu instynktownie zastanowi się co to w ogóle znaczy i co to za kompozycja - przyjmie ją taką, jaką ją poznał i założy, że jest to wyraz jakichś moich emocji, tego co we mnie drzemie. I cholera, być może nie odbiegałoby to od prawdy. Znaczy się nie bawię się w żadne ą ę i jeśli ktoś przebrnął przez poprzednie części reportażu to wie, że niektóre z tych utworów powstały bardziej z przypadku, a jeszcze inne były czymś w stylu "fachowej roboty" gdzie nie było miejsca na wyrażanie uczuć, iście chopinowskie wariacje itd. Ale jednak, to wrażenie uczuciowości i tak pewnie uderzy niejednego słuchacza - może właśnie na tym zwyczajnie polega bycie kompozytorem, nawet czasami nie zdajesz sobie sprawy z tego jak kilka brzmień które mimochodem wyszły Ci z głowy może zmienić czyjeś życie, czyjąś percepcję. Wszystko przez ten pieprzony saw cnie

11 SIERPNIA 2021 roku

Na zegarze 1:22.  Dosłownie godzinę temu przysiadłem z powrotem do roboty nad muzyką. Przez ostatni miesiąc sporadycznie zaglądałem do tego projektu w lmms i cośtam sobie raz na jakiś czas przemeblowałem, lecz permanentnie tkwiłem w miejscu. Bałem się w ogóle cokolwiek dodawać, bo nic nie miało sensu. Z czasem krótsza absencja ażeby zająć się innymi sprawami zamieniła się w absencję stałą i tak pojawiły się obawy, że mógłbym w ogóle do tego projektu nie wrócić. Cały ten miesiąc muzyki nieźle mnie ostatecznie wykoleił i pół kolejnego miesiąca zbierałem się do formy.

Dziś jednak wróciłem cały na biało - Narodowe Czwartki nie pozwoliły mi zapomnieć o tym, że mam robotę do wykonania. Płyta miała być i będzie. I tak też przysiadłem jeszcze dziesiątego Sierpnia o 17 na godzinkę z właściwym nastawieniem - po prostu coś tam będę przyklejał do tego momentu w którym skończyłem aż poczuję, że to brzmi dobrze. Nie chciałem opierać się na intuicji, tylko po prostu próbować i namacalnie słuchać zamiast siedzieć na dupie i myśleć "ee to nie zadziała". Jednak intuicja podpowiedziała mi, że trzeba spróbować czegoś nowego. W efektach dla instrumentu szybko znalazłem pitch shifter, który okazał się strzałem w dziesiątkę.

Teraz, siadając o północy do pracy jedynie trochę pozamiatałem. Naturalnie moje kierownictwo zmieniło się trochę od czasu, kiedy zaczynałem pracować nad tym utworem. W głębi duszy marzyłem aby miał on 5 minut, jednak przystałem na 4 (choć przy obecnej konstrukcji mógłbym go bez wysiłku przedłużyć). I wreszcie stało się - track gotowy. Jest to utwór z serii "autor był nieźle popierdolony" i nie będziecie go puszczać przy znajomych, ale o to  chodzi - gdybyście obejrzeli teledysk do tego to byście zrozumieli o czym to jest.

Szczerze powiedziawszy kamień mi spadł z chuja wraz z ukończeniem tego utworu. Pozostał już tylko jeden utwór do skończenia a następnie mastering i wypuszczam to dziadostwo bęc

Z już serio nawet nie wiem jak to nazwać pisał dla Państwa Mig

Komentarze