Łosiobicie

10 dni temu jakiś facet konkretnie pierdolnął łosia na drodze i połamało mu kulasy w sensie temu łosiowi. Wywaliło go do rowu no i co zrobisz panie nic pan nie zrobisz. Stworzył się z tego skandal skandaliczny i ostatecznie przyjechały zielone ludziki żeby jeszcze tego łosia zmaltretować w imię jego praw.

Łoś wyskoczył na drogę szybciej niż kierowca był w stanie powiedzieć "Łoś z powyłamywanymi nogami"

Koniowate mają o tyle przewalone że kiedy złamią sobie nogę to trzeba je po prostu wylogować w trybie administracyjnym, bo po pierwsze ich kości łamią się zwykle na dużo małych fragmentów, a po drugie bardzo często pękają pod naprężeniami w trakcie wygięcia, więc nawet jakby wziąć te kawałki i poskładać je do kupy to wyjdzie jakiś bumerang a nie piszczel. Aktywiści zoofilscy (jeszcze) nie są na tyle pojebani żeby postulować jakieś bioniczne kończyny dla parzystokopytnych więc na razie trwa taki konsensus że jak strzelisz jelenia swoim automobilem i połamiesz mu ręce to trzeba go dobić.

Dobić jednak należy najlepiej w sposób jak najbardziej zbiurokratyzowany i podług ludzkich wyobrażeń o godności, bo inaczej się nie liczy. Dlatego właśnie łoś został porwany z rowu i zabrany na przejażdżkę krajoznawczą. Czy został po drodze zgwałcony - tego się nigdy nie dowiemy, ale uważam że taką możliwość należy rozważać w trybie bardzo bliskim pewności.

Tu mogą znaleźć państwo szerszy "kontekst" tego zdarzenia, gdzie zielone ludziki opowiadają jak to było: łoś dostał wjebane, było późno, wezwano ich "przed 2 w nocy" (na zdjęciach jest widno ale chuj z tym) i w um nikt nie odbierał telefonu, żaden konował nie chciał przyjechać go uśpić, więc naszprycowali go, załadowali na lawetę i szukali weta z końską dawką morbitalu na zbyciu a potem jeszcze przez 5 godzin miejsca gdzie można zutylizować trupa. Puenta tej wzruszającej opowieści jest taka że są 2 koła w plecy i fajnie by było jakbyście zapłacili xD


Aktywiści pogotowia dla zwierząt szukają kogoś kto zutylizuje łosia

Tymczasem powiem wam szczerze że z całej tej opowieści jedyny wniosek jaki mogę wyciągnąć to taki że jakaś banda amatorów samozwańców na samogonie zebrała się pomagać biednym zwierzątkom i efekty są takie że rzeczywistość ich przerasta po stokroć więc kończą już nawet nie tyle z chujem w garści co z łosiem na pace i potem płaczą że stracili hajs.

Normalnie zwierzęta trzaśnięte komunikacją mechaniczną utylizuje GDDKiA i w tym przypadku bardziej słusznie niż nie odmówiono utylizacji bo zwierzę sobie zabrały zielone pojeby. Znaczy to, że nasi bohaterzy zaoszczędziliby na samym koszcie utylizacji gdyby po prostu tego wielkiego 300kilowego matkojebcę zostawili i czekali na odpowiednie służby. Samo uśpienie i transport również nic by ich nie kosztowały, gdyby zwyczajnie dali państwu zadziałać, bo te koszty pokrywają stosowne organa zależnie od miejsca wypadku.

Jedyne ich "usprawiedliwienie" jest takie że "łoś cierpiał i należało zadziałać natychmiast", problem w tym że oni nie mieli żadnych środków do działania w jakikolwiek sposób, bo to banda amatorów. Jedyne co im się udało to stargać to zwierzę dodatkowo i być może je wyruchać. Gdyby rzeczywiście im zależało na tym łosiu to zamiast ładować go do fury bez żadnego planu wyciągnęliby weta czy myśliwego z wyra i doplinowaliby żeby przyniósł bazukę i odstrzelił łosiowi dupsko. Z ich historii zresztą wynika że przed wyciągnięciem łosia z rowu podali mu środki sedatywne więc przymus działania nagle żeby "skrócić cierpienie" tym bardziej nie ma sensu.

Ja się pytam co to jest za "pogotowie dla zwierząt" jeśli nie mogą zwierzęcia uśpić, dobić, zutylizować własnoręcznie? Co to za pasożytniczy łańcuch pośredników bez uprawnień ale za to z telefonem do urzędu miasta i blogaskiem na facebooku? xD Wyobraźcie sobie pogotowie ratunkowe które przyjeżdża na miejsce i nawet nie może wam udzielić pierwszej pomocy tylko zabiera was prawdziwej karetce sprzed nosa wypożyczoną furą i dzwoni po szpitalach czy wezmą sobie pacjenta a potem jeszcze chcą się na dziada wcisnąć do najbliższej kostnicy.
To nie jest ani godziwy zawód ani godne podejście do zwierząt. Jakby traktowali ten aktywizm poważnie to by sobie wyrobili specjalizację, wzięliby do swojej ekipy kogoś z uprawnieniami i sami by mogli walić morbitalem po kablach wszelkiej faunie przydrożnej. Sami by sobie kupili pukawkę i walnęli łosiowi między oczy. Założę się że oni nawet nie zadzwonili do żadnego myśliwego, pewnie nawet nie mają numerów bo to banda idiotów która myśliwych demonizuje.

Największy błąd popełniła policja dzwoniąc w ogóle po tych łosiojebców. Najefektywniej by było ażeby gliniarz sam wyjął guna i rozprawił się z tym bydlakiem, a resztą zajął się urząd dróg - to jest najprostsze i najbardziej humanitarne rozwiązanie i nawet byłbym za tym żeby wprowadzić jakiś certyfikat w policji który prawnie pozwala dobijać zwierzęta przy drodze w takich przypadkach. Zielone ludziki pewnie by się sprzeciwiały wymyślając milion powodów z dupy ale szczerze mówiąc kogo obchodzi zdanie typa który wyciąga półżywego łosia z rowu i pakuje do ciężarówki żeby móc go wyruchać. Najgorzej kiedy jesteś łosiem i zdarzy ci się mieć wypadek i zamiast umrzeć jak w naturze, jak twoi przodkowie, to jesteś ciągany party vanem przez pół województwa bo komuś się coś tam wydaje.

Mig

Komentarze