Audiowojaż #9
14 Czerwca:
Poniedziałek. Po ostatnim tygodniu zwieńczonym niedzielą błogiego wyciszenia i pauzy od ciśnięcia muzyki, ciężko jest mi wrócić do ustalonego trybu. Zakupy, obsługa SRAKI, sprawy poboczne, trzeba zamówić wreszcie te części dla kontrahentów z części pierwszej i wreszcie, WRESZCIE można usiąść do muzyki. Wszystko w pośpiechu, ażeby zmieścić się w sześciu godzinach od pobudki, co by móc przepracować 10 i walnąć się w kimę na zdrową ósemkę.
Ale; W sobotę odkryłem się na nowo i przyjmując dobrą metodę skończyłem jeden krótszy utwór, a następnie od razu rozpocząłem drugi. Dziś do niego wracam. To Złoty Wiek.
Przyznam Państwu szczerze że nie miałem pojęcia jaką dyrekcję artystyczną obrać nad tym złotym wiekiem, bo w końcu to cały wiek i dużo się w nim działo. Wybrałem trochę szybsze bpsy i niezbyt fikuśny arp z dużą częstotliwością. Stworzyło to pewną dynamikę. Następnie perkusja - perkusja jest ważna, jest w stanie zbudować klimat całego utworu. Pomyślałem że powinna być raczej prosta, taka może nawet cool. Dwa jebnięcia na oktawę czy ile tam, taka prosta wyszła. I znalazł się w niej taki niefortunny clap, który postanowiłem czymś zastąpić, ale najpierw chciałem już ustalić linię muzyczną.
Poszukiwania właściwego instrumentu nie trwały długo, może z kwadrans. Przeleciałem dużo dźwięków, ale już coraz lepiej odnajduję się w tym zasobie którym dysponuję. I nagle zjawił się ten - stab stylizowany na lata 80. Zagrałem nim prosty akord i Jezu, z tą perkusją z tym clapem wiecie co mi wyszło? Klimaty a'la GTA Vice City ale nie do końca xD Postanowiłem w to pójść. Nie przybierać zbyt dużo tego amerykańskiego sznytu, ale trochę go liznąć, użyć go do zbudowania właśnie tego poczucia "Złotego wieku w sensie synthwaveowym" jeśli ma to jakikolwiek sens.
No i zasiadam dziś do tego. Siedzę już od jakiegoś czasu, pracę kończę prawie o 22, a jest 13:44. Jesteśmy już właściwie na półmetku, a ja mam tylko 4,5 tracku (albo 5, jeśli liczyć 2 razy pół). Niedobrze, ale postaramy się nadrobić zaległości. Dzisiaj wracam do gry, wkręcam się i przez następne cztery dni liczę na płodny okres.
15 Czerwca:
Poniedziałek był kompletnie zjebany. Za dużo zaglądania do sieci, skupienie na pracy - niskie. Tak nie może być, cały ten projekt nie ma sensu jeśli będę uprawiał jakąś mentalną bilokację albo w ogóle poświęcał uwagę innym sprawom. Czas zorganizować sobie solidną izolację od świata zewnętrznego: tylko muzyka i ja. I czasem przerwa na żarcie i obsługę SRAKI, ale to tak powiedzmy już po pracy, dwa kwadranse dziennie. Nie mogę pracować tego jak ordynarną pracę, z której w ogóle istnieje jakiejś wyjście - chodzi o to żeby właśnie nie dało się temu projektowi uciec, żeby nie istniały w mojej świadomości żadne alternatywy, które mogłyby mnie rozpraszać. Po to właśnie będę chciał sięgnąć w tym i następnym tygodniu.
Kończę Złoty Wiek - tzn. zatrzymałem się w pewnym punkcie z którego ciężko mi ustalić dalszą progresję. Będę musiał się pobawić instrumentami, nie ma co pierdolić czas popracować. Jest 10 rano.
13:34:
Nie umiałem skończyć Złotego Wieku, więc usiadłem robić piątą wersję Chrobrego. Zaczęło się dobrze, ale potem wpadłem w ślepy zaułek. Wróciłem więc do Rozbicia Dzielnicowego i gmerałem tam prawie godzinę, ale też niewiele ugrałem. Wróciłem do Złotego Wieku, mały przełom.
17:48
Złoty Wiek ma już ponad dwie minuty. Wróciłem do Chrobrego, posunąłem utwór trochę dalej, ale nie wiem czy to jest to - kompletnie straciłem pewność siebie, wszystkie ustalenia traktuję jako podważalne. Nie jest łatwo.
21:15
Pod koniec było już kiepsko. Wziąłem się za kolejny utwór. Balansuję między chęcią natworzenia szkiców dla wszystkich utworów i kończenia ich potem a poczuciem że powinienem lecieć dalej po kolei. Nic nie jest już jasne i pewne. Prawdopodobnie po prostu za dużo nad tym myślę. Jutro chcę odciąć się kompletnie na co najmniej 10 godzin, przemyśleć sprawy raz jeszcze.
Głupio tak ciągle pisać o porażkach, ale właśnie tak to wygląda. Z początku nie miałem poczucia tylu możliwości, może rzeczywiście powinienem wrócić do bardziej węższego postrzegania spraw.
Jest jeszcze jedna rzecz o której wypada mi wspomnieć:
Pierwsze trzy utwory były dla mnie zupełnie innym przeżyciem. Po kilku dniach sortowania dźwięków i dehumanizacji usiadłem wreszcie do muzyki i siedziałem w jednym tracku aż do skończenia. Skupienie na nim było maksymalne. Obecnie doszedł ten czynnik przyzwyczajenia, szukania reguł, dopatrywania się schematów - wszystko jest mniej personalne i mniej angażujące osobiście. To częste zjawisko, odbierające dorosłym ludziom smak życia. Nie dam sobie odebrać smaku życia kuźwa szczerze i masakra.
Zdycham.
Ze zdycham korespondował Mig
Komentarze
Prześlij komentarz