Audiowojaż #7

10 Czerwca roku Pańskiego 2021, godzina 01:45. Wstałem dnia wczorajszego coś w okolicach godziny dwudziestej - byłem niewyspany i czułem się po prostu słabo. To ciekawe, bo jeszcze w połowie dnia miałem bardzo dobry humor - śniło mi się że byłem szpiegiem w sztabie Hitlera działającym jako jego doradca i usiłowałem go przekonać żeby nazwał jakiś ośrodek naukowy tak, żeby miał skrótowiec "RAUS" (ReichsAkademie cośtam cośtam). Normalne usiłowałem strolować Hitlera we śnie, ubawiło mnie to przednio i podczas kilku wybudzeń usiłowałem sobie przypomnieć cały ten skrótowiec. Wstałem już jednak wyczerpany i w złym humorze.

Nie lepiej było po pobudce. Na twitterku uruchomili się sezonowi eksperci od dyplomacji i geopolityki, wieszcząc że mamy zrujnowane stosunki z wszystkimi państwami na świecie i niebawem odetną nam prąd. Oczywiście to tylko pierdolety z internetu, ale humor potrafią popsuć, szczególnie jeśli nie istnieje w opinii publicznej żadna kontra. Równie dobrze może jutro wybuchnąć wojna. Naprawdę wolałem dziś jak najszybciej siąść do muzyki zamiast się mulić tymi idiotyzmami. Pomimo jakiejś gównoaktywności w sieci, do pracy usiadłem już o 21:10 i nie próżnowałem.

"Zalegam z muzyką" - myślałem. Wczoraj mimo pokonania blokady nie ukończyłem tej Chrystianizacji. Właściwie to tylko zrobiłem wstęp. Należało się spiąć. Właściwie to pomyślałem że jakbym faktycznie robił dwa utwory dziennie, to miałbym szansę się wyrobić. 5 godzin na jeden track to nie zbyt dużo, ale też nie tak mało - wystarczy nie popełniać błędów po drodze. Postanowiłem więc że skończę Chrystianizację przed 02:10. Żrąc przygotowane na szybko jajochleby usiadłem, odsłuchałem co już miałem i jakoś po prostu poszło.

Po chłodnym, wolniejszym wstępie wchodzą bębny. Zaraz po nich arp - raczej taki wrogi, nadał melodii o wiele mroczniejszego tonu niż zamierzałem. Ale już został, niech już będzie. Jak dotąd ta płyta jest wszystkim, tylko nie tym czym miała być, ale o tym później. Po arpie wchodzą wreszcie zaplanowane dzwony, chór. Progresja oczekuje więcej, można jej w tym momencie wrzucić wszystko, decyduję się na jakiś lead/pad. Puszczam ten moment napięcia w pętli i testuję dziesiątki dźwięków, najróżniejsze przejścia. Wreszcie trafiam na coś co w miarę pasuje.

Na wolno, tak po prostu klikam sobie w klawisze do rytmu, układając melodię. Wychodzą naprawdę piękne rzeczy, ale nie są nigdzie zapisane, zaraz tracę całą tą sekwencję z pamięci, bo jadę dalej, wczuwam się w to, rozumiem ile można ugrać na tych klawiszach. Wreszcie czas zacząć te nuty zapisywać. I tu wiedzcie - o ile wcześniej stosowałem bardziej technikę powtarzanych, progresywnych sekwencji, o tyle tutaj po prostu odbyła się podróż po klawiszach ciągnąca się przez szereg oktaw. Arp się dalej ciągnie tak samo, perkusja odbija rytm, powtarzają się dzwony i chór, ale nie ten lead - on podróżuje. Najpierw pojedynczo, zaczyna wysoko, schodzi powoli w dół, nagle szybko wraca gdzie zaczął i rośnie aż wreszcie wybucha akordami, pnąc się coraz wyżej i nagle te dzwony - JEZU TE DZWONY - OKAZAŁO SIĘ ŻE OD SAMEGO POCZĄTKU SIĘ CZAIŁY NA TEN MOMENT GENIALNE DZWONY JA PIERDOLE DZWONY swoimi uderzeniami tylko podkreślają kolejne akordy, świetnie to się komponuje razem.

I nagle wszystko ucicha właściwie. Chciałem w międzyczasie, podczas zagłuszenia leadem niespostrzeżenie podmienić bębny na dzwony kościelne, żeby  po ich opadnięciu była już słyszalna ta przemiana - dokonana chrystianizacja. Problem w tym że bęben ma niezłe jebnięcie, w sensie dość charakterystyczny bass i trochę ciężko to zasubstytuować dzwonem. Nie będę się teraz kopał właśnie z takimi szczegółami - i tak czeka mnie faza szeroko pojętego masteringu gdy już skończę zgrubnie całą płytę, więc takie korekty brzmień i ewentualne jakieś małe dodatki żeby wypełnić luki będą potem.

Nie napiszę że stworzyłem dziś coś wielkiego, ale z pewnością stworzyłem coś. Czas na chwilkę przerwy, odszumienie i siadam do Chrobrego!

03:34
Przeczyściłem sobie beret, przemyślałem kilka spraw, na spokojnie odsłuchałem ostatniego bitu, przesłuchałem dwa utwory które kojarzyłem mniej więcej z klimatów w które chcę teraz mierzyć, pochłonąłem literaturę podmiotu no i siadam wreszcie do muzyki. To ma być szybka operacja Operacja Gituwa szach pach i gotowe (pewnie nie skończę nawet dzisiaj).

04:50
Ok, wyszło mi coś ciekawego, ale to nie to. Zapisuję to jako dodatkowy track (jeśli zdążę, to będzie to Bolesław Śmiały), ale obecnie startuję od nowa i skupiam się na Chrobrym.

08:25
Przerabiam już trzecie podejście. Wiem, miało być szybko. Tak rzeczywiście zrobiłem i byłem w stanie zrobić cały track w 3 godziny, ale potem znowuż stwierdziłem - Chrobry to nie może być track w 3 godziny. Chrobry to musi być Chrobry. Duchy moich przodków; obiecuję że to będzie ostatnia popierdolona akcja gdzie rozwiązuję jakiś dziwny problem - po Chrobrym to już będziemy trzymać się zasad, ale teraz jeszcze dajcie mi to co muszę mieć żeby było godnie.

Widzicie drodzy czytelnicy, utknąłem między dwoma koncepcjami; marzy mi się dark synth, ale dark synth może być taki trochę bardziej cyberpunkowy, albo taki trochę bardziej nie wiem kurwa złowieszczy, potężny, elemele gugu gaga. Eksperymentowałem z bardzo rozwiniętą perkusją, z wolnymi i szybkimi bpmami. Na długo utknąłem na 75 bpm, szukając czegoś ciekawego. Myślałem nawet, że to znalazłem. Ale obecnie jestem zwolennikiem koncepcji, że Chrobry będzie zapierdalał, może nawet na 160. Pisałem zresztą, że teraz miały być szybsze kawałki.

Co do Chrobrego, musicie zrozumieć jedną rzecz - a jeśli ją wiecie, to musicie sobie o niej przypomnieć; Chrobry był tak zwanym "Kozakiem w pytę" (cyt. z kroniki Thietmara) który zacementował Polskę na wieki. Tak naprawdę nie wiemy o nim wiele, ale jest kilka ważnych przesłanek, które wydają się być bezdyskusyjne: Po pierwsze Chrobry praktycznie zaraz po śmierci swojego ojca zajął ziemie które Mieszko przepisał swojemu drugiemu synowi i właściwie miesiąc później był w stanie się wyprawiać na kampanię wojenną. Swojemu przyrodniemu i macosze kazał sobie iść (użył słowa na "w").

Ogarnąwszy sytuację wewnątrz, Chrobry zajął się rozdawaniem wpierdolu wszystkim wokół. Zachował się bardzo pobożnie/przebiegle wykupując zwłoki św. Wojciecha za milion złoty, bo dzięki lewarowi świętego męczennika szybko uniezależnił się od duchowieństwa niemieckiego/czeskiego, ogarniając polską archidiecezję w Gnieźnie. Miał wkład w postawienie z dużym rozmachem jak na tamte czasy katedry. Wyruchał Pomorzan (na chwilę, ale zawsze), zabrał szwabom ziemię i zakończył płacenie im trybutu, uczynił się czeskim księciem, łamał rozejmy żeby się dalej nakurwiać z Niemcami, zdobył Kijów raz bo zdetronizowali mu siostrzeńca, a za drugim razem jak go wygonili to stwierdził że ten siostrzeniec to jakiś lamus jak nie ogarnia kapy i przybił sztamę z jego wrogiem xD

Z epizodem kijowskim wiąże się jeszcze jedna ciekawostka (której źródła dziś nie umiem znaleźć, ale uwierzcie mi na słowo, byłem tam); otóż Chrobry po zdobyciu Kijowa zainkasował podatek od frajerstwa w wysokości dużo monet ("Hajsu miał od zajebania" - Gall Anonim). W tamtym czasie utrzymywał relacje dyplomatyczne z Bizancjum i wysłał cesarzowi Bazylemu II "wyjebany w chuj" (gall anonim) podarek, w sensie dużo monet. Ważnym jest, że w tamtych czasach wysyłanie sobie podarków było normalną rzeczą, ale kiedy ktoś wysyłał podarek lokalnemu mocarzowi typu cesarstwo, to cesarz żeby pokazać że go stać musiał zwykle też coś odesłać, może nawet trochę cenniejszego. Problem w tym że Chrobry Bazylemu wysłał cały bankomat, więc w zamian musieli mu odesłać jakąś relikwię na kiju mimo że właśnie złupił prawosławny ośrodek kulturowy.

Krótko rzecz ujmując, Chrobremu należy się wyjątkowy soundtrack, bo wybitnie sobie popił, poruchał, powalczył, zarobił pęgę, zdobył koronę królewską i odszedł w stronę zachodzącego słońca. Aż tak świetnym muzykiem nie jestem aby mieć pewność że uchwycę to co chcę, ale z pewnością będę próbował wskazać nutami na potężność tego niezwykłego gwałciciela i monarchy.

Dziś siedziałem już nad muzyką 11 godzin. I bez problemu posiedziałbym więcej, ale mam jeszcze Narodowy Czwartek do odhaczenia i inne obowiązki. Także plan jest prosty - jutro siadam do Chrobrego. Jak po 4h nic nie będzie to przechodzę do kolejnego tracku i go robię. Będę wracał do Chrobrego aż będę usatysfakcjonowany.

Z nie wiem już czego to już nie jest reportaż o muzyce korespondował Mig

Komentarze