Audiowojaż #3

Podróż wgłąb opasłego archiwum soundbanków dobiegła końca. Przyznać muszę, że trochę się nauczyłem podczas samego przesłuchiwania tych dźwięków. Przede wszystkim kontakt z całą tą objętością materiału pozwolił mi poznać szerszy obraz tego, jak wygląda typowy soundbank do syntezatora dźwięku. Rozumiem co jest w nich typowe a co niezwykłe, kategoryzuję już całe paczki na lepsze i gorsze, pełne podstawowych, nudnych ale użytecznych dźwięków oraz na te w których jest mnóstwo instrumentów wokół których można stworzyć cały utwór.

Negatywne strony są takie że w trakcie poprzednich dwóch-trzech dni umarło więcej melodii zrodzonych z plumkania i trafiania na fascynujące dźwięki niż powstanie na tej planowanej płycie. Trafiłem na ogrom informacji. To dziwne uczucie. Proszę sobie wyobrazić że przeszliście Państwo przez biedny świat i znaleźliście się w miejscu, gdzie leje się wodospad złota. Nie da się go w całości wynieść, nie da się nikogo skrzyknąć żeby je wypompować - można po prostu ujrzeć ten wodospad, napchać sobie kieszenie i wrócić, aby nigdy już tego miejsca więcej nie znaleźć.

I tak patrząc na ten ogrom tego co mogłoby być człowiek czuje się taki mały, nic nieznaczący, bezsilny. Szczerze gdy to do mnie dotarło w środku nocy skierowałem zmęczone oczy na obraz Matki Boskiej na ścianie naprzeciwko i chciałem zadać Jej pytanie dlaczego nie mogę ogarnąć tego wszystkiego, w czym jestem zakochany na tym świecie. Proszę mi uwierzyć że mam sporo zainteresowań. Nie będę ich wymieniał wszystkich, ale są to różne gamy życia - od sztuk opartych głównie na odczuciach i personalnym osądzie po całkowicie ścisłe dziedziny.

Normalny pojedynczy człowiek nie jest w stanie tego wszystkiego opanować, nie jest w stanie osiągnąć wszystkich tych szczytów. Rozumiem to i martwię się każdego dnia że nie zdołam zrealizować nawet okrojonej wersji tego, o czym fantazjuję. A tu nagle uderzyła mnie cała głębia tego, czym może być muzyka. Zrozumiałem ile bym jeszcze mógł zrobić, ile bym musiał się do tego nauczyć i zapamiętać. Może nawet musiałbym zacząć robić swoje własne soundbanki. Za dużo. Ochujeć można. Wiedzcie że schodząc do takiej spiżarni na 10 godzin dziennie i wychodzić tylko na kilka minut żeby coś zjeść i poshitpostować na twitterku człowiek odciska jakiś ślad na sobie. Gdyby to miało trwać okrągły miesiąc to bym wam powiedział że trzeba umieć nie dać się złamać.

No i mózg mam kompletnie przeorany przez Barkę i Deck the Halls (ta kolęda). Jeśli uda mi się w żadnym utworze nie stworzyć czegoś podobnego to tych tytułów to w ramach celebracji kompletnie się napierdolę a potem rozbiorę do naga i wtargnę na teren kancelarii prezydenta puszczając na cały głos moją płytę (wtedy będzie trudniej uciec bo będą wiedzieli gdzie jestem z daleka). Inną śmieszną sprawą jest, że sporadycznie nad moim domem latają śmigłowce i gdy słyszę taki śmigłowiec w oddali, albo sąsiad piętro wyżej włącza pralkę, to nie słyszę śmigłowca czy pralki, tylko arp.

Myślę że mam już zestaw godny przynajmniej jednej płyty. I tak przechodzę do kolejnego etapu, a tym jest określenie samej listy melodii. Znam temat. Nie chcę zdradzać zbyt dużo, bo nie lubię obiecywać ponad swoją miarę, a nie wiem jaka jest obecnie moja miara. Główny temat to historia Polski. Ważne i symboliczne jej momenty. Chcę aby to było dzieło poważne. Bez wygłupów.

Postanowiłem jeszcze na chwilę streścić sobie historię Polski, doczytać na temat kilku niuansów związanych z tym, co mnie interesuje. W związku z powyższym, otworzyłem swoje stare podręczniki do historii i wydobyłem z archiwum kilkadziesiąt kilogramów "Historii Polski" z lat 50. i 60., "Mówią Wieki" oraz biuletynów IPN i lustrowałem je do piątej rano. Prawdopodobnie moja nadgorliwość w przygotowaniach nie da się usłyszeć w gotowych dziełach, lecz inaczej nie mogę i myślę że dzięki temu wyjdzie coś oryginalnego.

Korespondował z dziwnej sytuacji redaktor Mig

Komentarze