Audiowojaż #1

Zgodnie z przemykającymi się mimochodem zapowiedziami, rozpoczynam dziś cykl tekstów, który potrwać ma cały owy miesiąc i skupić się na muzyce. To jest właśnie dziś, to jest teraz, zaczyna się, nie możecie już tego powstrzymać i dzieje się to.

PATOGENEZA
Ustalić na początek wypada na czym w ogóle stoimy. Moje doświadczenie z muzyką może i da się określić jako bardziej niż mniej bogate, ale przede wszystkim jest to historia konsumowania muzyki. Pamiętam bardzo dobrze z bardzo wczesnego dzieciństwa kilka nocy, w trakcie których puszczane miałem jakieś dziwne bajki (których nie pomnę, ale pamiętam obrazy jakie miałem w głowie słuchając ich) oraz muzykę klasyczną. I tak oto właśnie wyrosłem na patusa.

Gry były wokół mnie od kiedy pamiętam i gdy miałem kilka lat, bardzo chciałem zrobić swoją własną grę. Zrobiłem (imponujących rozmiarów, jak na może 8-10latka - 4 różnorodne misje) demko gry w RPG makerze 2000, co z czasem popchnęło mnie do układania własnej muzyki w Anvil Studio. Znalazłem tę muzykę kilka lat temu na bardzo starej płytce i stwierdzić muszę że większość była absolutnie chujowa, ale część z tych utworów dałoby się odtworzyć w dojrzalszej formie i rozwinąć.

Po tym miałem bardzo długą przerwę od muzyki - dopiero gdzieś niedługo po wyjściu z techbazy odkryłem synthwave i gatunek ten wydał mi się tak przejmujący i tak prosty zarazem, że postanowiłem go tworzyć samemu, ponieważ czułem jego niedosyt i nie wiedziałem nawet gdzie go szukać (to było jeszcze przed boomem i guwnoskładankami na yt). Tak zainteresowałem się muzykoróbstwem już jako bardziej dorosły człowiek i natrzaskałem kilka utworów, może z 12 na przestrzeni 3 ostatnich lat, ale jakoś nigdy szczególnie nie miałem czasu na to, żeby usiąść i coś zrobić - nie było też po co.

Dwa powyższe akapity ogólnie streszczają się w prostym stwierdzeniu, że nie mam żadnego wykształcenia muzycznego i nie wiem co to jest ten cały klucz wiolinowy i co on otwiera. Znam tylko powiedzenie uderz w stół a nożyce się odezwą i rozumiem że tak właśnie działa muzyka - uderzasz w coś i to wydaje dźwięk np. w perkusję albo w klawisze albo nakurwiasz typa po mordzie i on zaczyna krzyczeć "popierdoliło cie?" czyli chór, jak napierdalasz za dużo ludzi to zaczynasz słyszeć syrenę policyjną coraz bardziej forte a jak walisz konia to jest arpereggio. Nie umiem czytać nut, nie znam się na tych całych akordach i progresjach, nie mam poczucia rytmu i nie wiem nawet czym jest gitara.

Nie wiem też w ogóle jakie dźwięki są uznawane za dobre i harmonijne a które nie, mam po prostu uszy którymi oceniam czy fajnie brzmi czy nie, których mi jeszcze nie ucięto, chociaż proboszcz z mojej parafii mi groził że to zrobi niczym apostoł jakowy, bo swoimi uczynkami prześladuję Jezusa gorzej niż Rzymianie którzy przyszli Go pojmać i ukrzyżować.

Pomysł na sam reportaż wykluł się chyba jeszcze w kwietniu lub wczesnym maju, gdy kolega redakcyjny Anon zapowiedział że pracuje nad SRAKKAWAVE i przypomniały mi się moje zagrzebane robotą aspiracje (dzięki Anon wiesz co teraz miesiąc ascezy i ślęczenia przed konsolą ja pierdole). Maj spędziłem na przygotowaniach ażeby móc cały czerwiec poświęcać 10 godzin dziennie muzyce i nie utracić płynności finansowej, albo przynajmniej nie kompletnie. Wiecie jak się to robi? Powiedzcie swoim kontrahentom że do tego to jednak trzeba wykorzystać tą mega drogą technologię a nie robić chałupniczo po zaniżanych cenach jak dotychczas i przesuńcie zamówienia do czasu zebrania środków/sprzętu czyli za miesiąc. Teraz to ja czekam na pana miecia aż mi wyśle zaliczkę na prototyp a nie on na mnie.

ZASADOWOŚĆ
Zasady całej tej operacji są proste; 10 godzin dziennie na muzykę od powiedzmy poniedziałku do piątku - w sobotę sprzątam burdel po całym tygodniu a w niedzielę odpoczywam. Cel jest taki, żeby wydać dwie płyty o konkretnej tematyce. W tym czasie wszystkie chwyty dozwolone; risercz, doglądanie tutoriali, lustrowanie podręczników do muzyki, kradzieże, rozboje, deprywacja snu, hazard a nawet picie alkoholu i okłamywanie rodziców.

Naturalnie nie wiem jaki będzie efekt całej tej melodramatycznej tragikomedii - być może nie wyjdzie mi nawet jeden utwór (co by było epickie po 200 godzinach starań, przyznajcie), może nie wyjdą mi dwie płyty, może nie skończę nawet jednej. Nie ma to większego znaczenia, bo muzyka to tak naprawdę produkt uboczny - w dużym stopniu liczy się droga, liczy się eksperyment pod tytułem co się stanie, jeśli będę poddany zorganizowanym sobie tym specjalnym warunkom - czy przyczyni się to do kreatywności, czy uda się w ten sposób wykuć coś ciekawego, czy może okaże się to ekwiwalentem złego tripa w guantanamo? Nie wiem, ale chcę zobaczyć.

Ze względu na powyższe warunki prawdopodobnie będę pisał trochę mniej dla SRAKI, skupiając się przede wszystkim na projekcie muzycznym. Raz na jakiś czas oczywiście będę się starał zdawać relację z przebiegu tego niebywałego wyczynu. Z początku pewnie trochę gęściej - z czasem, gdy robota zacznie się robić repetytywna, rzadziej.

Z PAMIĘTNIKA MŁODEGO MATKOJEBCY
Naturalnie myślałem nad tym co zamierzam ponagrywać i mniej więcej w jaki sposób, ale dziś dopiero zaczynam wszystko - powiedzmy - na czysto. Pierwszy dzień zatem przeznaczę na organizację, tak zwany setup i określenie jak ta produkcja w ogóle będzie wyglądała. Jeśli się wyrobię, zacznę dziś nawijać utwory, ale na początek organizacja organizacja - muzyka będzie robiona w LMMS, mierzę głównie w synthwave i synthCOŚ, bo zastanawiam się nad wykorzystaniem kilku brzmień z innej półki.

Brzmień mam dużo, bo faktologicznie posiadam wchuj (słownie: wchuj) paczek vst i innych pluginów które kiedyś dostałem w spadku po Chopinie (jesteśmy spokrewnieni) wraz z listem o treści "btw powiedz ludziom że nie jestem gejem kurwa jedną ironiczną rzecz PRYWATNIE KURWA napiszesz i już ludzie wyciągają z kontekstu zupełnie jak w internecie kurwa ja nawet nie wiem co to jest internet ja pierdole teraz już cała wieczność na gejuwie dopadło mnie homokomando a no i jebac lecha poznań". Wszystko to będę musiał obejrzeć, uporządkować, skatalogować, ustalić do czego mi się przyda i czy w ogóle się przyda.

Trzeba pomyśleć nawet nad przechowywaniem tego, żeby nie było burdelu. Zrobimy folder roboczy dla jednej płyty i w nim foldery robocze na każdy track z osobna - serio nad takimi rzeczami warto się zastanawiać zawczasu, uwierzcie że odpowiednie środowisko pracy to jest chędożony inkubator sukcesu feng shui karma czas wygrywania. I za to wszystko się właśnie zabieram

Co do samej muzyki - zdradzę, że pierwsza płyta ma być poświęcona RZECZYPOSPOLITEJ. Nie będzie to raczej nic zbliżonego do "modlitwy na szczycie wzgórza" - nie planuję żadnego wokalu obecnie, a jeśli już to nie lirykę, tylko nagrania dźwiękowe adekwatne do tematu. Wiem też, że ostatecznie wiele osób może się zainteresować przez ten reportaż i zdecydować się na odsłuchanie i może się komuś nie spodobać ostateczny efekt bo w ogóle gatunek im się nie podoba i ja mam to w dupie.

Z drogi ku odległemu celowi korespondował redaktor Mig

Komentarze