Quo Vadis

WSTĘP, KTÓRY MOŻECIE PAŃSTWO POMINĄĆ
SRAKA zdaje się mieć swojego własnego ducha czasu. Po niedawnym okresie poradników życiowych i komentarzy na temat spraw nizinnych, nadchodzi era komentatorstwa sztuki, jakoby wszyscy opili się pierwszą WUDKĄ, lub jej samą zapowiedzią. Kto obserwuje mnie na ćwierkaczu ten wie, że od dawna (acz nieregularnie, z dużymi przerwami) zdarza mi się pisać krótkie recenzje filmów które zdołałem pochłonąć. Mam zatem i ja wiele do powiedzenia na ten temat sztuki i będziecie mi musieli wybaczyć przyłączenie się do tego monotematycznego ciągu. Dział "kultura" był sporadycznie wspominany już od jakiegoś czasu, a nawet dość wcześnie wymieniony w ramach rubasznego żartu. Kiedyś będziemy musieli takowy po prostu wydzielić.


HUBERT W KRAINIE CZARÓW
Zajmijmy się jednak tematem dzisiejszego tekstu, który specjalnie dobrałem ze względu na jego walory, mieszczące się w formie uznawanych przeze mnie tekstów na niedzielę. Quo Vadis jest bowiem książką chrześcijańską. Stwierdziłbym nawet że jest o chrześcijaństwie, ale to o czym jest dane dzieło to tak naprawdę kwestia gustu, choć niewątpliwie pojawiają się tam wątki chrześcijańskie. Quo Vadis nie bez powodu zostało uhonorowane nagrodą Nobla (gdy jeszcze stojąca za nią instytucja coś znaczyła i w rzeczywistości nobel nie był oficjalnie za Quo Vadis, ale to musiało przelać puchar glorii), bowiem swoim całokształtem doskonale rysuje sieć zależności i ram rządzących światem przedstawionym, przez co podsuwa czytelnikowi łatwy do pojęcia obraz życia w innej kulturze.

"Jak będzie w akapie???" - pytał swoich rodziców niejeden kuc, a raczej pytałby gdyby rodzice się nim w ogóle zajmowali, bo żeby zostać kucem trzeba być należnej opieki rodzicielskiej pozbawionym. Rzecz w tym, że ludzie często kłócą się o różne idee - przesadnie idealizują je, lub demonizują. Jako kiedyś zdarzyło mi się napisać, najłatwiej jest walczyć o wartości abstrakcyjne, które nigdy nam nie mogą wyrządzić krzywdy. Ileż to już razy w historii ludzie dosłownie po trupach osiągali komunizm by samemu w trupy się obrócić a nowe pokolenie odpędzało się od owych konsekwencji - jakże sprzecznych z ich idealnymi wyobrażeniami - twierdząc że to nie był prawdziwy komunizm (ale chętnie ci wyjaśnią czemu jesteś faszystą). Iluż to ludzi dziś wierzy, że jeśli przyjdzie pan janusz korwin do władzy to nastanie jakaś inna piękna utopia społeczno-gospodarcza.

Zawsze istnieje jakaś pula ułomków która będzie łapać się na takie obietnice i poświęcać im potężny kawał swojego życia. I im tego nie wyjaśnisz, ponieważ będą zaklęci serią pięknie brzmiących obietnic, czekając na wybudzenie z ręką w nocniku w nowej rzeczywistości która - jak się okazało po raz kolejny - przyszła nie dla nich, ale po nich.

Nie chodzi tu wyłącznie o komunis/kapitalis. Idealizować można wszystko i tak się akurat składa że jest też wielu entuzjastów starożytnego Rzymu, którzy będą się zarzekać że chętnie by w takowym żyli. Ci co sprytniejsi powiedzą to samo, ale z zastrzeżeniem że woleliby urodzić się w jakiejś zamożnej rodzinie. I nie wyjaśnisz im żadnymi figurami logicznymi że zręcznie dobrane najpiękniejsze opowiastki okresu przesiane sitem dwóch tysięcy lat nie są tym samym co szara rzeczywistość codziennego życia w takim czy innym systemie.

Dopiero właśnie szeroki obraz książki Sienkiewicza posiada potencjał zobrazowania człowiekowi; że życie w Rzymie nawet jako szlachta potrafiło być życiem w ciągłym strachu i niepokoju że na rozkaz upitego władzą wylosowanego cesarza może zostać ci wyrwana z rąk osoba którą kochasz jak córkę i którą wychowywałeś od dziecka, że możesz wypaść z najwyższych łask i zostać skazanym na śmierć przez jeden głupi nietakt, że przyciągnięty na rzymski dwór splendorem możesz zostać uwikłanym w permanentną grę w której każdy się dziobie i nietrudno zostać zadziobanym. To jest prawda uniwersalna, odnosząca się nie tylko do Rzymu, ale też do wspomnianych komunizmu, dzikiego kapitalizmu i każdego systemu dla marzycieli. Quo Vadis tłumaczy to poddając wiwisekcji Rzym.

AQUILA VERSUS ICHTYS
Nie chcę jednak spłycać Quo Vadis do bycia "antyrzymską" czy "antytotalitarną" książką. W Quo Vadis właściwie widzimy starcie dwóch kultur; tej rzymskiej, kultywującej moc, oraz tej chrześcijańskiej, która niesie miłość. Starcie to nie obejmuje walki o władzę - pod koniec książki chrześcijanie dalej są mordowani, a św. Piotr oraz św. Paweł wkrótce zginą śmiercią męczeńską (książka nawet tych wydarzeń nie obejmuje). Prześladowania chrześcijan będą trwały przez kolejne 240 lat. Niemniej, choć chrześcijaństwo nie osiąga żadnej namacalnej i instytucjonalnej władzy, pod koniec wygrywa, zdobywając ludzkie serce.

Winicjusz jest oczywistym symbolem człowieka nawróconego i bohaterem który przechodzi najważniejszą fabularnie przemianę - z człowieka porywczego i egoistycznego, kierowanego swoimi żądzami (w swej manii mówił o zabiciu wychowawców Ligii, katowaniu swoich niewolników. Gotów był zabić Petroniusza za wzięcie Ligii sobie lub oddaniu jej cezarowi) przeszedł w formę człowieka który zaczyna myśleć sercem, jest gotów do poświęceń i wyrzeczeń, jest w stanie dawać drugiej osobie. Winicjusz odkrywa że nie chce żyć w akapie - właściwie przestają go interesować wszelkie abstrakcyjne detale, po prostu zależy mu na tym by móc żyć i kochać.

Podobny motyw odnajdujemy w Potopie, gdzie Kmicic również zaczynał jako bandyta kierowany chucią, który ostatecznie przeszedł przemianę w człowieka dojrzałego i moralnego, kochającego monogamistę. Dla kontrastu Bohun z Ogniem i Mieczem - choć niewątpliwie atrakcyjny dla wielu nastolatek - istotnej przemiany nie przeszedł i na końcu odjechał w kierunku zachodzącego Słońca z koniem w ręku. Sienkiewicz ewidentnie stara się nam tu coś przekazać, wyznacza model prawidłowej moralności do której można, a czasem wręcz należy dojrzeć. Sienkiewicz nie lubił degeneratów.

Ale choć najszerzej opisanym polem bitwy między dwoma światami jest serce Winicjusza, to nie jest on jedyną osobą, która przechodzi przemianę. Nawrócenie Winicjusza jest najważniejsze fabularnie, ale najważniejsze symbolicznie jest nawrócenie Chilona. Chilon jest podstępnym dorobkiewiczem, kłamcą, oszustem, oportunistą. Nie znamy nawet jego prawdziwego imienia (potwierdzone info Chilon jest archetypem Żyda i przyjmowanie różnych imion jest analogiczne do przyjmowania przez Żydów innych nazwisk). Raz za razem przyczynia się do zadawania kolejnych ciosów społeczności chrześcijańskiej podczas swojej pogoni za pieniądzem i statusem. Niewątpliwie ma ich za zwykłych frajerów, jednak wraz z postępem swojej pracy poznaje chrześcijan i zaczyna faktycznie rozumieć czym jest chrześcijaństwo.

Naznaczony tym pojęciem zyskuje zdolność odmiennego osądu rzeczywistości wokół siebie, która manifestuje się na samym końcu jego historii. Wcześniej jednak pod naporem widoków skutków swoich działań i wzmagającego się poczucia winy przechodzi ostateczną przemianę, silniejszą od tej winicjuszowskiej. Gdy książka żegna Chilona, wiemy że zostanie on zbawiony, niczym łotr na krzyżu, któremu grzechy odpuścił Jezus.

ŚMIERĆ FRAJEROM
Niewątpliwie wypadałoby mi tu napisać coś jeszcze o Petroniuszu i Neronie. Petroniusz jako wyznawca epikureizmu nie zamartwiał się przesadnie życiem, a raczej nie lubił tego robić i nie lubił sprawiać wrażenia, jakoby to robił. Niemniej w powieści Sienkiewicza przedstawiony jest jako człowiek rozumny i inteligentny. Petroniusz jest typem człowieka obdartego z duchowości, laickiego inteligenta, jest zapowiedzią postmodernisty (co nie wydaje się takie prorocze jeśli patrzymy na to przez teorię dwóch biegunów która zakłada że ten typ człowieka istniał zawsze tylko pod innymi nazwami). Petroniusz właściwie nie bierze udziału w wojnie kultur która rozrywa życia reszty bohaterów - żyje gdzieś na uboczu, wątpi, zajmuje się swoimi sprawami. Ostatecznie (zgodnie z faktografią historyczną) zmuszony jest do popełnienia samobójstwa aby uniknąć kary śmierci wydanej przez Nerona.

Petroniusz zatem jest człowiekiem, którego instytucja zbankrutowała. Przyklejony do dworu i wygodnie usadzony na miejscu arbitra elegancji bliski przyjaciel i guru kulturowy samego cesarza w końcu doczekał się i kryski na siebie - został ograny, nie podoławszy kolejnej intrydze popleczników Nerona i rozdziobany. I los inny go nie czekał, ponieważ kochał to życie zbyt bardzo - dla niego był nawet w stanie znosić i (na tyle dwuznacznie na ile mógł) chwalić sztukę Nerona którą prywatnie uważał za śmieciową.


Dwa tysiące lat przegrywu

Są to bardzo długie podchody literackie, które można by skrócić do frazy "tak kończą frajerzy". Na koniec Sienkiewicz jednak nadaje Petroniuszowi jeszcze jedną rolę i tą jest symbol czegoś czego dokładnie nie nazwę, ale uważam że wiąże się właśnie z moralną dekadencją i patologiami tego, z czym w książce wojuje chrześcijaństwo. "Przyjaciele, przyznajcie że razem z nami ginie..." - no właśnie, co? Myślę że właśnie to, co z czasem zostało zastąpione przez chrześcijaństwo. Ta pustka duchowa i nihilizm, które reprezentował sobą Petroniusz.

CHYŻY RÓJ
Neron natomiast w samej książce potraktowany został najbardziej subiektywnie przez autora. Historycznie Neron czuł się bardziej artystą niż zarządcą i myślę że mamy na tę tezę wystarczająco dużo zapisków. O podpalenie Rzymu osądzali go już ówcześni i ciężko stwierdzić czy rzeczywiście tak było. Niewykluczone że śnił mu się tytuł człowieka który odbudował Rzym - de facto to właśnie Neron miał stworzyć nowy plan miasta, wprowadzając szersze ulice i ogólnie architektonicznie uodparniając je bardziej na kolejne pożary. Jednak wiemy raczej na pewno, że Neron nie lubił oglądać śmierci w koloseum. Historyczny Neron wręcz miał walki na arenie uznawać za obrzydliwe i barbarzyńskie.

Skupmy się jednak na postaci przedstawionej w książce, o której właściwie to nie mam zbyt wiele do napisania. Neron jest oczywistym antagonistą całej tej historii. Jest tchórzem i tyranem. Eleganckie uważam za nadanie mu większej głębi, poprzez danie mu na chwilę mikrofonu. Neron stwierdza że ludzie "nie rozumieją tego, że czyny człowieka mogą być czasem okrutne, a człowiek może nie być okrutnikiem". Neron jest świadom swojego wizerunku i wydźwięku swoich czynów. Jednak posiada w sobie też miłość do życia, jego pasją jest muzyka i nią chce się zajmować.

Rodzi to myśl, że Neron nie jest naturalnie złym człowiekiem (o czym też zapewnia nas Akte, twierdząca że to RZYM go zepsuł) ale ma fatalny problem wizerunkowy o który nawet nie dba, ponieważ jest zbyt pochłonięty swoimi zainteresowaniami i miłostkami. Finalnie jednak w praniu wychodzi to tak, że podejmuje szereg złych decyzji, ponieważ żyje w wykoślawionej moralności i nawet nie będąc człowiekiem złym, jako przywódca złego świata musi czasem robić rzeczy złe. Taka kara jest jednak oczywiście zbyt subtelna jak na potrzeby zarówno przeciętnego odbiorcy jak i formy epickiego dzieła. Dlatego (zgodnie z przekazem) Nero kończy umierając w podły sposób; w strachu, zdetronizowany, zarżnięty francuskim bagnetem Wojciecha Olszańskiego.


Mówiłem ci że jak cię znajdę to ci łeb upierdolę bagnetem moim francuskim!

QUO VADIS
I na koniec jeszcze jedna kwestia, ze względu na którą dziś też podjąłem to dzieło - majówka. Jutro święto Konstytucji. Okrągła 230. rocznica. Czas na refleksję, rachunek sumienia i zastanowienie się co dalej. Gdzie dalej idziemy? Quo Vadis? Nie zapominajmy o tej warstwie sienkiewiczowskiej pracy. O uwadze poświęconej dziejom. O zadumie nad nimi. O pamiętaniu, że historia dzieje się każdego dnia i zawsze jest czasem przejściowym. Pamiętać należy wreszcie, że istnieją alternatywy dla naszego kodu kulturowego. Te alternatywy kuszą co niektórych swoimi ładnymi wyrywkami, lecz kiedyś już dały wszystkim do zrozumienia jakie naprawdę są. I nie bez powodu zostały zastąpione kulturą chrześcijańską.

Mig

Komentarze