Ptasi interes

Zielone przedmieście, jeszcze nieprzeżarte doszczętnie przez dzikich deweloperów stawiających czteropiętrowe apartamentowce na skrawku trawnika między blokami z lat 70, na który od 50 lat jeno wychodziły srać psy. Godzina około czwartej rano. Pora roku: maj. Pogoda odrobinę deszczowa. Po krótkim zimnym prysznicu, w pełnym świetle wstałego już Słońca kryjącego się za kotarą siwych chmur, ptaki rozpoczynają swoją giełdę. Muchołówki, sikorki, pierwiosnki, skowronki, szczygły, piecuszki, cierniówki, mazurki i wiele wiele innych, oraz oczywiście gołębie w roli chórzystów. Piękna to aria dźwięków wysokich lecz stonowanych i przez to miłych dla ucha w dowolnej konfiguracji, choć permanentnie schaotyzowana, bez jakiejkolwiek obietnicy złożenia się w jedną spójną melodię, do której dołożyć miałby się każdy ptak.

I wtedy odzywa się on - wrona. Siada na gałęzi pod oknem gościa i skrzeczy i kracze swoim ochrypłym głosem alkoholika recydywisty. Budzi tym gościa, co ma na szóstą do pracy. Gość rozbudza się, wie że już nie zaśnie. A wrona dalej kracze i kracze. W końcu gość - choć zwykle tego nie robi - wstaje z łóżka, otwiera na oścież uchylone minionego wieczora okno i zagaduje:

- Panie wrona, odleć pan stąd! Godzinę snu mi zabrałeś!
- Spierdalaj, mam utarg do zrobienia. - odpowiedział wrona
- Jaki utarg? Jakie spierdalaj? Ty tu nie mieszkasz, możesz polecieć gdzie chcesz. A ja tu jestem przypisany! Ja mam kredyty, hipotekę!
- Haha, co za dzięcioł. Zastawiłeś swoje gniazdo? - wrona uradowany huśtnął się dwa razy na gałęzi, robiąc pełny obrót jak na drążku.
- No i co ci do tego, ja zarabiam to mi wydają kredyt. Weź panie wrona idź stąd.
- Gościu, ja chcę interes z tobą zrobić. Co masz dawać się dziobać sępom żydowskim i wstawać na pianie koguta.
- Jaki interes, co ty mi interesujesz? Jaki może ze mną wrona interes ubić?
- No orłem gościu nie jesteś. Poczekaj tu. Pięć minut. Zaraz wracam.

Wrona odleciał. Gość zdziwiony ziewnął jeszcze, nastawił sobie kawy i przejrzał PORTALE SPOŁECZNOŚCIOWE. Po dłuższej chwili wrona wrócił, trzymając małą torebkę z jakimś białym proszkiem. Stanął na parapecie i cisnął torebkę do mieszkania.

- Co to jest? - zapytał gość
- A jak myślisz ptasi móżdżku - kokaina! Czysty koks z Ameryki Południowej! Wiesz ile ptaków jest zamieszanych w ten proceder? Mamy globalną sieć transportu, brakuje nam tylko dilerów w Europie.
- I co, mam sprzedawać kokainę, to jest ten interes?
- No raczej, grosz do grosza a będzie kokosza! I to szybko, raz dwa spłacisz ten głupi kredyt i sobie swoją własną budkę wybudujesz - a nie jak sójka za morze. To jest prosta sprawa gościu; budujesz siatkę kontaktów i sprzedajesz, a w razie czego ptaki zabierają towar do dziupli i policja nic na ciebie nie ma. Tylko oddajesz nam 60% ze sprzedaży.
- To dużo.
- Dużo to tobie zostanie! Jak paw będziesz chodził! Dawaj, no!
- O ile to jest kokaina w ogóle.
- Gościu, kruk krukowi oka nie wykole! To ja tu ryzykuję przynosząc tobie towar! To są trzy gramy prochu, kumasz? Weź się sztachnij przed robotą, zobaczysz że jest moc i będzie w pracy milej, hehe. Tylko nie za dużo, bo się porobisz jak szpak.

Gość obejrzał torebkę, otworzył i usypał małą kreskę na stole. Ze spodni wydobył banknot, zwinął go w rulon i wciągnął działkę. Wtem go zamroczyło.

Gość obudził się leżąc na ziemi kompletnie nagi. Za oknem Słońce już zachodziło. Jego mieszkanie było całkowicie ogołocone - zniknęły dywany, obrazy, buty, parasol i kurtki z przedpokoju, małe przedmioty typu myszka do komputera, telefon, kubki, długopisy, dokumenty, talerze, sztućce, pilot do telewizora i nawet sam telewizor i monitor od komputera a także sama skrzynia pecetowa. Brakowało nawet krzeseł i szuflad. Wszelkie ubrania zostały zerwane nie tylko z gościa ale i powykradane z szafy i koszy. Z łazienki zniknęły wszystkie kosmetyki, środki czystości i papier toaletowy. Okno było otwarte na oścież a w licznych miejscach znaleźć można było ptasie odchody i pojedyncze pióra - wiele ptaków musiało tu wlecieć i wspólnie wynosić co cięższe przedmioty. Zwalona meblościanka dawała świadectwo tego, że połaszono się również na nią, lecz musiała okazać się za ciężka. Podobnie zbite lustro w łazience najpewniej wyśliznęło się ze szponów złodziei po brutalnym odklejeniu od ściany. - Zostałem wystrychnięty na dudka! - powiedział gość.

Mig

Komentarze