Kulinarny Front Wschodni #4: Produkcja Seryjna

Odprawa

Krasulak, dziś w menu coś, co twoja matka z pewnością uskuteczniała, a tobie na samą myśl ślinka ciekła. Pomimo enigmatyczności zdania wstępnego proszę pozostać w obrębie skojarzeń kulinarnych. Zajmiemy się masowym wyrobem żarła uniwersalnego. To takie danie, które może być grane w każdym miejscu i o każdej porze. Dodatkowo zaznaczę, że barkidowe lachony bardzo lubią, więc sam Barkid może być zainteresowany. A jeżeli macie, drodzy czytelnicy Sraki, linię poglądową zbieżną z Zielonym Redaktorem, to skusicie się zdecydowanie i bez wątpienia. Bo to elegancja, szyk i nieskazitelność – wszystko przejawiające się w łagodnym wyglądzie i delikatnym smaku. Oprócz zdolności walki z milionem składników w kotle, ważna jest również kontrola i opanowanie nieco bardziej stonowanych przepisów. I tak, kamraci, brać się będziemy podczas dzisiejszego starcia za naleśniki. Od razu mówię – to będzie operacja czysta i relaksująca jak anschluss Austrii. Jest również oszczędnie – podaję ekwipunek dla 6 sztuk naleśniorów: 2 jajka, szklanka mleka (jak Hans Landa), szklanka mąki pszennej, ¾ szklanki wody gazowanej, szczypta soli. To wszystko rekruci! Spryciarz wie, że w celu uzyskania 12 naleśników, należy przemnożyć składniki przez 2. I tak dalej. W razie problemów z liczeniem, zostawiłem w magazynie uzbrojenia liczydło. Przejdźmy do manewrów.


Modus operandi

Duża micha, to na wstęp. Ja używam takiej stalowej – łatwo się ją myje. Wszystkie wymienione składniki umieszczamy w środku. To bardzo prosta procedura, ale polecam wziąć pod uwagę kolejność, coby ograniczyć straty materiałowe do minimum i zachować stosowny porządek. Tak więc tok postępowania dla ułomków (Jeżeli nim nie jesteś, to znajdź sobie dalszy fragment, gdzie już nie tłumaczę jak dla ułomka. A ty ułomku! – nie obrażaj się, wyobraź sobie, że większość ludzi rzekomego sukcesu, to tak naprawdę ułomki. Bo tak jest! I oni pozostaną ułomkami, bo naleśników sobie zrobić nie potrafią. Bo nie znają recept ludzi, którzy zaprawę w kuchennych bojach posiedli. Ułomku! Może nie osiągniesz pompowanych medialnie sukcesów, ale będziesz w stanie z godnością przygotować naleśniki): szklankę włóż do michy i w takiej konfiguracji syp do niej mąkę aż osiągniesz maksimum – wysyp mąkę do michy; następnie zalej szklankę mlekiem (w ten sposób zbierzesz pozostałości mąki) – wlej mleko do michy (mleko uderzające w mąkę nie będzie chlapać – wow!); dalej – ¾ szklanki wody i wlewamy dalej; teraz jajka – jeżeli czujesz słuszną siłę, to po prostu rozgnieć je w dłoniach nad miską i wylej do mieszaniny, a jeżeli chcesz to zrobić bardziej ekwilibrystycznie, to stuknij sprawnie o kant miski i smukłym ruchem rozerwij na pół wylewając zawartość do michy – w ten sposób zwiększa się szansa, że unikniesz niechcianej skorupki w całości; na koniec szczypta soli żeby podbić sobie cholesterol. Po mało wyczerpującej batalii przechodzimy do rozwiązań stricte siłowych. Kto podejrzewał, że będziemy używać jakiegoś miksera elektrycznego, może w tej chwili zdezerterować. Nie zasługiwał bowiem nigdy na obecność w szeregach tej jednostki. Będziemy się posługiwać normalnym, analogowym mieszadełkiem! Silna łapa ma być, trochę powalczyć trzeba. A w dodatku jakże przyjemne jest rolowanie tym mieszadełkiem w rękach i patrzenie na efekty mieszania. Poczucie, że siła własnych rąk wprawia w ruch narzędzie produkcyjne. No i tak mieszacie żołnierze. W zasadzie do momentu, aż przestaniecie zauważać grudki. Można atakować punktowo i tworzyć na wybranych obszarach swoiste wiry. Co jakiś czas warto przemieszać na całym polu zmagań.
Dobrze, skoro to już gotowe, to pora przygotować działo. Ja się kochani od razu pochwalę, że posiadam elektryczną maszynkę do naleśników i wtedy można robić naleśniki z niebywałą precyzją i wyczuciem. W dodatku mają unikalny, aksamitny smak. Ale na potrzeby poradnika wyjawię metodę klasyczną, na patelni. Prawie bym zapomniał – nie słuchajcie debili sugerujących, że mieszanina tam musi trafić do lodówki na pół godziny albo że musi gdzieś odbyć jakąś pielgrzymkę do Lourdes. To brednie demagogów kulinarnych. Normalnie jedziecie zaraz po wymieszaniu. Także wracając – można rozgrzać patelnię na maśle, ale można na przykład też tego nie robić. Bez tłuszczu zwyczajnie smażymy. Powiadają, że pierwszy naleśnik nigdy nie wychodzi. Wychodzi, tylko inaczej. Bo wychodzi gorzej. Bierzecie chochelkę i wylewacie na rozgrzaną patelenkę (najlepiej taka o płaskiej powierzchni z niskimi ściankami) mniej więcej jedną właśnie chochelkę – tak, aby ciasto pokryło całą powierzchnię. Ogień polecam utrzymywać średni. Musicie sobie skombinować wygodną packę do przerzucania. Zapewne bowiem nie jesteście wprawieni i nie będzie potrafili przerzucić naleśnika na drugą stronę w sposób akrobatyczny, bez wykorzystywania narzędzi. No więc gdy już ciasto się trochę podsmaży, konieczny będzie skrupulatny zwiad – packą odrywamy delikatnie brzegi naleśnika od patelenki. Wszystko po to, by przygotować grunt pod przerzucenie. Przy okazji dostrzegacie czy ciasto nabiera od strony grzewczej satysfakcjonujących kolorów. W momencie, gdy już osiągniecie zadowalający stan – wsuwacie packę pod naleśnika i zgrabnym ruchem robicie flipa. Tego się wytłumaczyć szczegółowo nie da. Równowaga tego ruchu to sprawa indywidualna każdego naleśnikowego pretendenta. Potrzeba sobie wyrobić zmysł. Na tym się podstawowa sekwencja manewrowa kończy, gdyż zdjęcie gotowego po obu stronach naleśnika z patelni to już formalność – nawet dla ułomka. Powtarzamy czynności do wykorzystania całego ciasta. Jest tak, drodzy towarzysze broni, że ostatni naleśnik to zwykle największy potwór. Bowiem zlewamy ostatki zasobów mieszaniny na patelkę i nigdy nie znamy rzeczywistych parametrów. Z tym okrutnikiem każdy musi się zmierzyć w osobistej walce.
Na koniec kwestia zasadnicza – z czym jemy? Nie uznaję wersji na słono. Jeżeli chcecie jeść na słono, to zapomnijcie o moim przepisie w ramach uczciwości. To nie dla was był ten przepis! Uznaję 3 warianty: skyr, dżem, syrop klonowy. Jeżeli dysponujecie odpowiednimi papierami, to dopuszczeni możecie być do użycia nutelli. Chodzi tu o niebieskie papiery. Odmaszerować!

Bonus

„Towarzyszu Rublow! A jak naleśniki formować?” – spytał na chwilę przed wieczornym czyszczeniem latryn młody czytelnik Sraki. Odpowiadam zatem: rulon lub koperta. Rulon jest najwygodniejszy. W ramach użytku własnego dobry wybór. Można bezpiecznie konsumować nawet bez sztućców. Natomiast koperta (czyli na pół i znowu na pół) to wariant randkowy. Kobietkom serwujecie kopertki. Bo kopertki nie prowokują złych skojarzeń. Kopertki są schludne i wymagają użycia sztućców. Sprawdzicie w ten sposób od razu czy niewiasta posługuje się sprawnie widelcem i nożem. Bo jak chwyci taką kopertę łapskami… To oj bracie. Ewakuacja.

Z Frontu dobrze znanego – Rublow (stopień nieznany)

 

Komentarze