Chrześcijański Kapitalizm

STARY FEZZWIG
Opowieść Wigilijna jest raczej lekturą grudniową i zapewne w grudniu do niej wrócimy, jednak wypada mi ją przytoczyć i dziś, ze względu na potrzebę obecnego czasu i przestrzeni. Dickensowski Ebenezer Scrooge to stary, przeżarty egoizmem mizantrop oraz tzw. miser, co w przednowożytnej Anglii oznaczało człowieka bogatego ale ze swojego patologicznego skąpstwa żyjącego jak obdartus. Scrooge posiada własny kantor, w którym za wątpliwej wielkości pensję zatrudnia kancelistę Boba, z którym obchodzi się bardziej jak z psem.
W wigilijną noc Scrooge'a odwiedza duch jego byłego wspólnika, Jakuba Marleya, a następnie trzy duchy: świąt przeszłych, teraźniejszych oraz przyszłych. Duchy te ukazują Scrooge'owi różne wątki z jego życia aby skłonić go do refleksji i wpłynąć na jego styl prowadzenia się, co osobiście uważam za trochę dziwne, ponieważ podobny efekt można osiągnąć z użyciem zwykłego kija bejsbolowego. Nie popadajmy jednak w dygresje.

Duch świąt minionych ukazał Scrooge'owi między innymi pewien epizod z jego życia, kiedy to praktykował on w składzie należącym do niejakiego Fezzwiga. Fragment ten jest raczej krótki i wprost nie opisuje aż tak wiele - Pod wieczór Fezzwig wzywa młodego Scrooge'a oraz drugiego praktykanta Dicka i każe im przerwać pracę;

Duch zatrzymał się przed jakimś składem i zapytał Scrooge’a, czy poznaje to miejsce.
– Czy poznaję? – zawołał Scrooge. – Przecież praktykowałem tutaj! Weszli. Przy wysokim biurku siedział stary człowiek w walijskiej peruce. Na jego widok Scrooge zawołał z uniesieniem:
– Ależ to Fezziwig! Daj mu Boże zdrowie. Wtedy stary Fezziwig położył pióro, spojrzał na zegar ścienny, który wskazywał godzinę siódmą, zatarł ręce, poprawił swą obszerną kamizelkę, roześmiał się głośno, potem klasnął w dłonie i zawołał dźwięcznym, jowialnym, wesołym głosem:
– Hej tam! Ebenezer! Dick!
Scrooge, teraz już w postaci młodzieńca, wszedł żywo w towarzystwie swego kolegi.
– Z pewnością Dick Wilkins! – zawołał Scrooge do ducha. – Przysięgam, że to on! Dick był bardzo do mnie przywiązany. Biedny Dick! Biedny!
– Hej tam, chłopcy! – rzekł Fezziwig. – Kończcie już pracę, na dziś dosyć! Przecież to wieczór wigilijny! Zamykajcie okiennice.
Trudno wyrazić, z jakim zapałem zabrali się chłopcy do roboty. Wybiegli na ulicę, zamknęli i zaryglowali okiennice i zanim mogłeś doliczyć do dwunastu, już wrócili, dysząc jak konie wyścigowe.
– Brawo! Doskonale! – zawołał stary Fezziwig, zeskakując z wysokiego stołka ze zwinnością godną podziwu.
– Uprzątnąć, chłopcy, z pokoju rzeczy zbyteczne, żebyśmy mieli sporo miejsca! Hej-ho, Dick! Hej-ho, Ebenezer! 

Następnie chłopcy oczyszczają salę, przychodzą goście i urządzane są tańce i uczta, po której ludzie idą do domów a Scrooge i Dick kładą się spać na zapleczu, wciąż podekscytowani przeżyciami tego wieczoru;

– Niewiele potrzeba – odezwał się duch – dla zjednania sobie wdzięczności prostych ludzi.
– Niewiele! – powtórzył, jak echo, Scrooge.
Duch dał mu  znak, aby  posłuchał rozmowy dwóch praktykantów, którzy z zapałem wychwalali Fezziwiga, po czym rzekł:
– Czy nie mam racji? Ów Fezziwig wydał zaledwie trzy lub cztery funty szterlingi; to przecież nie powód, żeby go wychwalać pod niebiosy. Jakaż tu zasługa?
– Ależ to nie o to chodzi – zaoponował Scrooge, podniecony wspomnieniem, nie zdając sobie nawet sprawy, że wypowiada przekonania dawnego Scrooge’a. – To nie o to chodzi, duchu. On ma możność uczynienia nas szczęśliwymi lub nie; uczynienia życia naszego lżejszym lub cięższym, a naszą pracę przyjemną lub przykrą. Cóż z tego, że jego władza przejawia się tylko w dobrym słowie, poczciwym spojrzeniu, w drobiazgach wręcz nieuchwytnych? To nic nie znaczy, gdyż nie w tym istota rzeczy. Życzliwość, jaką on roztacza dokoła siebie, jest tak wielka, a dla nas tak wielka, jakby kosztowała fortunę.

Osobiście we fragmencie tym urzekł mnie klimat - człowiek jeszcze młody, naiwny, bez grosza przy duszy, odnajduje wielką radość w prostych rzeczach, w ulotnych momentach życia. Może przeżywać tę przygodę i spoglądać w przyszłość z nadzieją, ponieważ miał to szczęście, iż otrzymał mentora w postaci dobrego człowieka. Potańcówka wigilijna Fezzwiga wynikająca z jego dobroduszności stała się dla młodego Scrooge'a zdarzeniem kształtującym go, jednym z jego najmilszych wspomnień. Była dobrem, które każdy z nas potrafi zrozumieć.

Fezzwig był handlowcem - posiadał swój własny sklep i zatrudniał praktykantów, prawdopodobnie za marne grosze. Z krótkiego fragmentu możemy wyczytać że Ebenezer i Dick się nie opierniczają w robocie, prawdopodobnie istniała tam na co dzień zdrowa dyscyplina i porządek jak w każdej szanującej się instytucji. Jednak w święta Fezzwig potrafił powiedzieć "rzucajcie to wszystko, przecież jest wigilia!" i organizować swojską biesiadę aby dobrze uczcić ten dzień nie tylko w zaciszu swego domu z rodziną, ale i z ludźmi których zna i widuje się na co dzień - i z nimi chciał się odrobiną szczęścia podzielić.

ChaKAP
Jak byście to nazwali? Szlachetny etos uczciwej, nieraz ciężkiej pracy przy jednoczesnym poszanowaniu drugiego człowieka i wartości nadrzędnych? Ktoś mógłby nawet stwierdzić że brzmi to jak Konserwatywny liberalizm ale w rzeczywistości ów twór jest jedynie wytrychem dla laickich pseudointeligentów którzy czują się prawicą. I nie jest to tylko zjawisko z polskiej sceny politycznej - analogiczną sytuację do naszych ostatnich wyborów prezydenckich przeżyli Amerykanie, u których również jakaś frakcja "prawicowców" zapalczywa do wymiany dobrego na lepsze stwierdziła że nie zagłosuje na Donalda Trumpa tylko na żółty plankton, osłabiając tym w jakimś stopniu republikanów. 

Nie, to nie jest dobra nazwa. "Konserwatywny liberalizm" już z nazwy brzmi jak inteligencki nowotwór - dwa abstrakcyjne słowa właściwie nic nie znaczące bez faktycznego kontekstu, termin bezbronny wobec wszelkich przemian społecznych i przejęć przez różne nieciekawe towarzystwa, które podmieniając szczegóły mogą nadać im dowolne znaczenie. Niezwykle mądrym i jakże praktycznym było nakazanie Jezusa iż mowa wasza ma być prosta; tak-tak, nie-nie. A co nadto, od złego pochodzi.

Osobiście podoba mi się nazwa "Chrześcijański Kapitalizm" - odnosi się do dwóch zdefiniowanych ponadczasowo terminów i choć oba mają liczne gałęzie, to te gałęzie jednak odchodzą od wspólnego rdzenia i to do niego nawiązują te słowa w swym prostym, ogólnym znaczeniu - prywatne przedsiębiorstwa oraz nauki Jezusa Chrystusa, tudzież moralność chrześcijańska. Przy prymacie tej drugiej, oczywiście - zresztą inaczej być nie może, bo jeśli ktoś czci pieniądz w miejsce Jezusa, to chrześcijaninem nie jest. Myślę że należy to podkreślać i podkreślać należy ogólnie wagę cnót oraz pobożności - winien to być istotny element tego nurtu, aby nigdy nie utracić kontaktu z tym co w nim istotne i tym co odróżnia go właśnie od "Konserwatywnego liberalizmu".  Wreszcie musi potrafić się oczyszczać z napływu zwykłych chciwych ćwierćinteligentów, a woda święcona ich odstrasza znakomicie od setek lat.

Zwróćcie uwagę na to, że kapitalizm jest doktryną która im mniej regulowana, tym przyczynia się do większych nierówności społecznych - nierówności przede wszystkim materialnych, ale ta konsolidacja oczywiście niesie za sobą i nierówności np. w kwestii wpływu na proces legislacyjny. W tak otwartym systemie sposób na pozyskanie władzy nie jest tożsamy z testem na bycie pełnowartościowym człowiekiem i w efekcie ta może wpaść w ręce różnej maści patologicznych tyranów, co dziś manifestuje się najbardziej namacalnie chyba w branży cyfrowej. Niewątpliwie wraz z wielką siłą powinna również iść wielka odpowiedzialność i dlatego godząc się na swobody jakie daje gospodarka rynkowa powinniśmy również przyjmować nie mniej wiążące obowiązki konduktu moralnego. Memiczny aksjomat o nieagresji dla ludzi którzy w nic nie wierzą i Boga się nie boją tak naprawdę nie działa i wykorzystywany jest najczęściej w bezsensownych dywagacjach jako hak w dyskusji. Potrzebna tu jest moralność dobrze sprawdzona.

Pisząc o tym, nie wyobrażam sobie jednak np. politycznej partii chrześcijańsko kapitalistycznej - to znaczy, wpisującą sobie ten termin na sztandary lub wręcz nazwę partii i afiszującą się w taki sposób. Kapitalizm jest przejawem wolności jednostki i jedną z jego najistotniejszych cech jest właśnie to, że nie potrzebuje centralnej organizacji i zrzeszeń aby funkcjonować - ergo wszelkie zrzeszenia w formie "partii kapitalistycznych" to są ostatecznie bardziej życzeniowe fankluby niż faktyczna reprezentacja uczestników wolnego rynku jako grupy społecznej.
Chrześcijaństwo natomiast ma już swoją organizację oraz miejsca kultu, także nie potrzebuje kolejnej grupy i to w dodatku w sejmie - myślę że nie ma nic złego w konkordacie, bliskich stosunkach władzy z kościołem i podobnych gestach, ale fundamentalne partie chrześcijańskie w sejmie mienią mi się jako jakaś porażka i istny konflikt; wchodzenie na to, co cesarskie, oraz ryzyko podziału kościoła na "kościół rządzący państwem" i kościół powszechny - bo przecież gdyby do władzy doszła partia mieniąca się tylko jako chrześcijańska, to chyba nie robiłaby tego co jej każe metropolita krakowski czy papież.

Nie - Chrześcijański Kapitalizm uznaję raczej za fenomen dla ludzi po prostu, za czynnik niosący ludzkie miłosierdzie tam gdzie zdarza się jego deficyt, a nie kolejną fundamentalną grupę paramilitarną, czy raczej szulerską. Chciałbym zobaczyć jak ktoś praktykujący te zasady wchodzi w interakcję z innymi ludźmi i wpływa na nich - tak jak Fezzwig na Scrooge'a - a nie zamyka się permanentnie w hermetycznym środowisku. Wreszcie nie jako obowiązek misjonarski - ale jako możliwość osiągnięcia spełnienia w roli człowieka który przynosi do swojego domu chleb - możliwość prowadzenia własnego interesu powinna być w normalnych warunkach prywatnemu człowiekowi dana. Z wolności powinno się korzystać w taki sposób aby móc pielęgnować w sobie i innych godność, a nie po to, żeby do woli oddawać się zepsuciu, z godności się wyzbywając.

PATRONI
Zdawać by się mogło, że wymyślam tu coś nowego, ale naprawdę tak nie jest - wystarczy znać odrobinę historii. Silnie wierzący bogacze którzy nie rzucali wszystkiego by wędrować z mesjaszem lecz pozostawali bogatymi by móc się swym bogactwem dzielić z ludźmi przewijali się prawdopodobnie przez wszystkie epoki. I dziś żyjemy w dobie antyaborcyjnych billboardów które wykupił wyłoniony znikąd raczej pobożny przedsiębiorca Mateusz Kłosek.
Również wiele osób narzeka na działalność Tadeusza Rydzyka i burzy się na kolejne doniesienia o jego wyłudzeniach prokurowane przez te same gazety które ich na co dzień upokarzają i im złorzeczą ustami nabuzowanych AUTORYTETÓW. Tymczasem o. Rydzyk zdołał założyć sieć komórkową, rozruszać radio oraz telewizję z naprawdę niezłym działem informacyjnym, postawić kaplicę ku pamięci pomordowanych Polaków ratujących Żydów, założyć katolicką uczelnię wyższą wolną od marszu przez instytucje oraz wybudować geotermy dla Torunia - cały ten zestaw projektów praktycznych i patriotycznych był czyniony równolegle do albo wprost dla rozwoju działań duszpasterskich i niesienia pomocy bliźnim - o tym gazety nie piszą.

Nie jest to jednak płotkowe przypadki na naszych ziemiach, bowiem mamy przecież prawdziwego świętego i patrona w postaci Maksymiliana Marii Kolbe, który kanonizowany został za swoją męczeńską śmierć w obozie koncentracyjnym, lecz za życia był prawdziwym wybrańcem Bożym w świecie biznesu. O tym jak rozkręcił swoje interesy krążą legendy zahaczające o szarlataństwo, ale suche fakty są takie, że założył potężną gazetę z nakładem ok. 800 tys. egzemplarzy w szczytowej formie (tuż przed wybuchem wojny), największy klasztor na świecie, wielką, wręcz pionierską w Polsce rozgłośnię radiową i zaliczył cudownie udaną kampanię misjonarską w Japonii, gdzie dotarł ze swoją gazetą (jest tam wydawana do dziś, w kwietniu był tysięczny numer). Ojciec Kolbe posiadał cały kapitał świata i wykorzystywał go nie tylko by ewangelizować, ale i pomagać potrzebującym.

Mniej oczywistym, ale dla gawiedzi pewnie bardziej imponującym przykładem jest nikt inny jak oryginalny J.D. Rockefeller - potentat paliwowy i monopolista, uznawany za najbogatszego człowieka w historii. John Rockefeller był człowiekiem głęboko wierzącym (oczywiście protestantem) i przez całe życie uprawiał filantropię oraz wspierał społeczności wyznaniowe - także te zrzeszające murzynów. Anegdot wałkujących temat o filozofii i religijności Rockefellera znajdziecie trochę w sieci i brzmieć one mogą na różne sposoby, lecz istotnym faktem pozostaje to, że nawet pomimo niewątpliwych objawów chciwości i skutecznie podejmowanych prób monopolizacji rynku, w stosunku do drugiego namacalnego człowieka Rockefeller wciąż miał zasób miłosierdzia i szacunku. Szkoda tylko, że zostały one przyćmione przez potęgę jaką skumulował.

Bardziej pozytywnym patronem i patronem w sensie dosłownym niech będzie Święty Homobonus- XII-wieczny włoski kupiec, który słynął ze swojej pobożności i tego że wiele swych środków przeznaczył na edukację ubogich. Ponoć codziennie chodził do kościoła i na mszy ostatecznie zmarł. Krótko po tym został kanonizowany i uczyniony patronem między innymi kupców.

PODSUMOWUJĄC
Nie jest żadną abstrakcją ani nowością czynić dobro i kierować się miłosierdziem pomimo zarządzania pokaźnym majątkiem. Jest to raczej obowiązkiem moralnym i sądzę że czas zacząć o tym mówić głośno. Większość ludzi to ułomki, nie oszukujmy się - myślę że na tym portalu już to ustaliliśmy dawno temu. Przyznają to nawet lewicowcy od Korwina powtarzając za swoim guru klasyczną wymówkę na niskie poparcie że "większość jest głupia", ale nikt z nich już nie idzie o choćby najmniejszy krok dalej i nie wyciąga z tego konsekwencji że większość ludzi sobie w dzikim kapitalizmie nie poradzi - tak, jak sobie nie radziła w XIX wieku. I tym ludziom należy pomagać w taki czy inny sposób - jeśli nie dlatego że ktoś prosi lub z własnego poczucia wrażliwości, to czysto pragmatycznie, w swoim własnym interesie. Byle nie dać sobie włazić na głowę, lecz też z pewnością nie skazywać na nędzę dla swojej wygody. Wydaje się to oczywistą konkluzją, pod warunkiem że ma się na celu np. dobro swojej wspólnoty, a nie po prostu egoistyczny zarobek dla zarobku.

Dziś motyw pracy i owego zarobku obstawiony został przez jakąś porażkę demograficzną która marzy o swobodzie oraz władzy jakie mają jej zapewnić pieniądze i tych ludzi pewnie nie przekonacie do tego że pieniądze to nie wszystko, bo powiedzą wam że jesteście po prostu lewakami. Ale nawet jeśli im już się do rozsądku przemówić nie da, to pamiętajcie że w ich miejsce przyjdą inni ludzie i im stale trzeba nieść prawidłowe postawy moralne oraz budujące perspektywy. Bo niektórym naprawdę ciężko jest to pojąć, choć zasady są proste;

Pracuj i nie wstydź się zarabiać, ale nie czyń sobie z zarobku ostatecznego powodu do dumy - nie stawiaj się w roli lepszego od tych, którym się nie powiodło.
Pieniądz jest tylko narzędziem w świecie pełnym spraw nadrzędnych.
Miarą bogactwa jest zdolność zarabiania i oszczędzania więc nie musisz porzucać wszystkiego i chodzić głodnym, ale pamiętaj że są rzeczy od bogactwa ważniejsze i jednym z nich jest człowieczeństwo, które należy zachować.
Jeśli ktoś jest głodny to go nakarm, nie zastanawiaj się czy nie byłoby to zbyt lewackie - to jakim jesteś człowiekiem i jak traktujesz innych ludzi jest ważniejsze do tego czy mieścisz się w abstrakcyjnych szufladkach z internetu.
Pracuj i pozwól pracować innym - lenistwa nie oszczędzaj, ale wiedz też że wiele osób cierpi na nie ponieważ nie zna lepszego życia i dopiero im je należy pokazać. Czasem to kosztuje.

Mig

Komentarze