Zryw przeżyje nuklearny holokaust i jeszcze wyrucha ci matkę
Miałem kiedyś w podstawówce takiego kolegę Mariusza którego mama nakryła na przebieraniu się w bieliznę swojej siostry i Mariusz tak się zawstydził że tydzień później się powiesił. Ale przejdźmy do rzeczy.
Tekst za tekstem kształtuje się wyraźna tendencja narracyjna w której obecny zespół redakcyjny SRAKI się najwygodniej odnajduje. I mam wrażenie, że dla postronnego czytelnika może wyglądać to na niezły blackpill. Lewactwo, dzietność, standardy walące się na łeb. Im dłużej będziemy pisać tym częściej będziemy zwracać uwagę na coraz to gorsze patologie i wynaturzenia. Łatwo jest mówić o problemach i łatwo jest nimi straszyć ludzi (nawet niechcący) ale z doświadczenia wiem, że warto też czasami dołączyć do swoich apokaliptycznych obserwacji jakieś rozwiązanie - jakąś choćby sugestię, że ze złej sytuacji jest wyjście. Że nie ma sensu się zamartwiać i gorączkować a swoje tymczasowe przejęcie sprawą warto jest spożytkować na faktyczne działanie w taki czy inny sposób. Choćby z czystego pragmatyzmu.
Z powyższego powodu zdecydowałem że napiszę o czymś z czym nie lubię się obnosić bo nietrudno może to zabrzmieć jak niezła krindżuwa, albo kompletny radykalizm, ale myślę że może uda mi się to dziś ująć w jakiś humanitarny sposób:
Mianowicie - nie boję się śmierci. To znaczy; nie chcę umierać i założę się że znalazłoby się tysiąc sytuacji w których naturalnie lękałbym się umierania, ale z punktu widzenia własnego ego jestem w stanie bardzo szybko na śmierć się przygotować. Wzięło się to z pewnej myśli która kiedyś mnie naszła i w dużym streszczeniu wyglądała mniej więcej tak; Świat jest piękny. Naprawdę piękny. Odnalazłem sposoby na czerpanie tego z piękna i nigdy w życiu nie byłem szczęśliwszy. Wiem też jak piękniejszy mógłby być ten świat na tysiąc różnych sposobów gdyby nie to czy tamto, na co nie mam wpływu (i nikt inny na świecie też prawdopodobnie nie). Przychodzi więc z tym pewne poczucie limitów i niemocy, poczucie że to co udało ci się wygrzebać z ostatnich ciepłych punktów w twoim życiu otoczonych bezkresną tonią chłodu jest już wszystkim, co tu dostaniesz. Jestem w stanie przyjąć takie założenie choć nie mam jeszcze nawet 30 lat i pewnie niejedno mnie jeszcze w życiu zaskoczy. Ale nie sprawia to że czuję się zawiedziony i miewam ochotę zabić sb - sprawia to co najwyżej tyle, że czuję pogardę do obecnego świata. Właśnie do tych wszystkich rzeczy, przez które świat nie jest jeszcze piękniejszy.
I tak też pewnego dnia wręcz zaskoczyła mnie myśl, że nie czuję żadnej więzi z tym, co jest wokół mnie. Cała ta cywilizacja i duch czasu, ta kolektywna świadomość manifestowana codziennie w mediach - to wszystko jest chuja warte i jeśli jutro mielibyśmy się wszyscy nawzajem wyżynać to nie płakałbym po tym, co było wczoraj. Zachować Polskę i kulturę chrześcijańską, to wszystko w co wierzę - tak, to jest mój obowiązek i chętnie się w to pobawię choćby dlatego żeby mieć zajęcie i nie ześwirować, ale to czy będę je bronił pisząc gównoposty w internecie czy strzelając do pedałów z chałupniczego karabinu - to już nie robi dla mnie różnicy. Czy będę żył na cichych przedmieściach przeczyszczonego moralnie stutysięcznego miasta czy na głuchej wsi - bez różnicy. Czy będę zarabiał klepiąc w komputer czy rąbiąc drwa - w jednym i drugim się odnajdę, przecież żadne z nich nie jest obiektywnie lepsze.
W istocie, gdy nie masz nic, nie masz też nic do stracenia i możesz sięgać po wszystko - cały świat staje się twoją ostrygą. Nawet jeśli masz 5 dych na karku ale nie masz żony, dzieci, kredytów, zobowiązań, nie podlegasz aresztowi domowemu za pedofilię - zawsze możesz się wynieść, spalić swoją chałupę i zacząć nowe życie. Zresztą, możesz nawet to zrobić jeśli masz żonę, dzieci, kredyty, zobowiązania i siedzisz za pedofilię - może nawet powinieneś.
Dlatego nie boję się inflacji, zarazy, wojny, kataklizmów, globalnego ocieplenia i Fortnite'a. Z częścią tych zjawisk należy podejmować walkę ponieważ zawsze istnieje szansa że planety się dobrze ustawią, coś dobrego kliknie i chociaż na chwilę stanie się bardzo dobrze, ale też wiem że nie mam żadnego wpływu na to czy Putin jutro nie machnie kutasem w stronę Łotwy i już za tydzień nie będę zapierdalał po lesie z karabinem strzelając się z kałmukami zza buga. I nie mam problemu z tą perspektywą, bo i tu i tam jest życie. I tu i tam mogę nagle umrzeć. I tu i tam będzie daleko od raju. I tu i tam odbierane mi będzie człowieczeństwo. Fajna jest ciepła woda w kranie ale ona naprawdę nie jest warta moralnej agonii jaką przeżywam patrząc jak wszystko się zwija choć ma idealne warunki ku wzrostowi.
I tak jest ze wszystkim - niech spadną nawet te pieprzone bomby i przejdźmy już wreszcie do epoki łupanego tworzywa sztucznego. Cokolwiek by się nie stało i ile razy świat by się nie skończył, życie toczy się dalej i gdy jedne jego aspekty pikują w dół, inne osiągają rozkwit. I stawianie czoła tym wszystkim nowym okolicznościom jest wyzwaniem samym w sobie. Przetrwanie jest wyzwaniem samym w sobie. Potrzeba wykazania się brutalnością i wyrachowaniem jest wyzwaniem samym w sobie - przynajmniej dla człowieka cywilizowanego.
Do czego zmierzają te wszystkie dywagacje - do tego, aby się nie lękać scenariuszy, nawet tych najgorszych. Należy z nimi walczyć, ale nie tępo się ich obawiać. Kiedy ktoś tu pisze wam o jakimś problemie i snuje czarne scenariusze - nie martwcie się. Te najważniejsze wartości i człowieczeństwo związane są z życiem człowieka w ogóle a nie życiem człowieka w gównianym abstrakcyjnym systemie. Przecież najpotężniejsze postulaty moralne naszej cywilizacji wymyślił stolarz z Judei w czasach gdy większość ludzi nie potrafiła nawet czytać.
I myślę, że pasuje to bardzo dobrze do samej idei Zrywizmu, która skupia się właśnie na odcięciu od całej tej obecnej patologii. Zryw się nie boi śmierci ani rozwiązań. Zryw jest człowiekiem, czyli gatunkiem o niezwykłej zdolności przystosowywania się do nawet najbardziej ekstremalnych sytuacji. Zryw nie będzie dyskutował ani rozlewu krwi prowokował, ale też przed nim się nie cofnie jeśli trzeba będzie. Jeśli ktoś was będzie straszył nuklearnym holokaustem to powiedzcie mu że odczekacie eksplozje w dziurze ale potem z niej wyjdziecie i odstrzelicie mu ten pusty łeb bez żadnych konsekwencji i sądów. A potem jeszcze wyruchacie mu matkę i splądrujecie jego gospodarstwo domowe. Bierzcie życie za mordę - zarówno w najczarniejszych godzinach naszej historii jak i teraz. Wymyślaj, kombinuj. Załóż harem i walcz z depopulacją, załóż fejkowe konto w kpoperskiej banieczce i bezpardonowo rzucaj redpille, załóż pismo o nazwie SRAKA i pisz w nim co ci się podoba. Wszystko i tak już jest do wzięcia jak w post-apo, bo prawdziwy świat się skończył już dawno temu.
Mig
Komentarze
Prześlij komentarz