WUDKA #1 - Makbet

Menel ze Stretford
Menel z nad Avonu

W ostatnich dniach miała miejsce rocznica urodzin oraz zejścia jednego z najwybitniejszych dramaturgów świata - Łiliama Szejkspira. Żył on sobie na przełomie XVI i XVII wieku na wyspie ze śmieci nazywanej Wielką Brytanią i cały swój żywot poświęcił (prawdopodobnie) ćpaniu i dokumentowaniu swoich tripów na skrawkach serwetek. 

Większości z nas twórczość Szeklspira kojarzy się zapewne z najbardziej kretyńską historią miłosną świata oraz z niezrównoważonym nastolatkiem gadającym do czaszki - jest to jednak powierzchowny obraz wytworzony przez komercyjne oblicze popkultury. Dziś olejemy Alfę Romeo oraz tego drugiego i skupimy się na najwybitniejszym dziele autora - Makbecie (kto twierdzi inaczej, ten się nie zna).

Dobra, to o co chodzi z tym całym Makbetem? Ktoś nieobyty z twórczością pismaka ze Stratford-upon-Avon może pomyśleć, że to upośledzony brat Hamleta, choć jeśli ktoś już jest upośledzony, to właśnie książę duński, a nie bohater dzisiejszego artykułu, ale po kolei. Makbet to dramat zaliczany do dojrzałej twórczości Szekspira (w przeciwieństwie do Romełła i Julii), stąd z tego zlepka wyrazów można wykrzesać cokolwiek bardziej wartościowego niż film z diCaprio.

Historia potężnego pantoflarza

Makbet jest jednym z wodzów armii szkockiej za króla Duncana. Ogólnie morowy chłop, rozpierdala wrogów w drobny mak aż się dymi. Ma też przyjaciela, Banka, którego poznał w woju i od tego czasu zżyli się ze sobą bardziej niż kleszcz z psim zadem. Pewnego razu po bitwie nasi dzielni żołdacy idą sobie przez wrzosowisko, gdy nagle bam, bęc - jak spod ziemi wyrastają 3 szpetne jak noc wiedźmy. Ich przekaz jest prosty - Makbet najpierw zostanie tanem (czym do diaska?) Kawdoru, a potem samym królem. 

Wkrótce Makbet, zgodnie z przepowiednią, otrzymuje upragnione stanowisko tana, co wprawia go w nie lada zdumienie. Banko (nawiasem mówiąc, jedyna trzeźwo myśląca osoba w całym dramacie) dochodzi do jedynego logicznego wniosku: to musiał być zbieg okoliczności. Następnie sugeruje, by obaj olali paplaninę wiedźm i poszli się napić, ale Makbet złapał przynętę - w jego mózgu zaszczepiona została idea, która miała nie dać mu spokoju.

Makbet, nie wiedząc co myśleć, postanawia o całym zajściu opowiedzieć swojej żonci - Lady Makbet, która okazuje się być zimniejszą suką niż Izabela Łęcka. Wykorzystując bezwzględnie ambicje swojego męża, nakłania go do zamordowania króla i, zgodnie z doktryną, że "szczęściu trzeba pomóc", spełnienia przepowiedni wiedźm. 

Oczywiście całkowicie podległy dominującej żonie Makbet z wielką gracją kończy żywot Duncana podczas jego noclegu w zamku Inverness - posiadłości państwa Makbetów. Tym samym, jako ulubieniec miejscowej szlachty, zostaje wybrany nowym królem, gdyż synowie Duncana - Malcolm i Donalbein - uciekają z obawy przed oskarżeniami o ojcobójstwo. 

Tutaj akcja mogłaby się zakończyć - hurra, przepowiednia wypełniona, Makbet ma władzę, wszyscy są szczęśliwi (może poza Duncanem, ale jego zdanie już się nie liczy). Takie zakończenie byłoby jednak niewiele warte; w swoim geniuszu Shaeakaeaspaeare postanowił zatem pokazać, że czyny niosą za sobą konsekwencje. Aby utrzymać wywalczoną pozycję, Makbet zmuszony jest popełniać kolejne zbrodnie - pierwszymi delikwentami przeznaczonymi do kasacji zostają Banko i jego syn Fleance. (Banko miał być ojcem królów, pamiętacie?) Płatni zabójcy wynajęci do rozwiązania tego problemu odwalają jednak fuszerkę, dając uciec smarkaczowi. 

W tym samym czasie na zamku trwa uczta, a wystawiającemu ją Makbetowi powoli siada psycha -  dręczą go koszmary, pokazują mu się zjawy, między innymi zakrwawiony Banko oraz staruszka przejechana przez Hajto. Jest jednak za późno, by się wycofać - Makbet zleca kolejne morderstwa na prawo i lewo, paranoicznie bojąc się utraty tronu.

Makbet pierdoli coś o skorpionach

Przejęty dręczącymi go ciągle obawami, Makbet szuka wsparcia u sił nadprzyrodzonych - nie mogąc dodzwonić się do Ezoteriusza Maximusa udaje się w odwiedziny do wiedźm. Efekt wizyty jest zadowalający - Makbet uzyskuje zapewnienie, że żaden zrodzony z niewiasty nie ma szans go zabić, a jego władza utrzyma się tak długo, jak las mu nie podejdzie pod okno. Wiedźmy ostrzegają go też przed jednym ze szlachciców - Macduffem, którego nasz kochany tyran obiecuje sobie sprzątnąć przy najbliższej możliwej okazji. 

Dobra, to się robi przydługie, obiecuję, że będę się streszczał. Lady Makbet dostaje pierdolca - ciągle myje łapy próbując usunąć plamy krwi po wszystkich morderstwach, których dopuściła się wraz z mężem. Szlachta szkocka i angielska dochodzi do wniosku, że pora zdetronizować tego wesołka, który wycina ich jeden po drugim, a przy okazji nosi znamiona silnego pomieszania zmysłów. Zebrane wojska przeciwników Makbeta postanawiają przyjąć sprawdzoną taktykę i niczym partyzanci Wietkongu przebierają się za drzewa, zupełnie niechcący spełniając koleją przepowiednię wiedźm. 


Geniusz wojenny Makbeta musiał chyba wyparować mu z głowy razem z resztkami rozumu, bo jego wojsko zostaje wycięte w pień(!) przez lasek(!!) wywijający wesoło mieczykami. Tyran zostaje sam, zbliża się do niego Macduff - szykuje się pojedynek wszech czasów. Przed walką Makbet kulturalnie wyjaśnia adwersarzowi, że ten właściwie może się gonić, gdyż nikt zrodzony z kobiety nie zdoła go pokonać. Tutaj następuje dramatyczny zwrot akcji - okazuje się, że Macduffa wycięli z brzucha matki cesarką, ergo nie został "urodzony" i może nakopać Makbetowi jak nikomu wcześniej się nie śniło. 

Wiluś Trzęsiwłócznia nie przyzwyczaił swoich czytelników do "heppi endów", ale tu wyjątkowo mu się zapomniało, że na koniec dobrego dramatu wszyscy powinni umrzeć, więc zdycha tylko Makbet, a tron odzyskuje jego prawowity dziedzic - Malcolm. Masakra.

A komu to potrzebne?

Otóż, wbrew pozorom, każdemu. Przesłanie Makbeta może nauczyć nas bardzo wiele, i to nawet dziś, ponad 400 lat po premierze. Ktoś może powiedzieć, że w Polsce nie ma już monarchii dziedzicznej a ludziom nie ukazują się wiedźmy, a ja na to odpowiem: zamknij mordę debilu i daj sobie wyjaśnić.

Pierwsze i podstawowe przesłanie Makbeta brzmi: nie ufaj kobietom nikomu, kto obiecuje Ci, że Twój los się nagle i drastycznie odmieni. Nie chodzi tu bynajmniej o wróżbitów (wierzę, że każdy umie się zorientować, gdy jakiś "magiczny Mariusz" próbuje go zrobić w bambuko) a o coś zdecydowanie bliższego naszemu życiu - wszelkiego rodzajów kołczów, szarlatanów od rozwoju osobistego, biznesowych guru i innych przedstawicieli podobnej hołoty, których jedynym i nadrzędnym celem jest krojenie frajerów z kasy. Przepowiednia wiedźm tak naprawdę nie ma żadnej mocy - za wszystkie zdarzenia od początku do końca odpowiedzialny jest sam Makbet, a ponieważ jest ułomkiem, ląduje w czarnej dupie do samego końca wierząc, że wypełnia "przeznaczenie". Naszym zadaniem jest zatem nie dać się omotać fałszywej wizji sukcesu, pchającej nas coraz głębiej w szambo. 

Po drugie: OD-PO-WIE-DZIAL-NOŚĆ. Nasze działania mają konsekwencje, warto o tym pamiętać zanim podejmiemy jakieś działanie, na przykład postanowimy zamordować króla Szkocji (obecnie nie ma co próbować, królowa Elżbieta jest odporna nie tylko na dzieci z cesarskiego cięcia, ale także te z in-vitro). Każdy trzyma ster własnego życia i każdy musi nauczyć się nim kierować (wszelkich fatalistów uprasza się o wyjście z piwnicy i zajęcie się czymś pożytecznym). Makbet cały czas dysponuje wolną wolą, jednak sam sztucznie ją ogranicza, próbując podążać za słowami wróżby. Gdy zaś sam dopełnia przepowiednię, zaczyna wierzyć w nią jeszcze bardziej - i tak w koło Macieju. 

Po trzecie: szanuj się człowieku, do cholery! Lady Makbet ustawia męża, jak chce, manipuluje nim pobudzając ambicje, z wyrachowaniem rani jego męską dumę, aby zmusić go do zbrodni - takie tam, gierki małżeńskie. Warto dostrzec, jak wybitnie antysimpowskie i natykukoldowe przesłanie niesie za sobą Makbet - nie daj się omotać toksycznej kobiecie, bo będzie z Tobą krucho. (Mówię to głównie do panów, bo to oni są najbardziej narażeni na takie próby osobowości.) 

Daruję sobie tutaj banały o żądzy władzy czy spirali zbrodni - przeczytajcie sobie jakieś opracowanie w Internecie, czy coś. W WUDCE skupiamy się na esencji - ta natomiast została wyłożona wyżej. Przestańcie stać w miejscu, czekając na przepowiednię - działajcie, miejcie niewzruszoną dumę i żelazną godność. I pamiętajcie, jeśli na zamglonym wrzosowisku ukażą się Wam trzy kobiety, to pora udać się do psychiatry.

Kisiel

Komentarze