Wszystkie gusła są prawdziwe

 Mam taką szaloną teorię i chcę się nią podzielić. Ta teoria pozwoli mi na zrobienie czegoś, co chciałem już zrobić od dawna. Ale o tym zaraz. Tych z państwa którzy już sięgnęli za telefony by zadzwonić na policję muszę uspokoić; nie wykręcajcie 997, prędzej numer do Tworek.

Choć wiele z tekstów wczesnego średniowiecza (i wcześniej) traktować należy dosłownie i opowiadają one o smokach, dziwacznych cudach oraz zjawiskach wprost fantastycznych a podawane przez nie faktyczne recepty na zło bywały brutalnie dosłowne, wciąż jednak przeplatane one są specyficznym żargonem, który z początku wydaje się być typową gwarą fantasy ale im więcej się nad nimi myśli, tym bardziej wydają się one jakąś dziwną ukrytą prawdą i językiem o zaginionych znaczeniach.

SIŁA ALEGORII
Aby wyjaśnić co mam na myśli, muszę najpierw przytoczyć koncepcję alegorii - prosto ujmując sprawę, alegoria to historia o podwójnym znaczeniu. Historię tę może opowiadać obraz, tekst, rzeźba lub inne medium. Słynne alegorie znajdziemy w Biblii, np. przypowieść o siewcy. Inną powszechnie znaną powieścią alegoryczną jest "Dżuma" Alberta Camusa. Jeszcze inną - choć bardziej dosłowną - "Folwark zwierzęcy" Orwella. Pierwotnie alegoria istnieje po to, by prostymi słowami tłumaczyć bardziej skomplikowane mechanizmy i zjawiska. To działa - człowiek przyswaja sobie pewne motywy i jest ich świadom bez potrzeby bycia bombardowanym zawiłym żargonem - wystarczy odrobina życiowego doświadczenia. Świetnie operują na tym zjawisku fraszki i przysłowia.

Gospodarz, o ozdobie myśląc i wygodzie,
Zbyt obcinał gałęzie drzew w swoim ogrodzie.
Przyszła jesień; daremnie na wiosnę pracował —
I szpaleru nie zrobił, i drzewa popsował.

Czymże jest ta bajeczka z książki Krasickiego? Czy jest to opowieść o ogrodniku, czy może zobrazowanie jakiegoś szerszego, uniwersalnego zjawiska które mówi nam że można przedobrzyć i zostać z fiutem w garści? Że jeśli "obetniemy komuś gałęzie", to później nie będzie nam przychylny? Że nie planując możemy się zapędzić w kozi róg? Że ślepo sobie dogadzając ryzykujemy, że wyczerpiemy źródło naszej ambrozji - że na przykład zużyjemy swoje ciało i zmysły zanim się zestarzejemy? Bardzo ładnie ujął to ostatnie zjawisko Jacek Kaczmarski w utworze poświęconym Janowi Kochanowskiemu (który także z fraszek zasłynął):

Za to ciało gnębimy jakby wieczne było
Krwią wojenny trud płaci, potem zrasza miłość
Aż i w końcu niezdatne do snu ni kielicha
Trzeszczy, cieknie i tęchnie, wzdyma się i wzdycha
Nie zachwycą już nas wtedy szczodre dary Boże
Bośmy kochać to przywykli, z czego czerpać możem.

Z alegorii lub mechanizmu z nim związanego korzysta się również niekiedy, by obchodzić cenzurę. Kiedy nie możesz powiedzieć czegoś wprost, zawsze możesz przekazać tę samą myśl z użyciem innych figur retorycznych. Niekiedy znamiona alegorii nosiły również kultowe dowcipy z bloku wschodniego. Polska jako kraj istniejący łącznie ponad 150 lat pod zaborami ma stosunkowo bogatą historię tego typu twórczości, ale pozwólcie że powstrzymam się z plejadą przykładów i przejdę ku meritum.

Dochodzimy bowiem do prostej koncepcji która zakłada, że jedno słowo lub obiekt może mieć kilka znaczeń. Nie jest to koncepcja obca niektórym laickim apologetom chrześcijańskim, którzy w taki sposób starają się wyjaśnić pewne fragmenty Pisma Świętego. Tylko co to właściwie znaczy, że jakiś fragment z Biblii nie powinien być traktowany dosłownie?

WIEDZA TAJEMNA
Proszę sobie wyobrazić taką sytuację; powstaje plemię gdzieś w środku dzikiego świata. Przywódcy owego plemienia niesamowicie dobrze ogarniają kapę; wykazują się świetną zdolnością kojarzenia faktów i dedukcji, potrafią myśleć abstrakcyjnie i korzystają ze swojej błyskotliwości aby zdobyć każdy detal przewagi nad przyrodą i innymi plemionami. Ale okazuje się, że większość plemienia to zwykłe ułomki. Nie da się im wyjaśnić nic trudniejszego, wydają się być kompletnie pozbawieni percepcji która umożliwia im dostrzeganie wielu zjawisk, więc mówienie im o niektórych rzeczach kompletnie mija się z celem albo wręcz może mieć skutek przeciwny - źle coś zrozumieją i dojdzie do katastrofy.

Zmuszone do działania górne 3% postanawia więc skorzystać z genialnego podstępu (podsuwa im go Bóg) - zamiast się siłować z ułomkami, skodyfikują pewne istotne zasady (lub wprost da im je Bóg, po wsze czasy idealne, czego dowodzi fakt że nawet  dziś Stary Testament boli Julki zakazując penis w cipuszka podczas okresu), które później sprzedadzą ułomkom w bardziej przystępnym opakowaniu. Sami natomiast będą sobie przekazywać wiedzę dosłowną i mądrość plemienia z pokolenia na pokolenie metodami kolejnych stopni wtajemniczenia, wraz z dojrzewaniem kandydatów na wodzów i szamanów. Powstają więc serie przypowieści o podwójnym wykorzystaniu - jakiś przebiegły lider zauważył że ludzie jedzą brudnymi łapami i stąd się biorą choroby. Nie u wszystkich oczywiście, wielu cavemanów będzie się śmiało że haha bezobjawowe zatrucie więc zamiast z nimi dyskutować powstaje historyjka i przykazanie i bęc macie myć ręce przed jedzeniem. Jesteś brudnym arabusem żyjącym w dużej piaskownicy bęc masz się symbolicznie myć 5 razy dziennie na chwałę swojego rodu. Nie wpierdalaj za dużo i nie żryj za dużo mięsa bo nie wiem, wybijecie całe bydło ułomki, a jeszcze chuja nie umiecie tego przyrządzać i tego mi brakuje żeby mi ludzie wpieprzali robaczywą wołowinę.

I tak krok po kroku dochodzą rytuały i zachowania które zwiększają żywotność, ograniczają rozprzestrzenianie się chorób i pomagają iść w dobrym kierunku. A za kulisami wszystko przekazują sobie bardziej po ludzku osoby pojętne. Każdy werset świętych zapisków ma jakieś znaczenie i to przekazywane jest ustnie osobom wtajemniczonym. Z czasem oczywiście dochodzi do wynaturzeń, część znaczeń się zatraca lub jest przeinaczana, powstają dziwaczne prawa ustanawiane przez niekompetentnych przywódców a część rytuałów staje się rzeczywiście narzędziem kontroli niż prawdą objawioną i oryginalnym Słowem Bożym. Powstaje miks, ale te dobre zasady wciąż gdzieś istnieją i w już zorganizowanych ośrodkach religijnych trwa przepychanka o ich prymat.

KLĄTWY SĄ WŚRÓD NAS
Powiedziawszy to wszystko, możemy wrócić do magicznych słów tak chętnie przygarniętych przez fantastykę. Chodzi o takie terminy jak klątwa, urok, opętanie, wampiryzm czy bożek. Wszystkie te słowa odnoszą się bardziej do zjawisk nadprzyrodzonych i ezoterycznych, choć niektóre z nich, takie jak np. opętanie, w niektórych kręgach zostały wymodelowane w sposób bardziej przystępny świeckiemu odbiorcy aby egzorcyści mogli toczyć debaty z psychiatrami. Niemniej teoria którą chciałem się podzielić zakłada właśnie nadanie i tym słowom znaczenia podwójnego, może i nawet w sposób niezamierzony. Co jeśli kilkaset lat temu takie słowo jak 'urok' może i odbierane było przez pospólstwo jako zwykła magia, ale dla ludzi inteligentnych było słowem odzwierciedlającym coś, co dziś nazwalibyśmy manią? Co jeśli wszystkie te słowa faktycznie odnoszą się do określonych stanów psychicznych, zjawisk antropologicznych i stylów życia, które prowadzą do dezintegracji społeczeństwa, egzystencji podłej i wiodącej do fatalnej psychozy?

Nie wiem czy tak było, szczerze mówiąc nie jestem ku temu przekonany. Zdecydowanie wydaje mi się to możliwe - przynajmniej dla jakiegoś węższego okresu czasowego - ale nie traktujcie tego jako prawdę objawioną. To bardziej eksperyment myślowy i wychodzi mi z niego jasno, że wszystkie te słowa rzeczywiście nabierają odzwierciedlenia nawet w tym, co widujemy teraz. Bo jak nazwać zachowania niektórych ludzi przerobionych przez internet, jak nie efektem uroku czy opętania? Czy na tym właśnie nie polegają te zjawiska, że człowiek ma zrujnowany osąd i dąży do czegoś, czego trzeźwa i rozsądna osoba próbować by nawet nie chciała?

Czy ci wszyscy zboczeńcy zaklęci toną samych obrazków i tekstów na które trafili w gazetach i sieci nie działają jak pod wpływem uroku? Czy klątwą nie staje się tendencja występowania złych wydarzeń uruchomiona jedną złą decyzją albo fatalnym usposobieniem, które wręcz te złe wydarzenia na człowieka ściąga ustawicznie? Czy zło związane z "uprawianiem magii" to czysta kwestia gustu, czy może droga do zatracenia w jałowym i odrealnionym postrzeganiu świata? Czy ci krawędziowi antyklerykałowie przekraczający kolejne granice od negowania i szkalowania Boga oraz świętych po obstawanie za aborcją przejawiane w coraz bardziej przebrzydłym zachowaniu nie są do zdefiniowania jako opętani?


Dowcip osoby zrównoważonej psychicznie która po prostu popiera prawa kobiet

Bonusem zawsze jest to, że ci ludzie nigdy nie widzą w tym nic złego, ponieważ racjonalizują to sobie faktem że robią te rzeczy ironicznie, ale nie dostrzegają faktu że summa summarum nie ma znaczenia czy robią to ironicznie czy nie - faktem jest to, że to robią, a obcując coraz dłużej z tego typu zachowaniami i pomysłami przełamują kolejne bariery aż w końcu staje się to dla nich nie ironicznym podejściem ale raczej zachowaniem słusznym (innego życia nie znają). Brzmi to dość zabawnie biorąc pod uwagę, że pisze to redaktor SRAKI i wiem już że jesteśmy w internecie i co niektórym wyjaśnić muszę prostą różnicę;

SRAKA i teksty na niej wpasowane są jako tako w konwencję teorii gier słownych Wittgensteina, która zakłada że rozumiemy różnicę między wyjściem do cyrku a wyjściem na pogrzeb. Zaglądając na portal SRAKKA.BLOGSPOT.COM człowiek oczekuje raczej tekstów mniej poważnych, a jeśli zdarzy mi się tu napisać coś bardziej na poważnie, jak np. ten tekst, to nie muszę się chować za ironią. Nie mam też parcia na to, by kogokolwiek przekonywać. Natomiast Jan Kapela z powyższego obrazka faktycznie jest zwolennikiem aborcji i jego obrazoburcze wybryki są po prostu manifestacją tego, w co wierzy. Bez względu czy będziesz rozmawiał z Kapelą na poważnie czy nie, usłyszysz mniej więcej to samo, a "ironia" będzie jedynie wyznacznikiem tego jak obrzydliwy będzie to przekaz. Pomijając fakt że ten facet zbliża się już do czterdziestki. Wszystko to nosi znamiona braku kontroli nad sobą.

CIĄG DALSZY NASTĄPI
Tako dochodzimy do sedna, a jest nim teza, że wszystkie te magiczne słowa i gusła w rzeczywistości istnieją. Nie w znaczeniu ezoterycznym i fantastycznym, ale w całkowicie świeckim, namacalnym, konkurującym z teoriami innych szarlatanów którzy się Boga nie boją i pierdolą o stu płciach oraz whiteness, czyli po prostu byciem białym, co ma wiązać się z **LE RASIS** wobec People of Color. Dla niektórych sto płci to postęp, a dla mnie to zwykła czarna magia która kończy się opętaniem i często samobójstwem. Jestem w stanie zredukować wiele grup społecznych i ich zachowań do poziomu teokratycznych plemion oraz wykazać cały szereg bożków rządzących nimi. I chętnie zajmę się tym w kolejnej części tego mini cyklu, bowiem od dawna myślę, iż on nie tyle byłby fajny, co jest wprost potrzebny do wyznaczenia niektórych zjawisk.

Mig

Komentarze