Wielki Karol Wojtyła


 

 Wyznać wam muszę (głównie tym, którzy nie zdążyli się jeszcze połapać) że niezły ze mnie grzesznik i hultaj. Robię różne głupie rzeczy i jeszcze głupsze rzeczy robiłem w dzieciństwie - o tak, moje dzieciństwo to była niezła Gomora (specjalnie nie napisałem Sodoma, ok?).
Nie chcę tu pisać swojej autobiografii, ale część rzeczy napisać muszę. W dużym skrócie pochodzę z rozbitej rodziny i pamiętam jeszcze niektóre nieźle BŁOGOSŁAWIONE akcje (staram się nie przeklinać w niedzielę, ok) w środku nocy kończące się interwencjami policji. Dzieciństwo moje ogarniał permanentny chaos i w tymże chaosie będący mieszanką wszystkiego co mnie spotykało zdarzał się również Kościół Katolicki.

KATECHUMEN CEZARY BARYKA
Moja przygoda z KK zaczęła się raczej słabo, jako że proboszcz mojej lokalnej parafii nie chciał mnie ochrzcić bo moi rodzice jakiegoś questa nie wykonali. Ich pierworodny był bękartem a oni sami ślub brali cywilny - chyba (nawet nie wiem, nie było mnie przy tym ok). Możliwe też, że rodzice nie mieli bierzmowania. No pleban się po prostu POMODLIŁ i powiedział "nie". W związku z tym do chrztu zawieźli mnie na drugi koniec Polski gdzie są moje rodzinne korzenie i tam ochrzcił mnie prawosławny batiuszka (nie mówcie 'pop' - pop to słowo obraźliwe).

Kolejnym moim wspomnieniem były lekcje religii w przedszkolu. Przychodziła do nas siostra Celina - babka może około pięćdziesiątki, zawsze w habicie. Na lekcje religii siadaliśmy losowo rozsypani na dywanie a siostra opowiadała nam różne historyjki, nawet nie pamiętam jakie - pewnie coś ze Starego Testamentu. Każdy musiał mieć zeszyt do religii i miał do niego wklejać obrazki które się dostawało za obecność na lekcji. Zeszyty były zwykle poukładane na takiej półeczce i chyba nawet ich nie zabieraliśmy do domu. Pamiętam jak pewnego dnia ja swojego zeszytu nie miałem - nie przyniosłem go, albo ktoś mi go buchnął. Wtedy nieźle WNIEBOWZIĘTA siostra Celina - pamiętam jaki byłem wtedy zszokowany że tak można - wzięła z półki zeszyt jakiegoś Filipa, wyrwała z niego połowę kartek i dała mi. Pamiętacie tę scenę z Full Metal Jacket w której Joker zastrzelił tę małą dziewczynkę? To był dla mnie hardkor tej wagi wtedy.

We wczesnej podstawuwie chodziłem do kościoła i miałem nawet Komunię (nie pamiętam co dostałem, chyba tanią kamerę, zawsze interesowałem się obrazem). W tamtym czasie chyba nawet starałem się wierzyć, ale nigdy nie potrafiłem. Są ludzie, którym trzeba bodźca z zewnątrz oraz czegoś, co zrobi na nich faktyczne wrażenie. Zawsze byłem takim typem dzieciaka. Wszystko co widziałem wydawało mi się ciekawe, ale zawsze też pamiętałem z różnych rozmów w tv i w życiu że istnieją rzeczy genialne, wybitne, niepojęte - np. "Lem to genialny pisarz". Te rzeczy genialne zawsze wyobrażałem sobie jak coś, czego nawet człowiek nie potrafi sobie wyobrazić i pojąć umysłem, więc wszystko co widziałem nie wydawało mi się genialne bo nie powalało mnie swoją wielkością. Podobnie było z Bogiem - gdziekolwiek nie spojrzałem, nie widziałem Boskiej interwencji. Myślę że kiedy słucha się tylu wspaniałych i cudownych historii o postaciach biblijnych, ciężko jest potem niektórym odnaleźć się w swoim szarym życiu bo obecność Boga kojarzy im się właśnie z wielkimi cudami, a tych brakuje. Bóg nawet nie chce do nich przemówić, dać znaku na żądanie. I tak chyba odkleiłem się od wiary, która i tak była zaledwie aktem epizodycznym i naciąganym.

W międzyczasie umarł Jan Paweł II. I kto pamięta rok 2005 ten wie, że wtedy do kościoła szli wszyscy. Moja matka której w kościele nigdy nie widziałem nagle pewnego dnia stwierdziła że idziemy do kościoła. Bo umarł papież - papież Polak. Nawet nie zdawałem sobie wtedy sprawy z tego, jak wielka to była sprawa że w ogóle Polak został papieżem. Nie pamiętam wiele z tego dnia - pamiętam że staliśmy przed kościołem bo cały był NATCHNIONY ludźmi i nie dało się wcisnąć. No i matka wzięła chusteczki bo stwierdziła że może będzie płakać.

W gimnazjonie byłem już niezłym ateizującym OKRUTNIKIEM który się namiętnie alkoholizował i stwarzał problemy wychowawcze innego stopnia - bójek właściwie było niewiele o ile jakiekolwiek były, ale zdecydowanie byłem agentem chaosu. Po kilku wizytach u psychologa szkolnego zaczęto wciskać mojej matce żeby zabierała mnie do prywatnego psychologa dziecięcego. I faktycznie, matka ciągała mnie tam, a nawet raz do psychiatry (za nieźle POBŁOGOSŁAWIONĄ akcję którą przemilczę ze względu na dzień święty. Pamiętam jak mnie ostrzegali że po psychiatrze jest już tylko neurolog) ale nic na mnie nie mieli bo głupi raczej nie byłem. Ostatecznie wpisali mi chyba jakiśtam autyzm i ścieżka postępowania papierologicznego została zamknięta, a ja dalej mogłem siać zgorszenie.

Księdza w ogóle nie szanowałem i lubiłem przynosić debilne pytania z internetu żeby go zaginać le epic atheis moment. Przez chwilę byłem nawet na małym forum antyklerykalnym i upatrzyłem sobie jakieś forum chrześcijańskie gdzie wrzucałem zdjęcia zwłok i cytaty z Biblii które wydawały mi się śmieszne (przestałem gdy zagrozili mi prokuraturą). Ogólnie wywalone miałem po całości i w końcu doszło do tego że x. Marcin mnie wywalał z sali i wpisywał mi punkty ujemne za nieobecność. Na jego nieszczęście drzwi do sali gdzie miał relfę były z cienkiej blachy i dla zabicia nudów żeby nie biegać po korytarzu (monitoring był) rzucałem w te drzwi plastikową kulką do pistoletu i niezwykle go to WNIEBOWSTĄPIAŁO bo licznie wychodził zdecydowanie nie w nastroju na dowcipy i przyjacielskie klepanie po plecach. Ostatecznie miałem mieć lekcje etyki zamiast religii, ale nigdy tego nie ogarnięto dla jednego edgy dzieciaka (i dobrze, bo wolałem mieć 45 minut przerwy na korytarzu niż kolejnego zawodnika do obrabiania).

W techbazie w ogóle na początku złożyłem deklarację że nie chcę chodzić na religię i również tam nie było żadnych lekcji etyki. Siedziałem w tym czasie w bibliotece z taką jedną dziewczyną i świadkiem Jehowy, czasem łaziłem po szkole robiąc głupie rzeczy. Po takim czymś człowiek kompletnie traci kontakt z religią, kościołem i innymi tego typu sprawami. Ale życie bywa czasem nieźle BŁOGOSŁAWIONE i tak też dochodzi do dziwnych przewrotów losu, które może i faktycznie stają się historiami na miarę tych cudownych historii biblijnych.

CHAN ATTYLA
Bo widzicie, za dzieciaka, może jeszcze w gim, odkryłem te słynne czany. Najpierw był 4chan, ale później ich polskie odpowiedniki - często kara, trochę vi i numerycznego, pod koniec trochę Wilna (pdk, jeśli nie wiecie o co chodzi to nie drążcie, bo nie warto). Czany powstały w Japonii jako imageboards, czyli zwykłe fora do dyskusji ale z naciskiem na możliwość wrzucania obrazków - aby założyć temat wręcz trzeba było wgrać jakiś obrazek. Pierwotnie były to stronki do dyskusji o anime i mandze. Strona dzieli się na działy/deski (boards), w których jest np. po 10 stron tematów. Gdy pojawia się nowy temat, ten na końcu listy na ostatniej stronie jest kasowany. W ten sposób strona nie wymaga opasłego archiwum i w czasie mogą się przez nią przelewać terabajty treści. Jeśli nie wiecie czym są chany, to ich nie szukajcie i na nie nie wchodźcie - po prostu nie warto. Kiedyś zdarzyło się tak że można było tam zobaczyć coś ciekawego, dzisiaj to po prostu miejsca które marnują twój czas i pompują w ciebie jad.

Po sukcesie 4chana, który swego czasu skupiał największych POBŁOGOSŁAWIEŃCÓW i BLIŹNICH, różne kraje zaczęły zakładać własne alternatywy. I tak istniały różne chany, ale ich cechą wspólną było to, że były skupiskami WIERNYCH, które całe dnie spędzały w piwnicy rodziców i nie radziły sobie w życiu. To był taki safespace dla stulejarzy którzy MODLILI SIĘ do japońskich kreskówek dla dorosłych i nienawidzili kobiet. Ich egzystencja była podła i pchała ich do podłych czynów, dlatego duże wzięcie miały tam akcje prowokacyjne, gdzie dokonywało się jakiegoś bluźnierstwa i rozsyłało po sieci, często podpisując się pod tym jako inny portal.

WOJTYŁA KONTRA INTERNET
Akcje bywały wymierzane w różne kwestie, ale największe wzięcie miało szkalowanie Jana Pawła II (podając się za użytkowników wykopu). Powstało mnóstwo przeróbek i "cenzopapieży", JP2GMD i te sprawy. Z pewnością widzieliście przynajmniej jeden taki obrazek. Początkowo szkalowanie Papieża Polaka zorganizowane było żeby wywołać ból SERCA u katolików, ale z czasem stało się stylem samym w sobie i wielu ludzi tworzyło kolejne przeróbki już nie po to żeby szkalować, tylko dlatego że JPII stał się swego rodzaju maskotką i patronem portalu. Sukces przeróbek z Wojtyłą, pomimo działań pod fałszywą banderą, przywiódł do czanów sporo nowych użytkowników którzy tępo i bezmyślnie powtarzali te hasełka, które oryginalni twórcy wymyślili dla ironii i śmiechu. Z czasem szkalowanie papieża - w szczególności nieironiczne - stało się po prostu żeżuncją* i kulturę czanową zdominowały przeróbki po prostu referujące Wojtyłę a nie koniecznie obrażające go. Wciąż istniały treści które go szkalowały, ale w sposób bardziej inteligentny i czasem były śmieszne same w sobie. Powstawały obrazki, filmiki, muzyka - nawet jakieś małe gierki. Część z nich była wyrazem talentu tych zagubionych ludzi, którzy nadziewali swoją twórczość Janem Pawłem, ponieważ wydawało im się to fajne i w ten sposób mogli trafić do swoich koleżków z tajnego domku na drzewie.

*Żeżuncja, żeżu - inaczej cringe, hasło wzięło się z przemówienia Jana Pawła II w październiku 1985 roku, gdy powiedział "Gesù annuncia molte volte la paternità di Dio nei riguardi degli", a fragment tego nagrania został użyty w muzycznej przeróbce "molte volte"


Obrazoburcza przeróbka w pierwotnym stylu - oskarżenia o pedofilię, zbrodnie wojenne i homoseksualizm były na porządku dziennym
Jedna ze starszych grafik, które zwiastowały przedstawianie papieża w bardziej kozackim świetle


Tzw. papież dynamiczny, czyli głowa poruszająca się na ekranie. "Trafić w kurwę" oznacza tyle, co "nie trafić", np. odpowiedzieć na nie tę wypowiedź albo w ogóle w złym temacie.


Tego typu wierszyki są osobnym działem żartów z papieża




Papież statyczny, czyli bardzo wysublimowana forma humoru w który wpleciono papieża Polaka


Film który wtajemniczył mnie w Synthwave i zupełnie nowy rodzaj chrystianizacji

Widziałem to wszystko i zdarzało się że i brałem w tym udział. Cenzopapieży mam na komputerze co nie miara do dziś ale nie po to żeby kogokolwiek nimi ŚWIĘCIĆ, tylko bardziej w celach archiwizacyjnych (lubię zbierać informacje, ok). Byłem w środku tego wszystkiego i swoje widziałem. I zaprawdę mówię wam, że widziałem w tym wszystkim triumf Wojtyły. Zaczął jako cel jakichś ironicznych ateuszy którym udało się podburzyć bandę DZIECI BOŻYCH do ranienia katolików, ale z czasem jednak te przeróbki nabrały swojej szlachetności i wymiaru artystycznego. I co najważniejsze - Wojtyła zawsze gdzieś tam był. Nie dało się o nim zapomnieć w tej najciemniejszej z dolin. I jego imię zawsze zapraszało do zapoznania się z jego sylwetką, tego kim był naprawdę, ponad płytkie żarty z internetu. I takie też było moje zaproszenie do poznania go bliżej.

KIM BYŁ TEN  CZŁOWIEK
Karol Wojtyła był człowiekiem fenomenalnym i było w nim coś specjalnego. Dorastał w burzliwej II RP. Urodził się dwa miesiące po Wojnie polsko-bolszewickiej. W 1939 roku był już na tyle dorosły żeby nie być głupi, ale na tyle młody by wierzyć w ideały. Przeżył okupację niemiecką, przeżył Stalina, nie dał się bezpiece. Był typem obserwatora, człowiekiem przebiegłym, błyskotliwym, inteligentnym. W hierarchii kościelnej wspiął się bardzo szybko i papieżem został w wieku 58 lat. Był twórcą płodnym i zostawił po sobie sporo ważnych dzieł. Do kościoła wprowadził wiele zmian, stając się choćby "najczęściej podróżującym papieżem" (104 pielgrzymki) i beatyfikując ponad 1300 osób, a kanonizując prawie 500.

Był też patriotą - o Polsce nie zapomniał, niejednokrotnie podkreślał jak ważna jest ojczyzna, zagrzewał Polaków do oporu przeciwko komunizmowi. Przesadą nie jest stwierdzić, że był istotnym elementem który przyczynił się do rozmontowania komunizmu w Polsce, czego dowodzi choćby pierwsza pielgrzymka do Polski w 1979 roku, podczas której Polacy policzyli się ze "oświeconym nowym człowiekiem sowieckim, co w Boga nie wierzy". Miał dobre poczucie humoru i mi osobiście udowodnił że można być szczerze śmiesznym nie odnosząc się do wulgaryzmów i zachowań patologicznych. Można być cool nie będąc cwaniakiem i łotrzykiem. Wojtyła miał w sobie wiele charyzmy i była to charyzma wypracowana, świadomie stosowana przez człowieka który bacznie przyglądał się życiu i nie bał się myśleć.

O Janie Pawle II można pisać całe książki (i się to robi), więc nie ma sensu żebym się tu rozwodził z każdą moją myślą, jaka się z nim wiąże. Znacie jako tako moją ścieżkę relacji z wiarą i kościołem - jakiś tam wstęp miałem, nigdy mnie to silnie nie porwało, zdarzały się potyczki i bluźniercze deklaracje. A potem po prostu był spokój, bo zająłem się życiem - nie byłem na tyle głupi żeby wciągać się w wojenki religijne, raczej interesowałem się wtedy kulturą i polityką. I ważnym jest, że zacząłem te tematy związane z Wojtyłą zgłębiać już jako człowiek bardziej dojrzały, oszlifowany, z własnym doświadczeniem i rozumiem

PODSUMOWUJĄC
Jako człowiek religijności pozbawiony, ale szanujący błyskotliwe umysły i wybitność, Wojtyły nie potrafiłem nie szanować. I zgłębianie historii jego życia oraz samej historii kościoła i jego cudów dały mi wiele do myślenia, dostarczyły wielu odpowiedzi - nie natury religijnej, ale antropologicznej. Były elementem uzupełniającym w procesie mojego dojrzewania. Wiem czemu służy kościół i dlaczego jest ważny. Wiem czemu służy kultura chrześcijańska i czemu jest ważna. Dlatego też śmieszy mnie zawsze, gdy ateiści w sieci zarzekają się że "byli w kościele" więc wiedzą co mówią, kiedy pod "byłem katolikiem" itd. kryje się zwykle "chodziłem do kościoła do czasu Komunii św.". W ogóle to jakaś dziwna przypadłość jak ateiści często posługują się tego typu manipulacjami albo wprost kłamstwem, żeby wygrywać swoje bezsensowne boje w sieci - jest to jedna z rzeczy które też mnie od tego nurtu z czasem zaczęła odpychać. I tak ziomek, ja też chodziłem do Komunii a potem przestałem, ale to nie jest żadnym wyznacznikiem. Czymże jest dreptanie na msze jako dzieciak kiedy kultura chrześcijańska oferuje Ci taką objętość tematów że WSZYSCY ŚWIĘCI i niewykluczone że w życiu ci czasu nie starczy na ich dogłębną kontemplację i czerpanie z nich.


Ja po przeczytaniu o Janie Pawle II

I teraz wisienka na torcie: niewykluczone, że wszystko to wzięło się z tego, że gdzieś do tych nieszczęsnych czanów spadło ziarno siewcy, jakim był sam Wojtyła. To ziarno wręcz tam sam diobeł zaniósł myśląc, że zwycięży. Ale to właśnie Wojtyła zwyciężył - po prostu, tak było, uznać to muszę i uznaję to chętnie, bo obce mi nie są prawda, dobro i piękno.

Mig

Komentarze