Uprawiałem seks z mamą Tygodnika Powszechnego
Było to w zeszłym tygodniu - wyszedłem na mały plac z dwoma starymi bramkami pamiętającymi jeszcze Gierka otoczony martwymi, smętnie szarymi blokami z wielkiej płyty nad którą zawsze z rana latały stada gawronów i kawek przypominających kruki zbierające się do żeru na padlinie. Wyszedłem pokopać piłkę, jak zwykle; wychodzisz i odbijasz sobie piłkę o ścianę aż przychodzi jeden z drugim kolegą i tak kopiecie między sobą aż przychodzą wszyscy z podwórka i gracie mecz do obiadu a po obiedzie idziecie na drugą połowę, która trwa do kolacji.
Tamtego dnia jednak nikt nie przychodził. Kopałem i kopałem tę piłkę o ścianę aż przyszedł facet który za tą ścianą mieszkał i powiedział że zbiłem mu wszystkie talerze. Nie było więc innej rady - poszedłem nieść wici do kolegów. Pierwszym moim kolegą był Tygodnik Powszechny. Poszedłem pod klatkę, zadzwoniłem. "Halo?" - odezwał się kobiecy głos. To była jego mama. "Halo, proszę pani, czy jest może Tygodnik Powszechny w domu?" - zapytałem. "Nie ma, ale proszę, wejdź. Mam ci coś do pokazania" - odpowiedziała dziwnym tonem jego mama i wpuściła mnie na klatkę.
Zdziwiony wszedłem po schodach i zapukałem. Otworzyła mi ona w samym szlafroku i zaprosiła mnie do środka. Zapytała czy nie chcę herbaty, soku lub czegoś do jedzenia. Odpowiedziałem że byłem już po śniadaniu i dziękuję. Na pytanie gdzie jest Tygodnik odpowiedziała że z ojcem pojechali na jakiś konkurs. Faktycznie - Tygodnik Powszechny chwalił się tym kilka dni temu że weźmie udział w ogólnopolskim konkursie języka polskiego. Sprawa się wyjaśniła - Tygodnika dziś przynajmniej do drugiej połowy nie będzie, więc czas wyruszać po innego kolegę. Przeszedłem więc do konkretów i zapytałem co jego mama chciała mi pokazać.
Ona wtedy zaprowadziła mnie do sypialni i ściągnęła ten szlafrok i powiedziała żebym ją wyruchał. No więc ruchałem ją tak gdzieś do południa aż zadzwonił domofon. Mama Tygodnika była zmieszana, myśląc że to już jej mąż z synem wrócili. Szybko się ubrała i poszła odebrać domofon, który nie przestawał dzwonić. Okazało się, że to byli inni koledzy z podwórka, którzy w międzyczasie wyszli na plac ale mnie nie zastali i sami postanowili szukać kogoś z piłką. Mama Tygodnika ich wpuściła wszystkich i też powiedziała żeby ją wyruchali i tak ją ruchaliśmy praktycznie cały dzień i listonosz też aż do późnego popołudnia, kiedy kazała nam się wszystkim ubrać i uciekać.
Od tamtej pory nikt z nas tam nie szedł bo w sumie dziwne to było i w sumie każdy stwierdził że woli grać w piłkę ale tak było
Mig
Komentarze
Prześlij komentarz