Teoria Dwóch Biegunów
Lewaki i prawaki - jak to pięknie brzmi. Prawie jak Hutu i Tutsi, czy Kargul i Pawlak. Wszyscy wiedzą co to jest prawica i lewica ale jeśli zapytacie stu prawaków o to czym jest prawica albo stu lewaków o to czym jest lewica to doprowadzicie do wojen domowych w tych zbiorowiskach. Z tego co mi wiadomo, nie ma nawet rzetelnej naukowej definicji tego czym jest prawica i lewica - to są słowa guślarskie, ludowe, wzięte z mowy potocznej i przyjęte przez zdegenerowanych komentatorów politycznych oraz samych polityków, wchodząc do oficjalnego leksykonu debaty publicznej.
Sam podział na lewicę i prawicę wziął się - zgodnie ze swoją patologiczną naturą - z patologicznego zachodu, gdzie libki pokłóciły się z konserwami i doszło do rzezi. Mimo to, taki podział został wśród nas na kolejne kilkaset lat i zdaje się nawet, że z czasem zhiperbolizował się; nabrał kontrastu i się uwydatnił tak, że widać go gołym okiem. Oczywiście nie mam zamiaru burzyć tego porządku taksonomicznego i walczyć z tymi słówkami - to są zwykłe zaklęcia dla ułomków dobrze spełniające swoją rolę i niech wśród ułomków sobie cyrkulują. Ale żeby lepiej zrozumieć dychotomię która naprawdę występuje między tymi dwoma obozami powinniśmy ubrać to w troszeczkę bardziej zdefiniowane formy. Teoria lewicy i prawicy rozjeżdża się właśnie w momencie w którym lewak Korwin dowodzi że jest prawakiem bo nie jest lewakiem a konserwy to lewaki bo nie chcą liberalnych doktryn ekonomicznych. Ułomki to oczywiście kupią bo ułomkom wmówisz wszystko, ale spójne logicznie to nie jest i akceptując takie rozumowanie obdzieramy się z lepszych możliwości poznawczych.
BIEGUNY STULECI
Zacznijmy od tego, że konflikt między "lewicą" a "prawicą" trwa tak naprawdę od tysięcy lat. Nawet w ujęciu darwinowskim ewolucja trwa setki tysięcy jeśli nie miliony lat, więc człowiek tak naprawdę niewiele się zmienił od późnego paleolitu, jeśli w ogóle. Czytając Homera czy legendy o Gilgameszu dostrzegamy że motywacje i rozumowanie ludzi z czasów zapomnianych są właściwie tożsame z naszymi - rozumiemy tych ludzi, po prostu. Dlatego też nie uchodzi wątpliwości, że to co składa się na lewactwo i prawactwo istniało w nas już od dawna.
Epikureizm kontra stoicyzm. Popularzy oraz optymaci. Carpe diem versus memento mori. Liberałowie przeciwko monarchistom. Elias i Barnes - w większym bądź mniejszym stopniu te konflikty dzielą ze sobą pewne znamiona, definiujące faktyczny podział. Nie jest to zwykły podział na "lewicowość" i "prawicowość", na wolność lub jej brak albo stawki podatkowe. To jest podział na zestaw nadrzędnych wartości i sposób pojmowania świata. Da się wyodrębnić grupę ludzi którzy za największą wartość obierają sobie "szczęście", dążąc do wygody i unikając nieprzyjemności. Interesuje ich życie tu i teraz i powinno być ono dla nich zadowalające. Drugą grupą do wyodrębnienia są ludzie odnajdujący spełnienie w "ładzie" i porządku, które wymagają od nich i dostarczają im metafizycznej pożywki dziejów. Tę pierwszą grupę zdefiniowałbym jako oscylującą wokół bieguna gratyfikacji, natomiast tą drugą - bieguna obowiązku.
BIEGUN GRATYFIKACJI
Podstawą gratyfikacji oczywiście są darmowe fanty i przywileje czyniące wygody - darmowy chleb dla rzymskiego plebsu, ziemia dla biednych rolników, zasiłki wszędzie zasiłki, darmowe mieszkania, darmowe obiady, darmowe książki, podpaski, hostele, talony na kurwy dla inwalidów. Opcja "blokuj i wycisz" za zwykłą różnicę zdań, eutanazja dla wszystkich, aborcja na życzenie potwierdzeniem wyższości wygody rodzica nad życiem drugiej osoby, narażanie dzieci na życie podłe oraz kalectwo przez indoktrynację i trucie hormonami w nadziei rodzica że dziecko wyrośnie na geja czy transa (wedle oczekiwań rodzica).
Przywileje nie dla użytku lecz dla samego statusu, odwoływanie się do społecznej sprawiedliwości i forsowanie swojego poczucia takowej pojmowanego w wirtualnych liczbach i wykresach - nie liczy się faktyczna sprawiedliwość, tylko zaspokojenie swojego poczucia sprawiedliwości; jeśli w telewizji jest nominalnie tyle samo mężczyzn i kobiet, to nastała równość i spłynęła pożądana gratyfikacja na tego czy innego seksistę. Podobnie z biednymi leśnymi świnkami do których strzelają myśliwi - żaden grat nie zna osobiście żadnej świnki bo nie chodzi tu o świnki - chodzi o nieprzyjemne poczucie. Wreszcie, walka z wszystkim co "wyklucza" czyli bodzi wiecznie głodny element któremu odmówiono (na zamknięte bramy narzekają tylko ci, przed którymi bramy zamknięto) - cenzura i rujnowanie kariery ludziom którzy 20 lat temu powiedzieli "murzyn", oczywiście w imię kolejnego wielkiego zwycięstwa sprawiedliwości społecznej ponieważ ukaranie i zrujnowanie ludzi którzy powiedzieli "murzyn" zakończy wreszcie rasizm. Wyłudzacze dobrobytu powołujący się na cnoty oraz puryści oparci na niespójnych acz emocjonalnych chwilowych trendach.
Ale nadrzędne dla tych ludzi jest osobiste poczucie bezpieczeństwa. Typowy grat będzie chciał wiele udogodnień, ale odda wiele swoich wolności a nawet osobistą godność w zamian za obietnicę zmniejszenia swoich zmartwień. To bardzo żyzny grunt dla socjalizmu a nawet i komunizmu. Jednocześnie gratami najczęściej są kobiety które z natury mniej ryzykują, oraz ich simby którzy zgodzą się na wszystko co kobieta powie byle by móc tylko powąchać jej majtki. Ostatecznym archetypem grata jest osoba która oddała się dobrowolnie do haremu, wiedziona swoim zboczeniem oraz chęcią wyzbycia się odpowiedzialności za utrzymanie się.
BIEGUN OBOWIĄZKU
Obowiązek istnieje względem jakichś wartości uznawanych za najważniejsze, ale niedostarczających koniecznie bezpośrednich wygód. Może to być honor, tradycja czy miłość do ojczyzny. Uwielbienie dla wartości i służba im wymagają pewnych wyrzeczeń i trzymania się w wyznaczonych ryzach, by pozostawać w więzi ze swoimi wartościami oraz być zawsze gotowym na ich obronę. Wiąże się to z dyscypliną eksplorowaną duchowo ale w niektórych przypadkach również z dobrowolną ascezą w wymiarze materialnym. Ekstremalne przypadki ascetów dokonują (samo)okaleczeń sakralnych. Obowiązkowiec odnosi się do ładu, który sprzyja warcie przy wiekuistych wartościach przechodzących z pokolenia na pokolenie. Taka postawa staje się rdzeniem niekoniunkturalnego konserwatyzmu, który to lubi przybierać barwy teokratyczne, jako że religia bywa zwykle skodyfikowanym i uporządkowanym zestawem wartości moralnych.
W świecie obowiązku obok kultywacji poświęceń - od najprostszych rytuałów każdego dnia do oddawania swojego życia i szeroko pojętego mesjanizmu - istnieje też dużo animozji dla tego, co ładowi i tradycji nie sprzyja. Zdarza się, że przyjmuje to postać polowania na czarownice w postaci pokemonów czy innego Harrego Pottera. Tępione są dekadencja moralna oraz wynaturzona kultura, a bezkompromisowo forsowane są sztywny kręgosłup, szacunek dla kościoła, szacunek dla hierarchii, obowiązki względem ojczyzny oraz tradycji. Owocem tej pracy ma być coś, co ma przetrwać wieki ku osobiście pojmowanych chwale oraz dobru.
PRZECHODZĄC DO SEDNA
W taki sposób rozpatrując omawiany podział nietrudno możemy dojść do wniosku, że nie żyjemy w kreskówce gdzie jedna strona jest zdecydowanie zła a druga dobra. Obie strony mają swoja racje i wartości, obie są zdolne do bezmyślnych i niszczycielskich bojkotów, obie strony są w stanie bronić czegoś, co bronić co najmniej trudno. Jedni psują swoje dzieci i ładują w nie hormony, a drudzy ucinają im naplety i łechtaczki. Patrząc przez wymiar dwóch biegunów dostrzegamy, że pewne postawy w danym temacie nie są stricte prawicowe albo lewicowe;
Stosunek do posiadania broni palnej: Większość lewarów spod bieguna gratyfikacji broni nie chce, ponieważ czują się nią zagrożeni i woleliby rozbroić naród. Jednocześnie lewicowi i anarchistyczni militaryści typu antifa którzy BAWIĄ SIĘ w rewolucję i szukają pretekstów do niszczenia i łupienia miast (nie tylko w USA, poczytajcie o tym co zrobiła Antifa w Hamburgu w 2017 roku z okazji szczytu G20) bardzo chętnie położyliby łapy na broni palnej, ponieważ to by im dało możliwość do siania jeszcze większego terroru. Wymowny jest epizod z CHAZ/CHOP, gdzie anarchiści okupujący kilka przecznic jakiegoś opuszczonego przez Boga amerykańskiego miasta najpierw domagali się pozbawienia policji broni i wprowadzenia "pracowników społecznych", a następnie sami uzbroili się w karabiny szturmowe i rozwalili jakieś dwa dzieciaki które podebrały wóz staremu i wjechały na dzielnię gratom podczas nocnej przejażdżki. CHAZ miał więcej strzelanin i ich ofiar na 100k ludzi niż Somalia.
Szeroko pojęta prawica tymczasem chyli się ku posiadaniu broni, ale też nie jako ideologiczny monolit - istnieją obowiązkowcy którzy rzeczywiście chcą broń popularyzować ze względu na zdolności obronne ojczyzny, ale istnieje też frakcja liberałów którzy chcą broni palnej po prostu bo tak, bo to jest ich PRZYRODZONE PRAWO i daj mi - dla nich broń nie wiąże się z żadnym obowiązkiem tylko jest zachcianką tłumaczoną rzekomą wielką troską o swoje osobiste bezpieczeństwo (liberałowie są najbezpieczniejsi na co dzień nie chodząc w kasku czy ochraniaczach na kolana tylko trzymając bazookę pod łóżkiem). Jest też oczywiście "prawica" która broń zabiera z różnych powodów, bo jak widzimy podejście do kwestii zależy od optyki.
Innym przykładem niech będą te przeklęte postulaty ekonomiczne - u nas w Polsce partia polityczna gratyfikacji pragnie by rząd brał dużo i wydawał na "darmowe" fanty dla ludzi, kiedy to partia obowiązku też chce zbierać dużo ale po to żeby promować dzietność, ratować strategiczne spółki państwowe i lobbować w interesie państwowym za granicą. Jednocześnie istnieją też nurty bardziej (poczytajcie manifest Unabombera) i mniej (liBerAłoWie goSpodArcZy) odpowiedzialne, które chylą się ku anarchizmowi i samodzielności jednostki w wymiarze materialnym.
I tak się żyje na tej wsi - lewica i prawica to słowa zgrubne i proste, biorące się z tego gdzie 300 lat temu posadzili swoją dupę jacyś geje w rajtuzach. Faktyczny podział jest zależny od czynników antropologicznych i bezkrytyczne wielbienie tych czy innych dogmatów nie jest ani prawicowe ani lewicowe tylko najczęściej po prostu debilne. Wierzę że w odpowiednich warunkach może istnieć dobra lewica i dobra prawica, ale na co dzień nie ma sensu się szufladkować w taki idiotyczny sposób jeśli można po prostu czerpać pomysły z obu obozów, zależnie od tego, czego wymaga od nas rzeczywistość. Nie żyjemy w czasach które sobie wyśniliśmy - żyjemy w czasach które od nas wymagają i trzeba się do nich dostosować i nauczyć w nich swobodnie poruszać, jak od tysięcy lat, nic tu się w tej kwestii nie zmieniło. Obecnie nie zmierzamy donikąd, kręcimy się w kółko i toczymy autystyczne boje o rzeczy które nie mają żadnego sensu. Cierpi na to cały cywilizowany świat i wyobraźcie sobie możemy być pierwszym narodem który znajdzie rozwiązanie na to prymitywne, postmodernistyczne konanie demoludów.
Mig
Komentarze
Prześlij komentarz