Staś - historia heroicznego aktywisty LGBT.

Nie zawsze Sraka produkuje rzeczy tak podniosłe i dające nadzieję na lepszą przyszłość. Możecie to traktować jako specjal, zasadniczo za przeczytanie tego powinniście płacić. Kiedy byłem jeszcze młodzikiem, chodziłem do liceum, miałem cały ryj w pryszczach znałem pewnego człowieka. Znałem pewną osobę, której życie przewróciło się o całe 370 stopni, a która naprowadziła mnie na drogę prawdy, tolerancji i miłości, dla wszystkich. Pamiętajcie, miłość nie wyklucza.

Staś Staszewski, tak się chyba nazywał. Miał siedemnaście lat, był z rocznika starszego ode mnie. Miałem wtedy dziewczynę, nazywała się Monika. Była ładna, ale niezbyt bystra. Nie umiała liczyć do piętnastu, nie wiem co robiła na kierunku matematycznym. Stasiek chciał ją odbić, zaprosił ją na kawę. Wkurwiłem się. "Nie będzie mi ten cieć podrywał dziewczyny".

Wiedziałem co mam robić. Miałem sekretną formułę, którą radziłem sobie z konkurentami o serce partnerek. Wziąłem go z zaskoczenia. Nie było przerw, nie było litości. Za rzeczy, które wówczas zrobiłem prawdopobnie stałbym na procesie obok serbskich zbrodniarzy wojennych i esesmanów. Byłem sprawny, szybki, nieokiełznany i niepowstrzymany, byłem jak dziki drapieżnik, który nie zatrzyma się, póki nie dopadnie ofiary.

Minął tydzień. Minął miesiąc. Staś nie zarywał już do Moni. Była moja, niczyja inna. Ale Staś, Staś się zmienił, był narodowcem. Należał do Młodzieży Wszechpolskiej. Bił homoseksualistów na ulicach, ale był spokojny z natury. Mało pił. Pewnego dnia przyszedł i powiedział "Odkryłem swoją prawdziwą naturę". Miał kwiatek we włosach, kocie uszy na głowie.



Czułem obrzydzenie, chciałem mu zajebać krzesłem, ale nie chciałem przy Moni zachowywać się jak dziki wieprz. Staś powiedział "jestem na terapii hormonalnej". Brał tabletki, nie tylko do korekcji płci, miał depresję, dwubiegunówkę, schizofrenię, złudzenia natury prześladowczej i System Downa. Staś dołączył do kolektywu aktywistycznego. Zaczął ćpać, zaczął pić, w umór. Nie kontaktował się z rodzicami, mieszkał w melinie, ze współmeliniarzami. Kradli jedzenie ze śmietników. Lubili czaić się i napadać klientów MCDonalda na ulicy Długiej. Ćpali, a jak kończyli ćpać, to ćpali jeszcze więcej. Poznał tam prolificznego honotseksualistę(zaimki głupi/chuj) i aktywistę Roberta Bosaka.

Robert wyznał mu, że był molestowany, ale lubił w dupe. Kochali się, byli parą, chcieli mieć dwójkę dzieci i dom. Niestety, zanim ich sny się spełniły doszło do tragicznego wydarzenia. Feralnego dnia Staś(właściwie to już w tym momencie piękna trans-kobieta imieniem Żul) wyszedł z meliny okraść śmietnik. Wrócił do domu i próbował położyć się na gromadzie śmieci, którą nazywał łóżkiem. Nie zauważył jednak, że wokoło słupa, na którym trzymała się konstrukcja domu przewieszony był sznurek do wieszania obszczanych majtek. Siła wiatru, który wpadł do domu owinęła się wokoło szyi Stasia. Był bez szans w starciu z grawitacją, siłami fizyki i sznurkiem na pranie. Nieszczęśliwym wypadkiem sznur poszedł z siłą kawałka betonu, do której był przywiązany, a który urwał się i wyniósł Stasia pod sam sufit(niby jak kurwa?).

Naćpany Robert, wróciwszy do domu płakał całą noc. Płakał także rano. Staś został pochowany obok meliny, gdzie lokalne Julki odprawiły Ostatni Szabat z krwi niewiniątek i martwych płodów sprowadzonych ze słowackich klinik aborcyjnych. Aż właściciel budynku nie wyrzucił ich z ich domu, po czym skończyli na ulicy. Grobu Stasia po dzień dzisiejszy nikt nie zlokalizował.

Chwila, chwila... Może to nie Staś zawisł pod sufitem meliny przy ulicy Obesranej? Może to tak naprawdę byłem ja? Może siła unoszącej się esencji duszy zdołała wykrzesać ostatnie siły, by spisać te wspomnienia? Robi się ciemno... Papo? Idę do Ciebie Papo! Czekaj na mnie!

KONIEC

Anon

Komentarze