Przypowieść o naleśnikach - Czy Konfederacja ma sens?
Trudno jest spierać się z tezą, że Lewica jest tworem absolutnie pokracznym, natomiast trudno jest również zatrzymać śmiech, gdy słowa te padają z ust reprezentanta innej sklejki ledwo żyjących struktur, która postanowiła wydostać się z grobu i straszyć na scenie politycznej. Konfederacja bowiem przypomina mi koncept zmieszania ze sobą Nutelii, sera twarogowego i dżemu truskawkowego, domowego. Czemu tak? Każdy z tych trzech preparatów oddzielnie ma zastosowanie w przygotowaniu pysznych, śniadaniowych, kurewsko niezdrowych naleśniorów. Można oceniać ich walory subiektywnie, jeden grubas powie tak, inny grubas powie "podajcie mi insulinę", ale zgodzimy się, że każdy z nich pasuje do naleśnika.
Gdy jednak zmieszamy te trzy substancje razem, otrzymamy wysoce niestrawną mieszankę o konsystencji błota, tudzież rzadkiej kupy. Fakt, iż każdy z trzech ma zastosowanie w naleśnikach nie czyni z nich dobrej mieszanki. Podobnie jest z Konfederacją.
Każdy z komponentów tego tworu politycznego, a więc Ruch Narodowy, Korwin i Korona(zwana Konfederacją Korony Polskiej). Ruch Narodowy to rzecz jasna partia nacjonalistyczna, co prawda o korzeniach postgiertychowskich, ale komuś Bosak musiał teczki nosić, zanim startował w wyborach prezydenckich. Korwin to Korwin, mieszanka libertariańskich bajek, monarchizmu(czy tam minarchizmu) i pseudointelektualnego bełkotu doktorów ekonomii znanych z teorii jebania Urzędu Skarbowego. Trzeci odłam, Korona składa się z pomysłów monarchistycznych, reakcyjnych, ale przede wszystkim szurystycznych, czyli trochę szajbusów, trochę ludzi chorych psychicznie, a wszystko podparte wiarą w słowo guru swojego ugrupowania - Grzegorza Brauna.
Nie wiem, czy konieczne jest tłumaczyć jak bardzo do siebie podobne są te trzy partie. Nie są podobne kurwa w ogóle. Narodowcy z RNu mieli chyba najbardziej bliski mi program, przed Konfederacją, gdy opierał się on m.in na walce z zapaścią demograficzą - faktycznie największym problemem III RP. Korwin to Korwin, człowiek stojący na kretyńskich wypowiedziach, otoczony młodszymi od siebie o 40 lat chłopcami wierzącymi w każde jego słowo. Ile razy słyszeliście, że JKM wcale nie miał X na myśli, tylko Y, ale jakoś misternie zakodował swoją wypowiedź? To są właśnie oni. Braun to zaś Braun. Nie można mu odmówić pewnej charyzmy i charakteru, ale patrząc z boku nietrudno o wrażenie, że ma się do czynienia z człowiekiem, albo chorym psychicznie, albo działającym na czyjeś zlecenie, będącym aktorem.
Co łączy ze sobą te trzy stronnictwa? Bardzo silny, promieniujący endecki rdzeń. Może raczej fascynacja postendecką myślą polityczną, po raz enty rozbudzającą prawie stuletni konflikt z II Rzeczypospolitej. Objawia się to choćby przez manifestowaną niechęć, do osoby Marszałka Piłsudskiego, jako agenta/bandyty/kogoś bardzo złego. Nie jest to coś koniecznie niewłaściwego, że ktoś nie lubi sanacji, natomiast w myśleniu endeckim jest jedna poważna wada. O ile można tam się zgodzić, że merytorycznie ci ludzie nie musieli się mylić(endecy, choć o tym nie chcę dyskutować), o tyle Dmowski był przeokropnym przegrywem. Politycznym, bo u władzy faktycznie nie był, a także życiowym, bo Chad Piłsudski scuckował swoją kresowiańską, wschodniopolską charyzmą smutnego wielkopolanina, podbierając mu pannę.
Problem w tym jest taki, że polityka poza teoretycznymi dywagacjami to także gra. Na wysokim poziomie granica między zorganizowaną przestępczością, a legalnym działaniem jest bardzo cienka i wchodząc na wyżyny kariery politycznej trzeba umieć w to grać. Ktoś, kto nie umie odnaleźć się na szachownicy sił, układów i sporów bardzo szybko zginie.
W Konfederacji nie widzę za to ani żadnego sensu merytorycznego, co udowodniła reakcja tej partii na pandemię, ani czystej gry politycznej. Tym bardziej, że taki Braun, podejrzewany o bycie ruskim agentem spotykał się przecież z dziennikarzem rosyjskim, wydalonym z Unii za szpiegowanie. Jeśli Pan Grzegorz nie ma nic wspólnego z homoseksualnymi operacjami kacapskiej inteligencji na terenie RP, to jest zwyczajnie niekoniecznie bystry czyniąc coś tak widocznego i aoptycznego.
Mamy więc postendecki przegrywizm, pozbawiony treści, którą stara Endecja może i miała, okraszony niekoniecznie bystrymi politykami, nie znającymi znaczenia optyki i możliwie działającymi dla obcych służb wywiadowczych. Czego nam w kociołku brakuje? Ewangelii Libertarianizmu według Królika Dziambora i Janosza Korowina-Makkukke.
Tak jest, ideologia nastolatków w garniturach oparta na kilku twierdzeniach z podstaw przedsiębiorczości i książkach dziewiętnastowiecznych filozofów o wątpliwej reputacji. Prywatna armia, prywatne drogi, prywatna służba zdrowia. Dlaczego? Gdyż, ponieważ kapitalizm oraz bo socjalizm jest be i jak państwo robi rzeczy to jest socjalizm, ba komunizm - tak powiedział znany ekono... filozof Janusz Korwen Mekke. Nie jestem koniecznie przeciwnikiem niskich podatków, jeśli jest to możliwe, czy niskich opłat, ale Jezusiku Miłosierny Stepujący... Ileż można opowiadać w kółko te same bajki o prywatyzowaniu wszystkiego? Ileż można wierzyć w ludzką uczciwość? Ileż można ufać, że stawianie domu na piasku nie zaskutkuje zmieceniem go z powierzchni ziemi?
Więc tak to właśnie wygląda. Jest możliwe(zawsze), że się mylę i Konfederacja dojdzie do władzy, Braun koronuje Jezusa Chrystusa Królem Polski, przegoni mafie, służby i loże, Korwin wprowadzi wolny rynek i bogactwo. Zaś Ruch Narodowy wypędzi wszystkich imigrantów, ocali polskie rodziny i demografię, a na końcu zorganizuje wielkie gej-party, gdzie Bosak weźmie ślub z Biedroniem. Tylko do tego Konfederacja będzie musiała się nie rozlecieć po ewentualnym przekroczeniu 20 procent poparcia. O innych przeszkodach z litości nie wspomnę.
Anon
Komentarze
Prześlij komentarz