Ocaleni w dziecięctwie


Spojrzenie narodu na dzieci

Na przestrzeni ostatnich lat zauważalne jest postępujące odczłowieczenie dziecka. Najsilniejszym prądem destrukcyjnym jest z pewnością żądza nieograniczonej dostępności do aborcji sprzedawana pod płaszczykiem praw - autorstwa liberalnych demagogów. Ten temat, zważywszy na huczną serię wulgarnych demonstracji w naszym kraju, każdy zna. Nie jest celem tego artykułu głębsze badanie paranoi zjawiska, pewnie nie zostałoby tu napisane nic, czego już nie słyszeliście. Warto natomiast zauważyć jak niepozorne zachowania prowadzą do degradacji piękna szeroko pojętego życia, które z największą czystością manifestuje się w dziecięcej prostoduszności. Bo niejako oczami dziecka widzimy obraz najprawdziwszy. Zatem uprawiając kpinę wobec czegokolwiek, co dziecięce – odrzucamy możliwość pełnego poznania. Z pewnością spotkaliście się z rodzicami, którzy o swoich dzieciach mówią nieustannie jak o problemie. Z pewnością widzieliście ich zapalczywy, często irracjonalny, gniew wobec dzieci. Z pewnością również spotkaliście ludzi, którzy twierdzą, że „gówniaki” tylko zamykają drogę „kariery”. Te istoty uległy egoizmowi serwowanemu przez postindustrialny ład dla którego celem nadrzędnym jest natychmiastowa wydajność – bez perspektywy na przyszłość. Często dopiero na starość dochodzą do wniosku jak traktowali skarb, który mógłby ich dopełnić. Paradoksalnie w posiadaniu dzieci jest coś egoistycznego, ale na warstwie, której nie poświęca się zbytniej uwagi. Nie chodzi tutaj bowiem o jakąś walkę z samotnością. Choć to oczywiście prawda – prawidłowe wychowanie dzieci w miłości uchroni nas prawdopodobnie od samotności. Ale ten aspekt nie jest dla dorosłego najważniejszy, zaklęta jest w dziecku o wiele większa wartość. To nadzieja dla skostniałej, „dojrzałej” duszy. Możliwość przeżywania raz jeszcze niewinności, którą zgubiliśmy wraz z wejściem w dorosłość, a która to niewinność zdolna jest do zharmonizowania naszej często skrzywionej percepcji i odzyskania wiary koniecznej do tego, by nasz wewnętrzny świat nie utracił filarów.





Natura dziecięcej miłości

Nakreślony został zarys komplementarności wyjątkowej relacji, którą człowiek dorosły może zbudować z dzieckiem. Celem głębszego poznania należy zrozumieć miłość jaką dziecko się cechuje. Dzieci, gdy już staną na nogi, zaczynają promieniować werbalną ciekawością. Ta ciekawość jest wynikiem ufności, którą posiadały dzięki matczynej trosce i bliskości. Teraz mogą, bez wahania i nie bacząc na konsekwencje odkrywać rzeczywistość. Ich usposobienie jest pełne ekstremów. Dzieci nie są w żadnym stopniu wyważone w okazywaniu uczuć. Najczęściej więc odnoszą się do świata z pełnią miłości lub z pełnią nienawiści, choć towarzyszy im również związane z rozwojem ciała i umysłu pragnienie wyważenia, pewnej neutralności. Miłość dorosłego opiera się bardziej na rozumie, przez co może on popaść w pułapkę pragmatyzmu, który w dłuższej perspektywie pozbawia go czułości. Stąd bierze się potrzeba obcowania z silnymi uczuciami, które nie są hamowane przez uprzedzenia umysłu. Dorosły, widząc pasję, ciepło, szaloną skrajność pełnego entuzjazmu dziecka rozpala na nowo swoją ostudzoną tęsknotę za ideałem. Opuszcza zgorzknienie własnego realizmu i nabiera wiary w życie. Dzieci to również „absurdalna” rozpacz, strumienie łez i mnóstwo fizycznych ran. Przypominają nam w ten sposób o męce i cierpieniu. Że to nieunikniony element naszej tułaczki. Że nie powinniśmy się dziwić i narzekać, gdy spotyka nas przykrość, bo już raz to przeżyliśmy – i to w formie klarownej, choć chaotycznej. Znamiennym jest również fakt, że dziecko się długo nie użala. To gwałtowne zrywy i chybki powrót do umiłowania i beztroski. Jest w tym wskazówka dla nas, byśmy nie kreowali kultu wokół własnych upadków, bo to tylko stan przejściowy – pojedyncza lekcja, którą trzeba zabrać ze sobą.





Urok pytań i naiwności

Obecne życie dla większości ludzi to nieustanna pogoń za czymś tak naprawdę nieokreślonym. Nie gra roli to, że potrafimy nazywać przedmioty naszych starań. Bo gdyby rozkładać na czynniki pierwsze nasze cele, doszlibyśmy do prostego wniosku, że to wszystko materia. Zatraceni w debacie nad sposobem uzyskania wspomnianego, nie odnajdujemy punktów refleksji. Nawet zakładając rodziny, realizujemy często jedynie cel powszechnie promowany i/lub biologiczne warunkowany. Nie jest to w swojej istocie złe, ale realizowane bez metafizycznego namysłu mocno ogranicza dostęp do pełni zrozumienia. W późniejszej fazie może się to przekładać na różne abominacje, gdyż namiętność, która dała początek rodzinie, słabnie bez rozumowego wsparcia.

Tak ważnym, by uniknąć tej zguby, jest traktowanie z szacunkiem prostoty. A ona wyraża się w dziecięcych pytaniach. Tych banalnych, które traktują o sprawach błahych. Tych, które instynktownie często zbywamy jako głupie. Wyjątkowym jest moment wykazania się pokorą i pragnienie udzielenia szczerej odpowiedzi na zadane z ust dziecka pytanie. Nie chodzi o gotową, uniwersalną śpiewkę - aby tylko mieć spokój. Chodzi o inicjatywę własnego umysłu. Szukając odpowiedzi na te pytania uniżamy się przed Bogiem. To olbrzymie błogosławieństwo – akceptujemy stan, który rozwija naszą wyobraźnie, korzystamy z Bożego daru. Po jakimś czasie dochodzimy do rozważań: dlaczego nigdy sami sobie nie zadaliśmy takich prostych, a tak porządkujących rzeczywistość pytań? Odpowiedzią może być pogarda wobec stanu, który opuściliśmy – wobec naszego własnego dzieciństwa. Mamy przeświadczenie, że porzuciliśmy coś niedoskonałego i nie potrzebujemy już stamtąd czerpać. Byliśmy głupi, teraz jesteśmy mądrzy. To nieprawda. By to pojąć, potrzebujemy raz jeszcze ujrzeć, zaakceptować i doświadczyć naiwności – tym razem objawionej w istnieniu kogoś innego.

Niech za przykład posłuży Alosza Karamazow, który bez krzty cynizmu, z pełnym zaangażowaniem traktował pytania niepełnosprawnej, dziecinnej Lisy. Matka dziewczyny przekonywała bohatera powieści Dostojewskiego o infantylności Lisy i w pewien sposób prosiła, żeby nie traktować całkiem poważnie wszystkich uszczypliwości i trosk córki. Alosza jednak, będąc człowiekiem pokornym, pełnym dobroci i wiary, rozpatruje z powagą i przejęciem z zamiaru dowcipny, może głupkowaty list Lisy, w którym zawarła propozycję małżeństwa. Alosza jest uosobieniem idei, która została wyłożona i która w swojej subtelności prowadzi do zbawienia.





Wieczne dzieciństwo

Pius XIII powiedział, że kapłan nie może nigdy dorosnąć, bo nie może zostać ojcem - zawsze będzie synem. Kapłan przysięgą deklaruje, że nigdy nie będzie próbował przejąć roli Boga. Ale czyż osobę święcką nie obowiązuje ta sama deklaracja? Pomimo metaforycznego dorośnięcia w myśl tej definicji, wciąż rozpaczliwie potrzebujemy dziecięctwa. Możemy nabrać dojrzałości, zostać rodzicami, ale nigdy nie pozbędziemy się potrzeby odwołania do esencji dziecięcego pojmowania. Stajemy nie tylko przed zadaniem wychowania, ale również i uczenia się. W końcu nieprzypadkowo Biblia nazywa nas „dziećmi Bożymi”, nieprzypadkowo Bóg jest Ojcem, nieprzypadkowo Chrystus mówi: "Dopuśćcie dzieci i nie przeszkadzajcie im przyjść do Mnie; do takich bowiem należy królestwo niebieskie.”. Wiecznym dzieciństwem jest posłuszeństwo wpisane w naszą naturę. Choćbyśmy się wyzwoli spod wpływu wszystkich ludzi na świecie – zawsze będziemy ograniczeni prawami natury. To już forma posłuszeństwa, bo jak bardzo byśmy się nie buntowali, koniec końców niczego w tym kontekście nie zmienimy. Wolnością w tym wszystkim jest wolność do podporządkowania się – jedyna prawdziwa. Wolność wyboru dobra i odrzucenia grzechu. By taki wybór podjąć, stać się musimy dziećmi – w przeciwnym razie będziemy nieskutecznie próbowali dorosnąć, aż w końcu naszą żałosną próbę zatrzyma nieunikniona śmierć.


Rublow







Komentarze