Nadminister Czarnek, czyli porządek w chaosie
Wielki chłop 
Obecny system w Polsce potrzebuje dosłownie wielkich chłopów. Potwierdzenie uzyskaliśmy w dosyć niedawnym pośmiewisku urządzonym przez jakąś „dziennikarkę” Basię na uchodźctwie. Pełnią swoich zdolności intelektualnych wypisała na popularnym portalu coś takiego:
 Temat szybko został podłapany przez cummingspodobnych osobników i wiceminister finansów musiał przełknąć internetowe popłuczyny krytykujące jego aparycję. 
Wychodzi na jaw głęboko zakorzeniona w ludziach mentalności. Nie jest wcale tak, że istnieje jakaś ogólna zgoda, iż na pewne cechy nikt nie ma wpływu i dlatego nie będziemy się z tego śmiać czy o tym rozmawiać ze złymi intencjami. Ta „tolerancja” funkcjonuje tak długo jak oczernienie kogoś za odstawanie od normy nie przynosi korzyści i nie może być wykorzystane w prowadzeniu wojenek ideologicznych.
Wobec takich realiów rodzi się paląca potrzeba nadministrów. Gigantów, którym trudno zarzucić cokolwiek w kwestii wyglądu – a jak nawet się to zrobi, to reszta cech przesłania plugawe docinki. Kimś takim jest Przemysław Czarnek trzymający pieczę nad edukacją w Polsce. Dysponuje idealną mieszanką potężnej sylwetki i łagodnego spojrzenia. Smarkacze mogą sobie kręcić przysłowiową bekę, ale koniec końców nie są w stanie zanegować tężyzny nadministra. Mogą podśmiechiwać się z wielkiego bebzola, ale wiedzą, że w oktagonie nie wytrzymaliby z Czarnekatorem 3 sekund. Czarnek ma genetyczny szacunek, którym poszczycić się mogą nieliczni – odeprze atak każdej medialnej szydery. Prawdopodobnie robi to nawet wtedy, gdy nic nie robi, bo będąc Czarnkiem nie musisz robić nic, żeby coś było zrobione. To genetyczne perpetuum mobile. Człowiek zasilany wyłącznie faktem własnej egzystencji.
  
Czarnek nie musi myśleć, co powie, bo to bez znaczenia. Większość ludzi interpretuje jego słowa i tak wyłącznie przez pryzmat jego bytności. To pomnik Schrödingera, którego historia zmienia się w zależności od popieranej przez obserwatora opcji politycznej. Jest jednak garstka Polaków, która wyrywa się z definicji żelaznego elektoratu którejkolwiek z partii na polskiej scenie politycznej. Dla nich nadminister jest czymś więcej – dla nich chaos jego przekazu to kolejna zagadka. Ze sprzecznych wypowiedzi Czarnka układają w poszukiwaniu sensu autystyczne scrabble. Poszukują między wierszami rzeczywistych intencji i zamiarów. A co jeżeli takowych nie ma? Co jeżeli chaos informacyjny sam w sobie jest wiadomością? Czemu służą sprzeczności płynące z ust nadministra edukacji? W końcu jednego dnia uczniowie wracają do szkół – drugiego już nie. Prosty człowiek odpowie – debile w rządzie nie wiedzą, co robią. Inny będzie tłumaczył, że sytuacja jest dynamiczna i wymaga dynamicznych zmian. Tak, to wszystko odpowiedzi dla motłochu - czytelników Sraki oczywiście nie zadowalają, bo czytelnicy Sraki potrzebują egzotycznej prawdy. Czytelnikom Sraki fundowane są hipotezy na miarę renomy pisma i zawartości merytorycznej twitterowych kont redaktorów.
Wychodzi na jaw głęboko zakorzeniona w ludziach mentalności. Nie jest wcale tak, że istnieje jakaś ogólna zgoda, iż na pewne cechy nikt nie ma wpływu i dlatego nie będziemy się z tego śmiać czy o tym rozmawiać ze złymi intencjami. Ta „tolerancja” funkcjonuje tak długo jak oczernienie kogoś za odstawanie od normy nie przynosi korzyści i nie może być wykorzystane w prowadzeniu wojenek ideologicznych.
Wobec takich realiów rodzi się paląca potrzeba nadministrów. Gigantów, którym trudno zarzucić cokolwiek w kwestii wyglądu – a jak nawet się to zrobi, to reszta cech przesłania plugawe docinki. Kimś takim jest Przemysław Czarnek trzymający pieczę nad edukacją w Polsce. Dysponuje idealną mieszanką potężnej sylwetki i łagodnego spojrzenia. Smarkacze mogą sobie kręcić przysłowiową bekę, ale koniec końców nie są w stanie zanegować tężyzny nadministra. Mogą podśmiechiwać się z wielkiego bebzola, ale wiedzą, że w oktagonie nie wytrzymaliby z Czarnekatorem 3 sekund. Czarnek ma genetyczny szacunek, którym poszczycić się mogą nieliczni – odeprze atak każdej medialnej szydery. Prawdopodobnie robi to nawet wtedy, gdy nic nie robi, bo będąc Czarnkiem nie musisz robić nic, żeby coś było zrobione. To genetyczne perpetuum mobile. Człowiek zasilany wyłącznie faktem własnej egzystencji.
Piewca czegokolwiek 
Czarnek nie musi myśleć, co powie, bo to bez znaczenia. Większość ludzi interpretuje jego słowa i tak wyłącznie przez pryzmat jego bytności. To pomnik Schrödingera, którego historia zmienia się w zależności od popieranej przez obserwatora opcji politycznej. Jest jednak garstka Polaków, która wyrywa się z definicji żelaznego elektoratu którejkolwiek z partii na polskiej scenie politycznej. Dla nich nadminister jest czymś więcej – dla nich chaos jego przekazu to kolejna zagadka. Ze sprzecznych wypowiedzi Czarnka układają w poszukiwaniu sensu autystyczne scrabble. Poszukują między wierszami rzeczywistych intencji i zamiarów. A co jeżeli takowych nie ma? Co jeżeli chaos informacyjny sam w sobie jest wiadomością? Czemu służą sprzeczności płynące z ust nadministra edukacji? W końcu jednego dnia uczniowie wracają do szkół – drugiego już nie. Prosty człowiek odpowie – debile w rządzie nie wiedzą, co robią. Inny będzie tłumaczył, że sytuacja jest dynamiczna i wymaga dynamicznych zmian. Tak, to wszystko odpowiedzi dla motłochu - czytelników Sraki oczywiście nie zadowalają, bo czytelnicy Sraki potrzebują egzotycznej prawdy. Czytelnikom Sraki fundowane są hipotezy na miarę renomy pisma i zawartości merytorycznej twitterowych kont redaktorów.
Przysposobienie obronne nowej generacji 
Nadminister Czarnek w swojej sprzeczności realizuje protokół obronny. Wie bowiem, że jesteśmy na nieustającej wojnie informacyjnej. Ci, którzy jeszcze nie wpadli w sidła całkowitej kontroli ideologicznej, odbierają właśnie od nadministra szkolenie. To poznawanie chłodnego bezładu gąszcza informacji i nieustających sprzeczności. Czarnek, w nieco karykaturalny sposób, oswaja nas z najgroźniejszym wrogiem – społeczeństwem postindustrialnym. Ludzie, którzy są w stanie filtrować docierające do nich informacje, to uśpieni rekruci. W niedalekiej przyszłości, we współpracy ze szkołami, powstawać będą szwadrony kontrwywiadowcze w dziedzinie przepływu informacji. Na szczeblu lokalnym funkcjonować będą fizyczne jednostki reagowania. Na szczeblu państwowym podejmowane są niepozorne reformy – dla przykładu wprowadzenie encyklik papieskich do kanonu lektur. Jest to wszystko staranny proces reakcji na zachodzące zmiany globalne. Inteligentnym jest ukrywanie rzeczywistych zamiarów w pozornej farsie i teatrzyku niekompetencji. W zbiorowym transie pozostają rzesze cywilów – to zasoby ludzkie oczekujące na przejęcie. Nieistotnym jest, że generują liczby na portalach społecznościowych, kiedy wciąż powielają jedne i te same bzdury – to stagnacja, która zabija czujność. Powolnym tańcem czarnkowym neutralizowana jest ich zdolność do reagowania. Nie znają dnia ani godziny, kiedy nadminister Czarnek, za pomocą swojej charyzmy wzdroży impuls kontrrewolucji i przywróci należny Polsce porządek światopoglądowy. Wielka Polska ujrzy światło poranka. Natomiast samo słońce już nigdy nie wyłoni się po deszczu, bowiem nie chcemy oglądać żadnej tęczy.
Rublow


Komentarze
Prześlij komentarz