Maja Staśko nie wie o co chodzi

Napiszę to raz i będę zwięzły bo mam jeszcze dzisiaj kilka kobiet w sąsiedztwie do upokorzenia. Żyjemy w dobie absolutnie żałosnego aktywizmu - takowy z pewnością istniał od zarania dziejów, ale dziś mogę śmiało powiedzieć że żyjemy w jego epoce, ponieważ kiedyś jak to się mówi "tylko twoja wioska wiedziała żeś głupi" i wszelkie nieudane próby aktywizmu uchodziły bez echa (może oprócz krucjat dziecięcych). Dziś wiemy wręcz więcej niż chcielibyśmy wiedzieć i w tym pakiecie ekstra informacji oczywiście znajdują się całe tomiszcza relacji ludzi na swoich poronionych questach.

Idealnym przykładem szumu kosmicznego dla naszych teleskopów jest aktywizm w stylu tego, który uprawia tytułowa postać. Nie będę się rozwodził nad wszystkimi jego ułomnościami, właściwie to nawet nie chcę się skupiać na samej osobie - interesuje mnie jeden konkretny detal, który nie tylko podsumowuje cały modus operandi tej jednej osoby, ale i wszystkich jej odpowiedników, które mają inne ciała i inne nazwiska ale ich zachowanie również jest jedynie kalką z kilku najbardziej absurdalnych małpiszonów intelektualnych zza oceanu, których ewangelię przyniosła tu lumpeninteligencja jarająca się państwami gdzie nie zdejmuje się nawet butów kiedy przychodzi się w gości, jak w jakimś pierdolonym chlewie.

No więc; przychodzi do was dziecko i mówi że chce zrobić tak, żeby wszyscy ludzie na świecie nie kradli. "Heh" - myślicie sobie - "naiwny dzieciak, ale zmądrzeje." Może nawet podejmiecie z nim polemikę tłumacząc mu czemu nie jest to możliwe. Istnieją zjawiska antropologiczne (a nawet poza gatunek ludzki wykraczające) które związane są z samą strukturą wszechświata i właściwie to są nieuniknione dopóki zachowujemy swoje człowieczeństwo. Ludzie od tysięcy lat kradli, zabijali, kłamali i gwałcili. Robią to do dziś i będą to robić dalej, to się po prostu dzieje, nawet gdy standardowo 98% zgadza się że te zachowania należy penalizować a czasem nawet je kara śmiercią.

Teraz zamiast dziecka przychodzi do was taka Maja Staśko i nie mówi wprost że chce zrobić dziecinne abra kadabra, ale w rzeczywistości chce, ponieważ za wielkie zadanie obiera sobie konkretnie - no właśnie, co? Przyznam że nie śledzę jej twórczości - kiedyś śledziłem Chris Chana, zdarzało mi się również oglądać vlogi Tajgera Bonzo, ale chyba już po prostu wyrosłem z tego typu treści. Jednak nawet nie śledząc tej niewątpliwie wybitnej aktywności wiem, że zdarza się Staśkównej nad wyraz często odnosić do zjawiska gwałtu i przemocy domowej. Oczywiście tylko w wykonaniu mężczyzn, niepokojąco wysokie współczynniki przemocy domowej wśród par lesbijskich chyba jakoś uszły jej uwadze.

Tak więc gwałt i przemoc, przemoc i gwałt. słowo "gwałt" Staśko w tym roku odmieniła w swoich tweetach 67 razy (i z każdą minutą ta liczba rośnie bo dzisiaj Maja Staśko celebruje dzień gwałtu), co daje powiedzmy jedno słowo co drugi dzień. To jest życie tej kobiety - jeśli zapytacie mnie o średnią częstotliwość z jaką ta kobieta rozmawiała o gwałcie w tym roku to powiem wam że działo się to co drugi dzień. Pasjonaci żużlu nie rozmawiają tak często o żużlu. Jakie jest uzasadnienie tej manii? Oczywiście Walka Z Gwałtem™. To jest wygodna wymówka, ponieważ zgadzamy się jako społeczeństwo pozostające w kręgu wartości chrześcijańskich (w kontraście np. do krajów arabskich) że gwałt jest zjawiskiem obrzydliwym i należy go zwalczać. Tylko w przypadku tego "aktywizmu" to nie jest dobra wymówka.

Jeśli wejdziecie w obecnej dobie na profil rzeczonej osoby, ujrzycie literaturę wręcz apokaliptyczną, a może raczej powinienem stwierdzić że rodem z ostatnich scen "Czasu Apokalipsy", gdzie na końcu conradowskiej podróży do jądra ciemności oglądamy kompletne odcięcie od świata, gdzie login @majakstasko zaczyna nabierać nowego znaczenia, a pacholstwo ogarnięte narkotyczną maligną misternej idei zakulisowej gadającej głowy daje ostentacyjne świadectwo braku trzeźwości.


Pominę nie wiadomo do kogo kierowane pluralis maiestatis. Nie będę się też specjalnie rozwodził nad kolejną supozycją, że to tylko mężczyźni gwałcą (uh oh chyba już wiemy co jest prawdziwym problemem autorki). Raczej chciałem zwrócić uwagę na kompletnie absurdalny poziom "negocjacji" w imię "walki z gwałtem". Jaki to ma sens? Czy to nie jest już poziom absurdu i banter byle tylko doić temat obrosły w darmowe lajki (i oczywiście kolejnych simbów)?


Maja Staśko prowadzi census gwałcicieli

Czy to jest skuteczny aktywizm, który chroni przed gwałtem? Jak myślicie, ile kobiet dziś uratowała Maja Staśko sugerując gwałcicielom żeby nie wychodzili z domu kiedy chce im się gwałcić? Czy ona w ogóle zdaje sobie sprawę z tego że większość gwałtów nie zachodzi w kurwa krzakach parku łazienkowskiego tylko w przestrzeni prywatnej, między ludźmi którzy się znają? Zakładam że jako absolutna pasjonatka tematu musiała spotkać się z takim stwierdzeniem, ale wszelkie resztki domniemanego zaledwie rigczu w tym momencie musiał przyćmić ulubiony scenariusz wariatek z manią gwałtu czyli napotkanie tajemniczego brutala w jakiejś ciemnej uliczce prosto z filmów noire'owych.

Tak większość juletariatu zdaje się postrzegać ten już legendarny w ich kręgach GWAŁT, co sugeruje że w istocie gówno wiedzą o samym tym zjawisku, nigdy nie padły jego ofiarą i nawet nie były blisko, ale będą się rzucać w sieci zarzekając się że 1249% kobiet pada ofiarą PENISA i za każdym razem będą robić kastet z kluczy idąc wieczorem po ulicy bo im w sieci nagadał jeden niestabilnie emocjonalny frędzel z drugim hodowcą kotów o zaimkach gw/aut że widmo gwałtu wisi nad Europą a w wybrane dni to w ogóle będzie kumulacja. Magiczna pogodynka wychodzi na tik toku i pokazuje w których województwach będzie gwałcenie.

Wszystko to mija się z celem, istnieje dla samego siebie i już dawno nie ma na kierunku zwalczania samego zjawiska gwałtu, a raczej napawanie się folklorem okołogwałtowym. Sukces takich tytułów jak "50 Twarzy Graya" czy "365 dni" oraz niezliczone grafomańskie dzieła na wattpadzie traktujące o gwałcie uzupełniają wręcz ogląd tego zjawiska o hipotezę że cała ta akcja antygwałtowa to bardziej jakiś fanklub. Zamiast rzeczywiście robić coś pożytecznego bohaterka dzisiejszego tekstu wdaje się w przepychanki z trolami i 14letnimi krawędziowcami którzy będą jej pisać że biją żonę i gwałcą kobiety na każdym rogu, ewentualnie zacytują swojego idola korwina. Sądząc po nakładzie takich epizodów wnioskuję że bardziej to ją zjamuje niż rzeczywista, dosłowna "walka z gwałtem" (która już chyba ustaliliśmy jest walką z wiatrakami, ale fajnie brzmi jako wymówka).


Wymownym ukoronowaniem wszystkich tych idiotyzmów niech będzie viralujący filmik - oczywiście również odnoszący się do scenariusza tajemniczego nieznajomego w alejce - z poradami jak się napierdalać, w tym jak założyć facetowi dźwignię na szyi. Wyobrażacie sobie jak kociara 55kg przedostaje się za oponenta i zakłada nelsona 80kilogramowemu chłopu? xD Każdy kompetentny mistrz sztuk walki (dowolnego stylu) powie wam że walka to jest ostateczność bo to już jest wymiana sił i skończyć się może w najtragiczniejszy z tragicznych sposobów, więc pierwszym wariantem jest ucieczka.
Ale podburzona RÓWNIEŻ staśkowymi wynurzeniami dżulieta o tym nie wie i wiedzieć nie musi, jej to naprawdę nie interesuje że jakaś kobieta na końcu tego głuchego telefonu finalnie serio może wyskoczyć na napastnika z łokciem i do gwałtu zebrać jeszcze bonusowy zabieg stomatologiczny po którym zostanie bez jedynek. Ona chce po prostu UŚWIADAMIAĆ I WALCZYĆ Z GWAŁTEM, cokolwiek to już znaczy, a realia już dawno przestały ją zajmować - właśnie dzięki AKTYWIZMOWI przytoczonego kalibru.

Ostatecznie po całej tej lekturze nabieram przeświadczenia że jestem jedynym mężczyzną na ziemi który nigdy nikogo nie zgwałcił, ale niewątpliwie jeszcze to zrobię - czy mi się to podoba, czy nie.

Mig

Komentarze