Kulinarny Front Wschodni #1: Redaktor Rublow rozpoczyna unitarkę
Odprawa
Jak zapewne zauważyliście, redaktor Rublow, w przeciwieństwie do reszty elitarnej redakcji, nie zdążył jeszcze nazwać czytelników Sraki przegrywami i incelami. I nie zamierzam tego robić. Przeprowadzę was natomiast przez szkolenie dla przegrywów i inceli (niczego jednocześnie nie sugerując). Zatem kochani czytelnicy – gotowanie. Wielu Polaków uległo przykremu przeświadczeniu, że stołować się trzeba w restauracjach i że to jakiś domyślny stan dla państw rozwiniętych gospodarczo. A niech i sobie tak będzie. Niech sobie Niemiec nie gotuje obiadów. Niech i sobie sjesta funkcjonuje dostojnie w Hiszpanii. Powiadam wam: nie wypełni swojego posłannictwa na Ziemi ten, który pichcić nie potrafi. Tak więc drogi czytelniku Sraki – z dniem dzisiejszym zapominasz o swojej pizzy z da grasso i kurczaku z kfc smażonym na tygodniowym oleju. Redaktor Rublow wdraża narodowe szkolenie kulinarne mające na celu stworzenie Alfy z chochlą w dłoni. Na zachętę (niczego nie sugerując) zapewniam was, że kobietki lubią jak się facet w kuchni upapra i zaserwuje świeżutki posiłek. Zanim się oburzycie, że baby przecież do garów, to pamiętajcie, iż one będą po was zmywać. A mówiąc bardziej poważnie – drogi czytelniku Sraki, skoro nas czytasz, skoro posiliłeś się pokarmem intelektualnym redaktorów: Miga, Anona czy dosadnego Barkida, to zapewne wiesz, że nie czeka na ciebie tradycyjna, bazowana żona, która przywita cię w izbie ze schabowym. Drogi czytelniku Sraki – jesteś Zrywem. Bierzesz sprawy w swoje ręce – uczysz kobietę gotować na własnym przykładzie, czynem zdobywasz jej ciekawość i zapał. Kobieta, choć jest istotą subtelną i uosabiającą piękno, to jest również bardzo prosta. Na myśl przychodzi mi taki fragment, zdaje się z książki Przygody Tomka Sawyera, jak główny bohater przekonał inne dzieci, że malowanie płotu to genialne zajęcie i tylko debil nie ma ochoty malować płotu. W ten sposób Tomek sprawił, że lokalni wieśniacy pomalowali mu płot. Macie zrobić tak samo – przekonać leniwą kobietę, że gotowanie to świetne zajęcie. Pomoże wam fakt, że gotowanie to naprawdę świetne zajęcie, ale w imię kontrrewolucji, ku chwale Wielkiej Polski, macie gotowania nauczyć również kobiety. Bez narzekania, że głupia julka nic nie potrafi – wy jesteście od tego, żeby się nauczyła. Wystarczy tego wstępu ideowego – #jedziemy z praktycznym przepisem.
Dzisiaj na Kulinarnym Froncie Wschodnim…
Makaronik po chińsku z kurczakiem. Wybrałem ten posiłek
specjalnie, bo to egzotyka, a w dobie erasmusa trzeba mówić do kobiety
językiem, którym nasiąknęła. Nie możesz, drogi czytelniku Sraki, zaserwować polskiej
„obywatelce świata” placków ziemniaczanych, bo prawdopodobnie popełnisz tragiczne
w skutkach faux pas. W pierwszym kroku zaskarbiamy sympatię i budujemy zaufanie.
Więc tak – udajesz się do kerfura lub biedronki lub lidla i szukasz tam strefy
z żarciem tropikalnym. W którymś sklepie z pewnością odnajdziesz makaron chow
mein – to jest rdzeń całego dania. Nie zastąpisz go jakimś ekspresowym
makaronem spaghetti – nawet nie próbuj. Musi być czał mejn. Kolejnymi
składnikami, które nie powinny już stanowić dla ciebie wyzwania zakupowego są:
mieszanka chińska (warzywowa mrożonka), piersi z kurczaka, sos sojowy. Teraz
tak – kilka sprostowań. Pewnie już komuś się lampka zapala, że hola hola – jak to
mrożonka? Otóż drodzy czytelnicy Sraki, to są takie same warzywa jak każde inne.
Nie ma tam jakichś fikuśnych toksyn konserwujących czy innego szajsu, którego
istnienie wciskają wam żywieniowy demagodzy. Nie wyrośnie wam trzecia ręka, a walory
smakowe nie spadną. Także w trosce o wygodę czytelnika Sraki – podsuwam generalne
rozwiązanie uniwersalne. Sos sojowy polecam z kikkomana, ale tao tao też ujdzie
(ważne żeby był czarny, bo wtedy się makaronik ładnie zabarwia). Piersi z
kurczaka kupić potraficie. Kończymy zatem preparacje i opuszczamy okopy. W
pierwszym szturmie przygotujesz kurczaka – są dwie opcje: paseczki lub
kosteczki. Z kosteczkami jest mniej roboty i całkiem wygodnie się spożywa, ale wizualnie
prezentują się słabo. Kurczakowe paseczki to natomiast estetyczny zabieg –
ładnie się jawią nabite na widelec. Wnioski są takie: jesz sam – możesz kroić w
kosteczki, gotujesz również dla dziewoi – postaw na paseczki. Wrzucasz to na
płonącą patelnię z olejem i przewracając co jakiś czas starasz się uzyskać
satysfakcjonujące kolory mięsa. W tym samym czasie obsługujesz również drugie
stanowisko bojowe. Druga rozgrzana patelnia przyjmie na swój korpus warzywka –
tam zastosuj mniej oleju. Z warzywkami jedziesz tak długo jak masz napisane na
opakowaniu – bez zbędnej filozofii. Jest jeszcze trzecie stanowisko bojowe – swoisty
kocioł bałkański. W tym kotle gotujesz lekko posoloną wodę. Gdy już woda wrze –
umieszczasz tam z należytą ostrożnością czał mejn i gotujesz zgodnie z
instrukcją podaną na opakowaniu. Zbliża się decydujący moment bitwy. Wszystkie
składniki na froncie osiągają swoją pełną gotowość bojową. To chwila, w której
mieszasz je razem. Miejscem ostatniego starcia okazuje się być patelnia
warzywek – tam grupują się siły czał mejn i kurczakowej piersi. Przez kilka
minut trwać będzie istny chaos – ale ty nie jesteś biernym obserwatorem, drogi
czytelniku Sraki. Bierzesz do ręki drewnianą packę oraz sos sojowy i podsycasz
arenę – potęgujesz chaos. Trzema łyżkami sosu sojowego zamykasz ostatni akt.
Pozostaje ci już teraz jedynie nie skompromitować się rozdzielając porcje tych
wschodnich tropików na talerzach.
Bonusowy sekret
Uwaga! W swojej wspaniałomyślności zdradzę wam coś jeszcze. Jeżeli macie odpowiednio duże stężenie charyzmy na metr sześcienny, to możecie wykorzystać moją zagrywkę specjalną dla tego dania. Musicie kupić imbir. I wtedy, gdy już białogłowa zamierza spróbować waszego rarytasu, zatrzymujecie ją mówiąc: kochana, mam coś jeszcze dla ciebie. Wyciągacie z gablotki tarkę oraz imbir i ścieracie jej nad talerzem z odpowiadającą powadze sytuacji gracją. Oczywiście nie muszę wspominać o tym, że powinniście być czyści jak łza i ostrożni jak saper, bo żadna kobietka nie chce mieć na makaroniku startego naskórka. Paznokcie też najlepiej przytnijcie, bo one na to patrzą. Dziękuję za uwagę i widzimy się na następnym zgrupowaniu kulinarnym.
Komentarze
Prześlij komentarz