Incele
Zacznijmy od tego, że incele tak naprawdę nie istnieją - to znaczy, nie istnieje incel właściwy. "Incel", bowiem, w swoim właściwym znaczeniu nie oznacza tego, co wszystkim wydaje się, że oznacza. Słowo "incel" to skrót od angielskich słów "involuntary celibate", w domyślnym znaczeniu oznaczający kogoś kto nie rucha. Jednak celibat w istocie nie jest równoznaczny z abstynencją seksualną - to często popełniany błąd w społeczeństwie w którym celibat stosowany jest głównie przez środowiska które jednocześnie praktykują abstynencję seksualną.
Słowo 'celibat' wywodzi się z łacińskiego caelebs, co oznacza dosłownie osobę nieżonatą, niezamężną. W starożytności był to warunek do pełnienia niektórych roli społecznych, w szczególności tych sakralnych i często nie wynikało to z płytkiej wiary w moc dziewictwa tylko z pobudek praktycznych przy założeniu że asceza i/lub izolacja od pewnych spraw są kwestią optymalną (podobny motyw porusza buddyzm, opisując widok człowieka starego, człowieka schorowanego, trupa oraz człowieka żyjącego w ascezie jako czynniki wprowadzające Siddharthę Gautumę w dojrzałość). Oczywiście wiązało się to często z dziewictwem a słynne rzymskie westalki za utratę dziewictwa podczas służby były brutalnie zabijane, ale w sensie dosłownym nie są to kwestie jednoznaczne.
Odnosząc się do abstynencji seksualnej bardziej trafne wydaje się słowo chastity, które obrazuje pojęcie czystości, które to z kolei obejmuje również abstynencję seksualną. Problem w tym, że czystość to nie tylko brak seksu i nie da się tak naprawdę nikogo zmusić do życia w czystości ponieważ to kwestia świadomego wyboru naszego ego, a nie presji społecznej.
Oczywiście świadom jestem tego że żyjemy w świecie gier słownych i incel może w domyśle oznaczać nieporucha tak samo jak niewątpliwie wybitne terminy zrodzone z polskiej ziemi typu stulejarz czy spierdolina. Sam przecież od początku pisania dla tego portalu natrzaskałem z 10 neologizmów i nowych związków frazeologicznych bezsprzecznie godnych udziału w mowie potocznej, ale trzymając się rozumu i godności człowieka incel tak naprawdę nie istnieje.
Incel zaczął swoją karierę jako "invcel" i był wymysłem jakiejś kanadyjskiej paszteciary która pisała w internecie że nie potrafi znaleźć swojej stałej boltzmanna. O WIELKOŚCI tej genezy niech świadczy również fakt, że to klasyczny sylabowiec naśladujący język absolutnego homo sovieticus, zamieszkałego niegdyś na terenach tzw. drugiego świata. Same skróty sylabowe nie zostały wymyślone przez komuchów ale stały się bardzo popularne w rewolucyjnej Rosji, stając się przez to jedną z cech lingwistycznych tego kurwidołka, co podkreślone zostało przez angielskich pisarzy takich jak George Orwell (1984) lub Anthony Burgess (Clockwork Orange) i doprawione przez ekranizację rzeczonej powieści tego drugiego spod ręki Stanleya Kubricka.
Lewara wymyślająca nowe radzieckie słowa na usprawiedliwienie swojego braku charyzmy skutkującego brakiem bolca to jest właśnie to czego wszyscy potrzebowaliśmy i typowy początek wielkiej przygody która napełni nasze dusze nadzieją w ludzkość. Oczywiście z biegiem czasu i dalszą wędrówką do jądra ciemności autorka odkryła że jest bi, bowiem było to jeszcze w latach 90. - gdyby było to dzisiaj, odkryłaby że jest pandemicznym aseksualnym tetrahedronem spod parasola HUJ. Z czasem wokół pamiętników młodej nimfofobki zaczęła tworzyć się mała społeczność i to właśnie od nich w końcu wyszło to słowo, które stało się kolejną marksistowską łatką na losową grupę społeczną tak jak;
rasizm (nienawiść tylko do czarnych),
klasizm (nienawiść do innej klasy np. nie lubisz pszemka z 5b),
ageizm (nienawiść do ludzi w innym wieku czyli mam 16 lat i jestem ekspertką oraz nie wolno pisać "ok boomer" do starych komuchów pokroju czarzastego)
komunizm (nienawiść do ludzi i wszystkiego co piękne).
Oczywiście autorka musiała być niezwykle dumna ze swojego osiągnięcia i niewątpliwie wpisywała je sobie w CV - do czasu, gdy zaczęto stosować to słowo na stulejarzy Doskonałych Gentlemanów typu Elliot Rodger. Wtedy jako osobopostać autorząca musiała skomentować z żalem: "Like a scientist who invented something that ended up being a weapon of
war, I can't uninvent this word, nor restrict it to the nicer people
who need it." Wielki manifest niemal przepraszający wszystkich ludzi z lewej strony którzy podarowany im safespace zmienili w wojenną machinę do napierdalania samotnych chłopców bez taty. To prawie jak z tym kawałem który tłumaczył czemu Amor jest narodowości radzieckiej.
Zostawmy już wreszcie tą niebywałą śmierć i niszczycielkę światów i zajmijmy się faktycznym stanem obecnym. Stan obecny jest taki, że w sumie wyjebane mam jajca w całe to zjawisko i na równi traktuję ludzi którzy nie umieją zamoczyć kija dorabiając do tego głęboką filozofię jak i ludzi którzy wyzywają innych od inceli. Oba te gatunki wykazują ostentacyjną niemożność egzystencji w cywilizowanym społeczeństwie więc tak szczerze i bez podstępów wyjaśnijcie mi; czemu miałbym się taką kategorią człowieka zajmować w czasie niewydzielonym na zajmowanie się ułomkami?
Jeśli podoba Ci się ten tekst i chcesz przeczytać więcej podobnych, wspomóż redakcję okazując publicznie swoją pogardę wobec Klubu Jagiellońskiego
Brak roochanija istniał od zawsze tak jak od zawsze istniały nieźle nabuzowane melony które nie potrafiły się zachować jak człowiek - jednym z nich był Karol Marks, którego biografia i twórczość znajdują się w klasycznym kanonie tekstów ludzi którzy na szczęście urodzili się przed epoką Masakry w Columbine, więc trochę ciężko mi pojąć czemu o incelstwo najchętniej właśnie oskarżają innych ludzi wielbiciele tego starego pierdziela którego niektóre kawałki odnalazłyby poklask na 4chanowym /pol/. Może dlatego że Marx faktycznie miał siódemkę dzieci, co w pewnej kategorii klasyfikuje go bliżej Rocha Theriaulta niż Cho Seung Huia. Niemniej spierdolenie umysłowe pozostaje a przecież to jest głównym wyznacznikiem faktycznych oskarżeń o incelstwo bo XXI-wieczny lewar ocenia częstotliwość twoich stosunków seksualnych na podstawie tego co piszesz w internecie a nie tego jak często ruchasz.
Stąd też kurwa nie wiem, jakoś mnie to przesadnie nie przejmuje - to jest kolejna historia z tych o które pół internetu się kłóci a które można spokojnie zamknąć w szufladce pt. "Obcy element kulturowy znowu coś wymyślił i udaje że powinniśmy go traktować jak uczestnika naszej kultury". Jebać go i jebać jego mamę. W końcu jeśli kogoś jebię, to nie mogę już być incelem, prawda? Problem rozwiązany.
Mig
Komentarze
Prześlij komentarz