"Dziennikarze" Onetu.
Niedawno zdążyłem napisać czemu dzisiejsi "dziennikarze" mają kwalifikacje na, co najwyżej szorowanie obsranego kibla na dworcu, a już kilka dni po tym ONET.PL - wyrocznia dziennikarska postanowiła pokazać, że mam rację. Nie chce mi się rozbierać na czynniki pierwsze pierdolonej historyjki o telefonie 'el presidente' Dudy. Tygodnik NIE wysrał już wystarczająco nieśmiesznych żartów na ten temat. W istocie za to zabawna była postawa JE(w tej gazecie to obraźliwy zwrot) Bartosza Węglarczyka, który postanowił stanąć w obronie PRAWDY I RZETELNOŚCI tłumaczenia jebanego internetowego żartu. To jest historyjka na poziomie Pudelka, ale popatrzcie sami:
Jebana polska szkoła. Gdyby polska szkoła nie zawaliła sprawy edukacji Macieja, to Maciej wiedziałby, że rolą poważnych mediów jest wyjaśnianie historii tego, czy na zdjęciu był podłączony telefon, czy nie. Dodatkowo JE Węglarczyk jest z tego dumny, wszakże co byśmy poczęli bez serwisu Onet kropka pe el? Przecież mamy zajebiste zapotrzebowanie na takie sprawy. To nie jest tak, że tym atencyjnym łosiom chodzi o kliki w ich gówno-wartych artykulikach... a nie czekaj. Chodzi tylko o to, no i o zasięgi. Dziękujemy serdecznie za rozjaśnienie sytuacji, panie Mundane Matt.
Jest kilka powodów, dla których nie jestem skory do brania się za sam artykuł. Pierwszym i podstawowym jest fakt, że do jego przeczytania potrzebowałbym wyłączyć mój słodki ADblock, a do tego się nie posunę. Zasadniczo, jeśli też gardzicie tego rodzaju personami i ich rzekomym dziennikarstwem, to najlepszą opcją jest tego gówna nie czytać, a jeśli nasi agenci fortuny na to pozwalają, to z włączonym ADblockiem, tak by ich "praca" się zwyczajnie nie opłacała.
Dlaczego natomiast utrzymuję, że historia z telefonem jest bzdurna? Odpowiadam, to nie jest faktycznie ważna sprawa społeczna. Jeśli to by się tyczyło jakichś spraw, nie wiem jakichś kręconych umów, w co jestem w stanie uwierzyć, to bym nawet tego kijem nie trącał, bo tego syfu jest cała masa. Ludzi po prostu coraz mniej grzeje to, kto gdzie więcej kradnie, albo jakie układy gdzie powstają, bo ten syf jest wszędzie. Zasadniczo, jeśli nie są zamieszani mafiozi, czy inne Pruszkowskie grupy, to zgaduję, że jest to coś w rodzaju zwykłego dnia w robocie.
![]() |
JE Węglarczyk przyznaje się do winy |
![]() |
JE Węglarczyk wskazuje braki w edukacji randoma z Twittera, bohaterska postawa, w istocie |
![]() |
JE Węglarczyk po ZMASAKROWANIU niedoedukowanych trolii |
Jest kilka powodów, dla których nie jestem skory do brania się za sam artykuł. Pierwszym i podstawowym jest fakt, że do jego przeczytania potrzebowałbym wyłączyć mój słodki ADblock, a do tego się nie posunę. Zasadniczo, jeśli też gardzicie tego rodzaju personami i ich rzekomym dziennikarstwem, to najlepszą opcją jest tego gówna nie czytać, a jeśli nasi agenci fortuny na to pozwalają, to z włączonym ADblockiem, tak by ich "praca" się zwyczajnie nie opłacała.
Ktoś może krzyknąć "Anon, przecież ty już też jesteś od tygodnia czasu publicystą, chciałbyś żeby ktoś Ci tak robił?". Słuchajcie, my na SRACCE zarabiamy absolutne zero złotych i szczerze to mam to w dupie, czy w końcu odpalimy monetyzację, czy nie. W najlepszym wypadku to będą groszowe sprawy i rozliczanie się z autorami po dwadzieścia złotych na głowę. Więcej warte byłoby przekazanie tej hipotetycznej forsy na jakąś zbiórkę na chore dzieci, czy coś w tym guście. Nieironicznie, to co różni nas, elitarny portal SRAK(K)A, poza różnicą kilku poziomów na naszą korzyść, to fakt że my dajemy z serducha, podczas gdy działalność Onetu podtrzymuje stara, dobra chciwość.
Znowu, to nie jest tak, że ja tutaj tworzę jakieś straszne insynuacje. Spójrzcie na pierwszy twitt JE nadredaktora Węglarczyka. Zasięgi, kochane, słodziutkie, błyszczące niczym srebro zasięgi. Tyle jest warta ich godność, kliki, zasięgi i wpływy z reklam. Druga natomiast sprawa jest taka, że temat ten jest w swej istocie kompletnie nieistotny.
Jedynie głupie tłumaczenie JE Węglarczyka nie jest jednak mięskiem tej historyjki. Mięskiem i kartofelkami zarazem jest także postać JE Kamila Dziubki, który zaciekle broni głosu jakoby telefon faktycznie nie mógł być podłączony. Cholerka, ja postanowiłem, że zadzwonię do mojego dobrego znajomego, który zna się na podłączaniu telefonów. Powiedział mi tak "kurwa, anon daj mi spokój z tymi bzdurami. Właśnie podłączam super ważne telefony w kraju, nie mam czasu na takie bzdury". Myślę, że głos eksperta rozwiewa wątpliwości w sprawie. Panie Dziubka, może pan wracać na studia.
![]() |
głos eksperta |
Jedynie głupie tłumaczenie JE Węglarczyka nie jest jednak mięskiem tej historyjki. Mięskiem i kartofelkami zarazem jest także postać JE Kamila Dziubki, który zaciekle broni głosu jakoby telefon faktycznie nie mógł być podłączony. Cholerka, ja postanowiłem, że zadzwonię do mojego dobrego znajomego, który zna się na podłączaniu telefonów. Powiedział mi tak "kurwa, anon daj mi spokój z tymi bzdurami. Właśnie podłączam super ważne telefony w kraju, nie mam czasu na takie bzdury". Myślę, że głos eksperta rozwiewa wątpliwości w sprawie. Panie Dziubka, może pan wracać na studia.
![]() |
JE Węglarczyk oddziela chłopców od mężczyzn i dziennikarzy od "dziennikarzy" |
Dlaczego natomiast utrzymuję, że historia z telefonem jest bzdurna? Odpowiadam, to nie jest faktycznie ważna sprawa społeczna. Jeśli to by się tyczyło jakichś spraw, nie wiem jakichś kręconych umów, w co jestem w stanie uwierzyć, to bym nawet tego kijem nie trącał, bo tego syfu jest cała masa. Ludzi po prostu coraz mniej grzeje to, kto gdzie więcej kradnie, albo jakie układy gdzie powstają, bo ten syf jest wszędzie. Zasadniczo, jeśli nie są zamieszani mafiozi, czy inne Pruszkowskie grupy, to zgaduję, że jest to coś w rodzaju zwykłego dnia w robocie.
>ooo, stary patrz polityk X zdefraudował kilka milionów
>oooo, co za pojebana akcja, patrz mam tutaj historię, że telefon nie był podłączony
Wiecie co to zmienia w życiu politycznym? Otóż kurwa nic, bo każdy wie, że na zdjęciach prezentowana jest pokazówka. Czemu więc Onet jest tak zaangażowany w tą sprawę? Jak wyżej wspomniałem, bo jest to pudelkowy, tępy temat, który mogą grzać sobie przez kilka dni i klepać z tego słodkie, zlociutkie kliki. Druga kwestia to rzecz jasna walka o wpływy z innymi obozami "dziennikarskimi", pokroju jakichś Sakiewiczów, czy agentów TVP. Chodzi o to, by swojej zacietrzewionej tłuszczy pomachać czerwoną płachtą przed nosem, by byli jeszcze bardziej zacietrzewieni i wkurwieni na nic, i by jeszcze bardziej byli skłonni do tej bratobójczej wojny, której propagatorami z obu stron są takie ośrodki, jak Onet, czy TVP.
Jeśli bowiem twoja godność zawodowa opiera się na głupim fejku/żarcie z twittera, to idź sobie, nie wiem poskakaj na skakance, może w ogródku popracuj. Może nie wiem, zajmij się modlitwą, albo dołącz do chóru muzycznego. Wszakże opcji jest zaiste wiele.
Anon
Jeśli bowiem twoja godność zawodowa opiera się na głupim fejku/żarcie z twittera, to idź sobie, nie wiem poskakaj na skakance, może w ogródku popracuj. Może nie wiem, zajmij się modlitwą, albo dołącz do chóru muzycznego. Wszakże opcji jest zaiste wiele.
Anon
Komentarze
Prześlij komentarz