Dawno temu w lesie.



Poranna bryza smyra mnie po twarzy swoją chłodną dłonią, niczym ręka podróżnika syberyjskiego spotykająca na swojej drodze ciepło. Tako też wychodzę w przestrzeń pozamieszkalną i udaję się w kierunku stacji PKP. Pociąg rzecz jasna opóźniony 23 godziny, także koczuję tuż obok dworca. Przy rozpalonym w blaszanym pojemniku na śmieci ogniu gromadzą się podróżni, aby załapać trochę ciepła i upiec zakupione w Kauflandzie kawałki kiełbasy podwawelskiej.

- Czy słyszałaś legendę o niemym Michałku? - zagaduję do stojącej przy ławce damy.
- Won, bezbeku. - ta odpowiada i już wiem, że jestem w krainie barbarzyńców, nieznających twórczości Bartosza Walaszka. Oburzony tym faktem sięgam po telefon - brak sygnału. "Jebane Siedlce" - zakląłem pod nosem i zwróciłem się w stronę torów.

Przy torach stało dziesięć osób, zbitych w kupę i zajętych jakowąś opowiastką, którą to lokalny gawędziarz napoczął, na oko jakieś siedem minut przed moim przybyciem. Ludzie zasłuchani, zafascynowani, szaleniec wypluwał kolejne zdania tak to jak karabin maszynowy wypluwa kule, a gapie je przyjmowali, tak jak pierwszowojenni wojacy przyjmowali ołów szturmując pozycje KaeMów.

Skończył jedną historią, to zaczął drugą. Było o kanibalach, którzy mieli czaić się w okolicach borów siemiatyckich, było o ukrytych bunkrach poniemieckich, w których sekty składały ofiary siłom nieczystym. Było też i o tym jak to pewien wójt wydał swoją córkę za Ukraińca, co podburzyło lokalną społeczność, która podpaliła mu jego włości. Mijał czas, ale w końcu doszło mnie, że facet kompletnie bełkocze, a jego otoczenie nasiąka wonią bimbru. Gdy miałem oddalić się w siną dal, ten zagaił:
- A czy słyszeliście historyję o szaleńcu z lasu? Przez brak kobity postradał zmysły i zaszył się w kniei, polując na wiewiórki i zabłąkane koty, oraz strasząc lokalne niewiasty. Pół roku temu mój kolega Marcin(oby mu demony dupę chlastali) poszedł do lasu grzybów nabrać. Wrócił bez koszyka, portfela i prawego oka. Oko stracił jak ociekał i gałąź dębowa zaskoczyła go w biegu. Portfel zgubił, a koszykiem rzucił w akcie obrony, co by nie słuchać tego...
- Czego nie słuchać, panie menelu?
- Ci dam kurwa, menelu. Nie słuchać bełkotu! Przeraźliwego bełkotu, który wychodził z jego ust. Zna on się z hobbitami, z nimi spiskuje i z nimi jada przy jednym stole. Oni to gdy tylko pora przyjdzie, wychodzą na wzgórze i co sił w kratni drą ryja. "Zielona energia! Sadzić drzewa! Żyjemy w społeczeństwie!". Niedawno podobnież we konflikt wdali się i coś się jednemu nie podobał, to sobie po ryju dali i zgoda.

Patrzę tak i słucham tych bzdur i już mam ochotę jebnąć mu z blachy w poltylicę i uciec w krzaki, ale spókój ducha odniósł viktorię nad porywem i zaczekałem z rękoczynami. Toteż spoglądam w stronę gawędziarza i pytam:
- Gdzie go znaleźć?
- Szalony człowieku! Nie mogę takich sekretów ducha zdradzać światu, ale mogę dać ci wskazówkę, jeśli chcesz się porwać na to zadanie. Jedno słowo - Łukowianka

Rozszerzyły mu się źrenice, lewe oko zalała czerwień, biel tła w bok usuwając. "Szok alkoholowy" - pomyślałem i faktycznie rzecz biorąc przed wypowiedzeniem kwestii wyzerował małpkę. Nie mogłem patrzeć na to cierpienie. Odszedłem.

Morał z tej bajki jest taki, zielony konserwatyzm rośnie w siłę, ale taki prawdziwy, a nie to co Klub JaJeGojski chce promować przez swoich nieopłacanych redaknurów z procesu rekrutacyjnego z Google'a. Szkoda gadać naprawdę, że taka inicjatywa jest przejmowana przez śmierdzących siusiem sojbojów z KJ, co w życiu interesującego zdania nie złożyły. Cała Polska śpiewa razem, jebać Klub Jagielloński głazem.

Pozdro z fartem.

Anon

Komentarze