Chcę być Anonem!
W tym wszystkim, poza kręceniem kolejnego punktu swojej kampanii wyborczej warto jeszcze zadać sobie pytanie, co tak naprawdę jest fundamentem <wolności słowa> w sieci? Bo to nie jest tak, że wolność słowa ma nam zapewnić jakaś instytucja sądowa, Sprawa jest nieco bardziej skomplikowana, gdyż cały temat swobody wypowiedzi rozpatrujemy na trzech zasadniczych poziomach.
Pierwszy poziom to swoboda wypowiedzi w stosunku do prawa, a przede wszystkim. Na ile prawo pozwala ci się swobodnie wypowiadać? Za postowanie czego zostaniesz aresztowany? Wszyscy jesteśmy w stanie się zgodzić, że ludzie produkujący i udostępniający CP powinni gnić w więzieniach, możliwie nawet ludzie tworzący pornografię dorosłą, ale tam jest problem z rozdzieleniem pornusów od jakiejś tam sztuki, a gołe dupy(i cycki) artyści malują od dawnych czasów. Tak czy inaczej, punktem odniesienia są powszechnie obowiązujące w danym kraju kodeksy. Kwestia jest ustalana przez to, co stanowi prawo, kropka.
Drugi poziom to swoboda wypowiedzi w stosunku do platform, na których się wypowiadamy. To może być Pejsbuk, Ćwiterz, TwojaTuba, a może być forum PasjonaciWędkarstwa.com, albo PrzygarnijSamotnąMatkę.MokebeZrobiłMiDzieciakaIUciekł.pl, bez znaczenia. Kwestia ta rozbija się o to jakie zasady ma dana platforma i jak są one egzekwowane. Admin, mod, albo nawet właściciel strony(jak właściciel KiwiFarms) może być dla przykładu strasznym złamasem i banować za wszystko, albo wręcz przeciwnie, mieć w dupie zasady i jebać policję.
Tutaj rzecz jasna, w kontekście szerszego spojrzenia istotne jest to, czy np. dana platforma nie zajmuje 90 procent całego rynku medialnego w danej dziedzinie, bo wtedy robi się monopol i konkurencja takich platform ma trudniej. Wtedy oni dyktują zasady i to co się dzieje na tej platformie, albo tych kilku platformach de facto stanowi o sytuacji w liczącej się części internetu. Czy taka firma współpracuje np. ze służbami, kto jest jej właścicielem, temat WIELKIEGO TECHU to temat na oddzielny wywód.
Trzeci poziom to poziom swobody w stosunku do innych internautów i tutaj wchodzi kwestia, o której chcę się w tym artykule wypowiedzieć. Otóż w ramach istnienia wolności wypowiedzi w tym poziomie powinien istnieć pewien zakres ANONIMOWOŚCI w internecie. Już widzę wszystkich informatyków, techników komputerowych i dzielnych pracowników branży Aj Ti i słyszę jak klepiecie w swoje oblane tłuszczem z nuggetsów klawiaturki. "Yyyy nie ma żadnej anonimowości, wszystkie dane są dostępne, blablabla..."
Wiem, jestem tego świadomy. Dlatego na przykład swoboda wypowiedzi na Pejsbuku jest tak iluzoryczna, bo napiszesz coś niezgodnego z poglądami jakiejś przekonanej o swojej misji cywilizacyjnej aktywistki, pracującej dla Ośrodka Rzekomych Oszustw Finansowych im. Królika Gawła pseudonim "gruby, co spierdolił do Norwegii'' i co się dzieje? Masz zgłoszenie do pracodawcy("czy wasza firma podpisuje się pod wypowiedziami waszego pracownika? buebuebuebue..."), do uczelni, skargę do rodziców(tak jak kiedyś laska wypisywała do siostry Krzyśka Perchała, myśląc, że to jego matka) i robią się kłopoty. Oczywiście, ja będąc rodzicem, czy firmą pewno miałbym to w dupie(albo raczej chciałbym mieć), ale pamiętajcie, że pracodawcy są pod wpływem silnego szantażu, w formie układu - Albo zwolnicie tego <kogoś>, albo krzykniemy, że jesteście nazistami i żeby was bojkotować. Czy to jest jakieś skuteczne, jeśli chodzi o wpływ na faktyczne zyski firm? Nie wypowiem się, nie badałem tego tematu, natomiast mam wrażenie, że działa to dosyć skutecznie, bo firmy często zwalniają swoich pracowników za takie akcje.
W kontekście tej sytuacji, można zadać pytanie - Czy jest sens ryzykowania pozycji społecznej, czy finansowej dla głoszenia jakichś tam swoich prawd, co do których nie jest się do końca przekonanym? Nie i dlatego nie ma sensu podpisywania tego swoim nazwiskiem. Ja swoim żadnego artykułu na tej stronie nie podpisałbym, m.in dlatego, że w dużej mierze działalność ta ma wartość shitpostingu.
Dlatego też kwestia tożsamości w sieci jest podstawą jakiejkolwiek swobody wypowiedzi. Od czasu morderstwa Adamowicza widziałem kilkukrotnie posłów, posłanki i inne tego typu niepełnosprawne intelektualnie osoby nawołujące do, uwaga - OBOWIĄZKU PISANIA POD IMIENIEM I NAZWISKIEM w internecie. Widzisz pan, nie możesz założyć konta, podpisać się jako RuchaczMatek1488 i shitpostować sobie nie wadząc nikomu, MUSISZ pisać pod prawdziwymi danymi osobowymi i twarzą, bo (smutna muzyka) Adamowicz został zasztyletowany, niczym Juliusz Cezar. Potencjalnych "powodów" do skrytego, ale jednak kręcenia takiej narracji było kilka w międzyczasie, ale właśnie kwestia tragicznej śmierci prezydenta Gdańska mnie zespustowała, bo tam po raz pierwszy widziałem posłankę, oczywiście PO piszącą coś o wprowadzaniu de facto prawnego zakazu anonimowości w sieci.
Nie rozpisując się, nie ma absolutnie żadnej koneksji pomiędzy biegającym na wolności schizofrenikiem z nożem, który bez problemów kładzie łapki za oficjelu państwowym, a anonimowych shitposterach w sieci. Jeśli jesteście dziennikarzami(w tej gazecie to obraźliwe słowo), publicystami, gadającymi głowami, jednymi z tych, co nie chcą dyskutować z ludźmi, którzy nie podpisują się PESELEM, NIPEM, PINEM i adresem zamieszkania, to szczerze? Ja się dziwię, że poruszacie się po Ziemi nie pakując widelców w gniazdka elektryczne, naprawdę.
Do wszystkich czytelników SRAKI, mam za to konkretny przekaz. Rdzeń ideowy GameraNonizmu, Narodowego Anonizmu i wszystkich innych autystycznych e-ideologii, o których robiłem słabe memesy. Nie bójcie się być Anonami, ukrywajcie swoje dane, tak jak tylko możecie, nawet jeśli obecnie łatwiej jest o wyleczenie złośliwego nowotworu, niż o anonimowość w sieci.
Anon
Komentarze
Prześlij komentarz