Bóg jest miłością





Deus Caritas Est

Kardynał Voiello powiedział, że wszyscy cytują encykliki, ale nikt ich nie czyta. No to ja przeczytałem. Kwestią nadrzędną jest oczywiście zrozumienie i swoim rozumieniem się z wami podzielę. Autorem jest czcigodny Papież Benedykt XVI, a równie właściwie – Joseph Ratzinger. Postać nietuzinkowo pokorna i wielce otwarta. Otwarta w znaczeniu głoszenia prawdy, bo poczciwy Niemiec niczego w swoich słowach nie skrywa, choć oczywiście przekazuje Tajemnicę. Jest to przejaw niesłychanej dobroci. Czytając emerytowanego papieża ma się wrażenie, że swoim słowem pragnie rozniecać w odbiorcy obecność Najwyższego. Przenikliwe spostrzeżenia okrasza czułymi drganiami własnego serca. Te drgania zdają się być dziełem samej Łaski, bowiem rytm przesłania jest nader harmoniczny. W swojej cnotliwości Ratzinger przedstawia nam miłość. Miłość niejednoznaczną, choć jedną w Bogu. Możliwą do poznania, choć wymagającą doświadczania. Miłość o której pisze to ciągła praca – łączenie różnych obliczy. To wreszcie uczynki miłosierdzia praktykowane w wierze. Istotnym jest, aby znać źródło miłości i o nim nie zapominać. Bo tylko wtedy będziemy w stanie prawdziwie miłować.
 


Eros i agape

Jakże łatwo jest nam wzgardzić skrajnościami i odrzucić jedną na rzecz drugiej. Eros drażni ludzi szczególnie przeczulony na punkcie czystości, którzy w swojej manii tracą obraz całości. Odrzucenie agape jest natomiast przejawem swawoli i moralnego rozkładu, który postępuje przez kompletne niezrozumienie natury. Natura człowieka to potencjał do wypełnienia, a nie podążanie ślepo za najpierwotniejszymi popędami. I w tej naturze integrują się dwa wspomniane rodzaje miłości. Eros jest tym, co posiada moc zmierzania do absolutu. Potrzebuje jednak wyważenia, które gwarantuje agape. Przyjęcie ram i trzymanie się ograniczeń daje możliwość zdrowego rozwijania miłości. Agape jest często utożsamiana z Nowym Testamentem, a Eros ze Starym. Agape jest Chrystusem, który nie przychodzi znieść prawa (erosu), ale to prawo wypełnić. Jest to uzdrowienie już istniejącego, nadanie czystości czemuś gwałtownemu. Takie okiełznanie pozwala nam trzymać się drogi i nie zbaczać w rejony grzechu. Skupianie się wyłączenie na erosie prowadzi do materializacji miłości i przykrego upodlenia. Ludzie zagubieni w takim stanie nie mogą być wolni, nie mogą spełniać swojej natury. Bo konieczne jest ciało i dusza, by istnieć mógł człowiek. Sam eros to również brudny egoizm. Realizowany w oderwaniu od agape spełnia jedynie pojedynczą żądzę, a miłość nie może się uzewnętrzniać. Agape jest potrzebna, by trzon wiary się ujawnił, a takim trzonem jest rzeczywiste Spotkanie. Spotkanie tak z Bogiem jak i z drugim człowiekiem. Jezus mówi: wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili. Te słowa Zbawiciela są dla nas wytycznymi, byśmy kochali drugiego człowieka tak, jakby był nim sam Bóg, ponieważ każdy z nas został stworzony na obraz i podobieństwo. Nie można kochać Boga, jednocześnie nie kochając ludzi. Zawiera się w tym również konieczność kochania samego siebie. Oczywiście nie chodzi tu o narcyzm. Miłość własna to zaakceptowanie miłości Bożej. On nas stworzył i pierwszy umiłował – nie możemy więc sobą wzgardzać. Należy pamiętać, że wiara nie odrzuca żadnych pragnień. Od naszej wolnej woli wyłącznie zależy co z tymi pragnieniami zrobimy, jak nad nimi zapanujemy.



Wyjście na Spotkanie

Miłość nie jest ukierunkowana na abstrakcję czy przedmiot, miłość zmierza do człowieka. Nie spotykamy się z ideą – uważajmy więc, by nie szukać w ludziach zestawu znanych i zdefiniowanych pojęć. Ta zgubna praktyka prowadzi do odczłowieczenia i neguje samego Boga. Bowiem przez Boga spotykamy się z człowiekiem. Gdyby pominąć Najwyższego w postrzeganiu drugiej osoby, traktowalibyśmy ją wyłącznie na podstawie wyglądu, zachowania, wypowiedzianych słów. Kontemplacja w duchu Bożym, zmierzanie myślami ku absolutowi, nieustanne podejmowanie prób spotkania z Chrystusem zapewnia nam obcowanie z pierwiastkiem obecnym w każdym człowieku. Pełniąc niejako refleksję nad czymś wiecznym możemy się zbliżyć do myśli każdego człowieka i w ten sposób rozwijać swoje zrozumienie. Opuszczając własny, wewnętrzny wszechświat i otwierając się na nieśmiertelne oblicze Boga Ojca, otwieramy się również na całe jego Stworzenie. W ten sposób odkrywamy również siebie – Bóg bowiem jest nam bliższy niż my sami sobie.


Przebaczenie i ofiara to dwa najpiękniejsze wyrazy miłości. Towarzyszyły Chrystusowi na Ziemi i towarzyszyć będą nam, bo jesteśmy dziećmi Bożymi. Przebaczenie jest w pewien sposób formą ofiary. Często wymaga schowania własnej dumy. W przebaczeniu potrafimy poszukiwać pragmatycznych korzyści, wtedy wypaczana jest rola ofiary. Nie powinniśmy zatem przebaczania uzasadniać pragmatyzmem – przebaczenie ma brać się z miłości i tak jak miłość być darmowe. Oczekiwanie korzyści w ramach podjęcia przebaczenia to zamach na szczerość tego wzniosłego czynu. Staje się on wtedy niczym więcej jak elementem transakcji. Przebaczajmy więc z chęci wyrażania miłości i nie zapominajmy, że Ktoś absolutnie doskonały przebaczył nam wszystkim kompletnie bezinteresownie.
W tym samym duchu ofiarowujmy również siebie. Tak bliźnim jak i Bogu. Nie myślmy przesadnie o naszej ofierze, nie stawiajmy jej w centrum – nigdy bowiem nie przerośnie ona ofiary Chrystusa na krzyżu, która to ofiara powinna mieć monopol na kontemplacje. Nasza ofiara niech będzie prostym naśladownictwem, które poszukuje miłości. Patrzymy zawsze ku źródłu wody żywej.




Charytatywność

Nie jesteśmy altruistyczni dla samego altruizmu. Nie niesiemy pomocy tylko po to, żeby uśmierzyć cierpienie. Te działania nie miałyby sensu, gdyby nie służyły czemuś większemu. Służą właśnie miłości. A jak pisał św. Paweł – Bóg jest miłością. Kościół praktykuje Caritas, ponieważ naśladuje w ten sposób Chrystusa. To część wiary – nie zaś materialistyczna filantropia, która ma jedynie uspokoić sumienie. W działalności charytatywnej Kościoła nie ma głośnych, humanitarnych haseł, które miałyby wpisywać się w jakąś huczną ideologię. Jest tylko i aż przejaw miłości. Co istotne, za każdą pomocą powinien stać człowiek. By miłość mogła się w pełni wyrazić nie wystarcza samo wsparcie – konieczny jest również wspierający. Nie mamy być kroplówką. Mamy być dłonią, która ogrzeje i zapewni żywą obecność. Nie ulegajmy również coraz to bardziej dominującym krzykom, że konieczna jest natychmiastowa, „rzeczywista” pomoc, czyli taka, która reprezentuje się w dobrach materialnych. Nie jest to nadrzędna misja Kościoła. Sir John Brannox trafnie zauważył: „Włóczęga umiera na ulicy. Rząd mówi: pomogę ci. Lekarz mówi: uleczę cię. Jego córka mówi: dam ci pieniądze. Przyjaciel mówi: podzielę się z tobą winem. A Kościół nie mówi nic. Kościół o nim myśli.”. I może tego właśnie wszyscy potrzebujemy. Poczucia, że ktoś zawsze dla nas będzie. Że jego obecność zawsze wyrażać się będzie w absolucie myśli. W modlitwie. Że zawsze istnieć będzie przystań otwarta na nasze cierpienie – jak wyjątkowe i trudne do zrozumienia by ono nie było. Nie ulegajmy więc złośliwym uwagom, że modlitwa to czas stracony. Bowiem rozwijając siebie duchowo, przygotowujemy grunt pod autentyczną miłość, która czynić może najczystsze i najszczersze Caritas.



Zachęta

Jestem pewien, że to zaledwie ułamek wielkiej mądrości Benedykta XVI. To moje najpewniej osobiste odczucia przelane na papier, obarczone błędem wielu przywar. Ale myślę, że wspólnym dla mnie i Josepha Ratzingera jest fakt, że oboje zawsze będziemy prostymi robotnikami w Winnicy Pańskiej. Bo kimże więcej być można na Ziemi? W tym pokornym zjednoczeniu zachęcam do zapoznania się z całością encykliki Deus Caritas Est, bo to wielki skarb, który pozwala uporządkować pojęcie miłości i stanowi cenną lekcję dla każdego poszukującego właściwej ścieżki miłowania. 
 
Rublow

Komentarze