O Zrywizmie w czterech punktach
Zryw zrywa - najczęściej z kimś lub czymś, albo się z czegoś. Oba te przypadki przyświecają owej idei. Jest to w jakimś stopniu bunt, ale nie chodzi o sam bunt. Bunt dla buntu - to jest idiotyczne i dziecinne. Nie chodzi o antagonizację konkretnych podmiotów jako złych samych w sobie; Nie chodzi o to co robią Amisze antagonizując technologię, czy to co robią komuchy antagonizując białych ludzi. Chodzi o antagonizację właśnie tych rzeczy, które sprawiają że antagonizujemy bez ładu i składu, że zamykamy się w obiektywnie rzecz ujmując całkiem popierdolonych bańkach które - możemy tego nawet nie dostrzec przez cały swój żywot - okazują się ślepymi zaułkami z których nie ma już drogi donikąd.
Chodzi o wolność, ale nie liberalizm. Chodzi o ład, ale nie totalitaryzm.
Aby zrozumieć na czym polega bycie zrywem, musicie przyswoić sobie odrobinę założeń, które postaram się ująć w kilku punktach;
1. CZAS JEST UMOWNY, PRZEMIANY - NIE
Czasem spotykamy się z taką frazą jak "XXI wiek" - "Żyjemy w XXI wieku" w domyśle znaczy tyle, że przeszliśmy jakąś długą ewolucję która zaszła tak daleko, że pewne zjawiska nie powinny już w ogóle na świecie zachodzić, ponieważ nastąpił jakiś iluzoryczny postęp. Otóż nie, nie ma żadnego XXI wieku, to jest kwestia czysto umowna i żadna ilość czy objętość czasowa nie posiada siły zobowiązującej. Nie istnieje żaden postęp jako taki. Istnieje jedynie rekurencyjny proces życia gatunku ludzkiego który przez ostatnie zaledwie kilkaset lat wykazywał tendencję wzrostową w wymiarze technologicznym i kulturowym. Ludzie referujący "XXI wiek" czynią supozycję, że ta tendencja będzie trwała w nieskończoność, że jest to proces którego już nie da się zatrzymać - gówno prawda, żeby zrozumieć niedorzeczność takich założeń wystarczy znać odrobinę historii.
W przeszłości różne cywilizacje rosły kontynuując swoją spuściznę przez setki lat, po czym upadały - z różnych powodów. Jedne zostały najechane i wyrżnięte (np. Inkowie), inne wyniszczyły same siebie (Rzym Zachodni), jeszcze inne upadły pod naciskiem iście apokaliptycznych czasów (Kolaps Epoki Brązu). Oni wszyscy też mieli swoje własne kalendarze które odmierzały rytmy ich wiekowego istnienia, obiecując dwakroć tyle w przyszłości - ale nie wyszło. Czas nie ma tu żadnego znaczenia - czas nie zna sprawiedliwości. Jedyne co tu się liczy to są właśnie przemiany - a te mogą zachodzić w różnym kierunku. Wzloty i upadki, wiosna i zima, wzrost i gnicie - to nam zawsze zagraża i równie dobrze w XXII wieku możemy wrócić do nakurwiania się maczugami. I nie piszę tu o nakurwianiu się w sensie post-apo, gdzie piąta woda po kisielu wychodzi ze schronu i ma do dyspozycji całą spuściznę upadłego świata. Piszę tu o sytuacji w której możemy stracić potężny kawał wiedzy od procesów zachodzących w skomplikowanej maszynerii, przez proste receptury przydatne w domu aż po część pojęć z własnego języka. Możemy stracić bezpowrotnie wszystkie dane zapisane cyfrowo i połowę tego, co na papierze. Jeśli nie wierzycie że wiedza może zaginąć, poczytajcie o mechanizmie z Andikitiry, o greckim Ogniu, o imponująco precyzyjnie wykonanych blokach z Puma Punku i kilku innych starożytnych ośrodków cywilizacyjnych.
Myślicie że nasza cywilizacja jest już zbyt "utrwalona" żeby coś ważnego stracić, żeby upaść nisko? W niektórych miastach w USA wystarczy że wysiądzie prąd żeby ludzie zaczęli masowo rabować sklepy. A "u nas" całkiem przecież niedawno głośna była informacja, że statek zatkał kanał sueski i 10% światowego handlu jest w zastoju a na półkach wkrótce zacznie brakować niektórych produktów. Jeden jebany statek który kreśli kutasa na morzu potrafi uwalić jeden z dziesięciu smoczych łbów a wy wierzycie że to jest stabilne? Wystarczy że sklepy byłyby kompletnie puste przez miesiąc a wszystko się zesra - tyle nas każdego dnia utrzymuje ponad powrotem do struktur plemiennych. Zwróćcie wreszcie uwagę na fakt, że w tym samym XXI wieku istnieją miejsca w których ludzie dalej biegają z gołymi dupami po lesie albo dalej stosują kamienowanie. Ci ludzie żyją tak samo od setek lat nie dlatego że są odporni na jakiś postęp tylko dlatego, że rekurencyjne możliwości ich społeczności są niezdolne do rozwoju tech-kult.
Jako że czas nie ma większego znaczenia, ludzie wciąż pozostają tą samą tabula rasą a jedynie zmienia się nasze środowisko, które jest coraz bardziej abstrakcyjne i przez to żyjemy inaczej niż drzewiej. Dowodem na to jest fakt, że aktywiści polityczni w ostatniej dekadzie pozamieniali się w pedofilów politycznych i chcą wciskać swoją ideologię małym dzieciom zamiast liczyć na jakąś magiczną ewolucję, którą wciskają ułomkom. Co śmieszne, lewary odkryły tę prawdę stosunkowo niedawno, wręcz każde ich nowe pokolenie odkrywa ją na nowo. Tymczasem instytucje tradycyjne takie jak Kościół Katolicki wychowanie człowieka już od dziecka w swoich wartościach ma opanowane od setek lat. Ot - postęp.
2. LUDZIE NIE CHCĄ POMÓC SAMYM SOBIE
Niektórzy chcą, nie przyjmujmy tego ogólnego hasełka za dosłowną prawdę objawioną - ale większość nie chce. Czasem może nawet twierdzi że chce i podejmuje niezwykły wysiłek żeby komuś udowodnić że faktycznie chce, ale tak naprawdę nie chce i spiera się jedynie o guwnorację żeby nakarmić swoje ego. Kiedy czegoś chcemy, to czegoś chcemy, np. chcemy się położyć spać, chcemy coś zjeść, chcemy wyruchać tę laskę z naszej klasy - nasze chciejstwo tkwi w nas, immanentnie popychając nas do zrealizowania go, niejednokrotnie przesłaniając nawet zdrowy rozsądek (widziałem do czego walisz, wstydź się). Dlatego nawet jeśli ktoś twierdzi że chce sobie pomóc ale sobie nie pomaga, to znaczy że nie chce sobie pomóc.
Ale o co w ogóle chodzi z tą pomocą - chodzi o najdrobniejsze gesty i kwestie wagi państwowej które olewamy, a te później obracają się przeciwko nam. Czy ludzie lubią chodzić do dentysty i mieć robione np. kanałowe? Pewnie znajdą się entuzjaści ale większość powie, że nie. Mimo to - czy większość ludzi codziennie przed snem dokładnie myje zęby? Czy odżywia się tak by ich zęby były prawidłowo odżywione? Raczej nie. Czy ludzie liczą kalorie i makro żeby nie przytyć w pizdu a ich ciało było sprawne? Może zaczynają kiedy już się roztyją i mają w sobie odrobinę zmysłu samozachowawczego. Czy ludzie regularnie uprawiają gimnastykę aby zadbać o swoje ciało i swoją psychikę? Czy zabiegają o zdrowe relacje ze swoimi bliskimi? Czy starają się budować dla siebie i swoich bliskich bezpieczną okolicę? Czy sypiają tyle ile powinni? No raczej kurwa nie, mimo że przecież to wszystko jest teoretycznie w ich interesie.
Istnieje cały szereg rzeczy które moglibyśmy robić i to by się nam zwróciło, ale ich nie robimy ponieważ nie chce nam się, nie zdajemy sobie sprawy z konsekwencji, nie wierzymy w konsekwencje. Często jest to wina tego, jak zostaliśmy wychowani - tego, co znalazło się w tym podstawowym pakiecie który mamy w naszych głowach. Niektórzy ludzie są już właściwie kompletnie skasowani od początku, mają meksyk w bani i nawet nie zdają sobie sprawy z tego jak często i jak doraźnie się krzywdzą. Kiedy zaczynają się pojawiać tego efekty (przepita morda, rozjebane synapsy, depresja, chujowy charakter, odruch Pawłowa na dragi, gry i porno), zwykle zwalają winę na coś innego. Nie dlatego że wstyd im to przyznać, tylko dlatego że im w ogóle do głowy nie przychodzi że oni zrobili coś złego. I solucje które sobie wymyślają na swoje problemy są już tylko wadliwym pokłosiem wadliwej pracy ośrodka w mózgu odpowiedzialnego za sylogizmy. Żeby takich ludzi wyleczyć, należałoby ich złapać jak dzikie zwierzę i wpierdolić do izolatki na jakiś rok albo i więcej - odciąć ich od złych wpływów oraz tego czym się krzywdzą, jednocześnie podsuwając im coś co im pomoże złapać prawidłową optykę. Problem w tym że taka praktyka zwana jest powszechnie "karą więzienia" albo "zamknięciem w zakładzie psychiatrycznym" i - rozumiecie - nikt tam nie chce trafić dopóki nie zaczyna słyszeć dziwnych głosów.
Tego typu żywiołaków pierdolniku w Polsce mamy ilość policzalną (z pewnością, mówimy o zbiorze skończonym), jednak nieokreśloną. Najprawdopodobniej że jest to kilka milionów osób, może nawet większość narodu. I oczywiście to przekłada się na wydajność naszego państwa - to przekłada się na chujową i zakorkowaną z debilnych powodów służbę zdrowia. To przekłada się na brak rozkwitu suwerenności gospodarczej w sensie rozwoju własnych kluczowych przemysłów (samochodowy, komputerowy, kosmiczny, etc). To przekłada się na spadającą dzietność. To wreszcie przekłada się na takie sytuacje jak epidemia koronawirusa z którą nie potrafimy skończyć w taki czy inny sposób. I istotny wynika z tego wniosek - nie wolno Ci liczyć na ludzi. Nie na ogół, nie w dobie kultury globalnej. Zakładanie że ludzie wybiorą prawidłowe rozwiązanie tylko dlatego że to jest prawidłowe, jest naiwne.
3. GORILLA WARFARE
Guerilla warfare, czyli na polski wojna podjazdowa, polega na tym, że jakaś mała siła zadaje dotkliwe straty dużej sile, wykorzystując do tego swoją zwinność i zdolność do ukrywania się. Mniejszy oddział jest łatwiej przemieścić, ukryć i skoordynować, dlatego ten dobrze nadaje się do czynienia zasadzek i nocnych nomen omen podjazdów. Większy oddział to już jest w chuj roboty i dodatkowej logistyki - zauważcie, że właśnie o tą zależność rozwinęła się klęska Powstania Warszawskiego; zaplanowano uderzenie z zaskoczenia w zbiór strategicznych punktów, których przejęcie i utrzymanie równałoby się przejęciu kontroli nad miastem. Problem jednak polegał na tym, że tego skoordynowanego ataku miało dokonać kilka tysięcy ludzi na obszarze jednego miasta. Walki miały wybuchnąć jednocześnie o godzinie 17, ale te zaczęły się już wcześniej w kilku punktach ze względu na złą organizację i zwykłe incydenty (np. powstańcy nie potrafili skutecznie przemycić broni w określony punkt).
Dlaczego jest to ważne? Ponieważ zważywszy na punkt drugi, mówimy tu o sytuacji w której istnieje jakiś motłoch który wiedzie autodestrukcyjny żywot prawdziwej kreatury rodem z książek fantasy. Ale nie każdy taki jest - istnieją te słynne "wybitne" jednostki, które chcą sobie pomóc i naprawdę chcą tego ładu wokół siebie, więc organizują siebie jako jednostki. Potrafią też jednak się łączyć w GRUPY INTERESÓW i właśnie te grupy interesów wywierają wpływ na motłoch. Oczywiście nie każda grupa interesów to wybitni ludzie, ale demografia wielu z nich jednak odznacza się jakąś ponadprzeciętnością (niekoniecznie w sensie pozytywnym). Mówiąc wprost: MAŁE GRUPY INTERESÓW KONTROLUJĄ ZDEZORGANIZOWANE SPOŁECZEŃSTWO. Ten frazes mógłbym sobie wytatuować na czole. W istocie, gdybym to zrobił, nie byłoby już żadnej różnicy między moją twarzą a moją dupą, na której już sobie to hasło wydziarałem upalną wiosną 2012 roku.
Zdaję sobie sprawę z tego, że w jakimś stopniu ta teza zmierza w kierunku teorii spiskowych, ale myślę że to kwestia skojarzeń. Te wszystkie tefaueny, partie polityczne, think tanki i korpo to przecież są właśnie grupy interesów i jak najbardziej kształtują nasze społeczeństwo tak czy inaczej. W takim pojmowaniu zwykły ułom i konsooment staje się po prostu kolejnym zasobem - takim jak ropa, czy drewno. Nie uważam takiej optyki za inherentną cechę zrywizmu, ale uważam ją za godną promocji.
4. WIEDZA JEST POTĘGĄ
Banał w chuj, ale wart podkreślania i tłumaczenia. Wszystkie dywagacje jakie wypisałem powyżej opierają się o jakiś zasób wiedzy - pochodzącej z książek, opowieści, obserwacji społecznych i innych zadupiów. Konkretna wiedza - taka która daje nam właściwy pogląd na sprawy - jest kluczem do życia w sposób godny, do rozwijania się, do unikania upadku jednostki, społeczeństwa i cywilizacji. Oczywiście nie każda wiedza jest wiedzą konkretną i użyteczną. Należy unikać szarlatanów oferujących nam wydmuszki i frajerów którzy się takowych wydmuszek naczytali i teraz mają błędne przeświadczenie o swoim wykształceniu, swojej mądrości i ważności. Jak ocenić która wiedza jest użyteczna? Przede wszystkim ta, z pomocą której jesteśmy w stanie manipulować rzeczywistością, bowiem jej sprzężenie z rzeczywistością jest inherentną wartością samą w sobie - w istocie, o ten koncept opiera się metoda naukowa, której wymogiem jest możliwość replikacji eksperymentu: Jeśli zawsze uda nam się otrzymać te same wyniki, to jest to dowód na to, że odkryliśmy metodę do otrzymywania takich wyników, czyli po prostu konkretną metodę manipulacji rzeczywistością.
Jak prawidłowo kopać rowy i podnosić ciężary, jak dobierać obroty na tokarce, dlaczego Słońce świeci, niebo jest niebieskie a dąb jest twardszy niż lipa, jak działa telewizor, skąd się bierze zjawisko indukcji magnetycznej, co to jest chromosom - to są przykłady wiedzy istotnej, przydatnej i ważnej. Mającej przełożenie na nasze faktyczne umiejętności rządzenia nad otoczeniem. Wolnej od durnej polityki i upolitycznionych narracji.
Natomiast wiedzą pustą, bezużyteczną i istniejącą tylko dla samej siebie jest ta, która zwykle pozostaje czysto teoretyczną i nieprowadzącą do niczego konkretnego, najczęściej przyjmując formę jakiejś gównianej "nauki społecznej" która jest po prostu zbiorem hasełek definiujących dwa zjawiska na krzyż w bardzo ubogi intelektualnie i ograniczający sposób. Część z takich "nauk" jest wprost narzędziem politycznym i nie służy żadnemu poznaniu, tylko agitacji.
I myślę że to rozróżnienie zakreśla najważniejszą dychotomię zrywizmu: konflikt między ludźmi którzy pozostają w kontakcie ze światem rzeczywistym z jego wszystkimi okrucieństwami i pięknem, rozumiejący gdzie się znajdują i poszukujący metod oraz sprawności, z pomocą których mogą czynić swoją naturalną powinność - rozwijać swój gatunek, ORAZ ludźmi którzy wpadają w sieć abstrakcyjnych pojęć i informacji, nie posiadają nawet stałej, zdefiniowanej moralności, są gotowi doprowadzić do najgorszych konsekwencji w imię fiducjarnych wartości zmieniających się z każdym nowym pokoleniem któremu jest tym gorzej, im jest mu lepiej.
Z tymi właśnie ludźmi i ich cywilizacją zryw pragnie zerwać. Nie chodzi o kłótnię o detale, o gusta, o rodzaj organizacji tego czy innego abstrakcyjnego bytu - chodzi o wolność od szaleńców, wolność do życia twórczego.
Mig
Komentarze
Prześlij komentarz